Mam ogromną słabość do filmów, w których jeden bohater - zazwyczaj starszy i maskujący zrzędliwością swoją samotność, spotyka drugiego - często młodszego, który nic sobie nie robi z w najlepszym wypadku brakiem entuzjazmu na jego widok, w najgorszym atakiem werbalnym, fukaniem i wywracaniem oczami. Znacie to? Ten pierwszy się opiera, drugi drąży. Potem jest perypetia i na końcu wielkie olśnienie, że nie wiadomo kiedy, pojawiła się przyjaźń/miłość. Happy end, łzy wzruszenia, ciepło na sercu (i pod kocykiem).
Duży Wilk i Mały Wilk (tekst: Nadine Brun-Cosme, ilustracje: Olivier Tallec, tłumaczenie: Jadwiga Jędryas, Wydawnictwo Dwie Siostry)
Kojąca, ciepła opowieść. Uczta dla oka - po tej długiej zimie i przedwiośniu, które nie chce się skończyć, łapię te intensywne kolory, wyglądam ich. Świetne są te ilustracje - mniemam, że łączące farbę i kredki. Oszczędne w szczegóły, bogate w emocje. Moja absolutnie ukochana to ta, na której Duży Wilk, osłaniając oczy przed słońcem, wypatruje Małego, ale też te wszystkie z krajobrazami w różnych porach roku (nocne i dzienne). Wspaniale, że to pierwszy z trzech tomów i że powstała animacja na podstawie tej książki (fragment).