Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Wiąż, ile chcesz, Albercie

$
0
0
Jak mi dzień podcina skrzydła... nogi, jak sznurówka się zrywa, śniadanie zostaje w pojemniczku na kuchennym blacie, jedno dziecko wyje, a drugie jęczy. Wtedy myślę o tacie Alberta. Wizualizuję sobie konkretną ilustrację, na której tata Alberta uśmiecha się od ucha do ucha, wokół jego twarzy rozchodzą się promienie, a w oczy rzuca się napis ŚWIETNIE. Świetnie, że sznurówka się zerwała, w końcu kupię nowe, odrobinę dłuższe. Świetnie, że śniadanie zostało, skuszę się na jakąś bułę! Pszenną! Dmuchaną! Niezdrową! Świetnie, że dziecko... trochę się zagalopowałam :)




Wiąż, ile chcesz, Albercie (tekst i ilustracje: Gunilla Bergström, Wydawnictwo Zakamarki) to najnowsza książka o Albercie wydana w Polsce. W Szwecji ta kultowa seria liczy ponad 30 tytułów, Zakamarki wydały do tej pory 15 książek z przygodami Alberta (14 w serii i jedną trochę dłuższą, w której jest więcej tekstu i mniej ilustracji Hokus-pokus, Albercie). Jeszcze sporo czytania przed nami!
W Wiąż, ile chcesz, Albercie naprawdę ŚWIETNE jest to, że ten pięciolatek nauczył się wiązać! I sam sznuruje buty, wiąże kokardy na prezentach, mota misiowi szalik. Sam! Tata jest bardzo dumny i wspiera syna przy realizacji każdego zadania związanego... z wiązaniem. Nawet wtedy*, kiedy potyka się o jeden ze sznurków szalonej konstrukcji Alberta i wypuszcza z rąk wazę z zupą owocową... Oj! Całe szczęście Albert i jego przyjaciele Wiktor i Mika równie dobrze radzą sobie z rozwiązywaniem. Problemu, kokardek i supełków.
O malutkiej rzeczy dla ludzkości (czyżby?) a wielkiej dla Alberta i jego taty. O rodzicielskiej dumie. O wsparciu. O cierpliwości. O tym jest Wiąż, ile chcesz, Albercie. I o wiązaniu, rzecz jasna.






Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

* No dobra. Wtedy lekko podnosi głos, ale tak wiecie - pojedynczy wykrzyknik. I szybko się uspokaja.

PS Albert już był gościem na moim blogu - TU

Przygoda Marlenki (+konkurs)

$
0
0
Wpatruję się w ilustracje Sibylle von Olfers z nadzieją, że chociaż jakieś powidoki mi zostaną... Bo nie wiem jak u Was, ale u mnie to śniegu najwięcej oglądam w książkach dla dzieci. Rok temu śnieg padał dwa razy, raz udało się wyjąć sanki, ale szorowały po chodniku. Dwa lata temu - jeden dzień śniegu. Jeden. Mam z tego dnia zdjęcia i wmawiam sobie, że zima była biała. A guzik. Nie była. A mnie się marzy śnieg - na Święta, na ferie, na zimę. Takie płaty ciężkie, w bezwietrzny dzień, powolutku spadające. I taniec śnieżynek, bałwany, sanki i malowane mrozem szyby....



Tymczasem sycę oko ilustracjami. Pięknymi. Opowiadającymi o Marlence, której tak się w pustym domu nudziło, że aż wyruszyła z dziećmi-płatkami do lodowego zamku Królowej Zimy. Srebrne sanki, jedno dmuchnięcie wietrzyka i już można pędzić "poprzez płoty i krzewy, przez jodły i sony." W zamku wielka feta - urodziny małej księżniczki. W menu lodowe tabliczki białej czekolady i herbata, w roli kelnerów - bałwanki. Jest pora na ucztowanie i na wielki bal, a wszystkie te atrakcje sprawiają, że Marlenka... opada z sił. Pora wracać do domu.
Wyruszyłam w podróż z Marlenką z dużą przyjemnością. Wpatrując się w ilustracje i czytając tekst, dostrzegałam różne odcienie bieli, światło grające w lodowych soplach i tańczące na wietrze śnieżynki. Niemalże słyszałam ciszę, panującą podczas opadów śniegu. Ale i pękające pod butami zamarznięte kałuże i trzeszczący śnieg. Tyle że... wcale nie zmarzł mi nos i nie przemokły buty. Taka to była wycieczka.

Przygoda Marlenki, Sybille von Olfers, tłumaczenie: Eliza i Andrzej Kamińscy, Wydawnictwo Przygotowalnia





Mam dla Was jeden egzemplarz książki Przygoda Marlenki. Bo choć jeszcze nie usłyszałam w żadnej rozgłośni radiowej przeboju Last Christmas, to nie da się ukryć, że grudzień zbliża się wielkimi krokami. Zatem i kalendarze adwentowe, Mikołajki, podarki świąteczne (i imieniny Ewy ;)). Pomóżmy sobie - ja mam książkę, a czekam na propozycje niewielkich podarków do kalendarza adwentowego. Nie słodyczy. Jakichś drobiazgów, których nie rzuci się zaraz w kąt. Propozycję podarków zgłaszajcie w komentarzach pod tym wpisem. Czekam do 17 listopada 2017, do południa. W sobotę (18.11.17) pod tym wpisem pojawi się informacja, do kogo wyślę książkę. Powodzenia!



Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

PS Jeśli trafiacie po raz pierwszy na książki Sibylle von Olfers, odsyłam Was do archiwum, gdzie znajdziecie recenzje dwóch innych jej książek - Dzieci korzeni i Wietrzyka. Tamte książki zostały wydane w Polsce wcześniej, ale to Przygoda Marlenki była pierwszą książką Sibylle von Olfers...

Konteksty / MFFMW Ale Kino! (Poznań)

$
0
0
 

Ja tak szybko, na chwilkę, podrzucam info. Lada chwila rozpocznie się w Teatrze Animacji 8. edycja Festiwalu Teatralnego KONTEKSTY, która odbędzie się w tym roku pod hasłem KONTEKSTY REDEFINICJE (23-26 listopada 2017 r.).  W programie spektakle  z Polski i Europy, koncerty i dźwiękoczytania. Ceny biletów na spektakle: 14-50 zł, dźwiękoczytania: 10-15 zł, film: 2 zł. Więcej informacji i regulamin znajdziecie TUTAJ. Jeśli się wybieracie - już teraz bardzo Wam zazdroszczę! Akurat wtedy jestem w służbowej podróży i wszystkie wydarzenia są poza moim zasięgiem.


Inna sytuacja jest z 35. Międzynarodowym Festiwalem Filmów Młodego Widza Ale Kino!, który odbędzie się od 3 do 10 grudnia 2017 r. w Multikinie 51, salach kinowych CK Zamek i na Scenie Wspólnej. Będę! Będziemy! Skitrałam w szufladzie całkiem pokaźne stadko biletów, które następnie będę upychać w kalendarzu adwentowym. Niby to stadko jest spore, biletów ponad 10, ale... Jak się doczyta, że podczas części konkursowej festiwalu zaprezentowanych będzie 45 filmów pełnometrażowych i 90 filmów krótkometrażowych - to trochę mina rzednie, prawda? Chciałoby się zobaczyć wszystko i pewnie warto. Ograniczeniem jest szkoła, praca, obowiązki... Budżet trochę mniej, bo umówmy się - 8 zł za bilet to nie jest zaporowa cena. To jedna z dwóch* filmowych imprez, które odbywają się w Poznaniu, w których regularnie bierzemy udział i zawsze kończy się to wielkim rogalem na buziach, rumieńcem z emocji i słowotokiem po seansie. Polecamy bardzo! Wszystkie informacje znajdziecie TUTAJ. Uwaga! Bilety rozchodzą się jak świeże bułeczki!
A! MFFMW Ale Kino! to nie tylko seanse! To również cała masa wydarzeń towarzyszących. Na przykład warsztaty, spotkania z twórcami czy konkurs na sobowtóra Reksia (TU więcej info).

* Bo jeszcze, oczywiście, KINO DZIECI. I Animator!

Sekrety pojazdów (+konkurs)

$
0
0


Wyprawę zaczynamy od wieku XVII i galery - okrętu wyposażonego w żagle i wiosła, a kończymy trzy wieki później w mobilnym laboratorium policyjnym. Podróżujemy nie po kontynentach i nawet nie do końca w czasie. Wybieramy kierunek - wnętrze. Wnętrze maszyn.





Jeśli zawsze podczas pokazów strażackich chcieliście zajrzeć w każdy kąt wozu, a podczas rozmaitych wycieczek zazwyczaj bardziej jesteście zainteresowani tym, co znajduje się poza wyznaczoną trasą - książka Sekrety pojazdów. Podróż do wnętrza maszyn (Pascale Hedelin, Lou Rihn, tłumaczenie: Jakub Jedliński, Wydawnictwo  Polarny Lis) jest dla Was. Nie dość, że naprawdę można poznać różne zakamarki 16 pojazdów, to jeszcze nie obowiązują żadne godziny otwarcia i nie ma nikogo, kto Was wygoni - czy to z szybu dla płetwonurków w statku oceanograficznym, czy nawet z reaktora jądrowego atomowego okrętu podwodnego. No, chyba że jesteście bardzo nieletni, czytacie pod kołdrą i rano nie wstaniecie do przedszkola... Wtedy mama może jednak zakończyć zwiedzanie, ok?


Pozycja zdecydowanie dla czytelnika 6+, choć młodsi mogą po prostu oglądać. Oglądać i podziwiać pojazdy. Bardzo ciekawa książka pozwalająca poznać sporo konkretnych terminów związanych z różnorodnymi pojazdami i ich budową.
Duży format, przejrzyste rozkładówki, mnóstwo informacji i bardzo smakowitych ciekawostek. Wiecie, że w jadalni sterowca Zeppelin Hindenburg LZ-129 znajdowała się niewielka poczta? Kojarzycie, czym zajmuje się "łapiduch" na atomowym okręcie podwodnym? W co wyposażeni są pracownicy mechanicznego kreta? Ja już wiem. Wy też możecie się dowiedzieć, bo tak się składa, że mam jeden egzemplarz dla Was. Wystarczy, że zgłosicie pod tym wpisem, kogo z Waszych bliskich ucieszyłaby ta książka najbardziej. Może córkę? Syna? Dziadka lub babcię? Na komentarze czekam pod tym postem (na blogu, nie na FB) do 1 grudnia 2017 (godz. 23.59). Jeśli komentujecie anonimowo, zostawcie na siebie namiar. A ja potem te paseczki będę wycinać, a Ewka losować. Powodzenia!

Sekrety pojazdów. Podróż do wnętrza maszyn
Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

Marzenia vs. rzeczywistość (Smyk)

$
0
0

U nas to zupełne pomieszanie z poplątaniem! Otóż - 6 grudnia przychodzi Mikołaj, pożera marchewkę, ciastko daje reniferom (albo na odwrót, głowy nie daję), wypija mleko... Potem ma trochę niestrawności, ale ogarnia się i zostawia drobiazg, zabierając list. List do siebie! W sprawie prezentu... ekhm bardziej gabarytowego, który dostarczy w Wigilię. Że znowu Mikołaj. Naprawdę nie pytajcie mnie, gdzie w tym sens i o co chodzi. Sama nie wiem, jak to się stało i chyba już nie pora, by coś w tej historii prostować. Może i do Was przychodzi Mikołaj, a później Śnieżynka, Dziadek Mróz, Gwiazdor, Dzieciątko lub Aniołek, ale u nas - koleżka w czerwonym kubraczku fatyguje się dwa razy. Po prostu.
Od SMYKA przyszło zapytanie, czy nie wybrałabym propozycji prezentowych dla dzieci. Wybrałabym. Bo ze mnie marzycielka. I tak trochę chciałabym małą Olgę uradować, tą która we mnie siedzi, tą samą, którą lata temu dostała - jakoś przed 10 urodzinami - od Mikołaja album z napisem W dniu ślubu (bo innych nie było) i rajstopy. I, wyobraźcie sobie, nie była najbardziej radosnym dzieckiem na świecie. Wtedy nie było, dziś jest. Wszystko, dużo i świecąco (z brokatem, cekinem i wstążką). Gdybym miała do tematu podejść bardzo rozsądnie, gdybym chciała, żeby zabawka nie wylądowała po dwóch dniach gdzieś w kącie, gdyby prezent miał również edukować... Wybrałabym dla siedmioletniej Ewy:



Dromader, zabawka naukowa, Teleskop C2105
   Carotina, Super Podróż, zestaw edukacyjny


I'm a Genius, Wielkie laboratorium fizyki i chemii

 A dla trzyletniego Wojtka:
Dumel Discovery, Zwierzęta świata, interaktywna mapa, zabawka edukacyjna

Janod, Kalendarz magnetyczny z 68 elementami 
Granna, Stuku-puku, zabawka interaktywna

Albo wspólny prezent! O taki!


LEGO BOOST, zestaw kreatywny, 17101

I te prezenty na pewno byłyby udane, nie wylądowałyby w kącie, wszyscy byśmy korzystali, ale... Nie takie typy znajdą się w liście do Mikołaja. Aktualnie (stan na 30.11.2017 r.) Ewa jest zdecydowana i chce coś podobnego do tego, tylko w wersji kociej:

Teksta, Skaczący Robopiesek, zabawka interaktywna

A Wojtek marzy o wszystkim, szczególnie o tym wszystkim, co jest akurat reklamowane, ale najchętniej mówi o tego typu zabawkach:

Auta, Wielka pętla i Zygzak, zestaw torów

I co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Kupisz im album W dniu ślubu? Co robić i jak żyć? ;) A Wy? Idziecie za głosem serca czy rozumu? Urabiacie zdroworozsądkowo, czy cieszycie oko wybuchem entuzjazmu (nie że swojego) i już?

PS Nie da się ukryć, że wpis powstał we współpracy ze Smyk.com.

Oto kot / Psy i koty pod lupą naukowców

$
0
0
Wiele się dzieje, wiele się dzieje. Ciasto na pierniczki wciąż nie zagniecione, a co za tym idzie - pierniczków brak. Może i choinka stoi, a kartki świąteczne poszły w świat, ale dom nie wygląda, jakby miał bliskie spotkania z hasłem - świąteczne porządki. Odpuszczam, nie widzę, mrużę oczy i tracę ostrość. Jestem kotem. Bawią mnie kłaczki kurzu i niewiele mi potrzeba do szczęścia. Ot, trochę jedzenia i miły koc. Tylko spać nie mogę tak długo...
W życiu byście nie powiedzieli, że Ewka lubi koty. No bo skąd te wnioski? Z ubiegłorocznego przebrania na balu? Z kociej poduszki, ołówka, zakładek, spinek, koszulki, rajstop, broszki, kubka, gumki, opaski, majtek i pięciu par skarpetek? Pościeli, piżamy, maskotki, zamówienia od Mikołaja? No doobra. Faktycznie nie trzeba jej znać, by się domyślić. Lubi koty (choć wciąż nie kręci jej sprzątanie kuwety). I lubi książki o kotach. I jak mam komuś polecić coś fajnego, sporego, ładnego i ciekawego na ten temat, proszzzz:







Oto kot
Pauliny Wierzby z ilustracjami Marianny Sztymy (Wydawnictwo Albus). Wieść niesie, że tytuł został wyróżniony przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek w konkursie Najpiękniejsza Książka Roku 2012. Być może, być może... Ja z kolei wiem, że książka została wyróżniona przez Ewę podczas targów książki w Poznaniu. Nie była to pozycja najtańsza, ale Ewka i tak zdecydowała, że zapłaci za nią z własnych oszczędności. I nigdy nie żałowała wydanych pieniędzy. W środku - kocie tajemnice, trochę o historii, ciekawostki, fakty o bliższych i dalszych kuzynach kota domowego, kocich rekordzistach, kociej anatomii... No fajnie! Że tak różnorodnie i że tak świetnie zilustrowane. Bez wątpienia nasz namber łan w kocich książkach. A pamiętacie? Pamiętacie o pierwszej kociej książce, którą lubiła Ewa? KLIK









A przezPsy i koty pod lupą naukowców (tekst: Antonio Fischetti, ilustracje: Sébastien Mourrain, tłumaczenie: Sylwia Sawicka, Wydawnictwo Polarny Lis) to ja prawie karę w bibliotece zapłaciłam! Całe szczęście system był łaskawy i udało mi się "przedłużyć książkę" po raz drugi (jeśli czekacie, przykro mi, postaram się przed świętami oddać). W opisie jest "Antonio Fischetti opowiada o zwierzętach jasno, dowcipnie i bardzo ciekawie. Tę książkę można czytać zarówno samodzielnie, jak i z rodzicami." Rzucam hasztag #truestory. Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza dotyczy psów, druga kotów. Pierwszą można ominąć. Taki żarcik, ale Ewa wzięła go sobie do serca. Koty, tylko koty, koty na zawsze (albo i nie). Po lekturze książki z lekkością rzucała zwrotami typu sebum i wibrysy i z przekonaniem rozprawiała o charakterze rudych kotów. Nadal chętnie do książki wraca, mimo że już naprawdę musimy ją zwrócić do biblioteki. Polecamy. Psiarzom też.

PS Właśnie się zorientowałam, że mam foto tylko jednej okładki... Wrzucam łapy Tramala na pocieszenie!


Oto kot:
Psy i koty pod lupą naukowców:

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

Koala, który się trzymał / Mysz, która chciała być lwem

$
0
0
Oczywiście, że jest późno i że tego typu wpisy to powinny miesiąc temu się pojawić. No powinny. Tak jak nie powinny się u mnie rozsiadać wirusy, które choć tłukę twardymi okładkami książek - skutecznie uprzykrzają nam życie od połowy listopada. Ale nie o wirusach miałam, ale o książkach. I o lwie, myszy, misiu koala... I o tym, że to wcale nie są propozycje prezentów świątecznych, bo przecież okłady z książek są wskazane nie tylko w grudniu. To zalecenie na każdy dzień roku. I recepty nie trzeba. Tylko z refundacją jakoś nie do końca wszystko jest przemyślane ;) Ale biblioteki robią dobrą robotę, czyż nie?


Dwie nowości (to były, gwoli ścisłości, około miesiąc temu) z Wydawnictwa Zielona Sowa. Nowości, które są - moim zdaniem - kolejnym zwiastunem zmian w tym wydawnictwie. Długo nie byłam w stanie ogarnąć ich oferty i zwyczajnie nie znajdowałam nic dla siebie w niemałej przecież ofercie. A tu proszę. Rok temu w sprzedaży pojawiły się książki Noah ucieka i O chłopcu, który pływał z piraniami (obie - dość oszczędnie, ale jednak - zilustrowane przez Olivera Jeffersa), w tym roku książki kartonowe Mistrza Bohdana Butenki (o których może jutro) i dwie urocze historie zilustrowane przez Jima Fielda - Koala, który się trzymał oraz Mysz, która chciała być lwem.


Koala uwielbia spać, żuć, a ponad wszystko się trzymać. I trzyma się uparcie swojego drzewa. Ta sytuacja, jak można się domyślać, wpływa na jego życie towarzyskie, redukując je do zera. Trudno też uczyć się czegoś nowego i zwiedzać, skoro się nigdzie nie rusza z miejsca. Los jednak ma inne plany na codzienność misia i pewnego dnia zmusza go do zmian. To co było przerażające, okazuje się świetną przygodą!







Ta Mysz - jak sam tytuł wskazuje - chciałaby być niczym lew. Chciałaby być zauważona. Ale jest taka malutka...  Kiedy zbiera się na odwagę, by poprosić Lwa (również salonowego, bez dwóch zdań) o radę - dzieje się coś niesamowitego. A pamiętne spotkanie stanie się początkiem pięknej przyjaźni.




Dużą robotę w obu tych książkach robi ich format - 25 x 29 cm. Wielkość + wyraziste, dowcipne ilustracje = uciecha dla oka. Historie zwierzaków też przyjemne. Mogę się "czepnąć", że rymowane. No przecież wiadomo, że się przyczepię, prawda? Tyle że w oryginale też rym, cóż poradzić, że mi szkodzi? ;)

Koala, który się trzymał

Mysz, która chciała być lwem

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

Oczarowania 2017

$
0
0

Choć może jednak to trochę niesprawiedliwe, bo wszystkie te książki miały premierę w drugiej połowie roku 2017... Co nie zmienia faktu, że jestem oczarowana, podbita, zachwycona, podekscytowana itd., itp.









Anatomia. Obraz ludzkiego ciała na wyjątkowych ażurowych rycinach
, Helene Druvert, tłumaczenie: Małgorzata Skalska, Wydawnictwo Mamania. Sztos! Zaniemówiłam, kiedy pierwszy raz rozfoliowałam i zaczęłam przeglądać. Te ażurowe ryciny, warstwowo uzupełniające się ilustracje, klapki, podwójne klapki, wielki format...  Książka dla użytkowników, którzy potrafią delikatnie obchodzić się z nietypowymi stronami. Trzylatka z nią nie zostawiam, siedmiolatkę - jak najbardziej. Jak na razie właśnie ryciny, ilustracje, klapki cieszą się największym zainteresowaniem, ale przyjdzie czas i na tekst.







W lesie (pop-up), ilustracje: Anouck Boisrobert, Louis Rigaud, tekst: Sophie Strady, tłumaczenie: Maciej Byliniak, Wydawnictwo Dwie Siostry.  To trzeba odnotować - Wydawnictwo Dwie Siostry w 2017 roku zmieniło w Polsce wyobrażenie o książkach typu pop-up. Bo o ile w miarę powszechnie znane były (od lat 80., wznowione w 2017) książki przestrzenne Kubašty KLIK, KLIK, o tyle nowe propozycje Dwóch Sióstr to już zupełnie inna bajka... Znana mi do tej pory tylko z innych blogów, które pokazywały pop-up'y przywożone z zagranicznych wycieczek. W lesie prócz tego, że jest piękna, a przedostatnia rozkładówka (kiełkujące rośliny!) mnie zwyczajnie wzrusza - porusza ważny, jakże aktualny temat i przynosi nadzieję. Oto las, który znika i który naradza się na nowo.







Elementarz w podskokach, Małgorzata Swędrowska, wiersze oraz opowiadania: Agnieszka Frączek, ilustracje: Ewa Poklewska-Koziełło, Agnieszka Żelewska, Wydawnictwo CED / Publicat. Nie ma tu wycinanek czy klapek, ale widać tu niemal tytaniczną pracę autorek nad książką. Według mnie to najlepszy elementarz, z całym szacunkiem dla wszystkich, które miałam okazję czytać - ten jest po prostu... kompletny. W podskokach, bo nauka czytania z małymi dziećmi to nie jest siedzenie nad książkami. To mnóstwo aktywności ściśle powiązanych z nauką, na które czasami brakuje nam pomysłu. Elementarz w podskokach jest przyjazny i dzieciom, i Miczytajom, czyli osobom, które pochylą się z dzieckiem nad elementarzem. Pochylą się tylko na chwilę, by zaraz będą podskakiwać, bawić się nitkami, rysować czy lepić z plasteliny.







Sen Alicji, czyli jak działa mózg, Jerzy Vetulani, Maria Mazurek, ilustracje: Marcin Wierzchowski, Wydawnictwo Mando / WAM. Pierwszą i zarazem ostatnią książkę dla dzieci, którą napisał profesor Vetulani, poleciła mi znajoma psycholożka. Chwilę się opierałam sprowadzaniu do domu kolejnego tytułu i to tuż przed Świętami, ale ostatecznie uległam. I bardzo dobrze! Fantastyczne, zabawne kompendium wiedzy o mózgu dla dzieci, ale i dorosłych. Warto przeczytać, żeby choć trochę zrozumieć.

Anatomia. Obraz ludzkiego ciała na wyjątkowych ażurowych rycinach
W lesie (tu się coś krzaczy i muszę to zgłosić, nie ta książka się linkuje)
Elementarz w podskokach
Sen Alicji, czyli jak działa mózg
Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

Gwiaździsta noc Vincenta i inne opowieści

$
0
0
Zacznę od tego, że nie mogłam się doczekać tej książki. Czytałam wszystkie te określenia: "olśniewająca", "bogato ilustrowana", "niezwykła wyprawa", "czterdzieści tysięcy lat historii sztuki" i czekałam coraz bardziej zniecierpliwiona. I ten podtytuł! Historia sztuki dla dzieci! O ile ja bym dała, żeby mieć taką książkę, jak zaczynałam się interesować malarstwem! Bo na pewno jest świetna, ponoć napisana żywym, obrazowym językiem. Nie wykład, bardziej gawęda, opowieść, snująca się opowieść...
 

I przyszła w końcu. Piękna! Opasłe tomisko, cudowna okładka, mięsisty papier, ponad 300 stron.  Autor, znany historyk sztuki, przedstawia 68 dzieł - jest malarstwo, rzeźba, mozaika, fotografia, instalacje, bardzo różnorodnie. Gwiaździsta noc Vincenta i inne opowieści (Michael Bird, ilustracje: Kate Evans, tłumaczenie: Joanna Wajs, Nasza Księgarnia) to osiem rozdziałów (Od jaskini do cywilizacji, Święte miejsca, Wielkie ambicje, Prawdziwe historie, Rewolucja!, Zobaczyć to samo inaczej, Wojna i pokój, W tyglu sztuki), każdy z nich to dodatkowo kilka podrozdziałów (portret artysty i dzieła przedstawione w kilkustronicowym opowiadaniu).





Tyle dobra, tyle dobra - co może pójść nie tak? Może zabraknąć chemii. I nie jestem pewna, dla kogo jest ta książka. Według wydawcy wiek odbiorcy to 10-14, zatem od początku wiedziałam, że Ewka raczej się nie zainteresuje. Uprzejmie przeglądnęła i podsumowała: "Ilustracje bardzo ładne, ale ten tekst to nie za bardzo". Nie przejęłam się, bo pomyślałam, że do książki dorośnie, a tymczasem ja, ja przeczytam! Mało to razy czytałam książki przeznaczone dla nastolatków z dużą przyjemnością? Zaczęłam i...  jakoś tak, nuda. Utknęłam. Nie do końca chce mi się wracać. A takie ładne zdjęcia zrobiłam ;)





A tak serio - może ja nie mam chemii, ale Wy macie? Czytaliście? Macie w domu nastolatka, który czytał? Jest szansa, że za kilka lat odszczekam, bo córka przepadnie, zachwyci się, zaczyta? Na razie wciąż do końca nie wiem, dla kogo jest ta książka. Takie piękne, opasłe tomisko...

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

Bohdan Butenko - kartonówki

$
0
0
Moje początki z ilustracjami Bohdana Butenki opisałam dawno temu we wpisie dotyczącym jednego z pierwszych spotkań dwuletniej wówczas Ewki z pracami tego ilustratora (mowa o wpisie o książce Gapiszon i Korniszon, jaka mała Gapiszonka z niej była wtedy!). Zatem nie będę zanudzać. Moje uczucia bez zmian. Wielka miłość do każdej kreski, ogromny szacunek i podziw.

 
Gdyby Wydawnictwo Zielona Sowa zaczęło wydawać kartonowe książki Mistrza kilka lat temu... Na pewno byłyby teraz na mojej półce i na sto procent miałyby rozwarstwione przez podgryzanie narożniki, nieco sfatygowane okładki, może nawet jakieś rozkładówki skleiłyby się od masy z chrupki kukurydzianej ;) Tymczasem domownicy-czytelnicy jacyś tacy wyrośnięci i kulturalni, szanują książki. Zazwyczaj.







Tak, wiem. Jest styczeń, a ja się obudziłam i pokazuję książkę, w której widać jakiegoś jegomościa w czerwonym płaszczu. Moja wina, przepraszam. W książceGapiszon i tajemnicza paczka (Bohdan Butenko, Wydawnictwo Zielona Sowa) Gapiszon znajduje tajemniczą paczkę przewiązaną wstążką i wyrusza na poszukiwanie właściciela zguby. Historia nie jest taka prosta, jak Wam się po tym krótkim opisie wydaje. Są niespodziewane zwroty akcji i dobra zabawa. Jest też ciekawy podłużny format i zaokrąglone rogi. Jedyna rzecz, która jest według mnie nieprzemyślana, to miejsce na ostatniej rozkładówce przeznaczone na narysowanie prezentu, o którym się marzy. To by się udało chyba tylko mazakami do białych tablic, bo raczej zwykłe kredki czy pisaki nie dałyby rady na tej powierzchni. Ale poza tym detalem - jest super! Zapiszcie w typach dla maluszków na Gwiazdkę 2018, a na Wielkanoc może Kurczątka-Gapiszątka?






Dziura (Bohdan Butenko, Wydawnictwo Zielona Sowa). Tytułowa dziura to wejście do małej norki, w której mieszka myszka. Szara maluda ostrożnie wychodzi ze swojego domu i niemal natychmiast zaczyna za nią gonić kot. Wybaczam Mistrzowi, że sierściuch jest tu czarrrnym charakterem, a myszkę z opresji ratuje bardzo przyjaźnie nastawiony do niej pies. Wybaczam. Historyjka jest prosta, akcja wartka, ale wiadomo - największa frajda jest z dziury, pojawiającej się na każdej rozkładówce. Hop do norki, hop z norki...

Dziura
Gapiszon i tajemnicza paczka
Kurczątka-Gapiszątka

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

35 instagramowych kont wydawnictw

$
0
0

I od razu dopowiadam - wydawnictw, które wydają tylko lub przede wszystkim książki dla dzieci. Polskich wydawnictw. Taki zestaw od A do Z, podręczny, który pomaga mi zorientować się w książkowych nowościach. Choć zmieniające się algorytmy, wcale nie ułatwiają mi zadania. Czyżby wracała era newslettera? Który po prostu wpada do skrzynki, niezależnie od tego, czy ktoś coś komentuje lub polubia. Wpada, bo ktoś się zapisał. Nie wiem, nie wiem... W każdym razie poniżej zestawienie. Każde zdjęcie jest linkiem do konkretnego konta. Niektórzy wydawcy publikują codziennie, inni dużo rzadziej, jeszcze inni dopiero rozpoczynają przygodę z Instagramem lub zapadli w zimowy sen kilka miesięcy temu. Nie przedłużając... Przyjemnego podglądania! Alfabetycznie:

Adamada

https://www.instagram.com/wydawnictwoadamada/

Aksjomat

https://www.instagram.com/wydawnictwoaksjomatkrakow/

Babaryba

https://www.instagram.com/wydawnictwobabaryba/

Bajka

https://www.instagram.com/wydawnictwobajka/

Bona

https://www.instagram.com/wydawnictwobona/

Czerwony Konik

https://www.instagram.com/czerwony_konik/

Debit

https://www.instagram.com/wydawnictwodebit/

Druga Noga

https://www.instagram.com/druganoga/

Dwie Siostry

https://www.instagram.com/dwiesiostry/

Dwukropek

https://www.instagram.com/wydawnictwo_dwukropek/

Egmont (Art Egmont)

https://www.instagram.com/art_egmont/

Ezop

https://www.instagram.com/wydawnictwoezop/

Format

https://www.instagram.com/wydawnictwoformat/

Gereon

https://www.instagram.com/wydawnictwo_gereon/

Kinderkulka

https://www.instagram.com/kinderkulka/

Kultura Gniewu

https://www.instagram.com/kultura_gniewu/

Literatura

https://www.instagram.com/wydawnictwoliteratura/

Literówka

https://www.instagram.com/wyd_literowka/

Mała Kurka

https://www.instagram.com/mala_kurka_publishing_house/

Mamania

https://www.instagram.com/wydawnictwomamania/

Media Rodzina

https://www.instagram.com/media_rodzina/

Muchomor

https://www.instagram.com/muchomor.pl/

Nasza Księgarnia

https://www.instagram.com/naszaksiegarnia/

Papilon / Centrum Edukacji Dziecięcej

https://www.instagram.com/papilon_ced/

Polarny Lis

https://www.instagram.com/polarnylis/

Poradnia K

https://www.instagram.com/poradnia_k_wydawnictwo/

Przygotowalnia

https://www.instagram.com/przygotowalnia/

Siedmioróg

https://www.instagram.com/siedmiorog.pl/

Tadam

https://www.instagram.com/wydawnictwotadam/

Tekturka

https://www.instagram.com/wydawnictwotekturka/

Widnokrąg

https://www.instagram.com/wydawnictwo_widnokrag/

Wilga

https://www.instagram.com/wydawnictwo_wilga/

Zakamarki

https://www.instagram.com/zakamarki/

Zielona Sowa

https://www.instagram.com/wydawnictwo_zielona_sowa/

Znak Emotikon

https://www.instagram.com/wydawnictwoznakemotikon/

PS Jeśli chcecie do tej listy dodać jakieś wydawnictwo - śmiało, miejsce na komentarz jest poniżej, chętnie listę uzupełnię, bo chociaż bardzo się starałam - coś mogło mi umknąć. A jeśli macie ochotę na wizytę na instagramowych kontach polskich ilustratorów - TUTAJ mój wpis z zestawieniem.

Pasztety, do boju! / Hedwiga

$
0
0


A w styczniu... Nie, nie wyjechałam nigdzie - nie było jeszcze u nas ferii, ja wciąż nie mam koncie wielu zer (częściej jedno)... Ja po prostu chorowałam. A jak już czułam się odrobinę lepiej, zaraz było gorzej. I tak jeden tydzień, drugi, trzeci. Szukając jakichkolwiek plusów ostatnich tygodni, widzę jeden. Troszkę poczytałam. Skończyłam kilka "dorosłych" książek, które zaczęłam jeszcze w 2017 i sięgnęłam po pozycje dla trochę młodszych czytelników.



I tak do końca nie wiem, czy uzdrowił mnie w końcu dobrze dobrany antybiotyk czy lektura książki Pasztety, do boju! (tekst: Clémentine Beauvais, tłumaczenie: Bożena Sęk, okładka: Gosia Herba, Wydawnictwo Dwie Siostry). Odzyskałam apetyt (byłam po prostu bardzo głodna podczas lektury, cały czas), śmiałam się, wzruszałam, odbywałam w myślach podróże w przeszłość - wspominając nastoletnie doświadczenia i wybiegałam myślami w przyszłość - patrząc na dziewczynkę, która przecież lada dzień stanie się nastolatką. Zamartwiałam się, by za chwilę znaleźć w sobie spokój. Bardzo chciałam przytulić wszystkie trzy bohaterki, siebie dwadzieścia lat temu i Ewkę za kilka lat. Tak na zapas.
Mireille, Astrid i Hakima są najbrzydszymi dziewczynami w szkole, tak wynika z facebookowego głosowania, podczas którego przyznano im tytuły Złotego, Srebrnego i Brązowego Paszteta. Brzmi okrutnie? To jest okrutne. Przez chwilę, naprawdę krótką, wydawało mi się, że taka sytuacja jest przecież niemożliwa. Tak się nie dzieje. Nie pamiętam, żeby tak było. Ale potem sobie przypomniałam. Ocenianie, rankingi, przezwiska. Nie na Facebooku, bo wtedy jeszcze nie istniał (tak, drogie dzieci, za moich czasów w całej klasie - w klasie maturalnej - tylko jeden chłopak miał telefon komórkowy, bez dostępu do internetu, była to bardzo droga zabawka). Ale wszystko to było. W trochę innej formie. Choć przemoc to przemoc... Mireille, Astrid i Hakima początkowo trochę rozpaczają (szczególnie Astrid i Hakima, bo Mireille staje na podium trzeci rok z rzędu, zdążyła trochę "okrzepnąć"), a potem wpadają na pomysł rowerowej wyprawy do Paryża. Każda w innym celu, bynajmniej nie po to, by dzięki wysiłkowi stracić na wadze.
Zabawna, wzruszająca powieść drogi o trudach dojrzewania i akceptacji. Początkowo cieszyłam się, że udało mi się ją wypożyczyć, nie będę musiała kupować i zaoszczędzę te 20-30 zł. Otóż nie zaoszczędzę. Muszę kupić i w odpowiednim czasie podsunąć córce. Teraz jest na tę lekturę dużo za wcześnie.
PS Brawa dla Dwóch Sióstr za okładkę! I za tłumaczenie i redakcję! Bardzo polecam, celowo niewiele pisząc o fabule. 



Hedwiga (tekst: Frida Nilsson, ilustracje: Anke Kuhl, tłumaczenie: Barbara Gawryluk, Wydawnictwo Dwie Siostry) to opowieść o siedmiolatce, która właśnie rozpoczyna swoją przygodę ze szkołą. Hedwiga mieszka w małym domku na uboczu i właściwie aż do czasu rozpoczęcia szkoły niewiele ma okazji do zabawy z rówieśnikami. Pies, dwa koty i tysiąc pająków w piwnicy - owszem, są na miejscu. Koleżanki i koledzy - brak. Całe szczęście zaczyna się szkoła, a Hedwiga poznaje Lindę. To co te dziewczyny razem wyprawiają... W głowie się nie mieści! Dziewczyny miewają, nazwijmy to po imieniu, naprawdę głupie pomysły. Wiecie, takie co na początku skrzą się blaskiem zapowiedzi super zabawy, wyśmienitej psoty, genialnego pomysłu, a chwile później, właściwie zaraz po tym, jak zaczną być realizowane - nadciąga katastrofa (choć częściej jej widmo). Czy to jednak oznacza, że książka jest głupia a jej lektura to strata czasu? Nie. Książka jest zabawna, czyta się ją świetnie. Hedwiga podejmuje samodzielnie decyzje i popełnia mnóstwo błędów, ciągle się ucząc. Towarzyszymy jej i nie czujemy się pouczani. A opisy targających nią emocji... Bardzo prawdziwe. Też polecam.

Pasztety do boju

Hedwiga

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

Kodowanie dla dzieci

$
0
0
O ile ilość kolejnych tytułów dotyczących mocy dziewczynek, pojawiających się w księgarniach jak grzyby po deszczu, trochę mnie niepokoi (może nawet irytuje...), o tyle zupełnie nie przeszkadzają mi coraz to nowe podręczniki dotyczące programowania dla dzieci. Sięgam po nie chętnie, jeszcze chętniej podsuwam pod nos siedmiolatce i dużo mniej chętnie ograniczam jej czas nauki przed tabletem ze względu na lepkie-rączki-młodszego-brata. Co na naszej półce na temat kodowania? Trzy pozycje:



Hallo Ruby (Linda Liukas, Wydawnictwo Sierra Madre), 4-8 lat
"Ta wyjątkowa książka pełna ciekawych zadań, gier i zabaw to wspaniała okazja na spędzenie wspólnego czasu rodzica i dziecka oraz połączenie rozrywki z nauką. Twoje dziecko dowie się jak stworzyć algorytm (mycia zębów), jak rozpoznać wzór (obrazków na tapecie), jak ułożyć pętlę (figur tanecznych), czy też jak szukać błędu w instrukcji (przygotowania kąpieli)!
Książka składa się z dwóch części: pięknie ilustrowanego opowiadania o przygodach Ruby i zestawu ćwiczeń, które opierają się na zabawie i wykorzystaniu kreatywności dziecka. Dzięki nim przyszli mali programiści będą mogli od razu sprawdzić swoje umiejętności! Niniejsza książka nie jest podręcznikiem. Nie uczy żadnych konkretnych języków programowania, ale pomaga rozwijać umiejętności, które przydadzą się każdemu młodemu programiście."




Oficjalny podręcznik ScratchJr (Mitchel Resnick, Marina Umaschi-Bers, Wydawnictwo Naukowe PWN), dzieci od lat pięciu
"ScratchJr to bezpłatny język wprowadzający do programowania komputerowego, który działa na urządzeniach iPad oraz na tabletach z systemem Android. ScratchJr powstał na bazie Scratcha, bardzo popularnego języka programowania, używanego przez miliony dzieci na całym świecie, i pozwala jeszcze młodszym dzieciom tworzyć ich własne wesołe animacje, interaktywne opowiadania i dynamiczne gry.
Oficjalny podręcznik ScratchJr to znakomity towarzysz tej bezpłatnej aplikacji, który ułatwia kodowanie i zabawę. Dzieci uczą się programować, łącząc bloczki kodu, aby postacie poruszały się, skakały, tańczyły i śpiewały. Każdy rozdział obejmuje kilka zadań, które opierają się na poprzednich zadaniach, tworząc w wyniku ostateczny projekt. Te przydatne zadania pomagają dzieciom rozwijać informatyczny sposób myślenia, rozwiązywać problemy oraz umiejętności projektowe."






Kodowanie dla dzieci (Marc Scott, Mick Marston, Wydawnictwo Nasza Księgarnia), 6-10 lat
"Marzysz o tworzeniu własnych gier komputerowych? Chcesz wydać polecenie swojemu komputerowi, by odparł atak latających robotów? Czas zacząć naukę programowania!
Dowiedz się, jak stworzyć kosmiczną grę; jak zaprogramować złudzenie optyczne; jak wydawać polecenia gadającym duszkom.
To proste wprowadzenie w świat kodowania pomoże ci poznać języki programowania: Scratch i Python."





Nasze uwagi:
Zaczęliśmy od Hello Ruby i bardzo dobrze zrobiliśmy. To jedyna z wymienionych tu książek, która nie skupia się na konkretnym języku programowania, ale ćwiczy umiejętności logicznego myślenia i wprowadza takie pojęcia jak sekwencja, algorytm czy pętla. Nie wiem jednak, jak poradzi sobie z jej zadaniami cztero- czy pięciolatek, bo my zaczęliśmy przygodę z kodowaniem dopiero chwilę po siódmych urodzinach Ewy. Kolejną pozycją na naszej półce był Oficjalny podręcznik ScratchJr - wtedy do lektury dołączyliśmy ćwiczenia na tablecie, które sprawiły/sprawiają Ewce mnóstwo frajdy. Podręcznik jest obszerny i bogato ilustrowany, a na koniec każdego rozdziału znajdują się wskazówki dla rodziców (pomocne!). Ostatnią naszą zdobyczą jest nowość z Naszej Księgarni - Kodowanie dla dzieci. Prócz trochę już przez nas poznanego Scratcha, podczas lektury uczymy się również drugiego języka programowania - Pythona. Porównując do poprzednich dwóch pozycji - ta faktycznie jest dla odrobinę starszych dzieci. Na bogatych w grafiki rozkładówkach - wiele się dzieje, może nawet zbyt wiele dla prawie ośmiolatki, jeśli zaufać relacji po pierwszym spotkaniu z książką. Podobają mi się natomiast chmurki z definicjami różnych pojęć oraz to, jak została wydana książka i jej cena (miękka okładka, format trochę mniejszy od A4, mniej niż 70 stron).

Kodowanie dla dzieci

Halo Ruby

Oficjalny podręcznik ScratchJr
Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki! 

NieKsiążki #21 / To nie jest kolejna książka do matmy

$
0
0
Moją dramatyczną (choć z happy endem) historię związaną z królową nauk, opowiadałam Wam już TUTAJ. Powtórzę się zatem tylko odrobinę, wspominając ogromny stres już przy odpytywaniu z tabliczki mnożenia, czyli na poziomie drugiej czy trzeciej klasy podstawówki. Już wtedy trzęsłam portkami przed matmą... Tym bardziej doceniam każdą pozycję, która bawiąc - uczy. Każdy matematyczny zeszyt, który - mówiąc wprost - nie jest głupi, a na dodatek jest fajnie zaprojektowany. Mijają kolejne dni, miesiące, półrocza - lekcje matematyki w naszym domu nie wywołują lęku. Choć materiału coraz więcej i robi się trudniej. Niemały wpływ na to ma nauczycielka, która sprawia, że nauka jest atrakcyjna, ale i wszelkie matematyczne pomoce - na przykład takie jak  To nie jest kolejna książka do matmy, Anna Weltman, tłumaczenie: Katarzyna Rosłan, Wydawnictwo Dwie Siostry). Wcześniej ukazał się tytuł To nie jest książka do matmy, który niestety przegapiliśmy.



Format A4, okładka broszurowa z dużymi skrzydełkami (co trochę usztywnia okładkę, na plus w przypadku pracy "na kolanie"), wkład wieloskładkowy, klejony. Prawie sto stron, przy czym ostatnie dziewięć to kartki do różnego rodzaju ćwiczeń - pokryte większą lub mniejszą kratką, lub trójkątami.
W przyborniku, który znajduje się na początku książki - same podstawy (ołówek, gumka, linijka itd.). Najbardziej "egzotyczne" trio to: kątomierz, cyrkiel i kalka kreślarska. Właściwie wystarczy zatemperować ołówek i brać się do pracy.
A tematów do poznania, pojęć do zagłębienia jest naprawdę dużo. Można tkać na papierze (rysowanie wg wzorów), dzielić figury na kawałki o jednakowych rozmiarach i kształtach (figury przystające), tworzyć papierowe wielokąty, pięknie rysować linie prostopadłe i równoległe, a na deser pobawić się ciągami liczb. A to tylko takie przykłady, zaledwie pięć. Zagadnień/zadań jest dużo więcej. A na końcu - słowniczek i kilka dodatkowych pomysłów na matematyczne zabawy. Lubimy to!




PS NieKsiążki to cykl poświęcony zeszytom kreatywnym - ciekawym kolorowankom, zeszytom z zadaniami i naklejankom. Wszystkie odcinki cyklu można znaleźć tu KLIK.  Na otymze.pl pojawiały się już książki związane z matematyką - Matematyczna pizza, Elementarz matematyczny, zeszyt kreatywny Porachunki Robota Mata czy Egmontowska seria LICZĘ SOBIE.



Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

Basia! Dużo Basi!

$
0
0


Już nie pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałam o ekranizacji Basiowych przygód. Jednak wiem, że to było bardzo dawno temu. Co jakiś czas sprawdzałam, czy są nowe informacje, ale niewiele się działo, a jak już pierwsze odcinki pojawiły się na dużych ekranach podczas 4. Festiwalu Filmowego Kino Dzieci - to nie było seansu w Poznaniu. Pech!
Po takim oczekiwaniu, z jeszcze większą radością patrzę na wiosenne zapowiedzi. Basia - bohaterka znana z książek Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak - zerka na mnie z filmowego plakatu, troi mi się w oczach, gdy widzę zapowiedzi książkowe. Wszędzie Basia!


Już 14 kwietnia 2018 roku na ekrany kin w całej Polsce (w tym do kin sieci Helios i Multikino, lista kin studyjnych pojawi się niebawem TU) wejdzie film Basia, choć właściwie to nie do końca film, a pięć odcinków serialu animowanego zrealizowanych na podstawie książek: Basia i upał w zoo, Basia i Anielka (to chyba na podstawie Basia i przedszkole...),  Basia i biwak,Basia i dziadkowie i Basia i nowy braciszek (ten ostatni tytuł jest premierowy, nie był wcześniej nigdzie pokazywany). Bardzo czekam i cieszę się na rodzinny seans, a za jakiś czas na kolejny, bo twórcy zapowiadają, że odcinków ma być 13!




Basia
reż. Marcin Wasilewski, Łukasz Kacprowicz
Polska, 2018, 50′; kategoria wiekowa 4+
Produkcja: Grupa Smacznego, Muzyczne Studio Produkcyjne SPOT, Studio Miniatur Filmowych, Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny, Evergreen Entertainment
Seria dofinansowana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej
Dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Patroni medialni: TVP ABC, Wirtualna Polska, Co jest grane 24, Nasze Miasto, Sens, Zwierciadło.pl, Dziecko, Qulturka, Egaga, Ładne Bebe, Radio Kolor, Radio Poznań, Radio Ram
premiera: 14 kwietnia 2018

Tymczasem w książkowych zapowiedziach na marzec... Trzy tytuły z Basią! W podstawowej serii będzie Basia i tablet, nieco więcej tekstu znajdziemy w kolejnym odcinku książek o przyjaciołach Basi - tym razem poznamy historię związaną z Lulą, na koniec - zupełna nowość - Basia. Wielka księga słów. Na razie nic więcej nie zdradzam. Napiszę o tych trzech tytułach po premierze.
To obiecałam ja - wielka fanka Basi (może i mi dzieci z niej wyrosną, ja nie zamierzam ;)).

PS Plakat oraz fotosy pochodzą z materiałów prasowych, dostępnych TUTAJ. Okładki książek - ze strony WWW Wydawnictwa Egmont.

24 godziny. Coś się dzieje na budowie!

$
0
0


Elektryk Eryk jest żabą, murarz Mirek to niedźwiedź, malarz Maurycy to chyba... hipopotam. Co te wszystkie zwierzaki robią przez cały dzień? Różne rzeczy, jak to na budowie ;) Książka 24 godziny. Coś się dzieje na budowie! (Britta Teckentrup, Wydawnictwo Prószyński i S-ka) to kolejna propozycja dla najmłodszych fanów wyszukiwania, wskazywania i opowiadania. Duża (większa niż format A4), całokartonowa książka nadaje się do wylegiwania się nad jej rozkładówkami na brzuchu i wnikliwej obserwacji aktywności każdego pracownika na budowie. Równocześnie ilustracje nie przytłaczają ilością szczegółów i szczególików. Tradycją przy tego typu publikacjach stało się, że na okładce poznajemy najważniejsze postaci i zostajemy wprowadzeni w akcję, a pytania na każdej rozkładówce stanowią punkt wyjścia wyszukiwanki. Dla bardziej zaawansowanych czytelników/obserwatorów - tarcza zegara i wędrujące po niej wskazówki. Dla fanów maszyn budowlanych - koparki, betoniarki, dźwigi i wywrotki (na deser jest nawet radiowóz i wóz strażacki).





Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

PS Z tej samej serii - 24 godziny. Coś się dzieje w porcie! 

Złodziej kanapek (+KONKURS)

$
0
0
Kto pamięta? Wieżę kanapek w papierze śniadaniowym. Kanapki tak wysuszone, że aż się wyginały na zewnątrz. Kanapki tak wyładowane pomidorami, że aż zamieniały się w papkę. Kanapki, które po kilkudniowym leżakowaniu na dnie tornistra pokrywały się futrem... Takie miejsce na trasie szkoła - dom, gdzie można było bezpiecznie pozbyć się niechcianej kanapki. Psa, który chętnie zjadał kanapki.
Ile drugich śniadań - tyle historii. Pewnie jest całkiem sporo osób, które wręcz chciałyby, żeby ich drugie śniadania zostały skradzione, ale nigdy im się to nie zdarzyło. Ale Marcel wcale tego nie chciał i ja się mu w ogóle nie dziwię.
Poniedziałek - orkiszowa bagietka z szynką, serem i sałatą, wtorek - kanapka z tuńczykiem, domowym majonezem i suszonymi pomidorami, środa - kanapka z pastą z tofu, kiełkami lucerny, pomidorami i tygrysimi krewetkami, czwartek - kanapka z jajkiem, domowym majonezem, czerwoną cebulą i parmezanem... Takie kanapki szykuje mama Marcela, bohatera książki Złodziej kanapek (Patrick Doyon, André Marois, tłumaczenie: Paweł Łapiński, Wydawnictwo Polarny Lis). Człowiek tylko czyta opis i zaczyna się robić głodny. Trudno się dziwić, że komuś te kanapki wpadły w oko, ktoś się połakomił i nie powstrzymał - ukradł kanapkę w poniedziałek, ukradł kanapkę we wtorek, powstrzymał się w środę, ale nie wytrzymał w czwartek!
Złodziej kanapek to obrazkowa historia, którą pożera się szybko, wielkimi kęsami. Jest tu zagadka, śledztwo, lepsze i gorsze tropy i smakowite opisy jedzenia. Wszystko dzieje się szybko, strona za stroną goni się z Marcelem za podejrzanymi o kradzież kanapek. Niby goni się długo, bo prawie 200 stron, ale tekstu jest na tyle niewiele, że zupełnie bez ostrzeżenia (i próby wyhamowania - ta akcja!) zostaje się z przeczytaną książką. I z burczeniem w brzuchu. Czas na kanapkę. Smakowita to była lektura, dobrze się przy niej bawiliśmy.







KONKURS:
Podzielcie się ze mną w komentarzu pod tym wpisem (na blogu) jakimś wspomnieniem z drugim śniadaniem w roli głównej. Robiliście wymianki na kanapki? Upychaliście śniadania pod łóżkiem? Żywiliście się tylko bułą z żółtym serem? Czekam na wspominki do końca poniedziałku - 19 marca 2018 (godz. 23:59), we wtorek dam znać do kogo wyślę książkę Złodziej kanapek. Jeśli komentujecie z profilu: Anonimowy, nie zapomnijcie podać adresu @

Złodziej kanapek


Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) Dzięki!

Mamy czas #4

$
0
0

Mamy czas. Doprawdy? Mamy? Skubię trochę z każdego dnia, staram się. Z różnym skutkiem. Choć porównując do tego, jak było rok, dwa lata temu... No mam czas na mamy czas!





Czytam o ludziach gór. Czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce. Sama szukam, wypożyczam, kupuję. Słucham, jeśli ktoś poleca jakiś tytuł. Tak właśnie dowiedziałam się o książce Góry na opak. Z polecenia. Tym razem rozmowy o czekaniu. Rozmowy z bliskimi ludzi gór. Tymi, którzy czekali na powrót, a on nigdy nie nastąpił, ale też tymi, którzy wciąż żegnają, martwią się, czekają... I jeszcze raz i kolejny. Ile ja się naszukałam tej książki! W końcu udało się - osiedlowa biblioteka, bardzo miła bibliotekarka, która dla mnie ten tytuł odłożyła. Przeczytałam. Trudno porównać Góry na opak do jakiejkolwiek innej "górskiej" książki. Nie ma tej adrenaliny, nerwów, niedowierzania. Jest... spokój, taki smutny spokój, samotność, czasami czuć to pogodzenie się z sytuacją wiecznego czekania. Dobra lektura, pięknie uzupełniająca wszystkie opisy bardziej lub mniej tragicznych wypraw.

Góry na opak, Olga Morawska, Burda Książki - książka już właściwie nie do dostania, można za to kupić drugą część: Góry na opak 2






Och! [Czy taka rekomendacja wystarczy?] Ostatni rok u mnie to mniej książek papierowych, więcej e-booków. Ale są takie książki, które koniecznie trzeba mieć papierowe. Taka jak ta. Bogato ilustrowana zdjęciami prac, ale i ujęciami z prywatnego archiwum artysty. Zapis rozmowy, która trwała przez trzydzieści dwie wizyty. Gospodarz - Józef Wilkoń, gość - Agata Napiórska. Prawie sto godzin rozmów zmienione na opowieść o codziennym życiu artysty. Piękna książka, wspaniale wydana. Bardzo polecam!

Szczęśliwe przypadki Józefa Wilkonia,Agata Napiórska, Wydawnictwo Marginesy    








Oczywiście, że w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć jakiejś książki aktywnościowej! Frank Tashlin (autor komiksów, kreskówek, a także reżyser i scenarzysta filmów animowanych, w tym tych z wytwórni Walta Disneya) w Co? Jak? Zilustrować przedstawia swoją metodę SCOTArt, według której można narysować wszystko, korzystając tylko z czterech figur geometrycznych - koła, kwadratu, owalu i trójkąta. Bardzo ciekawe, choć coś Wam powiem: jasne, pewnie, że można narysować WSZYSTKO, choć - patrząc na mój brudnopis - chyba jednak NIE KAŻDY ;) Co nie zmienia faktu, że miałam dużo radochy przy lekturze. [Ale ilustratorką to ja już nie będę.] Prócz książki dostępny jest zeszyt ćwiczeń, po którym tradycyjnie żal mi bazgrać...

Co? Jak? Zilustrować,Francis Fredrick von Taschlein, Wydawnictwo Egmont, seria ART
PS Pozostałe wpisy w tym cyklu TUTAJ.

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Panna Czytalińska #1

$
0
0

Doprawdy nie wiem, jakim kluczem dobiera sobie lektury ta siedmiolatka. Idzie do biblioteki, przytarga stamtąd pięć książek o kotkach i... nie czyta żadnej. Oddajemy. Potem koleżanka coś jej poleci - wypożyczamy. Bang! Trafiona! Ostatnią kasę przeputa na książki o kucykach Pony. Własną. Kasę. Więc. Nie. Wnikam. Nonszalancko porzuca napoczęte książki w całym domu. Dwie w łazience. Trzy na kanapie. W kuchni na stole przynajmniej jedna. I jaka awantura, że nie można czytać przy obiedzie (nie w dni robocze ;))! Cegiełki w jej szkolnej piramidzie czytelniczej podpisuję hurtowo. Jedna cegiełka to 15 minut czytania. Pfff... Dawajcie więcej tych piramid! No Panna Czytalińska. Nie zawsze z jakąś nauką, często bardzo rozrywkowo (żeby nie powiedzieć - głupawo), zawsze z przyjemnością. Czyta.



Słoń Eriki (tekst: Sylvia Bishop, ilustracje: Ashley King, tłumaczenie: Barbara Górecka, Wydawnictwo Zielona Sowa)
Panna Czytalińska: Cztery gwiazdki, bo jednak za mało akcji... Ale ciekawe i śmieszne, no bo jak - słoń przed domem? Czyta się dobrze, te odstępy [między linijkami - przyp. red.] są fajne. Szybko idzie. I ładnie wydana!
Moje trzy grosze: Naprawdę za mało jej akcji w książce, w której dziesięciolatka w swoje urodziny spotyka przed domem słonia i według dokumentu: "posiada do niego Wszelkie Prawa”? Niezbadane są wyroki Panny Czytalińskiej! Moim zdaniem czyta się dobrze i szybko, a historia jest i do śmiechu i do refleksji, a i sporo w niej zwrotów akcji. I jeszcze przemycone informacje o słoniach. Przemycone i podane na tacy na końcu książki :) Ponad 170 stron, twarda oprawa.


Najgorszy dyrektor na świecie (tekst: Marius Horn Molaug, ilustracje: Krisstofer Kjolberg, tłumaczenie: Katarzyna Tunkiel, Wydawnictwo Media Rodzina)

Panna Czytalińska: Pięć gwiazdek! Poleciłabym nauczycielom, którzy mają uczniów, którzy nie chcą uczyć się pływać. Żeby oni ją im polecili. Nauczyciele uczniom. Książkę! Bohater nie umie pływać i bardzo chce uniknąć dnia pływania. Śmiesznie, takie głupotki. Dobrze się bawiłam!
Moje trzy grosze: Słyszałam, jak się dobrze bawiła. Sąsiedzi też mogli to słyszeć, bo chichot ma donośny i nieco bardzo piskliwy. Ta książka to był prezent od wydawnictwa. Zważywszy na nasze historie basenowe - trafiony w punkt! :) "Takie głupotki", jak to ona powiedziała. Czysta radocha przy lekturze - żart goni żart. Prawie 100 stron w twardej oprawie, sporo ilustracji, czyta się błyskawicznie. Minus za twardą oprawę. No po co?


My Little Pony. Akademia Wonderbolts. Poradnik kadeta (tekst: Brandon Snider, tłumaczenie: Adrianna Zabrzewska, Wydawnictwo Egmont)
Panna Czytalińska: Pięć gwiazdek, bo ja lubię kucyki. I to raczej książka tylko dla tych, co lubią My Little Pony. Takie porady - jak ułożyć skrzydła, jak rozwiązywać konflikty, jak zwracać się do starszych...
Moje trzy grosze:Chyba nie myślicie, że mam aż tyle czasu, żeby to przeczytać? Kupiła za własną kasę, sama czyta. Tak, wiem, że MLP to samo zło i że szatan maczał w tym palce ;D


Antykwariat pod Błękitnym Lustrem (tekst: Martin Widmark, ilustracje: Katarina Strömgård, tłumaczenie: Barbara Gawryluk, Wydawnictwo Zakamarki)
Panna Czytalińska: Pięć gwiazdek! To jest książka i przygodowa, i detektywistyczna. Najbardziej takie lubię! Bardzo dużo można się z niej dowiedzieć, na przykład jak szyfrować! Trochę strasznie bywa, miałam wrażenie, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Moje trzy grosze:Znacie? Fantastyczna seria dla tych, którym przygody Lassego i Mai już nie wystarczają, Martin Widmark dla nieco bardziej zaawansowanych czytelników. Antykwariat... to pierwsza część w serii Dawid i Larisa. Bohaterowie właśnie zaczynają gimnazjum i czeka ich mnóstwo fantastycznych przygód. Gdyby ta książka była wydana w tym roku, spokojnie można byłoby ją tagować #girlpower. Larisa jest mądrą i pewną siebie dziewczynką, mogłaby być bohaterką albumu Dziewczyny mają moc. Poręczny format, twarda oprawa, ponad 170 stron.


Zagadka zaginionej kamei (tekst: Marta Guzowska, ilustracje: Agata Raczyńska, Wydawnictwo Nasza Księgarnia)
Panna Czytalińska: Cztery gwiazdki. Lubię zagadki kryminalne, jest dużo ilustracji, ale nie wszystko rozumiem. Może to za wcześnie i to książka dla starszych dzieci? Jest trudniejsza niż książki z serii Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai.
Moje trzy grosze: I tu mnie zaskoczyła Panna Czytalińska. Mam taką teorię, że uprzedziła się już przy pierwszym spotkaniu z książką. Przeczytała tytuł i nie wiedziała, co to jest kamea. To w książce jest wyjaśnione, ale może przez to się trochę zniechęciła? Zresztą później też pojawia się sporo trudniejszych słów, o których znaczenie niecierpliwie dopytuje się młodsza siostra bohatera.
Zagadka zaginionej kamei
to pierwszy tom serii detektywistycznej o młodych śledczych z Tajemniczej 5. Anka właśnie się wprowadziła do bloku, w którym mieszka Piotrek, zagadali do siebie i dziewczyna z marszu poszła z nim odwiedzić jego babcię (idą razem z Jagą, młodszą siostrą Piotrka). U babci nie ma ciastek, za to są nerwy - zginęła drogocenna broszka. Jest też para sprytnych dzieciaków. Zaczyna się śledztwo. Fajnie skonstruowana opowieść - na końcu każdego rozdziału pojawiają się pytania, zatem zanim przeczytamy co dalej - możemy pobawić się w detektywa. Bardzo podoba mi się projekt książki i ilustracje. Ciekawa jestem, czy w kolejnej części będzie inny kolor "przewodni". Broszurowa oprawa, stron prawie 150.


Wilkołak w moim namiocie (tekst: Pamela Butchart, ilustracje: Thomas Flinyham, tłumaczenie: Barbara Górecka, Wydawnictwo Zielona Sowa)
Panna Czytalińska: Daję cztery gwiazdki! Dlaczego cztery? Bo za dużo tu fikcji. No wiecie, że niby wilkołaki są. Główną bohaterką jest Maja, która próbuje się dowiedzieć, czy nauczycielka od wuefu jest wilkołakiem. Trochę jest strasznie, ale i bardzo śmiesznie. Bardzo ciekawa historia. I w sumie lubię wilki i wilkołaki.
Moje trzy grosze: A ja lubię takie książki. Wiecie to tak, jak w animacjach o Scooby Doo - nawet jeśli jest naprawdę straszno, na końcu okazuje się, że to pic na wodę, fotomontaż, że to byli przebierańcy, że duchów, upiorów, zjaw po prostu nie ma. Jest akcja, śledztwo i dużo śmiechu. Oczywiście plus za miękką oprawę, tego typu książek moim zdaniem nie powinno się zamykać w twardych okładkach. Prawie 300 stron.






Dziewczyny kodują. Tom 1. Kod przyjaźni (tekst: Stacia Deutsch, tłumaczenie: Katarzyna Rosłan, Wydawnictwo Wilga)
Panna Czytalińska: Cztery gwiazdki, bo za mało szalonych przygód. Bardzo fajna do opanowania podstaw programowania. Nie tylko dla dziewczyn, chłopcy też mogą przeczytać! Lucy chce nauczyć się programować, ale jest niecierpliwa. Na pierwszej lekcji nawet nie włączają komputerów! Ale znajduje coś w swojej szafce i musi dowiedzieć się, kto za tym stoi... Bardzo fajna.
Moje trzy grosze: "Pomysłodawczyni serii, Reshma Saujani, amerykańska prawnik i polityk, założycielka organizacji Girls Who Code mówi przez nie, że chciałaby, aby „następną generacją Marka Zuckerberga i Jacka Dorseysa były kobiety”. Dotąd jej fundacja zainspirowała do kodowania ponad 40 000 dziewczyn w Ameryce, a jej celem jest zainspirowanie każdej kolejnej czytelniczki."*To naprawdę fajna, lekka lektura. Pasuje do niej to wydanie - miękka oprawa, kremowe strony (ponad 140). Taką książkę się wciska do plecaka i czyta gdzie bądź. I naprawdę - przy okazji lektury o szkolnych przygodach - poznaje się podstawy kodowania.



Zaopiekuj się mną. Najpiękniejsze opowieści o kotkach (tekst: Holly Webb, ilustracje: Sophy Williams, tłumaczenie: Jacek Drewnowski, Wydawnictwo Zielona Sowa)
Panna Czytalińska: Pięć gwiazdek! Koty! Koty! Koty! Trzy opowiadania o kotach - Łezce, Nutce i Irysku. W każdym jeden z kotów ma przygody. Na przykład jeden kot szuka swojej pani w składziku rzeczy na wuef i dozorca go nie zauważa i go tam zamyka. I szukają tego kota. Trochę jest smutków, trochę radości i złości, ale tak malutko. I taka wdzięczność na końcu, taka ulga, że dobrze się kończy.
Moje trzy grosze: Nie mogło w tym zestawieniu zabraknąć kotów z za dużymi głowami, prawda? ;) Prawda jest taka, że spodziewałam się etapu Holly Webb, zatem aż tak bardzo mnie nie zaskoczył. Proste historie, lekko przesłodzone, zawsze z jakąś perypetią i koniecznie ze szczęśliwym zakończeniem. O dzieciach i zwierzakach. Czytalińska preferuje koty, ale znajdą się i wersje z pieskami, królikami, konikami itd.



Dzielna Do i napiętnowany złodziej z Maraporu (tekst: A.K. Yearling, G.M. Berrow, tłumaczenie: Adrianna Zabrzewska, Wydawnictwo Egmont)
Panna Czytalińska: Pięć gwiazdek! Można więcej? Ta książka jest bardzo, bardzo, bardzo przygodowa. Cały czas akcja! Spodoba się fankom My Little Pony, szczególnie tym, które lubią Rainbow Dash.
Moje trzy grosze: Milczę. Ja po prostu milczę. Nawet nie wiem, czy dobrze napisałam
Rainbow Dash...

* opis wydawcy

Zwierzokracja

$
0
0
- Ja to szanuję - ostatnio często słyszę ten zwrot. Przeróżne sytuacje, konteksty. I ja tak mam po tej lekturze. Szanuję to. Pracę włożoną w przygotowanie zawartości tej książki, ilustracje, projekt graficzny, efekt końcowy. Pochylenie się nad szczegółem i trzy kroki do tyłu, by spojrzeć szerzej. Zwierzokracja (tekst i ilustracje: Ola Woldańska-Płocińska, Wydawnictwo Papilon) to
38 sporych rozkładówek, świetnie zilustrowanych, na których zamieszczone są krótkie teksty na temat zwierząt - dotyczące m.in. ich praw i uczuć, tego, jak stosunek do nich zmieniał się na przestrzeni lat, "sprawy karpia", tego, jak postrzegane są niektóre zwierzęta w różnych miejscach na świecie, ich obecności w cyrku, prób oswajania, dawania ich na prezent, polowania na nie dla "rozrywki"... Wiele bardzo różnorodnych informacji i ciekawostek. Ze wspólnym - "zwierzęcym" - mianownikiem.
Co ważne - Zwierzokracja nie grzmi, nie grozi palcem, nie tupie i nie obraża. Nie uważa się za wyrocznię, nie jest zarozumiała. Ona też nas szanuje. Daje nam szansę - na rozmowę, wspólne nachylenie się nad problemem, podjęcie decyzji, co my - w naszej rodzinie - możemy zrobić, by było lepiej. Delikatnie sugeruje, jakie tematy możemy z dziećmi omówić. Na początek - 38 tematów. Polecam.









PS Kupując egzemplarz tej książki, wesprzecie finansowo zwierzaki będące pod opieką Fundacji Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva! i Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Viewing all 654 articles
Browse latest View live