Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Wylogowani (+ rozdawajka)

$
0
0



Opuszczamy strefę komfortu. Miejsce, gdzie przewijak pod ręką, kołyska pod... nogą, pralka za rogiem. Gdzie świecące kulki umilają nocne pobudki, gdzie komoda z zapasowymi ubrankami, koszyk z grzechotkami przy łóżku, a kocyki piętrzą się na wiklinowym koszu. Żaden to wyczyn, ten nasz wyjazd. Autem. Nad morze. Gdzie czeka na nas sprawdzone i bardzo wygodne miejsce. Żaden to wyczyn. Ale taką ekipą jeszcze nie jechaliśmy! Trzymajcie kciuki za naszą podróż, pogodę i dobrą zabawę :) W planie jest wylogowanie się na tydzień, przerwa w nadawaniu, bazgranie markerem po kamykach i takie tam. Tymczasem Wy... Macie ochotę na grę memo ze świetnymi ilustracjami Tomasza Samojlika? Mam dla Was jeden egzemplarz gry "Czy wiesz, co to za zwierz?"* (tak wygląda w środku, o tak KLIK). Chce ktoś? :) Do 7 września 2014 (niedziela, 23.59) czekam na e-mail (otymze@gmail.com) z adresami dwóch blogów, które podczytujecie i polecacie. Mogą być parentingowe, podróżnicze, kulinarne, jakie tam chcecie. I... to wszystko. Ot i całe zasady. W poniedziałek, 8 września, odeślę do Was e-mail z krótkim potwierdzeniem, że bierzecie udział w losowaniu (taki znak, że Wasza wiadomość dotarła), które odbędzie się we wtorek (9 września 2014). Voilà! Wszystko jasne? To uciekamy, wracamy za tydzień :)




* Dziękuję Kasi i jej Rodzinie za kupienie i przesłanie do mnie gry :*



Morskie opowieści 2014

$
0
0

Ponad tydzień temu zostawiłam w domu suszarkę z niedosuszonym praniem. I okres połogu też zostawiłam za sobą. Wyruszyliśmy na wakacje, nad morze, do lasu, na plażę, gdzie dość bezrefleksyjnie prezentowałam styl Raw Beauty. Choć umówmy się, że ja byłam bardziej Raw, a Ewka Beauty. I pewnie dlatego ona ma setki zdjęć, a ja dwa - z dużej odległości robione. Choć mógł mieć na to wpływ fakt, że jestem przyspawana do aparatu... Sama nie wiem ;) A naturalny styl to po części przez to, że taki właśnie mam. Ale to, że była z nami dwójka dzieci (- Trójka! - protestuje kot Tramal) też miała na to wpływ, nie będę oszukiwać. Żonglowaliśmy czasem tak, by Ewka była wybawiona, wyspacerowana, zmęczona trampoliną, rowerem i innymi atrakcyjnymi atrakcjami (różowymi, świecącymi się, lodowymi, w zależności od życzenia...), a Wojtek miał równowagę w jedzeniu, spaniu i czasie aktywności, kiedy to intensywnie się rozglądał, wydawał z siebie kilka: - Ghy, ghy... - i wykończony zapadał w kolejną drzemkę. Jak już tym czasem żonglowaliśmy, to po 20.00, kiedy dzieci spały, a my TEORETYCZNIE mogliśmy robić wiele rzeczy... Praktycznie jednak - zasypiałam na stojąco. Za dużo morskiego powietrza, aktywności. No żonglerki za dużo ;)




A jeśli o teorii mowa. Morza szum, ptaków śpiew... teoretycznie to idealne warunki do spania, prawda? Otóż nie. Wojciech w pobliżu morza wiercił się, kwękał, zasypiał z trudem. Co innego okolice "dmuchańca", gdzie Ewka zażywała dodatkowego (o matko, skąd ta energia?!) ruchu. Okoliczności - głośna muzyka, pisk dzieci, odgłosy cymbergaja i powietrze szare od dymu z grilla. O. Teraz to można spać... ;) I jeszcze - o ile Ewa, żeby zasnąć porządnie, musi być konkretnie rozkopana, o tyle Wojtek - no ten, to do szczęścia potrzebuje konkretnego przegrzania. Ubrać ciepło, otulić kocykami, nachuchać i może księciuniu spać ;)





Odpuściłam dwa zachody słońca. Bo Wojtek niespokojny, bo chciał po prostu zasnąć w ciszy, a nie jechać na plażę. Ewka poszła z tatą. A ja uświadomiłam sobie, że przecież ja nie lubię zachodów słońca. Nudzą mnie niemiłosiernie. I tak to, zajadając draże, cieszyłam się, że na ten zachód nie poszłam. Choć odrobinę żałowałam, że mew nie karmię, bo bardzo lubię obserwować spryciule, które łapią jedzenie w locie i te drugie majestatyczne, którym nie chce się nawet dwóch kroczków zrobić w stronę pokarmu.






A jeśli o jedzeniu mowa. Dąbki mają dla mnie smak anyżków i bitek z makiem. Zajadaliśmy je teraz, rok temu, dwa lata temu... Właśnie tam i - po prawdzie - tylko tam. Jakoś zapominam o anyżkach w Poznaniu. Tymczasem zaraz po przyjeździe na miejsce, zaczęłam interesować się, czy cukiernia jest na swoim miejscu, by potem stać się stałą klientką: - Dwie garście anyżków, jedną bitek z makiem. Oj, ale wczoraj to pani miała większy rozmach, śmiało, więcej tych ciach! ;)




Sporo jadłodajni było już nieczynnych, niestety. Na naszych oczach rozkręcane były kolejne automaty. Miałam wrażenie, że zaraz, za moment, ktoś całe Dąbki zwinie i upchnie na pawlaczu. Tymczasem Ewka polowała na ATRAKCJE. Pierwszego dnia powiedziałam: - Narysuj, jakie chciałabyś mieć wakacyjne atrakcje, będziemy twoje życzenia spełniać. Narysowała. Że chciałaby skakać na trampolinie, jeździć dużym rowerem, jeść lody, kręcić się na małych karuzelach, obłowić się w automatach z drobiazgami za dwa złote, jechać na wycieczkę, wybrać sobie sama kolorowy magazyn w sklepie. I balonik by chciała, najlepiej z Myszką Minni. Albo Hello Kitty...




A właśnie. Co ma Hello Kitty do matematyki? Ano całkiem sporo. Bo taki automat z breloczkami z Hello Kitty - 1 zł. I kiedy Ewa chciała iść znowu na "dmuchańca" - tłumaczyliśmy jej, przeliczaliśmy. Że 30 minut skakania to dziesięć breloczków. Albo cztery kulki lodów. Albo pięć przejażdżek na miniaturowej karuzeli. Albo siatka na motyle. Albo pół balonika z Hello Kitty. Taki to wakacyjny wstęp do matematyki ;) I kieszonkowego. Bo nadszedł czas na nie. Liczone były też meduzy i momenty, w których M. gubi na plaży buta ;)




Codziennie byliśmy na plaży, spacerowaliśmy po lesie, spełnialiśmy życzenia Ewki, wypoczywaliśmy w zupełnie nowym składzie. Zamiast pięciu dni, zostaliśmy sześć. Mało? Dużo? Wystarczająco. Wypoczęliśmy, nacieszyliśmy się morzem, mieliśmy cudowną pogodę. Spotykaliśmy na swojej drodze samych dobrych ludzi (Aniu! Dziękujemy!). Na pewno tam wrócimy, kolejny raz... I znowu pomalowane kamienie rozrzucimy po plaży. I część wrzucimy do morza. Ewa ma nadzieję, że znajdzie je Maja i Lasse :)




Grasz w różowe? Gram!

$
0
0
- Mamo - scenicznym szeptem zwraca się do mnie na przystanku autobusowym Ewa. - Mamo, zobacz! Jakie ta pani ma buty! RÓ-ŻO-WE! Tu zbliżenie na Ewę. Szarpie mnie właśnie za łokieć. Z niedowierzaniem w oczy zagląda. Zachwyt. Wzdech. No takie różowe! A ta pani dorosła jest! ;) Na koniec roku przedszkolnego, prócz worka z ubrankami, nieco zużytych kapci i opinii pedagoga, dostaliśmy zamiłowanie do różu. I do Hello Kitty. I do cekinów. I brokatu. Nie byłam zatem zaskoczona, że po zabawie w kolor zielony KLIK i w kolor czerwony KLIK przyszedł czas na odcienie różu i fioletu :) Żółty musi poczekać...
 








 

(Nie tylko) wakacyjna lektura

$
0
0
Wakacje już za nami, ale wciąż znajdujemy piasek. W kieszeniach, butach, foremkach, plażowych torbach... Nawet w książce zostało kilka ziarenek. Ale akurat do tego tytułu - piaskowa zakładka pasuje idealnie :)


To jedna z kilku książek zabranych na nasz nadmorski wypad. Jedna z kilku, przy których Ewka zasypiała. Dosłownie. Nie to, że nudna była. Ot, zmęczenie materiału. Może i Ewa nie zajmowała się rozwiązywaniem zagadek, ale od rana do nocy była ciągle w ruchu, cały czas na świeżym powietrzu. Wieczorem przykładała głowę do poduszki i po kilku stronach czytania... Już jej nie było :)



A książka trafiona idealnie! Bo nie dość, że miejsce akcji typowo wakacyjne, ilustracje podobne do tych naszych chwil zatrzymywanych codziennie w kadrach, a na dodatek - tematyka, która Ewkę kręci. Bo co robią dwie dziewczynki w Zatoce Delfinów? Łowią krewetki, grają w chińczyka, pływają, bawią się w piasku, zjadają ogromne ilości lodów, ale przede wszystkim - rozwiązują zagadki detyktywistyczne! Jest sprawa kradzieży, ktoś hałasuje, znika pies... Zagadki nie są bardzo za bardzo skomplikowane, powiedziałabym, że są po prostu skrojone na miarę dwóch dziewczynek, które nie lubią się nudzić. Wraz z nimi nie nudzą się czytelnicy :)




122 dwie strony podzielone na dziewięć rozdziałów. Każdy rozdział to jedna zagadka, która zostaje rozwiązana przez dwie małe detektywki. Idealna lektura do wieczornego czytania "na rozdziały" (nawet jeśli ma się w domu babsztyla wykłócającego się o każdy rozdział: - Cztery! Dzisiaj cztery! Ja CHCĘ! ;)). Podejrzewam, że równie dobrze sprawdzi się w przypadku pierwszych dłuższych samodzielnych lektur.



Tajemnice Zatoki Delfinów, tekst: Magda Podbylska, ilustracje: Katarzyna Bajerowicz   
Wydawnictwo BIS KLIK







Czasem słońce, czasem deszcz

$
0
0

Ale zamilkłam! Ale! A przecież cały czas mówię: - Ewa. Ewa. Ewa. Nie tak mocno. Ewa. Ewa. Ewa. Ewa! Za blisko. Nie tak mocno. Ewa. Zostaw Wojtka. Ewa. Zostaw Wojtka... No mówię Wam - gadam i gadam. A ona? Głuchota wybiórcza. Szeptem powiem, dwa kilometry od niej, że czekolada jest na stole i wtedy na pewno usłyszy, na stówę. Tymczasem codziennie:  - Ewa. Ewa. Ewa. Nie tak mocno. Ewa. Ewa. Ewa. Ewa! Za blisko. Nie tak mocno. Ewa. Zostaw Wojtka. Ewa. Zostaw Wojtka... I nic. Jak o ścianę. Niewidzialne pole magnetyczne między nimi. Ona wpada do domu i leci go przytulać. Po swojemu. On nie protestuje. Nie protestuje przez mniej więcej 10 sekund. Potem prezentuje dziąsła, bynajmniej nie w uśmiechu. I zaczyna skrzeczeć. - Ewa. Ewa. Ewa. Nie tak mocno. Ewa. Ewa. Ewa. Ewa! Za blisko. Nie tak mocno. Ewa. Zostaw Wojtka. Ewa. Zostaw Wojtka...
Popołudnia są takie. Gderające, syczące, o dwa słowa za ciężkie. Pamiętam, że bałam się połogu. Tymczasem nie ciąża, nie poród, nie połóg... Najbardziej dobija mnie niedoczas dla Ewki. I ten cholerny brak cierpliwości. Ona cała jest wołaniem o uwagę, ja wręcz przeciwnie - wołam o chwilę ciszy. A kiedy cisza nadchodzi - myślę o tym, co znowu zrobiłam nie tak. I obiecuję sobie, że od jutra będę lepsza. Tymczasem: - Ewa. Ewa. Ewa. Nie tak mocno. Ewa. Ewa. Ewa. Ewa! Za blisko. Nie tak mocno. Ewa. Zostaw Wojtka. Ewa. Zostaw Wojtka...
I jeszcze ten smutek nieutulony, ten żal. Za każdym kamyczkiem, który wrzuciła do morza. Za nakrętkami, które ma zanieść do specjalnego pojemnika. Za etykietą z butelki, którą ja bezmyślnie wyrzuciłam. Oczy pełne łez. Szloch. - Ale ja będę tęsknić. Tak mi szkoda! - woła przez łzy.
Ale że co? Trochę szaro to wygląda? Pesymistycznie? Ależ! Róż to tylko na większości dziewczynek z grupy przedszkolnej Ewy. W wydaniu od stóp do głów. ;) U nas pełna tęcza. Ja aktualnie jestem raczej skalą szarości, ale codzienność wciąż odmieniamy w każdym kolorze. Także w różu. Który idealnie komponuje się właśnie z szarością.
I kiedy ja się miotam, kiedy nic nie wiem, kiedy dla siebie czasu już nie mam w ogóle - ona rysuje naszą rodzinę. Każdy z kokardą na głowie! Pełno kwiatów, jabłoń, dom... Szaleństwo! A nad nami tęcza. I deszcz. I słońce. Jakie to prawdziwe...




10 razy 10 = zabawa

$
0
0



Czasami człowiek, niemożliwie rozpuszczony przez los, żałuje bardzo dziwnych rzeczy. Na przykład tego, że jego dziecko umie już liczyć do dziesięciu (a nawet do dwudziestu jedenastu). No żałuje, bo taka kreatywna, nieszablonowa, po brzegi wypełniona zabawą lekcja nas ominęła! Chociaż... Jeśli spojrzeć na to z drugiej strony - lekcja nam uciekła, ale została zabawa, prawda?




Dobra, dobra, trochę sobie żartuję. Bo nowy Tullet to nie tylko liczenie do dziesięciu. 128 stron o liczeniu do dziesięciu?! To by nie przeszło! Nie u Tulleta! Są zatem, prócz liczenia do dziesięciu, cyfry. Od zera do dziesięciu. Policzyć można również kolory. A przy okazji je wymieszać. I poznać liczebniki porządkowe! W rozdziale o ciele ludzkim... Sami musicie to zobaczyć! Jest co liczyć, choć nie jest to tradycyjne liczenie jednego nosa czy dziesięciu paluszków... Są też kształty, gry, wyścigi aut i zgadywanki. Wszystko z liczeniem w tle. I wszystko takie Tulletowe :) Wiecie? Jakoś nie sądzę, bym musiała Was zachęcać do tytułów tego autora...






Bo Tulleta zwyczajnie nie wypada nie znać. I powtórzę się - zanim podsuniecie pod pulchne paluszki tablety, smartfony i inne cuda - sięgnijcie po książkę Hervé Tulleta. Którąkolwiek. Wydawnictwo Babaryba zadbało, byśmy mieli w Polsce wybór. Do tej pory ukazały się: Naciśnij mnie, A gdzie tytuł?, Turlututu. A kuku, to ja!, Kolory i najnowsza - 10 razy 10


10 razy 10, tekst i ilustracje: Hervé Tullet
Wydawnictwo Babaryba KLIK

PS Także nie, jeszcze nie wyrastamy z Tulleta. Dziękujemy Babarybie, że pozwoliła nam się o tym kolejny raz przekonać :) Zresztą... Kiedy już wyrośniemy... Książki poczekają na nowego czytelnika, który już przebiera nóżkami z radości ;)




Im bardziej, tym lepiej

$
0
0
- Ale mi się nie chce - powiedziałam cicho. Potem powtórzyłam to jeszcze ze sto razy. Albo przynajmniej trzy ;) W sobotę rano tak mówiłam, w niedzielę też. I tak trochę, szukając ratunku, rozglądałam się po naszym domu, który coraz bardziej przypominał* menelnię. - Odkurzyć trzeba, posprzątać... - stękałam. - A jak nie teraz, w weekend, to kiedy? - myślałam. A jeszcze trochę pracy przy komputerze na mnie czekało...  Jak nic dopadło mnie marudztwo, ciężka odmiana marudztwa. Całe szczęście, że pamiętałam starą zasadę - im bardziej się nie chce, tym będzie lepsza zabawa. Zasada wciąż aktualna, weekend mieliśmy przepyszny :)








I pomyśleć, że czasami wystarczy zacząć rozmowę w piaskownicy. I trochę podlewać nową znajomość, wcale nie za dużo, na tyle, na ile czas pozwala. I ona rozkwita, ta znajomość. I potem, gdzieś w przedpokoju, poznajesz kolejną osobę. A kilka dni później jedziesz pomóc w wykopkach, jesz pyszną zupę dyniową, przymykasz oko na to, że Ewka dokłada sobie trzeci kawałek ciasta (czwarty, piąty...). Wracasz do domu, gdy robi się ciemno. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Wstajesz rano. Czujesz każdy mięsień, nic ci się nie chce, ale słońce znowu tak ładnie świeci za oknem... To może do puszczy? :)








Im bardziej się nie chce, tym lepsza zabawa później. I teraz bardzo, bardzo mi się nie chce pakować się i wyruszyć w góry. Choć wyjazd dopiero w niedzielę. Bardzo, bardzo mi się nie chce... ;)

* nadal przypomina! Tyle że - na dodatek - w samym przejściu stoi olbrzymia dynia, a z parapetu łypią na mnie dwie cukinie i dwa kabaczki. Jak nic myślą, co z nimi zrobię. A ja nie wiem! Także ten tego... Nie przychodźcie bez zapowiedzi, bo nie otworzę! :D Chyba że chcecie mi pomóc z tymi mieszkańcami parapetu, to zapraszam, ino przetrę blat rękawem ;)

Lowam #1

$
0
0

Moje zakładki puchną. Te w przeglądarce. Linków w nich milion pięćset sto dziewięćset. Część rzeczy upycham na mojej tablicy Piterest KLIK, ale jakoś nie wszystko mi tam pasuje. Stąd nowy cykl, którego cykliczność... jest wielką niewiadomą. Jak mi się nazbiera trochę odnośników, muzyki, książek i innych dupereli, to będzie kolejny wpis z cyklu Lowam. Po prostu. To nie zawsze będą nowości, bo jak już mówiłam...  Moje zakładki puchną. Ale do rzeczy - dzisiaj lowam (kolejność przypadkowa):
  • ten wpis KLIK na moim ulubionym blogu podróżniczym The Adamant Wanderer. Bardzo motywuje mnie do częstszego opuszczania strefy komfortu, choć aktualnie oznacza to u mnie coś zupełnie innego, niż w przypadku Autorki bloga - Uli :) Ten post lowam również dlatego, że jest przykładem idealnego tekstu sponsorowanego, naprawdę z przyjemnością go czytałam.
  • a skoro mówię o motywacji i strefie komfortu - ten wykład KLIK sprawił między innymi, że staram się mniej używać sformułowania "udało mi się"...
  • kawę Anatol w wersji waniliowej. Szczególnie, że aktualnie piję tylko kawę zbożową.
  • cykl "Będąc młodą przedszkolanką"KLIK u Jareckiej, w Deszczowym Domu.
  • tekst o Warszawie KLIK, jak i zresztą inne wpisy (teksty i zdjęcia, ach!) u Joanny - Mamy w Centrum.
  • Maggie Gyllenhaal w miniserialu The Honourable Woman.
  • kampanię społeczną Fundacji PZU - „Kochasz? Powiedz STOP Wariatom Drogowym”. Za spoty, za gadżety, za muzykę (Soko, We Might Be Dead Tomorrow).
  • kwas chlebowy, edycję trzecią, z którym eksperymentuje M.
  • wieczorne z Ewką czytanie książki Burzliwe dzieje pirata Rabarbara (tekst: Wojciech Witkowski,ilustracje: Edward Lutczyn). Bardzo mnie uśmiecha ta książka, a i Ewka nie narzeka - mimo że ilustracji naprawdę niewiele.
  • miejsce w necie, w którym można znaleźć... miejsca do nocowania. A sami sprawdźcie KLIK
  • Ewkę, która skoro świt mówi do brata: - Cześć Wojtek, ty łachudro ;)
A Wy? Co dzisiaj lowacie? :)

Daleko jeszcze?

$
0
0
Idziemy... Pięknie jest. Jeszcze zielono, choć jesień rozłożyła już swoją paletę z czerwonym, żółtym i pomarańczowym kolorem. Pięknie jest. Majestatycznie. Te góry. Wierzchołki między chmurami. Pięknie. Idziemy. - Dzień dobry, czy daleko jeszcze do schroniska? - pyta Ewa pierwszych napotkanych turystów. - Dzień dobry, czy daleko jeszcze do schroniska? - zaczepia kolejnych. - Dzień dobry... Guten Tag! Dobrý den! Niedaleko. Bliziutko. Jeszcze pół godzinki. Dwa zakręty. - A czy będzie tam jakiś plac zabaw??? Nie będę Was oszukiwać - z gór to się Ewce najbardziej podobał wylosowany w automacie łańcuszek z Moje Opony (My Little Pony). I łóżko piętrowe w hostelu. Czy w związku z tym żałuję tego wypadu? Tego, że nie mogliśmy wejść wyżej, że z wózkiem to tylko jeden szlak i to do pewnego momentu? A on chusty/nosidła nie znosi... Że sporo czasu spędziliśmy w hostelu, słuchając szalejącego wiatru? Zamiast w drodze? A nie. Nie żałuję. Wróciłam zmęczona, choć wypoczęta. Nie mogę się doczekać chwili, kiedy pojedziemy tam znowu. Może wtedy Ewka zobaczy góry tak naprawdę? A może nie :)
















PS Noclegu w Karpaczu szukałam, pytając Was o radę na FB. Tak trafiliśmy do Hostelu Krokus. Teraz i ja mogę polecać to miejsce. Na uboczu, z klimatem, z pomysłem i przede wszystkim uśmiechniętymi ludźmi :)

Życzenie śmierci I ;)

$
0
0

- Jak Wojtek urośnie, to się z nim ożenię.
- Ale wiesz, nie można brać ślubu z bratem.
- Pfff... Jak umrzecie, to się nie dowiecie, nanananana! Trzymam kciuki żebyście umarli...

No, także ten tego. Bycie rodzicem czterolatki - level hard ;) A tymczasem. Podczas chrztu Wojtka zgasła świeca, a rozpaczliwe próby jej ponownego odpalenia... Spełzły na niczym. Iście piekielny zapach unosił się nad naszym wózkiem podczas ceremonii. A ten spał. Lekko się tylko wzdrygnął podczas obmywania wodą. Wiecie - TĄ wodą. Po uroczystości dość cierpliwie znosił pielgrzymkę z rąk do rąk i blask fleszy. My - wciąż odsypiamy ten weekend, on - nie wie, o co nam chodzi ;) 

PS Teraz rozumiecie stąd moje blogowe milczenie? :)

Dookoła świata. Londyn

$
0
0
Listopad 2010. Siedzę w pociągu. Na siedzeniu obok mnie, w samochodowym foteliku, obśliniona Ewka. Pociąg relacji Poznań - Zielona Góra. To tylko niewiele ponad 100 km... Jestem podekscytowana, jestem wystraszona. Pierwsza moja babska podróż z córką. Do mojej przyjaciółki, w której brzuchu mieszka mała dziewczynka. To tylko niewiele ponad 100 km... Stosuję zaawansowany minimalizm bagażowy, nawet pieluch mam tylko kilka sztuk. U przyjaciółki czeka cała ich paczka. Dam radę - pod pachą Ewka w foteliku, jedna torba. Dam radę. Na dworcu w Zielonej Górze odbierze mnie przyjaciółka, u niej w domu czeka wózek. Dam radę. Bardzo się denerwuję. Bardzo. Tuż za Poznaniem pociąg staje...



I stoi ponad trzy godziny. I teraz sobie mnie wyobraźcie. Z szaleństwem w oku, kiedy zmieniam pieluchę Ewce raz. I zaraz jest do kolejnej zmiany. Drugi raz, trzeci... Ostatnia pielucha ląduje na jej tyłku niedaleko celu. Tuż po jej założeniu - charakterystyczny odgłos, zapach nie pozostawiający wątpliwości, co do jej zawartości. Jestem mokra od stresu, rozczochrana, głupawo się uśmiecham, zaklinając rzeczywistość: - Nie rycz, Ewka, nie rycz, jakoś dojedziemy, jakoś dojedziemy...



Jasne, że dojechałyśmy! Tyle że zamiast miejskim autobusem, to się woziła Ewka taksówką. Chyba pierwszą w jej kilkumiesięcznym życiu. Gdybym nie przeżyła takiej podróży, gdybym usłyszała o niej opowieść od kogoś - pewnie uznałabym, że ta osoba długo nie wsiądzie do żadnego pociągu... Ale że ja tam byłam i Ewkę kilka godzin bawiłam - wiem, że wszystko potoczyło się inaczej :) Właśnie ta podróż, te małe perturbacje, nerwy, a na końcu ulga, dały mi mnóstwo odwagi! I się zaczęło...



Podróże tramwajami, pociągami, autobusami, autem, loty samolotem... Kiedy tylko można, jeśli można - wyruszamy. Dzień przed wyjazdem zawsze kłócę się z M. Robię listy, pakuję rzeczy, proszę go, żeby mnie przepytał, żeby pomyślał, co powinniśmy wziąć. I zawsze ostatecznie jestem wściekła i narzekam, że wszystko na mojej głowie. Skoro już to wiem, staram się uczciwie uprzedzić: - Będę na ciebie wrzeszczeć w sobotę, wiesz? ;)




Niemcy, Irlandia, polskie morze i góry. Różne miasta. Wszędzie nam dobrze. Chcemy więcej i dalej. To może Anglia? Londyn? Kiedy Endo zaproponowało nam taką podróż, nie mogliśmy odmówić. A że to podróż palcem po mapie, przy lekturze jednego z kultowych przewodników Miroslava Šaška... Przynajmniej było słonecznie! Żadne mgły i opady deszczu nie przeszkodziły nam w spacerze. Ba, nawet kurtek nie mieliśmy i Ewka radośnie (i bynajmniej nie bezgłośnie ;)) prezentowała strój z kolekcji Dookoła świata. I taka to nasza wycieczka do Londynu. Podróż w czasie. W październikową niedzielę. Z książką pod pachą. A zaraz po spacerze wróciliśmy do domu na herbatę, wszak była już 17.00. TEA TIME!




I teraz jest z nami Wojtek. Właśnie skończył trzy miesiące. Z Ewą, zanim gdzieś się wybraliśmy, odczekaliśmy właśnie tyle - trzy miesiące. Tymczasem Wojtek... Polskie morze, góry, Wrocław, Warszawa... No nie umie ten koleżka usiedzieć w domu, ciągle by podróżował! ;) Jak tak chce, to ja już planuję. Pociąg. Z dwójką. Co? Ja nie dam rady? :)



Tymczasem czytamy. O Londynie. Jakim był miastem ponad 50 lat temu, co się w nim zmieniło... Oglądamy czerwone autobusy na ilustracjach, zaglądamy przez ramię ludziom, którzy czytają gazety w londyńskim metrze. Zastanawiamy się, dlaczego dziewczynka na sukience Ewy trzyma parasol i planujemy, co byśmy spakowali na wycieczkę do Anglii. Plan musi być. Dobry plan to już tylko kroczek do jego realizacji. Tymczasem czytamy... I ustalamy szczegóły - jak już się tam wybierzemy, do Londynu, to ja zjem fish, a ona zajmie się chips ;) Niech jej będzie!

Oto jest Londyn, tekst i ilustracje: Miroslav Šašek, 
Wydawnictwo Dwie Siostry, półka z książkami w sklepie Endo

Ewa ma na zdjęciach sukienkę oraz legginsy Endo z kolekcji "Dookoła świata". 
Wpis powstał we współpracy z marką Endo.

Nie przeszkadzać! Lego DUPLO

$
0
0

Tak sobie myślę, ot luźne przemyślenia, że może gdyby to Ewka uczestniczyła aktywnie w warsztatach organizowanych przez Lego DUPLO w warszawskiej klubokawiarni Pompon, a ja w tym czasie pognałabym boso na dzikie harce z animatorkami, to może... Może wtedy zapamiętałaby jedną z zasad zabawy niedyrektywnej, taką jedną króciutką zasadę: nie przeszkadzać. I może wtedy mogłabym w spokoju ułożyć i dużą farmę, i zamek królewski! Bo nie mogłam! Nie, nie słuchała, bo to ja tam byłam i ja o tej zabawie się uczyłam, a także o tym, jak sprawić, by nasze wspólne chwile spędzić kreatywnie. 



Tymczasem ona... Warszawa, wczesna godzina, nieco mgliście. - Mamo, ja nie pójdę tam się bawić z nikim - oświadczyła. Przełknęłam ślinę. Chwila zastanowienia. Podeszłam do sprawy dyplomatycznie: - Dobrze, zrobimy tak - rozglądniesz się i sama zdecydujesz, czy chcesz siedzieć ze mną, czy iść się bawić, dobrze? Na miejscu Ewa łypnęła okiem w prawo, łypnęła w lewo. Zeskanowała dzieci i zabawki. Po czym wrzuciła coś na ząb, zzuła buty i zniknęła. Raz po raz słyszałam charakterystyczną intonację: - Mamooo! Przybiegała pokazać mi 1 (słownie: jeden) klocek, na przykład czerwony, i biegła dalej. Wyszczerzona. I tak to z nikim nie poszła się bawić ;) Tak, ona gdzieś tam jest na tym zdjęciu poniżej...


Tymczasem ja... Warszawa, klubokawiarnia Pompon. Żongluję zadaniami - nakarmić jedno dziecko i delikatnie je pchnąć w kierunku sali zabaw, nakarmić drugie i wysłać je na naprawdę długi spacer z ojcem. Wszystko po to, by spokojnie wziąć udział w warsztatach. Spokojnie? Co ja sobie wyobrażałam?! Wszystko można powiedzieć o tych warsztatach, ale na pewno nie to, że było spokojnie ;) Skorzystałam, ile się dało. Sami rozumiecie - stado matek, stadko dzieci. Sami rozumiecie... 
Prócz zasad zabawy niedyrektywnej, poznałam dekalog kreatywnej zabawy wg Małgorzaty Ohme. Oj, jak trudno mi wprowadzić w życie punkt pierwszy, mianowicie: Nie każda zabawa musi być edukacyjna. No doprawdy, upycham tą edukację drzwiami i oknami, to silniejsze ode mnie! A już przy układaniu klocków? Toż to idealna okazja do edukowania! ;) A Ewka nie protestuje. Choć studiować to ona nie chce. Aktualnie chce być motorniczą... ;) Z prawdziwą ulgą za to usłyszałam, że mam prawo nie mieć ochoty na zabawę. Przeczytałam, odetchnęłam i teraz tylko intensywnie się zastanawiam, jak dobrze wytłumaczyć to Ewce ;) 



Tymczasem klocki Lego DUPLO... Wcale się nie kurzyły! W ciągłym użyciu! A to przez nas, podczas kreatywnych zadań, a to przez dzieci - w sali zabaw. Były łączone, rozłączane, przesuwane, rzucane, deptane, z tego co widziałam - nawet intensywnie ślinione ;) Jak to klocki. Nic im się nie stało. Jak zwykle. Na początku spotkania usłyszałyśmy, że dzięki naszym blogowym wpisom o Lego DUPLO może dowiedzieć się więcej osób. Serio? Wiele jest takich osób, które nigdy nie słyszało o tych charakterystycznych klockach? :) Trudno mi w to uwierzyć... 
Podobno na każdego mieszkańca Ziemi przypadają 62 klocki LEGO, a po świecie „chodzi” ponad 5 miliardów ludzików LEGO. Od 1958 roku w sumie wyprodukowano 650 miliardów klocków, które już dawno wyszły poza pokoje dziecięce i wykorzystywane są przez ludzi sztuki, filmu, architektów czy nauczycieli akademickich. Nazwa Lego jest zbitką wyrazów LEg GOdt, czyli po duńsku „baw się dobrze”.* Cóż, tak właśnie się bawimy. 


A Wy? Znacie? Lubicie? Macie ochotę na konkurs z klockami Lego DUPLO w roli głównej? :)

PS Dziękuję - Paulinie za pierwszy uśmiech, Kamili za uśmiech drugi i zaczarowanie Ewki, Marlenie, że mnie zgarnęła i została moim dzieckiem ;), Kasi za bardzo zaraźliwą eksplozję pozytywnej energii, Halinie za pogaduchy w samym środku przejścia, Anicie za każdą wyszarpaną chwilę na rozmowę i wszystkim, z którymi miałam okazję zamienić słowo :) Last but not least - dziękuję Lego Duplo i organizatorom tego spotkania.

* Dane z materiałów promocyjnych Lego.


Pieniądze w ścianie

$
0
0
"Wezmę i założę kopalnię pieniędzy i kiedy mi się skończą pieniądze w bankomacie, pójdę do mojej kopalni i je sobie wykopię, i włożę do bankomatu, żebym mogła z niego znowu wyjąć!" Nieźle to sobie Basia wymyśliła, prawda? Choć Ewa ma równie niefrasobliwe podejście do pieniędzy. Nie ma? To trzeba wypłacić. Przecież tam są. W ścianie. Nic tylko wypłacać i kupować, czyż nie?


Dwa złote. Od niedawna Ewa dostaje tygodniówkę. Dużo? Mało? Nie wiem, trudno mi ocenić. Chyba wystarczająco. Wszak dopiero zaczynamy zgłębiać temat pieniędzy. Że nie można ich wykopać w kopalni. Na drzewie też nie rosną. Niestety nie spadają również z nieba... Ona pyta, na co wystarczą takie dwa złote. Może na dwie paczuszki Mamby? Może na loda? Na małą karuzelę? Na plastikowy pierścionek z automatu? A 10, 20, 50, 100 złotych? To już totalna abstrakcja dla niej, choć zapamiętała moje słowa, że za 100 złotych można kupić 4-5 długich książek ;)


Różne narzędzia pomagają nam oswoić temat pieniędzy. Na przykład lektura przygód Basi wprowadza do naszego słownika hasła: promocja i gratis. Bo Basia bardzo chce, żeby jej kupić laleczkę za darmo. "Przy zakupie dwóch samochodzików laleczka gratis." Czyli za darmo ta laleczka? No za darmo! 



Zabawa w sklep, korzystanie z jakiejkolwiek kasy (drewnianej, plastikowej, zrobionej samodzielnie z tektury) i pieniędzy (tych papierowych, bilonu, karty) - kupowanie, cena, reszta, płatność... Wiele, wiele zagadnień można poruszyć podczas takiej zabawy. I nie znam dziecka, które nie lubiłoby bawić się w sklep :)




Gra Monopoly Junior. Że niby za skomplikowana? Zabawka przeznaczona dla dzieci od 5 roku życia... Bla, bla, bla... Proste zasady, zabawne pionki, możliwość kupowania sklepu z zabawkami, kina czy kręgielni, banknoty o jednym nominale. Świetnie się bawimy, a przy okazji uczymy się o inwestowaniu i zarabianiu.




Jak u Was z tym tematem? Dajecie kieszonkowe? Tłumaczycie? Korzystacie z pomocnych gadżetów? Porozmawiajmy o kasie :)

(Jeśli już o kasie mowa, polecam lekturę rozmowy z psychologiem dr Barbarą Arską-Karyłowską, tytuł tekstu - Dziecko przy kasie, o tu jest KLIK.)

PS Cytaty pochodzą z książki Basia i pieniądze (tekst: Zofia Stanecka, ilustracje: Marianna Oklejak, Wydawnictwo Egmont KLIK). A przy okazji zagłębiania tematu pieniędzy, możemy - tak jak mama Basi - porozmawiać o tym, czy dobrze jest oceniać ludzi po tym, co mają... 

Skrytki. Po prostu

$
0
0



Pamiętam te emocje. Mój pokój. Przytulny, ale trudny. Przechodni, bez okna, ze schodkiem - pozostałością po przesunięciu ściany - dwa kroki od drzwi. Pamiętam go w wersji zanim zaczął być mój. Wytapetowany był. Z nierównym sufitem, krzywymi ścianami. Gdzieś na jednej ze ścian, dość nisko, gdy zapukało się w ścianę, słuchać było głuchy dźwięk. Ściana, ściana, pusto, pusto. Za tapetą niewielka prostokątna wnęka. Może i dziwaczny przewód kominowy, ale dla mnie najbardziej tajemnicza skrytka... Szkoda, że była pusta...




Nie pisałam nigdy pamiętnika. Bałam się, że ktoś go przeczyta. I nie tyle odkryje jakieś mroczne nastoletnie sekrety, co po prostu mi je zabierze. I przestaną być moje. Nawet jak już coś napisałam, dość szybko wszystko niszczyłam. W czasach przed e-mailowych napisałam długi, szczery list do przyjaciółki. A w nim mnóstwo sekretów. Zakończyłam go słowami: "Najlepiej to spal, po przeczytaniu". I wiecie? Odpisała. W kopercie, prócz listu do mnie, był woreczek z popiołem i kilkoma strzępkami papieru z moim pismem. Spaliła go. Stała się moją skrytką.




Nigdy nie wiem, co awansuje w oczach Ewy do rangi skarbu. Kamyczek, kawałek wstążki, skrawek papieru, koralik, naklejka, sama-nie-wiem-co-ale-błyszczy... Ale znam tę jej minę. Taki uśmiech łobuzerski. Kiedy coś zagarnie i oddala się, niby cichaczem, w kierunku jednej z wielu... skrytek. Czerwony pojemniczek, drewniana skrzyneczka, mnóstwo torebek, worków, woreczków, kieszeń taty, moja torebka. Kilka razy dziennie coś chowa. Nie zawsze ponownie znajduje ;) Ma jedną szczególną maleńką szkatułkę. A w niej mały kryształek, cekinowe serduszko i wysadzany błyszczącymi kamyczkami koralik. Kryształek wcześniej był mój i też był dla mnie wyjątkowy...




Wyjęłam książkę z koperty. Jeszcze nie zdążyłam jej otworzyć, a już w mojej głowie były te wszystkie myśli: schowek za tapetą, spalony list, drobiazgi Ewki... Proustowska magdalenka, tyle że w formie niewielkiego kwadratu, w twardej oprawie. Na każdej stronie propozycja kryjówki. Miejsca mniej lub bardziej oczywiste. Opisane tak, by odkryć je na nowo. I by zacząć, jak kiedyś, celebrować odkrywanie (i chowanie) naszych małych-wielkich skarbów. 
Od dawien dawna wiadomo, że książki są wspaniałymi
powiernikami tajemnic. Wystarczy wsunąć między ich
strony sekretną notatkę, liść lub ptasie piórko, a one
otoczą je opieką. Książki wiodą cichy żywot; nie lubią
zbyt wiele o sobie mówić, a jeśli już - to szeptem.  



Skrytki, tekst: Mateusz Wysocki, ilustracje: Agata Królak, Wydawnictwo Ładne Halo KLIK

PS Wpisy stare (ale jare) o innych książkach Wydawnictwa Ładne Halo - O psie, który szukałKLIK, Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiemKLIK, Lala LolkaKLIK, SklepyKLIK. Niebawem, u mnie, jeszcze jeden, nowy tytuł tego Wydawnictwa. Dziękuję za przesyłkę, która przeniosła mnie w czasie! :)

Ciepło-zimno

$
0
0


Plan była taki. Będzie spała w śpiworku. No przecież, że będzie! Przynajmniej zawsze będzie przykryta, nie trzeba będzie w nocy sprawdzać, nie zakryje się cała kocem, będzie bezpieczniej... Tymczasem ona... Plan miała w nosie! Zapinana w śpiworku, wiła się i wyginała. Przykryta kołderką najpierw czerwieniała, potem włączała sygnał dźwiękowy, by na końcu tak długo trenować wymachy nóg, aż się oswobodziła. Przykryta - niemal natychmiast się budziła. Odkryta - spała długo i spokojnie. I tak jej zostało... :) Zimnolubna Ewka. 



Spodziewaliśmy się powtórki z rozrywki. W śpiworek nawet nie inwestowaliśmy, ten po Ewce gdzieś wydany, sama nie wiem gdzie. No ale po co nam śpiworek? Zupełnie nie będzie potrzebny!  TACY jesteśmy doświadczeni. O! Tymczasem Wojciech... Otulony po szyję. Ubrany na cebulkę. W sierpniu nosił długie rękawy. Na cieplutkim kocu, pod cieplutkim kocem. Tylko wtedy zadowolony i spokojny. Ciepłolubny Wojciech. 



Ale śpiworka nie było. I w sumie w planach go nie mieliśmy. Ale sam przyszedł. Z prośbą o przetestowanie. I przyszedł w samą porę, bo pewnej nocy - zamiast tradycyjnego śpiewu Wojtka - obudziły mnie jakieś stłumione dźwięki. Wiecie, takie jakby spod koca... Rekord świata pobiłam w szybkości wyskakiwania z łóżka (dziwne, że sobie nic nie złamałam). Wyskoczyłam, dwa susy i już byłam przy jego łóżeczku. Cały przykryty kocem. Nakrył się. Wstrzymałam oddech i szybko go odkryłam. A ten - bezzębny uśmiech, lekko zaróżowiony, oczy jak pięć złotych, zadowolony... No na takich żartach to ja się nie znam! [- Nie znasz się, mamo? A taką śmieszną minę miałaś ;)]  


Mamy zatem śpiworek (wersję 2.5 Tog, czyli grubość śpiworka jest dostosowana do spokojnego snu w pokoiku, w którym jest 16-20°C), który jest efektem współpracy firmy Gro z ikoną brytyjskiego stylu – marką Anorak. 100 proc. bawełny w środku, tyle samo na zewnątrz. Dodatkowo wielka dbałość o detale - napy, dzięki którym można zwężać śpiwór, zabezpieczenie bocznego suwaka, wykończenie. Nie ma szans, by Wojtek znowu ze mnie sobie żartował i zakrywał sobie twarz. Nie ma możliwości, żeby wślizgnął się do środka śpiworka. I ten wzór! Traktorem zdobędziemy wiosnę, traktorami pokonamy zimę, prawda? I chyba te traktory mają dobre tłumiki, bo Wojtkowi żaden warkot snu nie zakłóca... ;) 


Produkty GRO COMPANY można kupić między innymi tu KLIK.  


Stacja zabawa (konkurs z LEGO DUPLO)

$
0
0

Jedzie pociąg z daleka, na nikogo... A tam, od razu na nikogo! Czeka! A raczej czekają - dwa pociągi. Na peronie pierwszym stoi pociąg z cyferkami LEGO DUPLO, z kolei na drugim peronie czeka... pociąg z cyferkami LEGO DUPLO ;) Dokąd (choć bardziej - do kogo) pojadą, okaże się niebawem. Tymczasem stoją na peronie i czekają. 


ZASADY KONKURSU:

1. W komentarzu pod tym postem dokończcie zdanie: Mam pociąg do LEGO DUPLO, bo... 
2. Zacznijcie trzymać kciuki. Jeśli komentujecie bez logowania się - nie zapomnijcie się podpisać adresem e-mail.
3. Nie próbujcie przekupywać komisji konkursowej, w której skład wchodzę ja i M.
4. Nagrodami w konkursie są dwa pociągi z cyferkami LEGO DUPLO.
5.Macie czas do 14 listopada (godz. 23.59). 16 listopada, pod tym postem, znajdziecie wyniki konkursu. Koniecznie tu zajrzyjcie, bo dwa razy wołać nie będę! :)
6. Szczegółowy regulamin znajdziecie tu KLIK

No. To do roboty, bo Wam pociąg ucieknie! I kto wtedy pomoże ogarnąć prezenty Mikołajowi, Gwiazdorowi czy innemu Dziadowi? ;) Powodzenia!



KOMUNIKAT: Na czas trwania konkursu włączyłam opcję anonimowych komentarzy! Jednak, by nie zostać zalana spamem, będę wszystkie zatwierdzać. Dlatego nie denerwujcie się, Dobrzy Ludzie, gdy Wasza wypowiedź nie będzie widoczna od razu. KONIEC KOMUNIKATU

Wybudujemy wieżę - Miasto Książek (edycja II)

$
0
0

210 - tyle dostałam w ubiegłym roku zdjęć z Waszymi wieżami z książek. Nieśmiało mam nadzieję, że w tym roku uda się pobić ten rekord... Chociaż o jedną, dwie wieże :) Tak rozpoczynała się akcja KLIK, a taki miała finał KLIK. Pamiętacie? 



3, 2, 1... START! Rusza druga edycja akcji Wybudujemy wieżę - Miasto Książek. Układajcie literkowe cegły, budujcie, mierzcie, by na końcu zrobić zdjęcie i wysłać je do mnie na adres otymze@gmail.com. Niech powstanie jeszcze potężniejsze Miasto Książek! :) Nie liczy się wysokość wieży, to nie licytacja, kto ma więcej książek. Możecie użyć wszystkich książek, możecie połowy lub tylko kilku najulubieńszych. Pełna dowolność :) Czekam na jedno zdjęcie lub kolaż. W wiadomości nie zapomnijcie napisać, jak podpisać zdjęcie - np. Wieża Ewy, http://www.otymze.pl  


Będzie mi miło, jeśli udostępnicie informację o akcji - na blogach, FB lub Instagramie (#miastoksiazekotymze). Tradycyjnie - powstanie galeria z wszystkimi zdjęciami na fan page O tym, że KLIK. A takie to świętowanie urodzin sobie wymyśliłam :) Czekam na zdjęcia do 13 grudnia 2014 r.!


Coraz bliżej Święta... (zadania do kalendarza adwentowego)

$
0
0
Oczywiście. Mogłabym poczekać do 1 grudnia. Zawiesić kalendarz. Pstryknąć kilka zdjęć, zakląć siarczyście nad szarością za oknem, która bynajmniej nie ułatwia mi zrobienia choćby jednego zadowalającego ujęcia... Ale nie tym razem :) Kalendarz będzie bliźniaczo podobny do wersji z ubiegłego roku KLIK. Raz - sprawdził się, dwa - domki są w nieskazitelnym stanie, pozostaje dorobić nowe tło, nie zdecydowałam się jeszcze tylko, czy ponownie będzie to nocny krajobraz czy postawię na słoneczny (może pełen śniegu?) dzień. Zatem domki mam, tło to kwestia jednego dłuższego posiedzenia, muszę jeszcze kupić taśmę dwustronną... Zawartość domków. Hmm. Częściowo już jest, ale przede mną jeszcze jeden wypad do sklepu i gorączkowe przetrząsanie półek. Choć już teraz mogę Wam polecić zwyczaj parowania się. Na pewno macie chociaż jedną koleżankę, która także szykuje kalendarz adwentowy, może kupiła jakieś opakowanie zbiorcze drobiazgów, które można podzielić? Wymieniajcie się, konsultujcie, dzielcie. Razem łatwiej! :) Kalendarz prawie gotowy, zawartość też niebawem... A zadania?


Zadań najlepiej mieć wypisanych/wydrukowanych więcej i wkładać je do kalendarza na bieżąco. Dlaczego tak? Ano dlatego, że codzienność często weryfikuje nasze plany. W ubiegłym roku kilka razy dałam ciała i nie udało mi się zrealizować kilku zadań. Ot uroki pierwszego trymestru ciąży, nie miałam w grafiku drzemek, same się zrobiły! ;) 
Do rzeczy. Zrobiłam listę zadań. Zbierałam je już od jakiegoś czasu - czytałam fora, przeglądałam WWW, przypominałam sobie, jak to było. I jest. Lista 43 zadań, którym podoła dziecko w wieku przedszkolnym. Niektóre bardzo proste, inne mniej oczywiste, może coś Wam się spodoba. Jeszcze nie wiem, na które się zdecyduję w tym roku... :) Jeśli macie ochotę dopisać jakieś pomysły na zadania - śmiało! Komentujcie! :)
  • Czas na świąteczny domowy seans – może „Ekspres polarny”?
  • Dziś to Ty wybierasz, co będziemy robić. Jakieś pomysły? :)
  • Idź do sklepu zoologicznego, trzeba kupić mieszankę ziarenek dla ptaszków
  • Idź na łyżwy. Weź rodziców...
  • Jak było rok temu? Jak dwa lata? Wyjmijcie zdjęcia, włączcie filmiki
  • Macie opłatek? Wybierzcie się po niego do kościoła
  • Napisz/narysuj list do Świętego Mikołaja
  • Narysuj laurkę-podziękowanie dla Mikołaja
  • Narysuj portret całej swojej rodziny stojącej przy choince (pomysł Ewki!)
  • Naucz się kolędy
  • Obejrzyj dokładnie ozdoby choinkowe – napraw zepsute, odkurz wszystkie, wyrzuć zniszczone
  • Odwiedźcie wiewiórki, nie zapomnijcie o orzechach!
  • Poczytajcie o tradycjach świątecznych (nie tylko w Polsce) 
  • Pomóż nakryć do Wigilijnej Wieczerzy
  • Pomóż w świątecznych porządkach! Poukładaj na półce z książkami
  • Pomóż w wycinaniu pierniczków
  • Porozmawiajcie o dobrych uczynkach. Do dzieła, na początek zróbcie ich pięć! :) 
  • Poszukaj w bibliotece książki o Świętach
  • Przeczytajcie o zwierzętach w zimie
  • Przygotuj – z szarego papieru i stempelków – papier do pakowania prezentów
  • Przygotuj kilka książek (lub kup nowe) i wesprzyj akcję Zaczytani KLIK
  • Przygotuj lampiony ze skórek mandarynek
  • Przygotuj prezenty dla Dziadków
  • Przygotujcie kartki świąteczne
  • Spotkajcie się z przyjaciółmi, podzielcie się opłatkiem
  • Stwórz łańcuch z pasków papieru
  • Stwórz własną ozdobną kulę śniegową
  • Stwórzcie list/prezent świąteczny dla mieszkańców Niegowa - akcja Robótka 2014 KLIK
  • Ubierz choinkę!
  • Udekoruj pierniczki, nie zjedz całego lukru! ;)
  • Ulep bałwana ze śniegu lub wyklej go z waty
  • Upiecz babeczki dla Mikołaja, obierz marchewkę dla renifera
  • Urządź bitwę na śnieżki (yyy, na zwinięte w rulon skarpetki? ;))
  • Widzieliście już szopkę? Koniecznie się wybierzcie!
  • Wybierz się na Międzynarodowy Festiwal Rzeźby Lodowej w Poznaniu 
  • Wybierzcie się na pocztę, pomóż w naklejaniu znaczków, wrzuć kartki do skrzynki
  • Zbuduj choinkę z klocków 
  • Zbudujcie karmnik
  • Znajdź na półce książki o Mikołaju i o zimie, pamiętasz ich treść?
  • Zobacz jak wygląda miasto w blasku świątecznego oświetlenia (wieczorny spacer)
  • Zrób łódki z łupinek po orzechach włoskich
  • Zrób ozdoby choinkowe
  • Zróbcie listę bliskich, którym chcecie wysłać kartki świąteczne

PS A tu KLIK zadania w wersji pdf, od razu do wydruku :) (wyświetla się, nie wiem dlaczego, tylko jedna strona, ale przy pobieraniu jest już całość :))

Ptasie wiadomości

$
0
0


Co my tu mamy? Niech no policzę: walor estetyczny - cudnej urody ilustracje Pawła Mildnera, każda okraszona lekcją geografii i grą - grą słów! [Choć Ewa nazywa to zupełnie inaczej, według niej to wymyślanki.] Jakby tego było mało jest zbliżenie, z lotu ptaka - bo zasadne jest tutaj to określenie -poznajemy alfabet. Wydawnictwo Ładne Halo ponownie częstuje nas książką-pretekstem.



To pretekst do zabawy, która nawet jeśli bardzo będzie się opierać, nie ucieknie od edukacji. Co to są właściwie te Ptakty? To Fakty w wersji skrzydlatej - o wybór najważniejszych wiadomości z życia dzieci i zwierząt zadbały tu ptaki. Ptakty dotyczą wydarzeń w Polsce, nie ograniczają się jednak do największych miast. Ba! Traktują te po macoszemu! ;) Ale jest na przykład A jak Andruszkowice, H jak Halinów, R jak Rawicz czy Z jak Zamość. 


K. Koluszki. Dwa koty drą koty o kłębek wełny. Pomiędzy bliskimi kolegami Drapaczem i Szarikiem doszło do bójki. Czy motek nici jest tego wart? "To sprawa honoru" - twierdzą zgodnie przyjaciele.
S. Słupsk. Podczas śniadania Matylda pochwaliła się poznanym ostatnio brzydkim słowem. Jedni osłupieli, inni zamarli w bezruchu.



Czytania nie ma zbyt wiele. Są za to świetne ilustracje, prosta mapka z zaznaczonymi miejscowościami, które pojawiły się w Ptaktach, alfabet i mnóstwo zabawy. Może to i nie książka do poduszki, ale idealnie nadaje się na leniwe deszczowe popołudnie.

OGŁOSZENIE: W sklepie Wydawnictwa Ładne Halo KLIK do końca weekendu (niedziela, 23.11.2014 r., 23.59) na hasło: otymze macie darmową dostawę (listem priorytetowym) książki Ptakty. Darmowa dostawa dotyczy także sytuacji, gdy prócz Ptaktów kupujecie inny tytuł/tytuły Wydawnictwa!


Ptakty, tekst i ilustracje Paweł Mildner, Wydawnictwo Ładne Halo KLIK

PS Tymczasem my - każdy pretekst uznajemy za dobry... Wyciągamy mapę, patrzymy na zdjęcia, szukamy miejscowości z ilustracji, zakreślamy miejsca, w których byliśmy. Bawimy się! Może i efekt nie jest taki wyśmienity, jak u Pawła Mildnera, ale nie zniechęcamy się. Ciekawe, jakie miejscowości wybralibyście Wy... :)




Torebka z misją

$
0
0
Nie umiem szyć. Na drutach też nie robię. Może i czasem skleję jakieś kawałki papieru, ale czy ktoś chciałby za to płacić? Nie lepię garnków. Naprawdę nie wiedziałam, co mogę przeznaczyć na aukcję. A pomóc chciałam. Agnieszce. Mamie Oli. Kobiecie takiej jak ja, jak Ty. Tyle że kiedy ja narzekam na górę prasowania, ona przyjmuje kolejne chemie - walczy. Jest nadzieja. Wystarczą pieniądze - tylko i aż pieniądze. Których na lekarstwo brakuje. Całą historię możecie przeczytać tutaj: KLIK.
I ja nie umiem szyć, na drutach też nie robię. Książkę mogłabym jakąś z półki wytachać, ale te książki nasze trochę porysowane, wyczytane... Tymczasem w szafie mieszka torebka. Nowa. Wygrałam ją w konkursie u Pauliny KLIK. Piękna i zupełnie w moim stylu, choć za mało gabarytowa ;) I tak sobie leży i czeka na coming out. Na kogoś, kto świat jej pokaże. Nie róbcie jej przykrości - kupcie ją! :) Cała kasa idzie na pomoc Agnieszce. Licytujcie pod tym wpisem, w komentarzach. Cena wywoławcza 50 zł. Aukcja kończy się w sobotę, 29 listopada 2014, godz. 23.59. Osoba, która wygra torebkę wpłaca pieniądze na konto Fundacji KLIK, koszty przesyłki pokrywam ja. Jeśli możecie wziąć udział w licytacji - zapraszam, możecie też wspomóc Agnieszkę wpłacając nawet niewielkie kwoty na konto Fundacji.


Torebka SOHO French Stripe to elegancka, kompaktowa torebka z wielkim potencjałem. Praktyczna i pomysłowo zaprojektowana torebka, pomieści wszystkie podstawowe rzeczy, których potrzebujemy podczas krótszych wyjść z dzieckiem - pieluszkę, zapasowe ubranko, ulubioną zabawkę, klucze, portfel i telefon. Laminowana, pasiasta tkanina z której uszyto torebkę jest nieprzemakalna, odporna na zabrudzenia i łatwa do utrzymania w czystości, a jasny kolor podszewki sprawia, że wnętrze odbija światło, co ułatwia przeglądanie jej zawartości. Mimo swojego niewielkiego rozmiaru, SOHO podobnie jak wszystkie torby SKIP HOP dla Mam, wyposażona została w turystyczną matę do przewijania i etui na wilgotne chusteczki. SOHO wyróżnia się! Oryginalną tkaniną i stylowym wykończeniem, niestandardowym, jak na torebki dla mam rozmiarem, a przede wszystkim innowacyjnym designem. (...) SOHO mierzy 30 x 24 x 3,8 cm (cytat ze strony producenta KLIK)





Viewing all 654 articles
Browse latest View live