Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Lowam #2

$
0
0


Jutro w Stanach Zjednoczonych Dzień Dziękczynienia (Thanksgiving Day), to moje ulubione "obce"święto :) Jest jeden blogowy cykl, który odrobinę do niego pasuje... W ramach autoterapii i odczarowania zabałaganionej codzienności - zaglądam w zakładki, odkurzam linki. Jak to się wnerwiać, jak tu smutać, skoro jest tyle rzeczy do lowania! ;) Dzisiaj lowam (kolejność przypadkowa):
  • zaangażowanie Kaczki i Bebeluszka w piątą już edycję akcji Robótka KLIK. TAKIE serducha mają te dziewczyny! Wpisałam Robótkę w nasz kalendarz adwentowy, może i Wy się skusicie?
  • wybór (i ceny!) kartek, także świątecznych, na Postallove KLIK. O, a TU jaka piękna, z ilustracją Emilii Dziubak!
  • zbliżający się wielkimi krokami 32. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino! Szczególnie niecierpliwie czekam na jeden seans i spotkanie fotel w fotel z Asią i jej Rodziną :)
  • zapiekaną owsiankę z tego przepisu KLIK Uwaga, jak dla nas, to porcja na dwa dni! :)
  • Basię i jej historię KLIK z gatunku IiI (Imponujące i Inspirujące) 
  • polskie seriale kryminalne, a dokładnie Zbrodnię i Watahę. Świat się kończy - zaczęły mi się podobać rodzime produkcje! ;) Jest jeszcze opcja, że ze światem jest wszystko w porządku, a po prostu zaczęliśmy robić dobre seriale, w których "sprzedajemy" przy okazji piękne polskie plenery... :)
  • siedem rad niezwykłego wychowawcy KLIK
  • ten wpis Pierwszej Żony KLIK, taki w punkt jest, jak to u niej ;)
  • lekturę książki Małpeczki z naszej półeczki (tekst: Krista Bendová, ilustracje: Danuta Imielska-Gebethner). Szczególnie fragment z listami dzieci i dziadków.
  • Simple Story KLIK, czyli projekt poświęcony kobietom inspirującym, aktywnym i kreatywnym. 
  • tego gościa, co w pracy, gościówkę, co w przedszkolu i tego bezzębnego łysolka, co tuż obok ;)
A Wy? Co dzisiaj lowacie? :)

#bloggers4christmas

$
0
0
Jak tu wybrać, co tu wybrać... Z CAŁEGO asortymentu. Tak, żeby dzieciaki miały radochę, a i nam nie zgrzytały zęby na widok zabawki. Jak tu wybrać, co tu wybrać... Wcale nie było łatwo! Mi nie było łatwo, ale co oni mają powiedzieć? Z blogosfery długiej i szerokiej wybrać 24 blogi? Tylko 24 blogi? A potem najpierw wpuścić blogujące mamy do sklepu z zabawkami, by wybrały najciekawsze według nich prezenty, by później dyscyplinować to wesołe stadko i wpisy na blogach synchronizować z rabatami na konkretne przedmioty lub marki? Za akcją Bloggers 4 Christmas stoi Ładnebebe i Mamissima. A O tym, że... jest w gronie wybranych przez nich 24 wybranych blogów. Dziękuję! Świetna akcja, bardzo się cieszę, że mogę w niej uczestniczyć. 





Jak połączyć zamiłowanie do różu, uwielbienie dla książek i chęć układania? Jest jeden wynik tego równania - Djeco Puzzle Artystyczne Abracadabra (200 elementów). To mój wybór dla Ewki. Ilustrację stworzył Marc Boutavant - gwiazda francuskiego ilustratorstwa. Jego miś Muki (Mouki) to bohater książki i serialu animowanego. Chyba nie muszę go nikomu przedstawiać? Za jakość puzzli odpowiada Djeco. Puzzle są ogromne, elementy grube i twarde, lakierowane. Prostokątny obraz jest tak wypełniony detalami, wydarzeniami i postaciami, że każde kolejne układanie jest okazją do odkrycia nowego szczegółu. Lowam. Co tu dużo mówić - lowam :) 








Co dla Wojtka? Doskonale pamiętałam małą Ewę i jej radosny galop w stronę telefonów, pilotów, wszystkiego, co wydawało dźwięki i świeciło. Pamiętałam również moje zniechęcenie do samograjów, zaklejanie taśmą głośników, "gubienie" baterii, przegryzanie sobie tętnicy, gdy ten cholerny ślimaczek-sorter znowu się włączył i takie tam... ;) Ale żeby tak zabrać Wojtkowi radochę? Z czegoś, co gra? I świeci?! Dla niego jest Skip Hop - Aktywny Telefon Sowa. Tak, gra. Jest gama, jest odgłos sowy, dzwonek i melodyjka. Nie gra zbyt głośno, nie jest za cicho. Każdy dźwięk ukryty jest za miękkim guziczkiem. Na każdym przycisku inna faktura. Słuchamy, dotykamy i... patrzymy. Na kolory, kształt i przede wszystkim na świecące skrzydełka! Ale zabawa! :)








PS Codziennie na jednym z 24 blogów mogliście/możecie znaleźć zabawkę polecaną przez inną blogerkę, a w sklepie Mamissima rabat na nią. Dziś i jutro szukajcie niższej ceny przy rzeczach wybranych przeze mnie :) Ho, ho, ho! 

B0fLtQ on Make A Gif, Animated Gifs

Zimowa półka - MAŁA KA(F)KA

$
0
0

Gdy za oknem jest biało, gdy rozpędzony śnieg zatrzymuje się na szybie, gdy zamarza nos i dłoń nie ukryta w porę w rękawiczce, wtedy jest dobry czas na czytanie. Dobry jest oczywiście zawsze, ale zimą czyta się dłużej i chętniej. Bo nie chce się wychodzić w zimny świat. Bo jak się już wyjdzie pohasać na sankach lub nartach, to potem marzy się o ogrzaniu stóp pod kocem, ciepłej herbacie i Opowieści. 
A zimą najlepiej czytać o zimie...
W pierwszy dzień grudnia w kalendarzu adwentowym Majki znalazło się zadanie – wyszukaj wszystkie książki o zimie, świętach, Mikołaju, jakie mieszkają na Twojej półce. Zebrał się stosik, co leży teraz na wyciągnięcie ręki i czeka na kubek gorącej herbaty co wieczór. Czytamy o śniegu, o mrozie, o Mikołaju, choince i pierniczkach. Jesteśmy z każdą stroną bliżej Świąt i poddajemy się tej magii, którą ma w sobie tylko zima. 
Ciężko było mi wybrać dwie najpiękniejsze i ulubione książki, wahałam się pomiędzy gąską Zuzią, bo urzeka mnie obrazami i ciepłem, roztapiającym każdą lodową pokrywę, między zimowym popołudniem, w którym pewien chłopiec wypatruje wracającej z pracy mamy przez skrawek szyby, ogrzany oddechem i ciepłą dłonią, bo mnie wzrusza, czasem do łez nawet, między Ollem, który trafia do tajemniczej świątecznej krainy, bo książka ma piękne, staroświeckie ilustracje i między krótką opowiastką dzieci z Bullerbyn, które właśnie przygotowują się do świąt, bo to klasyk i od zawsze chciałam odwiedzić wszystkie trzy zagrody.
Wybrałam dwie – jedną trochę dla Majki, a jedną trochę dla siebie. 



Dla Majki O zimie z Zakamarków. A to dlatego, że zima w tej książce żyje, że dźwięczy, że pachnie, że oszałamia. Że działa na wszystkie zmysły. Mimo lapidarnych tekstów, mówi o tym, co najważniejsze. To książka, w której można się zatracić, w której można znaleźć mały płatek śniegu, rozpuszczający się na jednej z kartek, w której można usłyszeć skrzypienie mrozu pod butami, w której jest nawet igloo, oświetlone blaskiem świecy. To książka dla każdego, bo każdy w zimie może odnaleźć skrawek cudu. To książka, która oswaja zimę i zimą zachwyca. Są w niej zwierzęta, ptaki, które się dokarmia, anioły na śniegu, lód, co zamienia się w wodę, gdy się go zechce zabrać do domu i woda, która wyprowadzona na spacer zamarza. To książka o tym, jak można szaroburość i przejmujący chłód zmienić w zaczarowanie.



Dla mnie jest za to Królowa śniegu z fenomenalnymi obrazami ukraińskiego artysty Vladyslava Yerko. To mój mały cud, który lubię obracać w rękach i niespiesznie kartkować, wyłapując fascynujące detale na ilustracjach... (jakąś mysz, czytającą książkę, scyzoryk, wystający z dziecięcej kieszeni, panią, czyszczącą dywan na śniegu, łyżkę w kieszeni kruka...) Królową śniegu zna każdy. Albo tak mu się wydaje. Wiadomo, że jest Gerda i Kaj, że chłopcu coś wpadło do oka, a dziewczynka idzie go szukać, bo go kocha czystą, piękną miłością. Ale czy ktoś pamięta, że pomiędzy zagubieniem a odnalezieniem Kaja w pałacu Królowej Śniegu jest na przykład spotkanie z rozbójnikami, ofiara dla rzeki z czerwonych trzewików, wizyta u księżniczki, co przeczytała wszystkie gazety świata i długa droga na grzbiecie mówiącego rena? 
W tej książce król Andersen przegrywa jednak ze swoim poddanym Valdyslavem – to obraz powinien poddać się tekstowi, bo tekst stworzony przez mistrza, ale nagle okazuje się, że się ścigają, że Andersen zostaje w tyle, że oddaje na chwilę koronę i berło Yerkowi. Yerko jest genialny i dzięki niemu ta książka jest genialna. Nie umiem inaczej o niej mówić, niż w dzikim zachwycie, w niskim, służalczym ukłonie, niemo, bo brak mi słów... 



Autorem dzisiejszego wpisu jest MARPIL z bloga MAŁA KA(F)KA KLIK.Zimowa półka to cykl gościnnych wpisów, w których Autorki książkowych blogów (które na co dzień chętnie śledzę) dzielą się tytułami swoich ulubionych książek o zimie i/lub o Świętach Bożego Narodzenia. Nie uzgadniałyśmy żadnych tytułów, nie wiedziałam, jakie książki wybiorą - od początku zakładałam, że niektóre pozycje mogą się powtórzyć i byłam bardzo ciekawa, czy wyjdzie nam z tej współpracy jakiś malutki ranking... :) Zobaczymy. Tymczasem zapraszam do lektury. Cyklu i blogów, które w nim występują. Jutro kolejny odcinek!
W dzisiejszym odcinku wystąpili:
MARPIL KLIKO zimie KLIKKrólowa śniegu KLIK

PS Rozkładówki i okładka książki O zimie pochodzi z WWW Wydawnictwa Zakamarki. Ilustracje z książki Królowa śniegu znalazłam w zbiorach Pinterestu. Wpis o książce Królowa śniegu u Marpil KLIK, O zimie  KLIK

Zimowa półka - MAKI W GIVERNY

$
0
0

Kiedy Olga poprosiła mnie o napisanie krótko o dwóch książkach mikołajowo-świątecznych, przez głowę  przefrunęło mi wiele okładek i tytułów, o których można by… Jednak jak wybrać dwie? Ulubione? Te od lat towarzyszące naszym przygotowaniom do świąt? Najnowsze, na które warto rzucić okiem? Z mojego dzieciństwa, czy pierwsze moich dzieci? O matko…  Stanęło na tym, że napiszę o moim ostatnim odkryciu, bynajmniej nie nowości, i książce, która od kilku lat nas „rusza”.


Ta druga, towarzysząca nam od kilku lat to Goście na Boże Narodzenie Svena Nordvista (Media Rodzina 2008). Nie ma tu tradycyjnie pokazywanych świąt – gromadki  roześmianych dzieci, wycinających pierniczki, prezentów w kolorowych papierach,  skrzących się pod choinką … Jest stary, pomarszczony Pettson w czapce pilotce i jego sprytny kot, zwichnięta noga i problem, bo lodówka pusta, choinki nie ma, z ciasta na pierniki w spiżarni niewiele zostało (ciekawe, dlaczego ;)) a święta tuż tuż… Findus nie kryje rozczarowania, no jakże to tak, wszędzie święta, a u nich nic? Staruszek z drąga i gałązek choiny własnoręcznie robi choinkę i stroi ją ze swoim kotem, czym może  – uwielbimy oglądać te ozdoby: O to widelec mamo! A tu zegarek wisi! Ale do sklepu pójść już nie da rady… I wydaje się, że to będzie smutny dzień, gdyby nie wizyta sąsiada, pomagającego Pettsonowi odśnieżać podwórko. Lawina życzliwości i troski i sąsiedzkiej pomocy, którą wywołał, mówiąc tu i tam o stanie zdrowia sąsiada spowodowała coś, co nie śniło się ani Pettsonowi ani  Findusowi.  Nagle robi się świątecznie i ciepło, niemal  słychać gwar w domu naszych bohaterów, u których zbierają się sąsiedzi, a każdy coś ma w koszyczku… Czy macie sąsiadów, którzy samotnie spędzają święta? Wiecie już, co trzeba zrobić! 



Bóg się rodzi to książka wydana ładnych kilka lat temu (tekst: Maciej Krupa, Kuba Szpilka, Jarosław Mikołajewski, ilustracje Józef Wilkoń, Wydawnictwo Dwie Siostry). Autorzy porządkują  i przybliżają tradycje świąteczne, tłumaczą, wiele zwyczajów i obrzędów, obecnie już zapomnianych - wyciągają z lamusa i wyjaśniają. Natomiast ilustracje…  uff … To  uczta dla oka i duszy! Cały Wilkoń! Oglądam, dotykam, zawieszam się nad kolejnymi stronami  i czuję magię, magię świąt! I już chcę sprzątać, przygotowywać, piec, cieszyć się na strojenie choinki , na nocne pakowanie prezentów, wspólne słuchanie kolęd!  Poszukajcie tej książki (bo ona jeszcze jest do kupienia tu i tam), tej encyklopedii i wszechnicy  świątecznej wiedzy, zaczarowanej i magicznej przez Wilkonia!
Wszystkiego dobrego!



Autorem dzisiejszego wpisu jest MAJKA z bloga MAKI W GIVERNY KLIK. Zimowa półka to cykl gościnnych wpisów, w których Autorki książkowych blogów (które na co dzień chętnie śledzę) dzielą się tytułami swoich ulubionych tytułów o zimie i/lub o Świętach Bożego Narodzenia. Nie uzgadniałyśmy żadnych tytułów, nie wiedziałam, jakie książki wybiorą - od początku zakładałam, że niektóre pozycje mogą się powtórzyć i byłam bardzo ciekawa, czy wyjdzie nam z tej współpracy jakiś malutki ranking... :) Zobaczymy. Tymczasem zapraszam do lektury. Cyklu i blogów, które w nim występują. Jutro kolejny odcinek!

W dzisiejszym odcinku wystąpili:
MAJKA KLIKGoście na Boże Narodzenie KLIKBóg się rodzi KLIK

PS Wszystkie zdjęcia są Majki :) Jej wpis o książce Bóg się rodzi KLIK, Goście na Boże Narodzenie KLIK.

Zimowa półka - STASIEK POLECA

$
0
0

To ja o Mikołaju nieco przewrotnie. O Mikołaju, który od zeszłego Bożego Narodzenia towarzyszy nam przez cały rok, który był z nami nawet na wakacjach – letnich! Cały czas jest pod ręką, zwłaszcza, gdy trzeba gdzieś wyjechać lub czekać gdzieś na coś.
Mikołaj niewielki, Mikołajek bardziej, ale jak najbardziej klasyczny (choć może niekoniecznie święty): w czerwonym kubraczku, z saniami, reniferami jak najbardziej latającymi, workiem, czapką. Mieszkający wśród zimowych krajobrazów, produkujący prezenty.
A jednak inny. Nie odzywa się w ogóle, można go tylko oglądać. Tylko... Aż.


Przygody Mikołajka, komiks, którego autorami są Thierry Robin i  Lewis Trondheim. Rzecz niestety nienowa i niewznawiana, ale jeszcze tu i ówdzie dostępna, warto poszukać. Kładka pomiędzy oglądaniem a czytaniem, oswajanie z komiksem, który bywa kładką do „prawdziwych” książek.
Mikołajek sympatię budzi od pierwszego wejrzenia. Rano bywa zaspany i nieprzytomny. Musi pokrzepić się kubkiem kawy, żeby zacząć dzień. Otaczają go przyjaciele pomagający mu w pracy (fabryka prezentów) i w życiu: pingwin kamerdyner (parzy kawę, robi torty) sprężynonogie chochliki (produkują prezenty), Yeti (zawija w papierki) bałwany-listonosze (przynoszą listy). Prezenty produkuje się ze śmieci w Maszynie, renifery pasą się na świerkach, zima dookoła cudna.
Jednak nawet w tak przyjemnych okolicznościach zdarzają się awarie i problemy, nawet przesympatyczny Mikołajek ma wrogów, a do lasu w każdej chwili może wpaść jakiś szaleniec. I tak oprócz codziennej pracy prezentowej Mikołajek musi się zmagać: z Okrutnym Drwalem chcącym przerobić las na zapałki (Co się wydarzyło w czasie Halloween?), z brakiem surowców wtórnych do produkcji prezentów (Dobry Dzień), a także ze swoim arcyworgiem, Doktorem Złośliwcem, który knuje, bruździ i nie jest miły (Kto ukradł listy do Mikołajka?, O tym, jak Mikołajek pokonał Doktora Złośliwca).


Niezwykle sympatyczny jest ten Mikołajek. Dobry pod każdym możliwym względem, także charakterem. Do tego rewelacyjnie zaplanowany i narysowany. Dowcipny, trzymający w napięciu, wzruszający. Z piękna zimą w tle i świątecznym nastrojem, ale też z potworami, mumiami, pluszowymi zwierzakami, pościgami, ucieczkami i dziwnymi maszynami. Szczerze polecamy. Testowane na chłopakach i dziewczynach, mamach i tatach.



Przygody Mikołajka:Co się wydarzyło w czasie Halloween? (1), Dobry Dzień (2), O tym, jak Mikołajek pokonał Doktora Złośliwca (3), Kto ukradł listy do Mikołajka? (4), Thierry Robin, Lewis Trondheim, wyd. Motopol - Twój Komiks 2001

I jeszcze krótko coś zimowego. Moja ulubiona książka O zimie. Dla młodszych. Doskonały wstęp do zimologii. Właściwie nie wiadomo dokładnie, co takiego jest w tej książce, że urzeka aż tak bardzo. Żadna historia to nie jest, przynajmniej nie w warstwie tekstowej, ot kilka wiadomości o zimie, jaka jest. Że śnieg i co można z nim robić, że czasem pada leniwie, a czasem duje zadymką, że szybko robi się ciemno i co będzie, jak śnieg w wiaderku zabierzemy do domu.
Za to zimowa historia opowiedziana w tym samym czasie ilustracjami Kristiny Digman jest niezwykle spójna, a jeszcze bardziej urokliwa. I to chyba jest siła tej książki.



Görel Kristina Näslund, O zimie. ilustrowała Kristina Digman, wyd. Zakamarki, Poznań 2008

Autorką dzisiejszego wpisu jest MARTA z bloga STASIEK POLECA KLIK.Zimowa półka to cykl gościnnych wpisów, w których Autorki książkowych blogów (które na co dzień chętnie śledzę) dzielą się tytułami swoich ulubionych tytułów o zimie i/lub o Świętach Bożego Narodzenia. Nie uzgadniałyśmy żadnych tytułów, nie wiedziałam, jakie książki wybiorą - od początku zakładałam, że niektóre pozycje mogą się powtórzyć i byłam bardzo ciekawa, czy wyjdzie nam z tej współpracy jakiś malutki ranking... :) Zobaczymy. Tymczasem zapraszam do lektury. Cyklu i blogów, które w nim występują. Jutro kolejny odcinek!

W dzisiejszym odcinku wystąpili:
MARTA KLIKPrzygody MikołajkaO zimie KLIK

PS Zdjęcia Przygód Mikołajka są Marty. Jej wpisy o tych komiksach znajdziecie tu KLIK i tu KLIK :) Rozkładówki i okładka książki O zimie pochodzi z WWW Wydawnictwa Zakamarki.

Zimowa półka - KULTUR-ALNIE

$
0
0
Czas przygotowań do świąt Bożego Narodzenia to czas magiczny. Trochę nerwowy, zabiegany, a jednocześnie spokojny, ciepły, radosny. Szybko zapadające ciemności sprzyjają czytaniu książek i pieczeniu pierników. W domu jest przytulniej niż na zewnątrz. Każdy szuka ciepłego miejsca do życia, a gdy w domu pachnie korzennymi przyprawami albo przynajmniej kawą z cynamonem wszystkim robi się błogo i leniwie. Wiele jest sposobów na celebrowanie Adwentu, wiele codziennych rytuałów. 


Tina mieszka w Sztokholmie, na ulicy Widara, i razem z rodziną od pierwszego grudnia rozpoczynają przygotowania do świąt. Jednak czas Adwentu, na który czekają mieszkańcy niemal wszystkich krajów świata, „psuje się”. Gwiazdy adwentowe nie chcą świecić, bułeczki szafranowe są niesmaczne (niezwykle rozśmieszyło Młodszą porównanie smaku ciasteczek do kupy), z choinek opadają igły, tłuką się doniczki z bożonarodzeniowymi roślinami (nie wiedziałam, że amarylis, który od roku zdobi mój kuchenny parapet to kwiat świąteczny). W niewyjaśnionych okolicznościach dzieją się rzeczy, które zakłócają magię świąt. Dorośli, jak to dorośli, próbują racjonalnie wytłumaczyć dziwne zjawiska. Jednak Tina podejrzewa, że ktoś lub coś ponosi odpowiedzialność za nienormalny stan rzeczy. 
Za lustrem w domu Tiny mieszka dwoje intruzów. Jednym z nich jest troll Czupir, drugim – jegomość , ukrywający się pod pseudonimem ŚM. To ten drugi wprowadza anomalie do spokojnej codzienności ludzi. Nie podoba mu się, że ludzie przestają wierzyć w Świętego Mikołaja i nie zna sposobu na to, by przywrócić ludziom, zwłaszcza dzieciom, wiarę. „Psuje” czas przygotowań do świąt, bo wydaje mu się, że to zadziała…


Święty Mikołaj w książce Lotty Olsson nie jest dobrotliwym staruszkiem, który uwielbia rozdawać prezenty i wywoływać uśmiech na ustach dzieci. Święty Mikołaj, wykreowany przez autorkę, to złośliwy pan w czerwonym kubraczku, który chce dać ludziom nauczkę. Jest sfrustrowany i zły, ale w taki łagodny sposób, dzięki czemu nie wzbudza w najmłodszych strachu.
Wierzcie w Mikołaja! Lotty Olsson to pięknie wydana, ciepła, przepełniona magią opowieść o tym, jak ważne są te drobne czynności, związane ze świętami. Zbliżają do siebie członków rodziny, otulają ciepłem, przywracają wiarę w dobro, wprowadzają nieco bajkowej atmosfery do zabieganej codzienności. Ludzie zwalniają, uważniej spoglądają na bliźniego, z miłością pieką pierniki i czekają na choinkę. Magia, po prostu magia. Mimo niepokoju, który autorka wprowadza na początku swej opowieści, Wierzcie w Mikołaja! przywraca wiarę i magię grudniowych wieczorów.
Książka Olsson to dwadzieścia cztery rozdziały, które można czytać na raty, po jednym każdego dnia albo „połknąć” w całości (to wersja dla niecierpliwych). To taki książkowy kalendarz adwentowy i świetny pomysł na prezent dla dziecka 5+. 


Czy spotkałaś/eś na swej drodze rezolutną Lottę z ulicy Awanturników? Nie? Jeszcze nie? Musisz ją poznać. Najpierw Lottę, później Pippi – obie dziewczynki są cudownie ciekawskie, odważne i mają głowy pełne niesamowitych pomysłów. 
Lotta ma pięć lat, starszą siostrę i starszego brata, fajnych rodziców, sąsiadkę – ciotkę Berg i ukochanego Niśka – świnkę, którą kiedyś uszyła jej mama. Nie umie usiedzieć w miejscu, wszędzie zajrzy, zadaje tysiące pytań i jest wielką optymistką.  Uroczo zachwyca się samą sobą, oznajmiając członkom rodziny: "ze mną to jest dziwnie (…) ja tyle umiem". Bo Lotta umie jeździć na rowerze, zjeżdżać slalomem na nartach, pomagać ludziom, a jak okazuje się, że jednak tego nie potrafi, równie uroczo oznajmia: "Umiem (…) wszystko oprócz slalomu". Nie sposób się nie uśmiechnąć :)



W żółtym domu przy ulicy Awanturników trwają przygotowania do świąt. Mama krząta się po kuchni, piekąc ciasta. Lotta natomiast wybiera się do chorej cioci Berg z bochenkiem świeżego chleba. Po drodze, choć droga krótka, zauważa narty i postanawia pojechać slalomem do sąsiedniego domku. Gubi Niśka i chleb, co wprawia ją w przerażenie, bo przecież przez przypadek pluszak trafił do śmietnika, a dzisiaj pan Fransson wrzuca worki do śmieciarki, a ta mieli ich zawartość na miazgę. Aaaaa, zmieli jej Niśka! Na szczęście Lotcie udaje się uratować przyjaciela i wydaje się, że reszta dnia będzie obfitowała w same przyjemności, bo tatuś ma wrócić do domu z choinką. 
Lotta wraca do pachnącego świątecznym ciastem domu, wchodzi do kuchni i słyszy coś STRASZNEGO. W całym mieście nie ma choinek. Jak to nie ma choinek? Na święta musi być choinka. Musi, ale tatuś nie umie czarować. Lotta umie, Lotta WSZYSTKO umie, zdobędzie choinkę i uratuje święta. 
Musicie wiedzieć, że mała Lotta to wyjątkowo odważna dziewczynka, która żadnych wyzwań się nie boi. I nie lubi, kiedy ktoś się smuci, a z powodu braku choinki smucić się będzie cała rodzinka. Na to Lotta nie może pozwolić. Czy dziewczynce uda się skombinować choinę?
Przeczytajcie sami, delektując się ciepłą i zabawną historią, okraszoną wspaniałymi ilustracjami Ilon Wikland.


Autorką dzisiejszego wpisu jest JUSTYNA z bloga KULTUR-ALNIE KLIK.Zimowa półka to cykl gościnnych wpisów, w których Autorki książkowych blogów (które na co dzień chętnie śledzę) dzielą się tytułami swoich ulubionych tytułów o zimie i/lub o Świętach Bożego Narodzenia. Nie uzgadniałyśmy żadnych tytułów, nie wiedziałam, jakie książki wybiorą - od początku zakładałam, że niektóre pozycje mogą się powtórzyć i byłam bardzo ciekawa, czy wyjdzie nam z tej współpracy jakiś malutki ranking... :) Zobaczymy. Tymczasem zapraszam do lektury. Cyklu i blogów, które w nim występują. Jutro kolejny odcinek!

W dzisiejszym odcinku wystąpili:
JUSTYNA KLIKWierzcie w Mikołaja! KLIK, Pewnie, że Lotta umie prawie wszystkoKLIK

PS Autorką wszystkich zdjęć jest Justyna :)

Zimowa półka - SŁOWEM LUKROWANE

$
0
0

Jeśli chodzi o książki bożonarodzeniowe, jestem tradycjonalistką wychowaną na szwedzkich opowieściach Astrid Lindgren. Boże Narodzenie musi być rodzinne, pachnące, iskrzące, pełne śmiechu i kolęd. Takie też – pełne ciepła – są nasze świąteczne lektury. Obok nieśmiertelnych opisów Lisy z Bullerbyn, jak to kłóciła się z braćmi o foremki do pierniczków i maczała chleb w wywarze z szynki, pojawia się nasza rodzima autorka, Zofia Stanecka, i jej Basia i Boże Narodzenie



Jest to historia z serii o Basi, w której Mikołaj i prezenty zostają zepchnięci na dalszy plan, liczą się wspólne rodzinne przygotowania, opłatek, jasełka i tradycyjne odczytanie Pisma św. przy wigilijnym stole. Rok temu zachwyciła nas bożonarodzeniowa baśń Liliany Bardijewskiej Gwiazdka z nieba, która w piękny sposób opowiada dziecku o sile przyjaźni i poświęcenia na przykładzie małego misia porzuconego przez swojego znudzonego właściciela. Trochę inne w formie, wesołe i z przymrużeniem oka, są opowieści o staruszku Pettsonie i jego kocie Findusie. 


Ten duet nigdy nam się nie znudzi, zmalowany i wymyślony przez Svena Nordqvista – rozbawi wszystkich do łez. Para dziwaków, która dla siebie zrobi wszystko, a w dzień Bożego Narodzenia musi – nieoczekiwanie – przyjąć pomoc od sąsiadów... Okazuje się, że Findus i Pettson to nie tacy odludkowie i w święta zjawiają się u nich prawdziwe tłumy objuczone torbami jedzenia! To właśnie Goście na Boże Narodzenie, a dla wytrwalszych czytelników polecamy długi, wielorozdziałowy tom przygód Pettsona – Niezwykły św. Mikołaj. Przez całą książkę staruszek pracuje nad wynalazkiem (jego ulubione zajęcie), który pozwoliłby Findusowi uwierzyć, że przyszedł do niego prawdziwy św. Mikołaj. Rozpoczyna się Adwent, a Krzyś już przygotował tę książkę do ponownej lektury... 


Podobnie jak Zimową wyprawę Ollego Elsy Beskow, opowiadanie z... 1907 roku! A mimo to nadal aktualne i fascynujące. Pamiętajcie, jeśli plucha za oknem, a śnieg nie chce prószyć – to sprawka nadgorliwej Ciotki Odwilż. Kichająca i siąpiąca nosem zawsze zbyt wcześnie się zjawia, nie pozwalając dzieciom na zimowe harce. Tymczasem Olle bardzo chce wypróbować swoje nowe narty... Zimową wyprawę dostaliśmy, gdy Krzyś miał 3 lata (teraz ma ich 6) i była to pierwsza książka, od której zaczęłam blogowanie!

Autorką dzisiejszego wpisu jest GOSIA z bloga SŁOWEM LUKROWANE KLIKZimowa półka to cykl gościnnych wpisów, w których Autorki książkowych blogów (które na co dzień chętnie śledzę) dzielą się tytułami swoich ulubionych tytułów o zimie i/lub o Świętach Bożego Narodzenia. Nie uzgadniałyśmy żadnych tytułów, nie wiedziałam, jakie książki wybiorą - od początku zakładałam, że niektóre pozycje mogą się powtórzyć i byłam bardzo ciekawa, czy wyjdzie nam z tej współpracy jakiś malutki ranking... :) Zobaczymy. Tymczasem zapraszam do lektury. Cyklu i blogów, które w nim występują. Jutro kolejny odcinek!

W dzisiejszym odcinku wystąpili:
GOSIA KLIKBasia i Boże Narodzenie KLIKGwiazdka z nieba KLIK
Goście na Boże Narodzenie KLIK, Niezwykły św. Mikołaj KLIK
Zimowa wyprawa Ollego KLIK

PS Okadki i ilustracje pochodzą ze stron WWW Wydawnictw. Wpisy Gosi o wymienionych książkach: KLIK, KLIK i KLIK

Zimowa półka - ŻELKOŻERCY

$
0
0

- Tylko dwie? Tego się nie da zrobić! Niezrabialne!- NAJMŁODSZA przekłada książki z jednego stosiku na drugi.
MŁODSZY jeszcze się nie poddaje:
- Każdy po dwie czy razem dwie?
- ...
- O rany! Będzie trudno.
NAJMŁODSZA nagle podskakuje:
- A ja mam pomysł! Może ty po prostu napiszesz o tych książkach, które najczęściej czytamy.
- A to nie jest to samo? Te które najczęściej przynosicie do poczytania, to nie są te ulubione?
- Nie wiem... Trzeba by się było zastanowić, a Ty mówiłaś, że nie masz za dużo czasu.

O to szybki wybór zimowo-świąteczny STARSZEGO (lat 12), MŁODSZEGO (lat 7), NAJMŁODSZEJ (lat 5) i KROPKI (rok i ciut)  trochę też... W skrócie: ŻelkoŻercy GRUDZIEŃ 2014.




Pewnie, że Lotta umie prawie wszystko Astrid Lindgren, il. Ilon Wikland

Lotta. Ta sama, która ze złości pocięła na małe kawałeczki gryzący sweter. Lotta. Ta która pewnego dnia obchodziła swoje najgorsze i najwspanialsze urodziny, z rowerem w tle. Ta właśnie Lotta umie, wyobraźcie sobie, prawie wszystko. Ściślej mówiąc: wszystko z wyjątkiem zjeżdżania slalomem na nartach. Umie gwizdać, przygotować kanapki z masłem, pozmywać i pozamiatać. Powiemy Wam więcej! Lotta potrafi uratować Niśka uwięzionego w śmieciarce i skombinować choinkę, nawet jeśli w całym mieście nie ma już ani jednej choinki. Aż trudno uwierzyć, prawda!
Książka o Lotcie i choince trafia co roku, na długie miesiące, razem z innymi książkami świąteczno-mikołajkowymi do szafy. Jest w tym corocznym ich wyjmowaniu i chowaniu jakaś magia. Przyznaję jednak, że w przypadku TEJ książki mam za każdym razem wątpliwości. Może trzeba by było również w środku lata, gdy wycieczka za długa, woda za głęboka, a rower za duży i podczas wrześniowego odrabiania zadań domowych przypomnieć sobie, że Lotta umie, prawie wszystko! To przecież książka nie na święto, ale na co dzień! Dlatego też teraz czytamy tę opowieść wciąż i wciąż, na zapas, na wakacje.
- A Lotta przecież umie zjeżdżać slalomem, tylko z małej górki, i tylko trochę.
- Ale obiecała sobie, że nie będzie już nigdy zjeżdżać slalomem, bo ma wtedy kłopoty i wrzuca Niśka do kosza!- MŁODSZY też woli unikać kłopotów i teraz doskonale Lottę rozumie.
- Eeeeee tam. Zapomni kiedyś i zjedzie. W innej części. Jest mamo taka część?




Choinka (ostatnie w zbiorku Opowiadania z Doliny Muminków) Tove Jansson

Wyobraźcie sobie, że co roku w połowie listopada zapadacie w zimowy sen i budzicie się na początku marca. Już? Wyobraźcie sobie teraz, że któregoś roku budzicie się nagle w połowie grudnia. Lampki, mikołaje, bombki, wstążki, i pośpiech, i rozdrażnienie (jakby ich ktoś właśnie obudził?), a najgorzej mają ci, co się spieszą stojąc w korkach na podziemnych parkingach centrów handlowych. A wszystko to dlatego, że idzie Wigilia! Prezenty, karpie, choinki, porządki. Nie zdążą, nie zdążą, nie zdążą!
To właśnie przytrafiło się którejś zimy Muminkom. Jak tu się nie przestraszyć? Wszyscy biegają przestraszeni, rozdrażnieni i przygotowują na przyjście Wigilii. To nie może być nic dobrego, idzie jakaś katastrofa. Muminki zdezorientowane i trochę przestraszone też zaczynają  przygotowania, bo przecież nie ma co siedzieć bezczynnie. Trzeba choinki, trzeba ją ładnie ubrać, trzeba przygotować poczęstunek dla Wigilii. Roboty co niemiara, ale może się uda przetrwać. A jak to się wszystko skończy? Muminki... Muminki pójdą spać, nie wiele z tego rozumiejąc, a małe leśne stworzonka dostały najwspanialszy prezent gwiazdkowy.
A może inaczej... Wyobraźcie sobie, że Muminki nas obserwują, nas dorosłych... Teraz, podczas przedświątecznego zamieszania. Ja zwalniam... Nie chciałabym... samej Wigilii przestraszyć.

Wesołych, spokojnych przedświątecznych przygotowań!

Autorką dzisiejszego wpisu jest MARTA z bloga ŻELKOŻERCY KLIK.Zimowa półka to cykl gościnnych wpisów, w których Autorki książkowych blogów (które na co dzień chętnie śledzę) dzielą się tytułami swoich ulubionych tytułów o zimie i/lub o Świętach Bożego Narodzenia. Nie uzgadniałyśmy żadnych tytułów, nie wiedziałam, jakie książki wybiorą - od początku zakładałam, że niektóre pozycje mogą się powtórzyć i byłam bardzo ciekawa, czy wyjdzie nam z tej współpracy jakiś malutki ranking... :) Zobaczymy. Tymczasem zapraszam do lektury. Cyklu i blogów, które w nim występują. Jutro... ostatni odcinek. Wybór Ewy i moje trzy grosze ;)

W dzisiejszym odcinku wystąpili:
MARTA KLIKPewnie, że Lotta umie prawie wszystko KLIKOpowiadania z Doliny Muminków KLIK

PS Autorką wszystkich zdjęć jest Marta :) Jej wpis o książce Pewnie, że Lotta umie prawie wszystko KLIK

Zimowa półka - O TYM, ŻE...

$
0
0
Jej decyzje, jak zwykle, są w równym stopniu przewidywalne, co zupełnie nas zaskakujące ;) I tak było z wyborem najulubieńszych książek o tematyce zimowej i/lub świątecznej... A musicie wiedzieć, że całkiem sporo ich mamy, tych książek, choć zupełnie nie wiem, jak to się stało. Elfy? Mikołaj? Gwiazdor? Czort jakiś? ;) W każdym razie - długo nie myślała. Postała chwilę przy półkach podumała i oznajmiła: - Dwie? No to Wigilia Misia i Tygryska i Hu, hu, ha (O zimie). I jeszcze Cebulka.


Takie dwie, jak te trzy, to nie ma ani jednej, prawda? ;) Zaskoczyło nas to zestawienie, szczególnie tych dwóch pierwszych tytułów. Z jednej strony Janosch i jego nie taka łatwa lektura, groteska, specyficzne poczucie humoru, ciut zadumy i mnóstwo ciepłego uśmiechu, z drugiej strony O zimie - książka, którą czytała... jak taka mała była! KLIK Bo Prezent dla Cebulki musiał zostać nominowany :) Wszak to nowość i to jaka piękna nowość (o książce będzie w osobnym wpisie). 
Codziennie, tuż przed zaśnięciem Ewa słucha dwóch rozdziałów. Najpierw jest o Misiu i Tygrysku, później o Cebulce. [Potem jeszcze przez godzinę gada, jest jej za zimno, za gorąco, pić jej się chce, układa wokół siebie swoich przyjaciół, opowiada o przedszkolu, pyta o bardzo skomplikowane rzeczy... bardzo walczy z tym snem, byle tylko nie przyszedł. Całe szczęście - zawsze przychodzi ;)]


Gdybym ja miała dorzuć swoje tytuły. Nominowałabym dodatkowo takie trzy książki: 


A z nich to chyba największą słabość mam do... człowieka śniegu ;) Yeti! Lowam! Od kiedy przeczytaliśmy tę książkę, za każdym razem, kiedy widzimy gdzieś wywalone skórki od mandarynek, mówimy: - Yeti tu był! :) Choć w książce Evy Susso to nie yeti gubił skórki... 
Gdyby M. miał się wtrącić (niech ma, niech się wtrąci!), wskazałby jeszcze inny tytuł! Dla niego najlepsza zimowa książka to:


Nudy nie ma. Dla każdego coś miłego :) Choć i tak wybór wieczornej czytanki należy zawsze do Ewki...

I to już koniec Zimowej półki... Bardzo jestem szczęśliwa, że wszystko się udało! Że Goście dopisali i podzielili się z nami swoimi typami, że - mimo przedświątecznej zawieruchy - znaleźli na to czas i chęć. Bardzo, bardzo dziękuję! Nie wiedziałam, jakie książki będą pokazane, miałam pietra, że cały cykl dotyczyć będzie dwóch tytułów, tymczasem mimo powtórek (O zimie, Pewnie, że Lotta umie prawie wszystko czy Goście na Boże Narodzenie) było bardzo różnorodnie. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że cykl zdominowało... Wydawnictwo Zakamarki :) A Wy? Co czytacie zimową porą? Jeśli macie ochotę, podzielcie się z nami tytułami!

W dzisiejszym odcinku wystąpili:
Ewa, ja i M. (Wojtek? Gdzie jest Wojtek? ;))
 Wigilia Misia i Tygryska KLIKO zimie KLIK, YetiKLIK
Patrz, Madika, pada śnieg!KLIK, Boże Narodzenie w BullerbynKLIK
Przygody Tappiego z Szepczącego LasuKLIK

Medal z ziemniaka

$
0
0

Codziennie wieczorem wycinam sobie medal z ziemniaka. Za to, że znowu dałam radę. Oto dom śpi, oddycha miarowym oddechem. Tylko koty kurzu trochę chrapią. I ta szafa nieuporządkowana trzeszczy. Ale jak tak przymknę oczy - dałam radę! Cały dzień w biegu - z moim pięciomiesięcznym (!) synem pod pachą, z córką uwieszoną na wózku i mówiącą odrobinę za głośno: - Gu, gu, gu, Wojtuchna! Gu, gu! Mamusiu, jak ci zazdroszczę, że urodziłaś takiego braciszka!
Udało mi się zsynchronizować mój plan dnia z planem mamy innej dwójki. Nie udało nam się za to zsynchronizować drzemek dzieci młodszych... Ale! I tak była kawa i czekolada na gorąco. I bardzo tajna misja związana z przybyciem Gwiazdora. I ruchy w szafie. Ta moja szafa... - Mieszczą ci się tam ubrania? - pyta M. Nie bez przyczyny pyta, musicie bowiem wiedzieć, że powierzchnię szafy wynajmuje ode mnie najpierw Mikołaj, a potem Gwiazdor ;)
Jedna podróż tramwajem (niskopodłogowym, biegnę, język wywalony, dyszę, zdążyłam), druga, trzecia, czwarta. Zakupy. Wojtek kontempluje (i kątem pluje). Ja w czapce. A tu chyba z 10 stopni na plusie, Jak go ubrać? Ja biegnę i dyszę. On leży i nie narzeka. Odpuszczam. Patrzę na niego. Mistrz zen. Pełna powaga, dojrzałość, skupienie. Patrzy. Dziąsła odsłania w sposób przemyślany. Dawkuje nam uśmiechy, nie szczędzi ich siostrze. Siostrze, która wyznaje mi, że owszem lubi mnie bardzo, ale jednak z naszej rodziny... To ona braciszka kocha najbardziej (auć ;)). I zapowiada, że będzie panią z przedszkola i policjantką. I dzieciaki do więzienia wsadzać będzie. I marzy o balecie i judodze. Pływającej syrence i latającej wróżce. Wielkim pokoju i siostrze. I WSZYSTKIM z Elzą.
Pędzę, lecę. Jeszcze ozdabianie kopert. I lukrowanie pierniczków. Ewa tylko trochę płacze, że nie chce ozdabiać posypką piernikowych choinek, bo chce "na sucho" zjeść wszystkie czekoladowe iskierki ;) Wojtek nerwowy. Jest pora kąpieli. Jedno zasypia. Później drugie. Jeszcze tylko muszę skończyć te kartki. Jeszcze te rajstopy brokatowe zaszyć, bo mnie o to prosiła. Chce jutro założyć je do przedszkola. Jeszcze zajrzę do plików - szykuje się bardzo fajny cykl na dzieciPOZNAN.pl, czytam książki, które zrecenzuję dla Qlturki... Dałam radę. Codziennie wieczorem wycinam sobie medal z ziemniaka. Bo inaczej bym zwariowała ;) Wy też sobie wycinajcie. Dajecie radę.


PS Obiad! Zapomniałam o obiedzie. W zamrażarce kotlety od mamy. Co ja bym bez tych kotletów...

Ekspres polarny (x2)

$
0
0

Wczoraj wieczorem... Cichaczem wykręciliśmy żarówki z neonu POWINNIŚMY. Nic nie mamy gotowe. Choć choinka stoi, prezenty leżą, kartki wiszą. A! Barszcz mamy! W kartoniku! I szkarlatynę. Też mamy... Gwoli prawdy - Ewka ma, ale kto wie, czy się nie podzieli z nami, wszak Święta już za rogiem, dzielić się trzeba, nie tylko opłatkiem...


A skoro już te żarówki wykręciliśmy, zajrzałam do mojej szafy (stara szafa z Opowieści z Narnii przy mojej to lichy mebelek, uwierzcie mi ;)) i wypuściłam z niej ekspres polarny, choć zanim podniosłam szlabany - zaordynowałam seans filmowy. Tradycji stało się zadość. Ewa fabułę trochę pamiętała z ubiegłego roku, ale to nie przeszkodziło jej bardzo przeżywać niektóre sceny. I ten dzwoneczek na końcu... - To jest ten Mikołaj? Oni tam byli u niego naprawdę? - dopytywała. - A wierzysz, że jest?- odpowiedziałam. - Tak, wierzę - kiwnęła głową. -  To znaczy, że jest - uśmiechnęłam się. Na razie wystarczy jej taka odpowiedź.




I zamiast uszka kleić, rybę szykować, warzywa na sałatkę kroić - siedzieliśmy i składaliśmy. I wcale nie było łatwo! Powiedziałabym nawet, że bardzo trudno. Ewa zajęła się wypychaniem tekturowych części z ramek i segregowaniem ich według kształtu. My łączyliśmy poszczególne części układanki, Wojtek niepostrzeżenie dorwał się do kartonu i żuł jego róg... A potem, jak już odnotowałam, że pracuje nad rozmoczeniem tektury, skupił się na kopaniu pudełka i stękając upominał się o kąpiel. No doprawdy, dzieci potrafią zepsuć każdą zabawę! ;)




I tak to. Uszek brak, pierogów tym bardziej, zdjęć świątecznych nie ma. Ale pociąg jest. Nasz własny ekspres polarny. Chyba nam przywiezie odrobinę magii świątecznej i życzeń zdrowia. Czego i Wam życzymy! Wesołych Świąt!


POCIĄG, WAGON (a także samoloty, które wciąż mieszkają w mojej szafie) LEOLANDIA. Dziękujemy!

PS Taki dialog podczas zabawy:
- I co, Ewa? Tam w lokomotywie motorniczy stoi?
- Chyba raczej leży. Z konduktorką.

:D

Początek i koniec

$
0
0
Takie ciemnie pomieszczenie to było. Rzędy regałów. Mrok rozjaśniała lampka na biurku, które stało w głębi, na wprost wejścia. Zaplecze sklepu z alkoholem i słodyczami. A przy tym biurku ja. Dłonie brudne, bo choć nie śmierdzą, to najczystsze nie są. Pieniądze. A ja siedzę i te pieniądze układam. Wymięte banknoty prostuję, zagięte rogi doprowadzam do porządku. Nie pamiętam, czy je liczyłam. Pamiętam za to, że móc zanieść z tatą - wieczorową porą - torbę z utargiem do banku i zostawić ją we wrzutni nocnej... To było przeżycie! Taka to pierwsza moja praca była. Prostowanie rogów banknotów... Było też mycie okien w tym samym sklepie. Ale to raz, może dwa razy.


A później - zdałam maturę i dostałam się na studia. Czekały na mnie pierwsze takie długie, bo ponad trzymiesięczne wakacje. Pieniędzy zbyt dużo nie było, a i odwagi na zagraniczną tułaczkę zarobkową jakby w ogóle. Pamiętam ten dzień. Idę z mamą. Mam na sobie dżinsy i koszulę w zieloną kratę. Ot, zwyczajny dzień. - Ja to bym może do pracy jakiejś poszła na te wolne miesiące - mówię bez przekonania. - Ale gdzie? Gdzie byś chciała pracować? - wypytuje mnie mama. - No nie wiem, nie wiem. W jakiejś księgarni może? W sklepie papierniczym? - zastanawiam się. Podnoszę głowę: - Tu na przykład - pokazuję na istniejącą od zawsze w moim rodzinnym mieście księgarnię. A moja mama na to: - To chodź, idziemy się zapytać, czy nie potrzebują kogoś do pracy.


Prawie w każde wakacje przez całe studia. Podczas wszystkich przerw międzysemestralnych. Zawsze przed Świętami. Na koniec każdego roku (inwentaryzacja!). Pracowałam w tej księgarni. Przeszłam wtedy przez jej próg, w tej zielonej koszuli, by później przekraczać go setki (tysiące?) razy. To była moja pierwsza poważna praca. Pierwsze umowy i oficjalnie zarobione pieniądze. Wiele, wiele wspomnień, znajomości, ale przede wszystkim doświadczeń. Choć po czterech latach zamarzyła mi się odmiana i pracę zmieniłam - ta księgarnia pozostała dla mnie ważna, bardzo ważna. I żal mi, że będzie działać tylko do końca roku. Zwyczajnie mi smutno, że ją zamykają...


W jej piwnicach mieszkały stare kasy i liczydła, zaplecze wypełnione było zakamarkami - wszystkie je znałam na wylot. W dniu przyjęcia towaru - szłam po słodkości do pobliskiej cukierni. A gdy ktoś miał imieniny... Przychodziliśmy do pracy dwie godziny wcześniej, w magazynie stawialiśmy długi stół i świętowaliśmy - aż do godziny otwarcia. Bywały dni, kiedy równanie książek na półkach było szczytem rozrywki, ale sezon przedświąteczny lub podręcznikowy... Czasu nie było, żeby herbatę zalać! W małej kuchni był stół i kuchenka elektryczna. Zawsze, kiedy jedna z właścicielek miała na obiad szare kluski przychodziłam się częstować. Bo obiady tam jedliśmy. Była przerwa na obiad, mieliśmy swoje pojemniczki z jedzeniem i czas na posiłek. 


Dział papierniczy, znienawidzony przez niektórych (liczenie każdej gumki podczas inwentaryzacji!), przeze mnie był ukochany. Mimo tego koszyczka z cholernymi wkładami do długopisów! Ile ich było! I ci klienci, którzy chcieli wkład. - Jaki? - Jak to jaki? Zwyczajny! ;) 
Te podręczniki i coroczny bałagan. Wydania drugie poprawione. Zmiany. Ogromne kwoty zostawiane u nas przez rodziców. Kompletowanie wyprawek. Chaos. Kolejka za drzwi. Ale było! Będę tęsknić... 


PS Macie ochotę podzielić się ze mną wspomnieniami z Waszej pierwszej pracy? Jeśli tak - śmiało, z chęcią poczytam :)

Wybór Ewy

$
0
0

Zrobiłyśmy z Ewką przegląd (jak przystało na koniec roku) książek, które pokazałam na blogu. - Która książka była dla Ciebie najważniejsza? Którą zapamiętałaś najbardziej i lubisz do niej wracać? - dopytywałam zaciekawiona. I nie mogłam doczekać się jej odpowiedzi! A ona myślała... Myślała... (umyłam naczynia). Myślała... (odkurzyłam). Aż w końcu energicznie (jak to ona) stuknęła palcem w monitor. Raz. I drugi raz. Dwa odciski na monitorze. Jej wybór to Pieniek otwiera muzeum i seria Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai. Do jej typów dorzucam swoje - budzące wspomnienia Skrytki oraz przesmaczną Kosmonautkę. Yyyyy... i pozostałe 41 książek :D I kilkadziesiąt innych, które czytałyśmy, ale nie dałam rady pokazać ich na blogu ;)

Wszystkiego Dobrego dla Was! 
Niech 2015 rok obfituje w cudowne chwile, dobrych ludzi i wyśmienite książki!







Różnice (KONKURS!)

$
0
0

Bobasy. Różowe ubranka. Niebieskie porteczki. Kolczyki. Długie włosy. Krótka fryzurka. Łyse jak kolano. Z jednej matrycy. Tylko ubranko, nakrycie głowy, akcesoria - czasem subtelnie dają znać, jakiej płci jest lalka dziecka. Po rozebraniu takiej... Płeć może być tylko domniemana. Chłopiec to? A może dziewczynka?



A tyle można zdziałać rezygnując z tej jednej matrycy! Pokazać, jak pięknie się między sobą różnimy. Nie kolorem ubranka. Nie tylko tym. I nie tylko płcią. Kolorem skóry, włosami, kształtem oczu... A idąc dalej - krajem, z którego pochodzimy, językiem, jakim się posługujemy, światopoglądem... Można wyliczać w nieskończoność.



Poznajcie Truskawkę (nie ja wybierałam to imię ;)), ta urocza Hiszpanka trafiła do nas ze sklepu Nie wierzę w bociana, w asortymencie którego znaleźć można także Europejkę, Afroamerykankę i Azjatkę. I ich kolegów, rzecz jasna. I inne zabawki i literaturę wspomagające rozwój psychoseksualny dzieci młodszych i starszych. Bo właśnie tym lalki Miniland różnią się od większości lalek-bobasów - tym, że mają zaznaczone drugorzędne cechy płciowe (czyli charakterystyczne dla określonej płci narządy zewnętrzne). Truskawka to dziewczynka. Nie mamy żadnych wątpliwości. Szczególnie, kiedy zdejmiemy jej bieliznę... Ale tego na zdjęciu nie będzie, nie będziemy Truskawki zawstydzać! Szanujemy ją.



- Mamo, ona pachnie jak rurki! Jak słodkie rurki! - powiedziała Ewa. Widać jadła rurki waniliowe, bo te wyprodukowane w Hiszpanii lalki pachną wanilią... MNIAM! Jeśli i Wy lubicie takie słodkie aromaty i innowacyjne pomysły na naukę o różnicach - mam dla Was niespodziankę :) KONKURS! Zerknijcie na ofertę lalek Miniland - tu są dziewczynki KLIK, tu chłopcy KLIK - i nadajcie imię jednej z nich. W komentarzu pod tym postem napiszcie, której lalce i jakie imię nadaliście :) Czas start! Macie czas do 18 stycznia 2015 r. (23.59). Ekipa sklepu Nie wierzę w bociana wraz z drużyną O tym, że... wybierze jedno imię, a jego autor otrzyma chłopca z kolekcji lalek anatomicznych Miniland. Jeśli macie konto na FB - polubcie profil sklepu KLIK. Szczegóły konkursu znajdziecie w regulaminie KLIK. Powodzenia!



Kuchenne rewolucje

$
0
0

Nie jestem jakoś specjalnie odważna. W kuchni. Raczej nie improwizuję - trzymam się przepisu, skrupulatnie odmierzam, pilnuję proporcji, sprawdzam listę składników i żałuję, że w książkach kucharskich czy na blogach kulinarnych nie ma zdjęć surowego ciasta. Nigdy nie mam pewności... Czy to tak miało wyglądać? Czy to się upiecze? Czy to normalne?




Mam zeszyt, do którego przepisuję sprawdzone już przeze mnie przepisy. Przed wypróbowaniem nowego - długo zbieram się na odwagę. Jeśli robię ciasto, to musi być coś prostego. Nie dla mnie wieloetapowe przygotowania, różnorodne warstwy, skomplikowane przepisy. Szczególnie, że powierzchni roboczej to ja mam w kuchni z 60 cm... I jaki ja bałagan robię, kiedy gotuję lub piekę! WSZYSTKIE łyżki mam brudne :) Większość miseczek. Blat, kuchenka, zlew - parada naczyń. Kuchenny karnawał. Tłoczno tam bardzo.



Jak mi coś posmakuje, pytam o przepis. Dużo pytam. Dostaję wysypki, kiedy słyszę o proporcjach na oko. Normalnie alergię mam na taką odpowiedź! ;) I który to rok już tłumaczę mamie, żeby mi nie opowiadała przepisów? Że ja nie zapamiętam, muszę mieć zapisany, bo inaczej nie skorzystam...
Dlatego u mnie proste ciasteczka, ciasta, które robi się w jednej misce, muffiny.



A Ewa? No ona chce wsypywać składniki, mieszać, ugniatać, wycinać i DEKOROWAĆ (wyjadając lukier, posypki, czekoladę...). Garnie się do tego, jak chyba większość dzieci. Ona się garnie, ja po cichu cierpię :) Raz - sama nie jestem zbyt pewna siebie w kuchni i dodatkowe zadanie, którym jest nadzór nad szaloną czterolatką podnosi mi ciśnienie. Ciastka się przypalają. Ona wycina. Wiecie jak, prawda? Na rozwałkowanym placku ciasta przykłada foremkę na samym środku. Na nic moje tłumaczenia, że lepiej przy krawędzi, żeby się więcej zmieściło. Wałkuję przez to kilkanaście razy to samo ciasto. To, które powinno być schłodzone, bo ciepłe lepi się do wałka, rąk, blatu (gdzie miałabym trzymać stolnicę!?)... 




À propos ciasta - temat ugniatania. Czytam u doświadczonych blogerek kulinarnych, że ciasto kruche to trzeba wyrabiać krótko i szybko. Tymczasem... Jakże przyjemna jest zabawa ciastem! Liczę do 10. Do 100. Ona wyrabia... Wyrabia. Wałkuje. Wycina. Dekoruje. Ja przypalam. Się uśmiecham, choć trochę tik nerwowy mam. I szczękościsk. Dobrze, że wszystko mija przy konsumpcji naszych wypieków... Czy bardzo jestem złą matką, że czasem wolę coś upiec, kiedy jej nie ma? Albo kiedy z kuchni zadaję niewystarczająco głośno pytania: - Piekę ciasteczka? Chcesz piec ze mną? - licząc, że nie usłyszy? :D Jakie jest Wasze pieczenie z dziećmi? 



PS Forma na muffiny, papierowe papilotki, stempel (moje pierwsze doświadczenia!) i foremki to prezent od sklepu Mein Cupcake KLIK. Nie wiem, skąd wiedzieli, że - prócz książek i akcesoriów papierniczych - najbardziej kręcą mnie formyKLIK i foremki do wycinania KLIK. No uwielbiam! Mimo mojego schorzenia... Pokraczność kuchenna to się chyba nazywa, ta choroba ;)

Odświeżamy kanon lektur

$
0
0

Widzę to tak – szara koperta, nadawca: Minister Edukacji Narodowej, w środku lista lektur obowiązkowych dla uczniów szkół podstawowych. Przy jednym tytule dopisek – tłustym drukiem, na czerwono, z wykrzyknikiem – Zadać lekturę tuż przed wakacjami!



Kot kameleon zaczyna się opisem dramatu, który spotyka pewną dziewczynkę – Natalię. Sprawa jest poważna. Natalia jedzie na trzy dni do babci. Babci, u której nie ma żadnych dzieci, z którymi można się bawić, która nie ma telewizora i mieszka na wsi, z dala od wszelkich pociągających dziewczynkę atrakcji typu kino czy kawiarnia. Na dodatek babcia Aniela ma kota, który otwarcie manifestuje swoją niechęć do dziewczynki. Mało tego! Tuż po przyjeździe na miejsce okazuje się, że zamiast torby z konsolą, zabawkami, grami i książkami, dziewczynka ma torbę zapakowaną rzeczami swojego taty. Dramat! Natalię ogarnia rozpacz. Czarna. Adekwatna do rozmiaru tragedii.

   



A przecież u babci Anieli niewiele czasu jest na łzy z powodu braku zabawek czy plamy na bluzce. Bo jest tajemniczy strych wypełniony kapeluszami, kolorowe szkiełko ze starej witrażowej lampy, kot Blekot, który wcale nie jest taki nieprzyjazny, jak się wydawało, stare zdjęcia, które same się nie poukładają, pyszna jajecznica i aromatyczne kakao i wiele, wiele innych zajęć dla małej dziewczynki i jej babci.



To wspaniała, ciepła opowieść o codziennej magii, jaką jest siła wyobraźni. Ale też o miłości, tęsknocie, rodzinie, przyjaciołach... Lektura dzięki której wraca się myślami do bliskich nam osób, których już z nami nie ma. Książka wypełniona zapachami i smakami dzieciństwa, a także mieniącymi się w słońcu drobinkami kurzu, która swoją siłę zawdzięcza nie tylko tekstowi, ale i (jak zwykle świetnym) ilustracjom Emilii Dziubak.



Poręczny format, twarda okładka, duża, czytelna czcionka – jeśli nawet Kot kameleon nie stanie się szkolną lekturą, warto przed wyjazdem wrzucić go do dziecięcej torby z zabawkami, które zabieramy ze sobą. Albo wziąć na wakacje zamiast tej torby... I pojechać odwiedzić babcię.

Kot kameleon, tekst: Joanna Wachowiak, ilustracje: Emilia Dziubak
Wydawnictwo BIS KLIK

Recenzję napisałam na konkurs ogłoszony przez RYMS KLIK. Redakcja poprosiła czytelników o propozycje książek, które mogłyby trafić do kanonu lektur. Udało mi się wygrać jedną z nagród (jeszcze nie wiem, jaka książka do mnie trafi :))! Cieszę się bardzo :) Szczególnie, że szczerze polecam lekturę książki Kot kameleon... Tekst recenzji po raz pierwszy ukazał się TU KLIK.

PS Ilustracje z książki (zdjęcie 5 i 6) pochodzą z bloga Emilii Dziubak KLIK Jest tam ich więcej! Prawdziwa gratka dla fanów jej twórczości :)

Pół roku (i zupa zimna)

$
0
0

Miast trenować obroty (jakiekolwiek), pisze doktorat ze zdejmowania skarpet. Tak długo klaszcze stopami, aż osiągnie sukces i radośnie się oślini. Ale żeby nie było - obrócił się. Z brzucha na plecy. Cztery razy. Mam na to świadków! Dwa obroty, kilkudniowy odpoczynek, dwa obroty. Może w przyszłym tygodniu znowu mi będzie dane zobaczyć te jego szalone akrobacje? Można pomyśleć, że łatwo nie jest, bo jest co dźwigać (dane sprzed tygodnia - 7490), ale technika, technika, głupcze! No jeszcze jej nie opanował...


Opanował za to chwyt zwisów skórnych matki (także tych na twarzy), włosów i ubrania. A ja nie do końca opanowałam perfekcyjne obcinanie jego paznokci. Także wyobraźcie sobie, jakie miewam wzorki na facjacie - nie są to tygrysie pasy czy gepardzie cętki, ale widać, że mam do czynienia z drapieżcą.



Z Ewą było tak, że po prostu otwierała buzię. Marcheweczka? Proszę bardzo. Ziemniaczek. Ależ oczywiście. Dynia? Dlaczego nie? Tymczasem Wojtek... Cały się trzęsie! Ręce wyciąga, przyciąga do siebie łyżkę, wsadza ją sobie w nos, w policzek, z rozmachem rozmazuje jedzenie po całej twarzy. Niecierpliwi się, skrzeczy, wymaga. Prawdziwa eksplozja CHCENIA. Tu, teraz, natychmiast.
Nadal przede wszystkim jest mlekożercą, ale ziemniakiem, marchewką, dynią czy pasternakiem nie pogardzi. Ależ przygoda! To rozszerzanie diety! I w ogóle - drugie dziecko. Mniej stresu, więcej czystej frajdy. To przy trzecim to chyba sama zabawa zostaje, prawda? ;) 




Przedwczoraj nie mogłam zasnąć. Tak jak pół roku temu. Wtedy wiedziałam, że rano zabierają mnie na porodówkę. PÓŁ ROKU TEMU. Dziś śniło mi się, że ten mały bezzębny człowiek spojrzał na mnie, tak całkiem przytomnie, zamrugał i wycedził dziąsełkami: - Zupa zimna, cienki lód. Droga Kasiu (czyż nie tak zaczynały się listy pisane do "Bravo Girl" czy innego "Naj"?), cóż to może znaczyć?



PS Przygodę z rozszerzaniem diety ubarwia nam plujący marchewką Wojtek i zielony komplet: miseczka + łyżeczka (śliniak z rynienką czeka na bardziej "siedzące" czasy) BEABA(do kupienia między innymi tu KLIK). Pięknie nam ubarwia. Jak tylko Wojciech zrobi zoom i ciekawskim oczkiem wyłuska, że trzymam zieloną miseczkę... Uruchamia trzepotanie. Wszystkimi kończynami :) Dziękujemy!

Ogłoszenie drobne

$
0
0

Odnoszę wrażenie, że w naszej talii kart są trzy Piotrusie... Jeden to ospa, drugi angina. Dziś znaleźliśmy trzeciego Piotrusia - zapalenie oskrzeli. Cztery osoby, dwa antybiotyki i brak spacerów. Ja i kot dzielnie się trzymamy, ale ile taki stan potrwa? Pojęcia nie mam. Czas na nowe wpisy właściwie mam, tylko humor jakby nie taki. Szukając światełka w tunelu - może podpowiecie mi, jak po tej czarnej serii odbudować ich odporność? Wszelkie rady mile widziane. Życzenia zdrowia też :)

Eeeo, kupeeo! Eeeo, kupeeo!

$
0
0


- Ewka, Ewka, Ewka! - woła w przedszkolnej szatni metrowy szatyn. Osiągnął cel, został usłyszany. Wtedy dokończył: - Nie będę cię dzisiaj bił! Innym razem Ewa beznamiętnie wyznała: - A Tomek* pokazał mi siusiaka. Kiedy leżakowanie było. Oczka mi się zaokrągliły, chichot stłumiłam. Z biegiem czasu okazało się, że Tomaszek nie poprzestał na jednym razie. Jak go dorwę, to mu wytłumaczę, żeby jednak odpuścił, chyba że chce, żebym opublikowała w internecie jego imię i nazwisko wraz z określeniem Ewki "Jak niteczka ten siusiak, jak niteczka". Srsly, Tomasz, naprawdę tego chcesz?



Ale ja nie o tym miałam, tak wyszło, że po nitce (!) do kłębka dochodzę, czyli do tematu głównego - do książek. Bo przedszkole to nie tylko chowanie kotlecika pod ziemniaczki, występy dla rodziców, paski z opłatami i numerem konta czy podstawa programowa, zajęcia dodatkowe lub ich brak. To wiele, wiele więcej. Zwykła-nie-zwykła codzienność. Czasem coś śmierdzi. Rękawy są w glutowe paski. Brzuch umorusany resztkami obiadu. Ktoś puścił głośnego bąka. Inny pstryknął kiełbasą. Do uszu dochodzą, mniej lub bardziej wymyślne, przekleństwa. Ktoś kogoś popchnął. Słychać chichot. Płacz. Wrzask. Potworne maluchy? Aaa taaam. Raczej zupełnie zwyczajne...


Nagle w sedesie bulgocze i chlupocze. Wszystkie maluchy robią krok w tył.
- Zaraz wyjdzie kupozaurus! - wykrzykuje Sylwia.
Helenka zaczyna płakać.
- Żaden tam kupozaurus - mówi Antek. Moje czerwone ferrari wyjedzie. Właśnie dodało gazu.


Nowy i Grubsza sprawa to dwie pierwsze książki z serii "Potworne maluchy", które ukazały się w Polsce. W każdym tomie, na niespełna 30 stronach, opisane są przygody przedszkolnej grupy maluchów. I jak to z przedszkolakami bywa - nudy nie ma! Jest przygoda, akcja, dowcip. No czysta rozrywka! Jeśli macie ochotę na "czytadło", relaksującą lekturę, przy której dzieci w wieku przedszkolnym śmieją się w głos - polecamy. Miła odmiana po trudniejszych lekturach...





Nowy, Grubsza sprawa, tekst: Meyer/Lehmann/Schulze, ilustracje: Susanne Göhlich
tłumaczenie: Anna Bittner, Magdalena Cicha-Kłak, Wydawnictwo Dwie Siostry KLIK

* Imię zostało zmienione, niech zna chłopak moją łaskawość. I się opamięta! ;)

Psia kupa. Po prostu

$
0
0


Zalążek rozmowy na temat książek o kupie, który znalazł się w komentarzach pod poprzednim postem sprawił, że zapragnęłam pokazać Wam, wydaną w 2012 roku, książkę Psia kupa. Znacie? Tytuł i ilustracja na okładce nie pozostawiają złudzeń - będzie o kupie. Czy można napisać coś ciekawego o kupie? Jest, śmierdzi, można w nią wdepnąć, muchy na niej siadają, miewa różne odcienie i konsystencje. Łatwo ją opisać. Jeszcze łatwiej ocenić.

  


"A fuj, brudne... nieprzyzwoite..." - powiedział wróbelek. "Najbrudniejsza spośród kup" - zawyrokowała bryka ziemi. "Same brudy" - rzekła kwoka. Nic dziwnego, że psia kupa nie miała o sobie najlepszego zdania: "Jestem brudną kupą. Do niczego się nie nadaję, jestem bezużyteczna".


Co lub kto może zmienić jej zdanie na swój temat? To w ogóle możliwe? Tak! Zwykły (i znowu to ocenianie!) mniszek lekarski przekona psią kupę, że jest potrzebna. Że po tym, jak rozpuści się pod wpływem deszczu, wniknie w ziemię i stanie się dla niego nawozem. I że to właśnie ona - prócz słońca i deszczu - sprawi, że zakwitnie pięknym żółtym kwiatkiem. Psia kupa! Nie jest bezużyteczna! 


Jak bardzo uniwersalna jest ta opowieść i na ilu różnych płaszczyznach można ją odczytać - tego Wam nie zdradzę, niech każdy ma okazję odczytać ją "po swojemu". Powiem tylko, że lektura Psiej kupy jest jedyna w swoim rodzaju i mimo że książka ma niewiele tekstu - wciąż do niej wracamy. Podoba nam się treść, ale i ilustracje. Szczególnie ta, na której główna bohaterka staje się nawozem. Piękna! 



Psia kupa, tekst: Kwon Jeong-saeng, ilustracje: Jeong Seung-gak
Wydawnictwo Kwiaty Orientu KLIK
Viewing all 654 articles
Browse latest View live