Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Podróżnik. Zeszyt wspomnień

$
0
0
Jeszcze nie jest za późno. To nawet nie półmetek wakacji. Zresztą - co z jesiennymi wypadami weekendowymi i feriami zimowymi? Każdy wyjazd się nada. Podróż mała i duża. Ku pamięci. Widzieliście Podróżnik. Zeszyt wspomnień? Zilustrowany przez Dorotę Wojciechowską*, wypuszczony spod skrzydeł Zuzu Toys. Wspaniały!



Taki prosty pomysł - zeszyt w twardej oprawie trzymany (w razie wpychania do środka dużej ilości pamiątek w postaci np. biletów) gumką; w środku miejsce na 15 wypraw, przy czym każda wycieczka otrzymuje cztery strony, podzielone na kilka sekcji (m.in. data przyjazdu i powrotu, uczestnicy wyjazdu, środek lokomocji, miejsce, pamiątki, przyroda i zwierzęta, potrawy, najlepsze wspomnienie, ocena wyjazdu i telefony do znajomych - tu bym może zmieniła po prostu na kontakt, bo Ewa - olaboga - zaczyna e-mailować!). Dodatkowo paszport z miejscem na zdjęcie oraz mapa świata + Polski osobno - do oznaczania odwiedzonych miejsc.



No fajne to jest! Gdybym Podróżnika poznała odrobinę wcześniej... Nie zakładałabym TEGO zeszytu. Bo przecież można samemu założyć taki pamiętnik podróży, wypełniać kolejne strony czystego zeszytu. Można, jeśli się lubi - rysować, kaligrafować, malować, tworzyć po prostu. Jeśli się lubi, jeśli się umie, jeśli się chce. My lubimy, ale po trzech miesiącach użytkowania naszego DIY zeszytu podróży widzę, że narzucenie tematów, te tematyczne sekcje Podróżnika - są w porządku. Ewa przed czystą kartką jest nieco zagubiona, nie wie, jak zacząć opis wycieczki, co w nim zamieścić. Ostatecznie wychodzą naprawdę odjechane teksty, np. "Rodzicą smakowały frytki belgijskie. Plac zabaw był podobny do jednego z filmuw Barbie" (cytat dokładny, pisownia oryginalna, opis Bydgoszczy). Ma to swoje plusy i minusy. Jak zapełnimy nasz zeszyt, bierzemy się za Podróżnika. Obie pozycje będą wspaniałą pamiątką.





Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

 * Tu ilustracje tej autorki w Słońcem na papierze, Kosmonautce i Strażaczce.


Nieja i ja

$
0
0
Prawda jest taka, że już nie nadążam. Przyszedł ten czas, kiedy nie znam zawartości wszystkich książek, które czyta moja siedmiolatka. Nie ingeruję w jej wybory w bibliotece. Powieka nawet mi nie drgnie, kiedy ona wydaje swoją kasę na książkę Księżniczka Celestia i lato królewskich fal czy Twilight Sparkle i zaklęcie kryształowego serca (Ewka poleca raczej opowieść o Celestii, ta druga okazała się słabsza). Jestem kwiatem lotosu na tafli jeziora, kiedy na jej biurku leży stos magicznych kotków, koni i królików. Nadal jednak mogę podsuwać jej tytuły, które uważam za ciekawe. Nie zaprzestałam również procederu podrzucania wybranych przeze mnie książek w widocznych miejscach w domu...



W czerwcu zostawiłam na kanapie książkę Nieja i ja (tekst: Antonina Kasprzak, ilustracje: Katarzyna Bukiert, Wydawnictwo BIS) . Chciałam ją w wolnej chwili przeczytać, ale - mogłam się tego spodziewać - nie zdążyłam. Książka zniknęła. Po dwóch dniach się odnalazła. W tornistrze pierwszoklasistki. Minął ponad miesiąc - ona przeczytała ją kilka razy, ja również zdążyłam zapoznać się z jej treścią.



Irenka mieszka z mamą w domu babci. Wcześniej mieszkała ze swoją rodziną w bloku, na osiedlu, na którym mieszka większość dzieci z klasy dziewczynki. Potem jej tata wyjechał do Anglii i już do rodziny nie wrócił...  Dziewczynce nie jest łatwo, trudno jej odnaleźć się w nowej sytuacji, a na dodatek dziewczynka, którą uważała za przyjaciółkę, nawet nie zaprosiła jej na urodziny. A kiedy Irenka chciała wyżalić się mamie, ta oskarżyła ją o wyjadanie keczupu i musztardy. I właśnie wtedy, kiedy dziewczynka z żalem powtarzała: - Nie ja!, zaczyna się wielka przygoda.
Była to... nie wiem. Dziewczynka? Mała wróżka? Krasnoludek? W każdym razie mała istotka człowiekopodobna. Czarno-biała! Chuda, blada, z włosami w koczku, z długim nosem. Ubrana w kusą sukieneczkę i rajstopy w paski - oczywiście czarno-białe. Siedziała z bardzo znudzoną miną, z nogą na nodze, i powiedziała:
- No, jestem. - Jakbym na nią czekała.



Nieja, mała miłośniczka musztardy, keczupu i pestek dyni, odmieniła codzienność Irenki. Przegoniła samotność, odsunęła na dalszy plan kłopoty z rówieśnikami, ale nie tylko. Pomogła również rozwikłać pewną rodzinną zagadkę... Bo Nieja i ja to także powieść detektywistyczna, w której występuje czarny charakter o zimnych, szarych oczach. To również opowieść o rodzinnych historiach. O skarbie. O podróży w czasie. O przyjaźni. O różnych wymiarach. Można pomyśleć, że w połączeniu ze smutkami głównej bohaterki robi się z tego jakaś niestrawna mieszanka, ale nic bardziej mylnego. Czyta się świetnie, przy okazji łapiąc wiele okazji do rozmów na poważne tematy, powody mniejszych lub większych smutków. Łapiąc również ochotę na poznanie historii swoich przodków i wysłuchanie opowieści, skąd ma się właśnie takie, a nie inne imię.
Duża przyjemność - przy śledzeniu fabuły, ale i w "obcowaniu". Książka jest pięknie wydana, ilustracje idealnie pasują do opowieści o Irence i jej przygodach. 


Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

PS Dla chętnych. Na własną odpowiedzialność ;) Poniżej ceny książki: Księżniczka Celestia i lato królewskich fal

Prosiaczek i pojazdy

$
0
0
Pamiętacie prosiaczka? I jego imprezę z okazji pierwszych urodzin? Minęło trochę czasu... Były już drugie urodziny, a nawet trzecie się odbyły (te ostatnie to już z większą ilością tekstu i bez kartonowych stron). Tym razem prosiaczek nie zaprosił nas na wspólne świętowanie. Chociaż... Przecież wyprawa do sklepu z zabawkami z wujkiem Leonem, gdzie świnka będzie mogła wybrać sobie jedną zabawkę to prawdziwe święto!



"Kiedy autorka i wydawczyni są matkami zagorzałych fanów motoryzacji, zrobienie książki o samochodach jest jedynie kwestią czasu" - czytam na okładce i uśmiecham się. Oczywiście, że już nie pamiętam, ile razy kopnęłam drewniane wagony i prawie przejechałam się na zostawionym na środku dywanu resoraku! I w ogóle nie przeszkadza mi to, że kilkanaście razy dziennie naprawiam wiadukt... Nic nie zmienia tego, że w sklepie z zabawkami głupieję przy półce z autkami.



Przed prosiaczkiem ciężki wybór, zanim jednak zdecyduje - czeka go mnóstwo zabawy z wujkiem Leonem. Maszyny budowlane, auto z dźwigiem, wóz strażacki, samochody policyjne, furgonetka, pociąg towarowy, wyścigówka, pick-up, walec - wszystkie to pojazdy trzeba wypróbować, wszystkimi się pobawić, by wreszcie podjąć decyzję (która jakoś tak w ogóle mnie nie dziwi...).



Prosiaczek i pojazdy (książka całokartonowa, z zaokrąglonymi rogami, spory prostokąt- 24 × 21 cm)
Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Kto prowadzi? / AUTO MOTO / Na budowie / Der Ausflug

$
0
0
Miałam przygotowany zupełnie inny wpis, ale nie mogłam zostawić bez komentarza faktu, że niektóre książki z naszej półki przeżywają właśnie swoją drugą młodość... Przy czym ich pierwsza młodość to bynajmniej nie daleka przeszłość. Bardziej przełom roku 2013 i 2014.


Taki zestaw przynosi nam nasz trzylatek. I nawołuje: - Cytaj! Cytaj! Zupełnie ignorując to, że literek tam bardzo niewiele - tyle co kot napłakał...




Kto prowadzi?, Leo Timmers, Babaryba. Wiem, trochę wstyd, ale muszę to wyznać - dzięki lekturze tej książki Wojtek zaczął odróżniać krowę od żyrafy. Choć skłamałabym, mówiąc, że już nie zdarza mu się przy miss długiej szyi zaintonować - Muuu! A może tak właśnie robią żyrafy? No nie wiem. W każdym razie w książce Kto prowadzi?żyrafa jeździ szykownym różowym kabrioletem. A gdzie jeździ? Wiadomo, pograć w tenisa. Konstrukcja książki oparta jest na powtarzaniu pytań. Jedna rozkładówka to pojazd i stadko zwierzaków z kluczykiem w łapie, na kolejnej dowiadujemy się, kto kieruje dżipem, traktorem czy wozem strażackim. Jest zagadka i odpowiedź wraz z naśladowaniem dźwięków pojazdów. Czytana po raz dwusetny - dzieci nie nudzi. Dzieci nie nudzi...





AUTO MOTO, Stefan Seidel, Babaryba. Z okładki możemy się dowiedzieć, że dziewczynka na rowerze to Zosia, Julek lubi sportowe samochody a Franek i Bruno wyjeżdżają na wakacje kamperem. Możemy. Ja chętnie się dowiedziałam, mój trzylatek ma kompletnie w nosie, jak kto ma na imię, ważne, że są tramwaje, autobusy, śmieciarki, koparki, motocykle, radiowozy, karetki, wyścigówki, kamper i wypadek. Zastanawiam się, czy w ogóle zwróciłby uwagę, gdyby postacie raptem zniknęły... Ilustracje raczej z tych realistycznych i choć to zaledwie cztery duże rozkładówki, "lektura" zajmuje sporo czasu. Pojazdów całe mnóstwo i tyle samo sytuacji do omówienia. Jak się oczywiście znajdzie chwilkę po wskazaniu każdego auta palcem.




 
Na budowie, Stephan Lomp, Babaryba. W tym świecie na budowie pracują zwierzaki. Niektóre pracują, inne wpadają w tarapaty, mają wypadki, awanturują się lub wiecznie stoją w kolejce do toalety. Ponownie jedynie cztery rozkładówki, a akcją można obdarować kilka seriali. I niekoniecznie zakończyć na jednym sezonie. W porównaniu do AUTO MOTO - pojazdów jest mniej, ale za to są wielkie budowlane maszyny, które ucieszą każdego wielbiciela dwugodzinnego sterczenia przy pracującej koparce.





Der Ausflug, Doro Göbel, Peter Knorr, Beltz & Gelberg. Do kupienia na przykład TU. Tłumacz mi podpowiada (i raczej się nie myli), że Der Ausflug to po prostu Wycieczka. Książeczkę przesłała mi jakiś czas temu jedna z czytelniczek, mama dwóch chłopców - Edyta :) Bardzo ją lubimy. Książkę, choć Edytę też :) Książeczka kartonowa, niewielkich rozmiarów, siedem bardzo różnych rozkładówek. Jest parkowanie po osiągnięciu celu, zwiedzanie farmy, zagrody z bydłem, stadniny, wycieczka nad leśne jezioro, do wioski indiańskiej i wieczorna zabawa nad rzeką. Można śledzić różne postacie lub wypatrywać zabawnych detali. Albo patrzeć tylko na pojazdy... ;)

Ciao! Ahoj! Hello!

$
0
0
Ciao! Ahoj! Hello! No cześć. Machanie. Podawanie sobie dłoni. A czasem tylko uśmiech i chęć wspólnej zabawy. Czy dzieciakom mówiącym różnymi językami potrzeba czegoś więcej? Bariery to oni robią na placu zabaw, żeby zmienić bieg wody z pompy ręcznej. Tamy jakieś, bariery z patyczków. Bo językowe bariery to jakoś nie. To jakoś nie majo, nie znajo ;)




Co wcale nie znaczy, że taki obcy język nie jest ciekawy i nie warto go poznawać. Zanim jednak przejdziemy do czasów i rodzajników - coś prostszego. Karty. Dokładnie 25. Na każdej dziecko i powitanie w jednym języku. Na odwrocie imię dziecka, informacja w jakim języku mówi i jak w tym języku wymawiamy powitanie. Ciao! Ahoj! Hello! (tekst i ilustracje: Paweł Pawlak, Wydawnictwo Dwie Siostry) to pudełko wypełnione kartonowymi puzzlami. To pudełko wypełnione również pomysłami na domową zabawę, ale i na zajęcia dla grupy dzieci. Języki, kraje, dlaczego takie, a nie inne ilustracje, różnice w wyglądzie, imionach, sposobie ubierania się. A idąc krok dalej - może stolice państw? Może wędrowanie palcem po mapie? Czy wreszcie - może próba odezwania się w obcym języku, nawiązania znajomości podczas wakacyjnych wyjazdów? Albo po prostu układnie. Ramię w ramię. Ręka do ręki. Aż wszystkie dzieci się przywitają. Takie niepozorne pudełeczko, a tyle możliwości...











Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

34 instagramowe konta polskich ilustratorów

$
0
0

Bardzo chętnie zaglądam im przez ramię. Przyglądam się, jak wyglądają ich biurka. Powiększam zdjęcia farb, pędzelków, kredek... I wzdycham. Że też oni tak potrafią! Na początku jest pustka. Oczywiście tylko na papierze, na kartce, w dokumencie programu graficznego. A potem dzieją się cuda. W książce nie widzimy procesu, jedynie/aż wynik. A ten proces jest taki ciekawy! Dlatego chętnie zaglądam na instagramowe konta ilustratorów, z przyjemnością też czytam cykl wywiadów Kasi Warpas z ilustratorami - "Pora na ilustratora", który ukazuje się w Rymsie (do tej pory ukazało się siedem odcinków, tu ostatni i linki do poprzednich KLIK), z niecierpliwością wyczekuję również premiery książki Ten łokieć źle się zgina. Rozmowy o ilustracji Sebastiana Frąckiewicza (18 października!) i regularnie zaglądam, co tam pokazuje Polska Ilustracja dla Dzieci.
Jeśli też to lubicie, proszę - to 34 instagramowe konta. I dwa puste, ale sygnowane znajomym nazwiskiem... Wspólnym mianownikiem jest to, że są to konta polskich artystów, którzy tworzą ilustracje m.in. do książek dla dzieci. Każde zdjęcie jest linkiem do konkretnego konta. Zatem... Przyjemnego oglądania! Alfabetycznie:  

Katarzyna Bajerowicz

https://www.instagram.com/bajerowicz/

Karol Banach

https://www.instagram.com/banachkarol/

Joanna Bartosik

https://www.instagram.com/joabart/

Ewa Beniak-Haremska

 https://www.instagram.com/ewa.beniakharemska/

 Maciej Blaźniak 

https://www.instagram.com/maciekblazniak/

Katarzyna Bogucka / Nioska 
 
https://www.instagram.com/nioskacom/

Aleksandra Cieślak

https://www.instagram.com/olazbloku/

Maria Dek 

https://www.instagram.com/maria.dek/

Zosia Dzierżawska 

https://www.instagram.com/zozozosia/

Emilia Dziubak 

https://www.instagram.com/emilia.dziubak/

Piotr Fąfrowicz 

https://www.instagram.com/piotrfafrowicz/

Gosia Herba 

https://www.instagram.com/gosiaherba/

Marta Ignerska 

https://www.instagram.com/martaignerska/

Ania Jamróz 

https://www.instagram.com/ania.jamroz/

Diana Karpowicz 

https://www.instagram.com/diana_karpowicz/

Agata Królak

https://www.instagram.com/krolakniekrolewna/

Nikola Kucharska

https://www.instagram.com/nikola_ilustracja/

Paweł Mildner 

https://www.instagram.com/pawelmildner/

Daniel Mizieliński

https://www.instagram.com/hipodaniel/

Piotr Nowacki 

https://www.instagram.com/piotr.nowacki/

Paweł Pawlak 

https://www.instagram.com/ten.pawel.pawlak/

Ewa Poklewska-Koziełło 

https://www.instagram.com/ewapoklewskakoziello/

Robert Romanowicz

https://www.instagram.com/robertromanowicz/

Marta Ruszkowska 

https://www.instagram.com/marta.ruszkowska_illustration/

Joanna Rzezak 

https://www.instagram.com/joanna_rzezak/

Tomasz Samojlik 

https://www.instagram.com/tomasz.samojlik/

Daria Solak 

https://www.instagram.com/daria_solak_illustrations/

Ola Szpunar

 https://www.instagram.com/olala.szpunar/

Marianna Sztyma 

https://www.instagram.com/mariannasztyma/

Maciej Szymanowicz 

https://www.instagram.com/maciejszymanowicz/

Kasia Warpas 

https://www.instagram.com/kasiawarpas/

Dorota Wojciechowska 

https://www.instagram.com/dorota_wojciechowska_danek/

Ola Woldańska-Płocińska 

https://www.instagram.com/olaplocinska/

Paulina Wyrt 

https://www.instagram.com/paulinawyrt/

W powyższym zestawieniu nie ma kont prywatnych. Brakuje też pewnie wielu artystów, jeśli chcecie polecić mi jeszcze jakieś konto polskiego ilustratora związanego z książką dla dzieci - śmiało, będę bardzo wdzięczna.

PS Dorzucam jeszcze dwa konta, które na razie nie mają dodanych żadnych zdjęć, ale może... Niebawem... Za chwilę lub dwie :) Ela Wasiuczyńska KLIK, Jan Bajtlik KLIK

Mamy czas #3

$
0
0

Mamy czas. Doprawdy? Mamy? Skubię trochę z każdego dnia, staram się. Z różnym skutkiem. Choć porównując do tego, jak było rok, dwa lata temu... No mam czas na mamy czas!



Lato (Tove Jansson, tłumacz: Zygmunt Łanowski, Nasza Księgarnia). Nie samymi Muminkami człowiek żyje... Niech Was nie zwiodą ilustracje - to książka dla dorosłego czytelnika. I choć staram się czytać powolutku, dawkować sobie spotkania z Sophie i jej babką, udawać trochę, że książka się nie skończy, to zbliżam się nieuchronnie do ostatniej strony, tak jak i lato ma się ku końcowi. Czujecie to już prawda? Ten zimny powiew wieczorem? Jeszcze trzy tygodnie, które można wycisnąć jak cytrynkę, ale sezon na lemoniady powoli dobiega końca. Lato to opowieść o wakacyjnych miesiącach, które sześcioletnia Sophie spędza w domku z przybudówką na jednej z tysięcy wysepek u południowych wybrzeży Finlandii. Nie dzieje się nic, choć dzieje się tak wiele. W relacji dziewczynki z babką, ale i w ich otoczeniu. Ależ klimat ma ta książka! Nie chcę streszczać fabuły, więc powiem tylko, że Sophie ma babkę, która jest tak samo dobrą towarzyszką zabaw, jak i czułą nauczycielką. Niech to lato i Lato się nie kończą...





Wciąż mi nie przeszło z tą kaligrafią! Czy to oznacza, że poczyniłam jakieś znaczne postępy? Nie. Niestety. Przerażają mnie puste kartki, chętniej niż za ćwiczenia biorę się za poszukiwanie akcesoriów papierniczych. Matko, jak ja lubię te wszystkie zeszyty, taśmy, cienkopisy... Niektórzy mogą wydać majątek na buty czy torebki, ja na duperele z działu papierniczego. Całe szczęście majątek raczej skromny, szaleństwa zatem też sporadyczne. Ale! Skoro tak się boję postawić pierwszą kreskę i równocześnie czuję, że bez specjalnego sprzętu, to nie ma sensu w ogóle zaczynać... Zrobiłam zakupy u Kasi, autorki bloga Zenja i współwłaścicielki sklepu Frannys z akcesoriami do kaligrafii i kawą. Kupiłam "zestaw do kaligrafii (brush letteringu) na start", w którego skład wchodzi zeszyt ćwiczeń, dwa brush peny o różnych końcówkach i szablony. I zaczęłam stawiać kreski. Tak na początek. Polecam Wam bloga i instagramowy profil Kasi KLIK. Podziwiam jej pracowitość, dokładność i systematyczność. Cudnie ogląda się jej Instagram Stories, kiedy pokazuje, jak ćwiczy pisanie lub wypisuje kartki dla każdego klienta sklepu. Ach!










Na Wyjątkowe litery. Zaprojektuj i naszkicuj (Lee Suttey, Wydawnictwo Olesiejuk) trafiłam przez przypadek. Powiem szczerze - byłam trochę przybita... Na Amazonie książek czy książek ćwiczeń związanych z rysowaniem, kaligrafią czy hand letteringiem jest w bród. Tyle że potrzebna jest sakiewka dukatów. Przygnębiona szukałam, co mają do zaproponowania polskie wydawnictwa. Jakoś tak bez nadziei szukałam. Aż trafiłam. Grubaśna książka ćwiczeń - 224 strony. Wydana na odpowiednio grubym papierze, żeby można było po niej pisać, rysować, gryzmolić (choć nie wiem, czy się odważę - tak po książce?!). Idealna dla takich początkujących tchórzy jak ja :) Są konkretne zadania (całe mnóstwo), ale i solidna porcja wiedzy dla takiego żółtodzioba. Możecie wierzyć lub nie, ale naprawdę chętnie czytam, czym np. jest apertura, glify, kerning czy leading. Tym bardziej że te wszystkie pojęcia tłumaczone są po prostu "przy okazji", w formie króciutkich tekstów, ramek, tabelek. Jeśli szukacie gotowych wzorów alfabetów - nie sięgajcie po Wyjątkowe litery..., nie znajdziecie ich tam. To raczej książka-zielone światło, książka-drogowskaz, książka-weź do cholery się odważ. No. Ołówek mam zatemperowany. Te ponad 200 stron na jakiś czas mi wystarczy, ale czekam, Drogie Wydawnictwa, na książki o hand letteringu i rysowaniu różnych kształtów krok po kroku. Nabieram odwagi...



I teraz dopiero zaczęłam się zastanawiać... Dlaczego, do diaska, jeszcze nie sprawiłam sobie jednej z tych dwóch pozycji?!

Typogryzmoł, Jan Bajtlik, Wydawnictwo Dwie Siostry. "Książka aktywnościowa wspomagająca naukę liter – do bazgrolenia, rysowania, malowania i wyklejania."


Książka do zrobienia, Aleksandra Cieślak, Wydawnictwo Dwie Siostry. "Niesztampowa książka aktywnościowa o tworzeniu i projektowaniu książek, dla młodzieży i dorosłych"


Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Wielka podróż rodziny Wszędobylskich (+ kolorowanka)

$
0
0
Gdybym tak książkę oceniała tylko po okładce, pewnie ta pozycja nigdy nie trafiłaby do naszego domu. Bo mi się nie do końca "widzi" ta okładka. Nie wiem, czy ta niebieskość mnie przytłacza, czy ta czcionka (a nawet trzy!) wykorzystana w tytule... Całe szczęście mam również taki nawyk, że przeczesuję internet w poszukiwaniu zdjęć wnętrza, podglądam rozkładówki wydań z innych państw, szukam stron WWW autorów. I okazało się, że za tą okładką, której nie pokochałam, kryje się mnóstwo fantastycznych rozkładówek!






Wielka podróż rodziny Wszędobylskich (Beatrice Veillon, Wydawnictwo Olesiejuk) to ogromny (290 × 330 mm) dziennik podróży jednej rodziny. Państwo Wszędobylscy wraz z dziećmi i psem zwiedzają pięć kontynentów i blisko 50 krajów. A my razem z nimi. Śledzimy na mapie ich trasę z oznaczonymi 45 przystankami. Przyglądamy się ilustracjom, wyszukując różnorodne, regionalne "smaczki". Utrwalamy sobie flagi. I przede wszystkim dobrze się bawimy, szukając na rozkładówkach konkretnych fragmentów pokazanych na dolnych marginesach ilustracji. Ostatnie strony książki też przynoszą konkretne, niełatwe zadania - czytelnik musi sobie przypomnieć, gdzie Wszędobylscy spotkali konkretne zwierzęta świata, domy i budowle, środki transportu oraz wpadających w różne tarapaty ludzi. Książka ma 109 stron, wykonanie wszystkich zadań przy jednym posiedzeniu jest... niewykonalne. Trzeba do niej wracać, robić przerwy na prowiant i na spojrzenie w stronę drzew, żeby oczy mogły odpocząć.








Dookoła świata z rodziną Wszędobylskich. Kolorowanka (Beatrice Veillon, Wydawnictwo Olesiejuk) może być uzupełnieniem książki, choć świetnie radzi sobie również samodzielnie. Fajne jest to, że prócz rozkładówek z wieloma detalami (tam też są zadania z wyszukiwania), są też całe strony z jednym powiększonym elementem. Wiecie - takie nie na godzinę czy dwie pracy, a na 15 minut solidnego kolorowania :) Polecamy.





Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Trochę hałasu z głębi lasu (komisy dla najmłodszych)

$
0
0

"Trochę hałasu z głębi lasu" czy "Mój pierwszy komiks"? Trochę się pogubiłam, jak nazywa się ta seria kartonowych książeczek, których twórcą jest Adam Święcki, a wydało ją Wydawnictwo Tadam. Ale to detal, drobiazg, który naprawdę nie ma znaczenia przy lekturze. Co my tu mamy? Niewielkie kartonowe książeczki. Aktualnie są trzy. I nie da się nie zauważyć, że to seria. Te same postacie, miejsce akcji, spójne projekty okładek, dialogi w chmurkach, żywe kolory. Komiks dla maluchów! Proszę Państwa, cieszy mnie ogromnie, że wciąż trafiam na coś nowego. Niby 7 lat już te kartonowe książeczki kupuję i sporo widziałam. Jakieś z otworami, wycinane, z klapkami, przesuwanymi elementami, na sprężynie, z materiału... Ale jakoś na komiksowe wersje sztywniaczków wcześniej nie wpadłam.
Od razu wyznam, że moim ulubieńcem jest Pan Lis, którego można po pierwszej stronie podejrzewać o różne mroczne sekrety, kiedy w nocy biegnie do lasu z pełnym workiem... piórek. Autor zadbał jednak, by nie było stereotypowo. Jest ciekawie i z humorem. Lis szykuje różnym zwierzętom z piórek stroje i dodatki, a kiedy w okolicy pojawia się malutki pingwin, który potrzebuje pomocy, wszystkie piórka sprawdzą się w nowej roli. Proszę Państwa, jakie twisty, ile tam się dzieje! W tej kartonówce dla maluchów, dodam. I uspokoję (spoiler alert) - żadna kura nie ucierpiała...
Co w pozostałych książkach? Opowieść o misiu, buszującym u pszczół, zuchwałej kradzieży, wielkiej pogoni i zaskakującym zakończeniu oraz o sowie, która poszukuje zaginionych żołędzi. Gdybym miała te książki poustawiać na podium, pewnie pojawiłyby się w takiej kolejności, jak na zdjęciach poniżej...




 Pan Elegant Lis (Adam Święcki, Wydawnictwo Tadam)




Pan Łasuch Miś (Adam Święcki, Wydawnictwo Tadam)





 Łamigłówki Pani Detektyw Sowy (Adam Święcki, Wydawnictwo Tadam)


PS Jako umiarkowana fanka rymów - uczciwie uprzedzam, że wszystkie części są (jak można zauważyć na zdjęciach) rymowane. I to jest, moim zdaniem, najsłabszy element tych sztywniaczków. Ale to takie moje skrzywienie, w tym tygodniu będzie jeszcze jedna książka, której jedyną wadą są rymy ;)

Rózia Rewelka, inżynierka

$
0
0



Rózia jest z ekipy "wszystko się przyda", tej ekstremalnej, której członkowie nie tylko niczego nie wyrzucają, ale i wyciągają różne skarby z kosza na śmieci. A wszystko może jej się przydać przy konstruowaniu nowych wynalazków, bo tym zajmuje się dziewczynka w każdej wolnej chwili. Zbiera, wymyśla, projektuje, tworzy i buduje. Do czasu... Cała śmiałość ulatuje z niej, kiedy jeden z wujków śmieje się z jej wynalazku. Wielkie szczęście, że nie cała rodzina Rózi jest taka "wspierająca". Dziewczynka poznaję swoją praciotkę Różę, której marzeniem jest skonstruowanie samolotu. Rózia nabiera odwagi i zaczyna pracę. Maszyna przez nią skonstruowana unosi się, by po chwili runąć w dół. Dziewczynka załamuje się, ale ciotka... jest bardzo zadowolona! „Twój pierwszy niewypał wspaniale się udał! Chodź, zrobimy następny! Tak rodzą się cuda!”. I to jest najpiękniejsze w całej tej historii! To wsparcie, kibicowanie, wiara. Ta wiadomość, że żeby coś się udało, często musi kilka razy się nie udać.

Rózia Rewelka, inżynierka, tekst: Andrea Beaty, ilustracje: David Roberts, tłumaczenie: Łukasz Witczak, Wydawnictwo Kinderkulka 




PS Oczywiście, że tu też z rymami mi nie po drodze!;)

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Duszan. Przygody prawie prawdziwe

$
0
0



Tego nam było potrzeba. Po tym pierwszym szkolnym tygodniu - wypełnionym okładkami, które nie do końca pasują, podręcznikiem, który mógł być używany, ale nie aż tak, ołówkiem zgubionym i odnalezionym kilka ławek dalej oraz koszulką, która nie doszła (do siebie?) po lekcji WF do worka z motylkiem. Trzeba nam było opowieści o Duszanie i Janku, o ich wakacjach u babci, o tym, co stanie się, gdy najpierw oswoi się wilka, odnajdzie marzenia, wskoczy w ogień, zgubi się i odnajdzie. Trzeba nam było tych przygód i magii. A mi szczególnie trzeba było przeczytać słowa babci: "Dzieci nie mogą żyć pod kloszem, to je zniszczy. Kiedy tu przyjechali, bali się czegokolwiek dotknąć, byli niepewni i nieszczęśliwi, nie umieli się bawić, wciąż walczyli ze sobą. A wiesz dlaczego? Bo nikt nie pozwolił im być sobą. W domu mają dużo obowiązków, w szkole wymagają od nich jeszcze więcej. O wszystko musieli mnie pytać. Zaplanowaliście im życie na następnych dziesięć lat, nie pytając, co tym myślą."




No właśnie, wszystko zaczyna się od tego, że chłopcy przyjeżdżają do babci... Nie, nie od tego. Od tego, że najwyraźniej znaleźliśmy Kapsułę Czasu, skoro jest nam dane przeczytać pamiętnik Duszana. I w tej kapsule było coś jeszcze, ale co takiego - dowiedzieć się można dopiero z ostatniej strony pamiętnika. Nie będę tego zdradzać, mogę tylko powiedzieć, że warto czekać.
Bardzo spodobała nam się opowieść Duszana - o ludziach, zwierzętach, wyobraźni, miejscach, w których czas staje i takich, w których przyspiesza. O emocjach. Tych trudnych także. O radości z tworzenia. O tym, jak budować dom z gliny. O spotkaniu oko w oko ze srebrzystym niedźwiedziem. Mogłabym pisać i pisać, zachwycać się duetem autorki z ilustratorką - wspaniały tandem! Ale zamiast tego odsyłam Was do lektury. Książki, ale i wpisu Karoliny i Marty, które - prócz własnych wspomnień i prezentacji Duszana - na swoim blogu DŻIN Z TOMIKIEM zamieściły również wywiad z autorką oraz kadry z biurka ilustratorki KLIK. Świetny jest Wasz wpis, serdecznie Wam gratuluję, Dziewczyny! :)

Duszan. Przygody prawie prawdziwe, tekst: Antonina Todorović, ilustracje: Dorota Wojciechowska, Wydawnictwo Tadam
PS Książka ma 65 stron. W przypadku głośnego czytania - można ją przeczytać przy jednym posiedzeniu, ale jest to trochę (dla tego czytającego) męczące, ja rozbiłam lekturę na dwie części.

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Kolory, Przeciwieństwa (Marianna Oklejak)

$
0
0

Za czasów Ewy... nie było książeczek kartonowych z przygodami Basi. Jej pierwsze spotkanie z ilustracjami Marianny Oklejak było zatem dopiero w okolicach drugich urodzin, kiedy dostała w prezencie Basię i przedszkole. Wtedy wpadła po uszy i mimo że Basiomania nieco osłabła - nie odpuszcza i chętnie poznaje nowe tytuły z tej serii. To dzięki Basi zaczęła "kojarzyć" ilustracje Marianny Oklejak. Poznawać je, wyłapywać charakterystyczną kreskę - czy to w serii "Czytam sobie", czy na okładce Księgi Ludensona (uwielbiam!)... Dwa lata temu pojawiło się jeszcze więcej dobra od tej ilustratorki - Cuda wianki. Polski folklor dla młodszych i starszych. Cudowna książka o kulturze ludowej, bajecznie zilustrowana. W tym roku - takie cuda wianki (i cuda-wianki) dla najmłodszych. Można ślinić i można być mało delikatnym - wytrzymają. Patrzcie, jakie cuda.

Kolory, Marianna Oklejak, Egmont





Przeciwieństwa, Marianna Oklejak, Egmont







PS Z tej samej serii ukazała się jeszcze książeczka - Liczby :)

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Mały atlas ptaków

$
0
0
Od kiedy wpadły mi w oko pierwsze zapowiedzi tej książki - czekałam. Niecierpliwiłam się. Zacierałam rączki. Jak tu nie czekać, kiedy temat taki wdzięczny, a tandem ilustratorów taki zacny? Żadną tajemnicą nie jest, że mamy tu w domu ogromną słabość do ilustrowanych igłą i nicią książek Ewy Kozyry-Pawlak (m.in. Szopięta czy Ja, Bobik...), a ilustracje Pawła Pawlaka też przytulamy w każdej ilości (wciąż oszczędzamy znaczki z książki Zagadkowa koperta listonosza Artura, od niedawna bawimy się puzzlami Ciao! Ahoj! Hello!, trochę dłużej znamy Ignatka...). Bardzo czekałam!


Tylko jakoś nieprzygotowana byłam, bo zaskoczyło mnie, że Mały atlas ptaków (który formatem mały raczej nie jest) jest książką całokartonową. Grubaśną (grzbiet ponad 2 cm; niestety nie pomyślałam, żeby zrobić mu zdjęcie, a jest piękny!) pozycją wypełnioną kartonowymi stronami. Przez chwilę nawet miałam chęć przeanalizować, czy to dobry wybór wydawcy, czy nie lepiej byłoby inaczej... Ale potem otworzyłam książkę i uznałam, że jestem czepliwa i że lepiej pójdę sobie zrobić kawę z pianką.



Mały atlas ptaków jest piękny. Ze wszech miar! Jest piękny dwutorowością ilustracji ("szyte" obok malowanych). Jest wspaniały, bo zawiera również fotografie. Jest skarbnicą wiedzy podanej w przystępny sposób - w postaci krótkich anegdot zawierających istotne informacje (lub informacji zawierających anegdoty ;)). Mnie zachwyca również wyborem przedstawionych w nim ptaków - kopciuszek, szpak, sikory, słowik rdzawy, sroka, wilga, kos, dzięcioł zielony, pokrzewki, dudek, dzwoniec, szczygieł, makolągwa, sójka, raniuszek, mazurek, rudzik, kowalik, grubodziób i zięba. Na okładce książki kilka słów rekomendacji od Stanisława Łubieńskiego, autora książki Dwanaście srok za ogon, który Mały atlas ptaków określa jako "jedyny w swoim rodzaju atlasik dla dzieci. W sam raz na początek ornitologicznej przygody." My to chyba weźmiemy udział w tej przygodzie ramię w ramię, całą rodziną, bo po lekturze Małego atlasu... czuję się ornitologicznie kompletnie nieprzygotowana. A Wy? Wiecie, czym różni się mazurek od wróbla?



Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków, Ewa Kozyra-Pawlak, Paweł Pawlak, Wydawnictwo Nasza Księgarnia

Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Po co komu biała kredka?

$
0
0
Bywa tak, że Ewa chcąc wyrazić swoją opinię, podnosi kciuk jednej dłoni, równocześnie opuszczając ten u drugiej. I mówi, że trochę jej się podobało, a trochę nie podobało (smakowało / nie smakowało). Niby ta ocena jest lepsza od zdecydowanego niezadowolenia, ale sami wiecie... Ja mam tak w przypadku tej książki (książeczki, broszurki). Po co komu biała kredka?, tekst: Małgorzata Falkowska, ilustracje: Anna Jamróz, Wydawnictwo Tadam.




To króciutka historia. Do domu Zuzi przychodzi w odwiedziny ciocia, która przynosi w prezencie nowe kredki. Przy okazji wspólnej zabawy ciocia odkrywa niechęć Zuzi do białych kredek i podejmuje próbę przekonania dziewczynki o wyjątkowości kredki z białym rysikiem. Jest tu coś o niepowtarzalności, wyjątkowości, pojawia się temat wykluczenia - to bardzo wdzięczna historia. Naprawdę. I w dodatku uroczo zilustrowana przez Annę Jamróz. Skąd zatem ten jeden kciuk na dole? Przyczyny są dwie. Jedna - zupełnie do mnie nie trafia tekst. No jakoś tak - ten język, że Zuzia posłusznie skierowała się do swojego pokoju (do ślicznego księżniczkowego pokoju, tak, serio), że ciocię rozczuliła dziecięca dobroć Zuzi... To jest ten mój kciuk w dół. Druga przyczyna - książka jest klejona i że już mam kartki luzem. A czytałyśmy ją z trzy razy dopiero. Natomiast ilustracje, całe rozkładówki - bardzo miłe dla oka.





Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Autochody

$
0
0
Jakiś przesyt? Że za dużo? Bynajmniej. Do sterty, na której już Auta, maszyny, pojazdy i wszystko do jazdy, Kto prowadzi?, AUTO MOTO czy Na budowie dołącza kolejny tytuł - Zakamarkowe Autochody, czyli katalog pojazdów lądowych z rzeczywistości i wyobraźni. Rzut oka na indeks pozwala mi oszacować, że pojazdów jest ponad 170. Czy to znaczy, że jest ich w ogóle tylko / aż tyle? To już zależy od małego czytelnika. Lektura jest pięknym zaproszeniem do stworzenia kolejnych projektów autochodów.







PS Książka jest spora (większa od formatu A4), okładka twarda i matowa, papier cudownie grubaśny, nawet mniejsze dzieci mogą przeglądać i jest duża szansa, że książka... przeżyje.

Autochody, tekst i ilustracje: Carl Johanson, tłumaczenie: Katarzyna Skalska, Wydawnictwo Zakamarki WPIS


Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Basia i basen

$
0
0


Co tam u Basi? Na basenie była! Takim ogromnym, ze zjeżdżalniami, jacuzzi i wodnym barem, w którym jednym z klientów był ogromny mężczyzna z wytatuowanym okrętem, nożem otoczonym różami i rekinem z otwartą paszczą. No takie widoki! Na basenie być może był również specjalny okaz grzyba, takiego bez nóżki i kapelusza, ale w sumie dowodów na to brak...



Prócz Basi, Janka i ich taty "wszędzie było pełno ludzi: dużych i małych, rozmaitego rozmiaru i kształtu." Było głośno, wesoło. Jak to u Basi. Było łaskotanie w brzuchu przed zjazdem wielką zjeżdżalnią. Jak to u Basi. I dała radę. Jak to ona. Tata trochę za często ostentacyjnie wzdychał w stronę jacuzzi, co trochę mnie jednak dziwi. Skoro się wybrał SAM z dwójką, to czego niby się spodziewał? No ale tata Basi czasem tak ma. I tak jest super, skoro zabrał dwójkę i zorganizował opiekę nad najmłodszym po to, by mama mogła spokojnie przespać czas gorączki i lepiej się poczuć. Zatem nie czepiam się taty Basi. Lubię go. Basię i basen też lubię


Basia i basen, tekst: Zofia Stanecka, ilustracje: Marianna Oklejak, Wydawnictwo Egmont. Pozostałe wpisy o Basi znajdziecie TU KLIK.


Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Mattis i jego przygody...

$
0
0


Z Mattisem to bywa różnie. Raz tak lubi chodzić do szkoły, że wyrywa się do niej. Dosłownie - mamie się wyrwa. Choć gil po pas! Ale czasami, jak wtedy po wypadku z bryłą lodu, wolałby zostać w domu. Podczas lekcji lubi huśtać się na krześle, choć pani bardzo się to nie podoba. A on kocha swoją wychowawczynię. Pani na zastępstwie nie kocha, choć to ona pozwala mu usiąść obok Poduchy, chłopca, z którym zaprzyjaźnia się w drugiej klasie. To wtedy, w drugiej klasie, ich panią zabiera ze szkoły karetka... Różnie to bywa. Czasem jakiś starszy chłopiec mu dokucza, odbywają się mniej lub bardziej udane przyjęcia urodzinowe, stołówka serwuje makaron z sosem, wykręcają się kostki i łamią serca. Nawet największym klasowym twardzielom. Znacie to skądś? Ja jeszcze pamiętam te szkolne czasy (jak przez mgłę, jak przez mgłę...), kiedy "najważniejsze rzeczy działy się na przerwach".



Mattis i jego przygody... to prawie 200 stron wypełnionych szkolnymi perypetiami Mattisa (kolegi TEJ Duni). Przygodami bez cenzury, bez rodziców helikopterów, z różnymi relacjami (czy to z nauczycielem, czy z rówieśnikami), lepszymi i gorszymi dniami, mniej lub bardziej mądrymi pomysłami. Niech Was (czy Waszych dzieci) nie zniechęca objętość książki. Nie bójcie się jej. Te 184 strony (12 rozdziałów) o edukacji wczesnoszkolnej dosłownie się połyka. Na przykład podczas podróży tramwajem, która trwa nie więcej niż 10 minut i kolejnych 15 minutach czekania na obiad ;) Na każdej stronie jest niewiele tekstu, czasami to tylko jedno zdanie, innym razem, dwa, pięć, siedem. Jest mnóstwo zabawnych ilustracji. Czyta się błyskawicznie, nabierając apetytu na więcej. Tyle grubaśnych książek, a doba taka krótka...



Mattis i jego przygody w pierwszej, drugiej i trzeciej klasie, tekst: Rose i Samuel Lagercrantz, ilustracje: Eva Eriksson, tłumaczenie; Marta Dybula, Wydawnictwo Zakamarki


Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Wesoły Ryjek i lato / Ciocia Jadzia na wsi

$
0
0


"Dzień dobry, nazywam się Wesoły Ryjek." Tak wita się z czytelnikami, na początku każdego rozdziału, główny bohater książki. Dobrze, że zawsze się przedstawia, bo czasami pomiędzy lekturę dwóch rozdziałów wciska się cała noc i pół dnia! A jak się ma trzy lata - to można się zgubić, zapomnieć, jednego prosiaczka z drugim pomylić! A Wesoły Ryjek taki miły, kulturalny i "wiek w sam raz", i urodziny bardzo lubi obchodzić, i uwielbia pierogi, omlety, naleśniki, lody... 
Wesoły Ryjek ma ogromną wyobraźnię, codziennie przeżywa wspaniałe przygody i uczy się czegoś nowego, a swoimi przemyśleniami dzieli się z czytelnikami. Czy te wspaniałe przygody oznaczają egzotyczne podróże, dzikie zwierzęta czy przechodzenie przez lustro do krainy wyobraźni? Nie, Wesoły Ryjek zbiera z rodzicami jagody, odwiedza latarnię morską, gryzą go komary, obserwuję żabę, boi się burzy i wyrusza w świat... do swojego ogródka. Brzmi znajomo? Tak, Wesoły Ryjek jest jak pogodne, ciekawe świata dziecko, które dorasta w kochającej rodzinie. Nie wiem, dlaczego nie poznaliśmy wcześniej tego prosiaczka... Mimo że w tytule jest inna pora roku niż za oknem - lektura każdego z dziesięciu rozdziałów idealnie pasuje do coraz chłodniejszych wieczorów. To trochę taka porcja ciepłego kakao. Pod kocykiem. Dla dzieci w wieku okołoprzedszkolnym i przedszkolnym.
Wesoły Ryjek i lato, tekst: Wojciech Widłak, ilustracje: Agnieszka Żelewska, Media Rodzina







A co łączy Wesołego Ryjka z ciocią Jadzią? No tak, oczywiście, że wydawnictwo. I format. I to, że tej serii również nie znałam wcześniej ;) I jeszcze to, że każdy rozdział rozpoczyna się tym samym tekstem. Prosiaczek się witał, tu na początku jest opis, kim jest ciocia Jadzia: "Ciocia Jadzia jest siostrą mojego tatusia. Nie wiem, jak jednocześnie można być siostrą i ciocią, ale chyba można. W każdym razie cioci Jadzi się udaje. Ciocia Jadzia jest taka duża, że nie wiadomo, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. Trochę jak deszczowa chmura. Tylko że deszczowej chmury można się przestraszyć, a cioci Jadzi nie, bo zawsze jest zadowolona i uśmiechnięta." I właśnie z taką ciocią spędzamy wakacje na wsi. I jeszcze z psem bez zębów, świnią, która uwielbia siedzieć na kanapie, kozą z chorymi jelitami, łysą kurą i kogutem, który ciągle pieje, zezowatym kotem i koniem, który nie może już biegać... Jest wesoło, beztrosko, lekturę przerywa jedynie głośny chichot. Jest "egzotycznie" - pod warunkiem, że całe swoje życie mieszało się w mieście i wieś widuje się najczęściej... na ilustracjach. 
Ciocia Jadzia na wsi, tekst i ilustracje: Eliza Piotrowska, Wydawnictwo Media Rodzina







Te tabelki (porównywarki cen) powyżej zawierają linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nie, dokonacie zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;) 

PS To na końcu narzekanie, co? Takie moje, tradycyjne - na papier. Że za śliski, za błyszczący. No taki "nie mój", ale może Wy lubicie... I gdybym miała wybierać - oddaję głos na kojącego Wesołego Ryjka. Jednak ilustracje w książkach o cioci Jadzi nie do końca do mnie przemawiają. Wolałam tej samej autorki w Bajce o słońcu czy w Bajce o drzewie. Natomiast siedmioletnia Ewa nie ma uwag. Podobało jej się. A Ryjek ją zanudził. No trudno dogodzić nam obu... ;) 

Miasteczko z bajki

$
0
0
Taki cytat sprzed pięciu lat, wciąż aktualny, sama prawda, nic zmieniać nie trzeba: "Zuziaaa lalka nieduża, i na dodatek cała ze szma-tek. W kratkę, stara spódniczka, łzy na policzkach, a w główce marzeń sto! - nucimy po cichu, śpiewamy całkiem głośno, wyjemy od rana. W domu, w parku i w tramwaju. Bo to hit jest, przecież! I mało kto wie, kim jest autorka tekstu... A gdyby tak rozejrzeć się po księgarniach, po półkach z książkami dla dzieci i sprawdzić, jakie nazwisko bardzo często się tam pojawia. Ale też zorientować się, kto jest autorką tekstów wielu dziecięcych piosenek, a także znakomitych słuchowisk... Dodać do tego programy telewizyjne, Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego oraz Order Uśmiechu... No to wychodzi, że nie wypada, że znać trzeba, że choć jedną pozycję warto zaprosić na półkę z książkami. Książkę Doroty Gellner, rzecz jasna!" Tym razem na spotkanie z twórczością tej artystki (której obszernej bibliografii nie jestem w stanie ogarnąć) zaprasza Papilon (grupa Publicat S.A.). Okoliczności są bardzo ciekawe, bo spotykamy się na łamach całokartonowej/sztywnostronicowej książki w dużym formacie (28 x 20 cm), która jest nie tylko zbiorem rymowanych, melodyjnych tekstów, ale i przestrzenią, którą można zwiedzać niezależnie od tekstu - śledząc bohaterów czy po prostu odkrywając detale na rozkładówkach.





Tak, Miasteczko z bajki (tekst: Dorota Gellner, ilustracje: Jola Richter-Magnuszewska, Papilon) to kolejna pozycja do wyszukiwania, śledzenia, wypatrywania, snucia równoległych historii. Mogę się mylić, ale szybka analiza dostępnych na mojej półce książek pozwala mi stwierdzić, że do tej pory wyszukiwanki raczej nie łączyły się z rymowanym tekstem. Zazwyczaj w ogóle brak w nich było tekstu, chyba że przy ilustracjach znajdowały się polecenia - konkretne zadanie do danej rozkładówki (jak W przedszkolu z Czarnej Owieczki). Często na okładce można było też poznać bohaterów, czasem przeczytać o nich kilka słów (np. w serii o miasteczku Mamoko, także w książkach o ulicy Czereśniowej - obie serie z Dwóch Sióstr, również w książkach do wyszukiwania wydawanych przez Babarybę). Tu są rymy. Czy muszę przypominać, jaki jest mój stosunek do rymów? Ano. Jest jaki jest. Dość letni. Ale rymy Doroty Gellner czyta się z przyjemnością, płynie się przez nie, nie gubiąc rytmu. Przy okazji ćwicząc dykcję, potykając się na niektórych wersach i postanawiając, że coś trzeba z tym zrobić, więcej czytać głośno takich łamiących język utworów. Ilustracje, które amatorsko zakwalifikuję jako malowano-wycinane, pozwoliły mi na nowo odkryć twórczość Joli  Richter-Magnuszewskiej, którą do tej pory kojarzyłam chyba tylko z książką Bartek, Lenka i sny. Kolory takie trochę zgaszone, bardzo jesienne, rozkładówki nieprzeładowane szczegółami, co - zważywszy na sugerowany wiek odbiorcy 2-4 lata - przyjmuję jako atut.



Ta tabelka (porównywarka cen) powyżej zawiera linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeśli klikając w nią, dokonasz zakupu, to ja otrzymam z tego tytułu niewielką (bardzo niewielką) prowizję. Na waciki. Na przykład ;)

Kosmos

$
0
0
Rozdarta jestem. Jednak równocześnie nie mam żadnej propozycji, pomysłu na to, by rozdarcie przestało istnieć. Bo jak to jest, że od prawie ośmiu lat wkurza mnie ten wyraźny podział serwowany przez m.in. sklepy. Narzucający wyraźne rozróżnienie różowego świata dziewczynek i błękitnej przestrzeni chłopców. Zabawy w sprzątanie i gotowanie w kontrze do wojowania i majsterkowania. Bycie cichą i "kolanka razem" na jednym biegunie z "chłopcy tak mają" w odpowiedzi na każde spontaniczne zachowanie na drugim. Bardzo teraz uogólniam, bardzo. Świadomie, wiedząc, że blogowy wpis nie jest w stanie wyczerpać tego tematu.



Ale wracając do rozdarcia - wzięło się z tego, że pomimo tego wkurzenia, zachwyca mnie pomysł i realizacja pierwszego numeru dwumiesięcznika wszystkich dziewczynek "Kosmos". No niby wszystkich dziewczynek (i reszty świata), ale jednak - dziewczynek, czytelniczek, obywatelek. I z jednej strony klaszczę, skaczę, czytam, polecam. Z drugiej myślę o chłopcach, że trochę szkoda, że dla nich nie ma takiego tytułu. W którym tyle fajnych artykułów! Test pomagający odkryć, jakie drzemią w nas talenty, artykuł o odpowiedzialności i o tym, że możemy mieć wpływ na wiele spraw, ciekawe aplikacje mobilne, krótki kurs kodowania, ciekawostki matematyczne i te z zakresu biologii, eksperyment do wykonania w domowych warunków, zielnik, świetny wywiad z himalaistką... Mogłabym tak omówić każdą stronę, wymienić każdy tekst jako warty uwagi, a nie doszłam jeszcze nawet do połowy! Naprawdę brakowało takiego pisma, witam go z radością. I zanim chlipnę w imieniu mam chłopców, coś Wam dam do przeczytania. Tekst o magazynie "Kosmos" napisany przez moją Ewę. Pisała sama z siebie, dopytując o kwestie ortograficzne i zasady używania klawisza Alt i Shift, zostawiam w wersji soute, z szaloną interpunkcją i nowym czasownikiem ;)
W Kosmos podoba mi się odkrywanie mocy poprzez zdania. W dziewczynkach fascynujące jest to że każda ma inny talent. A chłopcy to od razu wyprubowyują czy są strażakami czy policjantami [itd.] Dzieje się tak dlatego bo dziewczynki boją się próbować a chłopcy nie. Dziewczynki boją się że popełnią błąd a chłopcy się nie boją. Ja mam 7 lat i uważam że odkrywanie talentów jest bardzo ciekawe.W magazynie Kosmos dowiedziałam się że mam moc rywalizacji.
 Wiecie, z czym mi się kojarzy jej wypowiedź? Z tym słynnym felietonem Anny Dziewit-Meller W pułapce kompetencji, który ukazał się w "Tygodniku Powszechnym". Siedmiolatka - wychowana w domu, w którym na każdym kroku podkreślało się, że nie płeć a ciężka praca ma wpływ na osiągnięcie sukcesu - zauważyła, że dziewczynki się boją, wycofują się, trochę nie wierzą w siebie. I tak sobie myślę, że dziewczynkom ten "Kosmos" jest jednak bardziej potrzebny. Co myślicie? Chcecie o tym pogadać?




Viewing all 654 articles
Browse latest View live