Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Chcieć to móc! Agata z NEONbubu

$
0
0

Jej mama pisze wiersze. Do szuflady. Ale Agata ma nadzieje, że kiedyś wyda je w tomiku. Brat jest fotografem. Ona też od zawsze COŚ robiła. - Jak nie jedno, to drugie. Minęło wiele, wiele lat zanim zrozumiałam, co chcę robić. Jak każde dziecko lubiłam rysować, ale przełomowym momentem było, kiedy moja babcia pokazała mi książkę z kolażami Wisławy Szymborskiej. Długo, długo robiłam kolaże. Później było szkło i witraże. Jeszcze później projektowanie ubrań i ręczne szycie z piżamy taty. Później fotografia i znów rysowanie – wspomina Agata, mama Antka i Vincentego, twórczyni marki NEONbubu i autorka bloga Antonówka & Vinylek.


Na ASP jednak nie poszła, bo... nie miała odwagi. - Poszłam na filologię polską i chciałam zostać pisarką... Pisałam opowiadania Toporowskie, do szuflady, a jakże! Później jednak wyemigrowałam i studiowałam grafikę – mówi Agata. Kilka lat temu, chwilę przed pierwszą ciążą, rozpoczęła historię BUBUdesign. Tworzyła grafiki, ilustracje i akcesoria. Po tym, jak na świecie pojawił się Antonówka, BUBUdesign przekształcił się w NEONbubu. - Zaczęłam kombinować z nadrukami, zdjęcie pierwszych grzybków wrzuciłam na FB, IG... Był wielki, pozytywny odzew. Można powiedzieć, że lud zadecydował... – śmieje się Agata.




Pierwsze grzybki pojawiły się na białym body, a potem zaczęły się rozmnażać i pojawiły się na czapkach, chustkach, spodniach, t-shirtach, spódnicach i bluzkach. Wskoczyły również na kocyk! I ja, Olga, zostałam matką chrzestną grzybowego kocyka. Kiedy Agata pytała na FB, gdzie widzielibyśmy te charakterystyczne grzyby, ja wyobraziłam je sobie na kocyku (a kocyk w wózku, a wózek w lesie ;)). I oto są. Na kocyku. I u nas w domu sezon na grzyby trwa teraz cały rok :)




 - Grzyby to dla mnie duża rzecz. To wspomnienia rodzinnego grzybobrania. Wspomnienie dzieciństwa. Zarówno pod względem smaku, zapachu, jak i całego przeżycia i euforii przy ich znajdywaniu. Pyszne są, ale przede wszystkim PIĘKNE. I bardzo fotogeniczne. Dlatego to one pojawiły się jako mój znak rozpoznawczy – tłumaczy Agata z NEONbubu. Natura, a szczególnie tematyka leśna była obecna już we wcześniejszych projektach Agaty. Inspirują ją biologiczne ilustracje roślin, najchętniej takie, jak w starych przewodnikach po lesie. Ale nie ogranicza się tylko do takich motywów. 



Dlaczego NEONbubu? - BUBU to postać z anime Dragon Ball, którą znam jeszcze z czasów podstawówki. To był różowy stwór, który latał. Wyglądał jak chmurka, bądź balonowa guma do żucia. W czasach, kiedy BUBU miało być kolebką grafiki i ilustracji, nazwa ta wydawała mi się idealna. Niestety, kiedy zakładałam bloga, była już zajęta. Po kombinowaniu, dodawaniu członów i neologizmach, przystałam na NEONbubu. I tak zostało – opowiada Agata. Chciałaby zmienić pasję w biznes, ale choć nieźle jej idzie, na razie nie może zająć się tylko własną marką. - Wszystko robię sama. Projektuję, robię wykroje, szyję i drukuję. Jeśli teściowa jest w odwiedzinach, to i ona jest zaangażowana. Wciąż przede wszystkim jestem jednak mamą dwójki dzieci, mam też stałą pracę na pół etatu, a także freelancersko zajmuję się ilustracją. Własne rzeczy na razie robię tylko na zamówienie przez Etsy (KLIK)– mówi. 





Jej dzieci są pierwszymi testerami jej ubrań i dodatków. Prócz rzeczy NEONbubu chłopaki noszą również ubrania innych projektantów. – Uwielbiam Zezuzullę i Miszkomaszko. Uważam, że trzeba wspierać lokalne talenty, więc regularnie u nich zamawiam. Dziewczyny są świetne! Lubię też Kukukid Brand, That Way Shop z polskiej branży odzieżowej. Z zagranicznych: Izzy & Ferd, Indikidual czy mniej znane Vivie & Ash. Etsy ma pełno świetnych dizajnerów, tę ostatnią markę odkryłam buszując tam – opowiada Agata. Pewnie pooglądałaby więcej propozycji ciekawych projektantów, ale musi wracać do swoich wzorów. Po grzybach na ubraniach i akcesoriach rozgoszczą się filodendrony... 







A w moim mieście jest inaczej

$
0
0
Marysia mieszka w Gdańsku. Niebawem cała jej rodzina przeprowadzi się do Belgii. Franek urodził się w Brukseli, chodzi do belgijskiej szkoły i ma polskich rodziców. Marysia i Franek poznali się kiedyś na wakacjach w Sopocie. Teraz odświeżają znajomość - korespondując. Rozmawiając listami. A w moim mieście jest inaczej... 




Dwie okładki, dwie strony tytułowe, brak grzbietu. Długa, naprawdę długa harmonijka - dwa metry książki! A to nie koniec możliwości czytania/oglądania A w moim mieście jest inaczej. Można zacząć od historii Marysi, można skupić się na Franku. Można również książkę rozłożyć w taki sposób, by czytać obie historie równolegle. Tylko trzeba mieć wystarczająco dużo miejsca...




Różne książki widziałam. Różne formaty, foliowania widoczne, gdy patrzy się pod światło, otwory, okienka, klapki... Cuda-wianki. Ale. Dawno nie widziałam książki, której forma idealnie współgrałaby z zawartością. Wszystko tu jest przemyślane, nie ma przypadkowości. Najpierw czytałam... chaotycznie, co rusz obracając książkę, by zachować chronologię korespondencji Marysi i Franka. Później rozłożyłam A w moim mieście jest inaczej w ogromny prostokąt i spędziłam długie minuty przyglądając się ilustracjom. A później znowu czytałam na wyrywki - przy okazji sporo się dowiadując o Belgii (listy od Marysi też są ciekawe, ale jednak bardziej zainteresowała mnie belgijska rzeczywistość). W listach Franka jest garść informacji między innymi o belgijskim szkolnictwie, ekologii, Manneken Pis, Atomium, Brocante, komiksach, frytkach z majonezem, gofrach i czekoladzie (rzecz jasna). I słowniczek z przydatnymi zwrotami też jest. Odnoszę wrażenie, że tam po prostu jest wszystko. Wszystko, co powinno być w takim starterze "na nową drogę życia" dziecka. Reszta wiedzy wszak przyjdzie z doświadczeniem. Podoba mi się. Ilustracje, kolorystyka i papier też. Nic nie poradzę... ;)





Emigracja, adaptacja i integracja to słowa klucze tego projektu. Ta publikacja ma charakter non-profit, a jej głównym celem jest ułatwienie procesu adaptacji małych Polaków rozpoczynających życie i edukację w Belgii. Autorkami projektu są: Agnieszka Gajewska, Justyna Kuklo i Małgorzata Marmurowicz, czyli grupa KIWI. Dzięki ich uprzejmości mam własny egzemplarz książki A w moim mieście jest inaczej. Dziękuję! :) Tu KLIK przeczytacie więcej o tym projekcie.





KIWI     WWW //  BLOG //  FB

Na tymiankowej łące i w oliwnym gaju

$
0
0
Trochę wiało i mieliśmy zmarznięte policzki. Niby świeciło słońce, ale bez rękawiczek i czapek się nie obeszło. Podczas niedzielnego spaceru. Ale wystarczyło trochę się schować, osłonić się od wiatru i wystawić twarz ku słońcu. I już. Już łatwiej było powędrować myślami na przykład do Palestyny... 



Poprzedniego dnia odwiedziła mnie bajarka Mirjam. Przyszła wieczorową porą, kiedy Ewa już spała. Pięknie opowiadała, ale jej historie były zbyt długie i trochę za trudne dla prawie pięciolatki. Dlatego słuchałam jej sama. Słuchałam, widziałam mnóstwo kolorów, czułam różne zapachy, odczuwałam radość, smutek, wzruszenie. Nie byłam sama na tymiankowej łące i w oliwnym gaju... 



Mahmud zrywał się o szóstej. O tej porze najlepiej jest podlewać ogród. (...)
Omar wstawał kwadrans przed ósmą. Wychodził z domu w krzywo pozapinanej koszuli. Żaden guzik nie znajdował się we właściwiej dziurce. (...)
Iman wstawała o siódmej. Czesała włosy i długo szczotkowała zęby. (...)
Jasmin wstawała wcześnie i szła przed szkołą do sklepiku na rynku, by przynieść zakupy. Babcia Jasmin była już stara i nie miała siły na dźwiganie ciężkich sprawunków. (...)
Najwcześniej wstawała mała Sana. Ona miała bardzo dużo porannych obowiązków. (...)
Ewa wstaje przed siódmą. Na "Dzień dobry" odpowiada: "Dobranoc!". Potem naburmuszona dodaje: "Sio, jeszcze śpię", ale później dostrzega zupełnie obudzonego brata i zaczyna się do niego uśmiechać, mrużąc bardzo jeszcze zaspane oczy. Ona tu, w Europie, w Polsce, one tam - w Palestynie. Niby za dwunastoma stromymi górami i dwunastoma rzekami, niby te dzieci zupełnie inne... Ale... Bo ja wiem? Może chwilę by się sobie przyglądały. Dotknęły włosów. Zdziwiły się jakąś odmiennością. Na moment. A później... Znalazłyby wspólny język - język zabawy. Mirjam też zna ten język, w końcu umiała "przeczytać" znalezioną przez dzieci książkę...  




Poznajcie opowieść o nieśmiałej żabie, przeczytajcie o kogucie, który uratował świat, niech was zaskoczy książę Ali, spotkajcie królową pszczół i Hasana, przymierzcie czerwone buciki. Dajcie się porwać opowieściom Mirjam, dołączcie do dzieci, które są wspaniałymi słuchaczami, ale i doskonałymi obserwatorami o ogromnych sercach. Niech Was te opowieści pocieszą, rozbawią, uleczą. Otwórzcie jedną szkatułkę, potem kolejną... Zastanówcie się chwilę. Przeczytajcie. Po prostu. Chyba inaczej Was zachęcić nie potrafię. Ja do Palestyny zamierzam wracać i nie mogę się doczekać, kiedy zabiorę tam Ewę.  




Opowieści spod oliwnego drzewa to druga książka z serii ½ +½=∞, czyli nieskończenie wiele spojrzeń na wielokulturowość (zawsze z jakimś polskim akcentem). O pierwszej pisałam tu KLIK. Niebawem ukaże się trzeci tom pod tytułem Bahar znaczy wiosna, dzięki któremu myślami będziemy mogli powędrować do Turcji. Ale jeszcze wcześniej będzie kontynuacja Kosmonautki (tu pisałam KLIK), którą bardzo lubię i za tekst, i za warstwę graficzną :) Już w marcu wypatrujcie Strażaczki!

Opowieści spod oliwnego drzewa, tekst: Aida Amer, ilustracje: Nežka Šatkov 
Wydawnictwo Poławiacze Pereł KLIK

PS Marpil też odwiedziła Palestynę. Przeczytajcie, co napisała o książce Opowieści spod oliwnego drzewa. Polecam! KLIK

Siedem

$
0
0
Minęło siedem miesięcy. A nasza drużyna codziennie trenuje... Od rana do nocy. Treningi, zgrupowania, wyjazdowe sparingi. Każdy bywa trenerem. Wszyscy gramy zespołowo. Krzyczymy, bywa że wrzeszczymy, płaczemy, przytulamy się, uśmiechamy się przez łzy. Bawimy się, śpiewamy, czytamy, utulamy, spacerujemy, wycieramy nos. Minęło siedem miesięcy, od kiedy jesteś w naszej ekipie...


Na rozgrzewkę mam bieg z dotykaniem parkietu. Naprzemiennie, raz z jednej strony, raz z drugiej. Bardzo teraz lubisz wypychać wszystkie zabawki, zrzucać je, patrzeć, jak lecą, wychylać się za nimi. Leżaczek nie jest już bezpiecznym miejscem. Patrzę, jak zaczynasz bujać się do przodu i do tyłu, by w końcu oprzeć się rączkami o podłogę. Twoja pozycja niebezpiecznie przypomina skakanie na główkę. Ale to nie basen, to podłoga, Synu.


Leżenie jest miłe, o ile nie trwa zbyt długo. No chyba, że ktoś z drużyny leży tuż obok i zabawki podaje. Z zabawek... Nic nowego - najbardziej lubisz: 1. telefon, 2. pilota, 3. kabel, jakikolwiek kabel. Choć inne grzechoczące lub dzwoniące cuda też obrzucasz łaskawym spojrzeniem. A jak jeszcze świecą...



Siedzenie przyjmujesz entuzjastycznie. Choć nie umiesz. Składasz się. Jak scyzoryk. Gibiesz się i padasz w losowo wybranym kierunku. Za każdym razem jesteś tak samo zaskoczony. Lubisz, oj lubisz świat z tej perspektywy. I kota, siostrę, resztę drużyny. Jeść też lubisz. Kiedy, w okolicach obiadu, budzisz się głodny i masz w zasięgu wzroku swoją zieloną miseczkę... Wszystko ci się uśmiecha! I wszystko się niecierpliwi ;)


Coraz lepiej śpisz w nocy. Ostatnio normą stało się zasypianie około 19.00 i niczym nieprzerwany sen do 6.00. Pewnie to się jeszcze sto razy zmieni, ale doceniam fakt, że jestem wyspana. Zazwyczaj. Jak zdrowi jesteśmy... W przeciwieństwie do siostry, polubiłeś śpiworek. To już ponad trzy miesiące! Na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, kiedy śpiwór był w praniu i spałeś przykryty kocykiem. To były dużo słabsze noce. Dla Ciebie, dla nas...


Bezzębny uśmiech, pofałdowane rączki i nóżki, szalone dźwięki, które wydajesz - fajny jesteś! Łatwiej z Tobą. Nawet Ewka, kiedy rano jest NAPRAWDĘ naburmuszona - na Twój widok się uśmiecha. Wyobrażasz sobie? Że Ciebie z nami nie było? Kiedyś?






(R)ewolucja. W kuchni.

$
0
0

Znowu wpis o kuchni! O kuchnia! Kto by pomyślał?! Że ja? Że o kuchni? Ponad osiem lat temu - kiedy pakowałam rzeczy do kilku toreb i wyprowadzałam się prawie 400 kilometrów od rodzinnego domu, żeby zamieszkać z M. - przyjaciółka dała mi kilka kartek związanych sznurkiem. A na nich przepisy... Całe szczęście nie chciała mnie obrazić i pominęła przepis na gotowane ziemniaki i jajko sadzone, ale uwierzcie mi - na tych kartkach były przepisy na naprawdę proste, niewyszukane potrawy. Na przykład na zapiekankę makaronową z pomidorowym sosem. Nie umiałam jej zrobić. Ale miałam ściągę :)



A potem, jakoś na urodziny, dostałam Kuchnię polską. Też od Agaty. I się zaczęło - z pewną taką nieśmiałością... Pierwsze gołąbki, pierogi, kopytka. Czasem wychodziło lepiej, często gorzej. Co ja się nawściekałam przy ugniataniu ciasta, które się lepiło. Albo było suche. Po prostu NIE TAK. Ciasta - zawsze tylko "jednomiskowe". Żadne tam warstwy, kremy, masy. Zmiksować, upiec, zjeść.




Minęło kilka lat. Wirtuozem nie zostałam. Ani garnka, ani patelni ;) Podstawy poznałam, czasem ośmieliłam się sięgnąć po przepis wymagający więcej pracy, ale... powiało nudą. Doszłam do etapu, że myślenie o tym, co będzie na obiad, planowanie, szykowanie - katorga. Kiedy przyjeżdżali rodzice, zawsze prosiłam o jedno - żeby obiad przywieźli. Kiedy intensywnie chorowaliśmy, kiedy byłam w połogu, bez okazji... Obiady od mamusi zawsze najlepsze. To się nie zmienia. Chociaż... Tata ostro goni mamę! A to niespodzianka! :)



Ale wracając do nudy w kuchni. Agata (po raz trzeci!) jakiś czas temu rzuciła przez telefon nazwę bloga JADŁONOMIA. Sprawdziłam. I "poznałam" Martę. Onieśmielające to wszystko dla mnie było. Te jarmuże, soczewice i cieciorki... Ale i ciekawe. Czytałam, w zakładkach lądowały linki i... nic się nie działo. Miałam chęć wypróbować kilka przepisów, ale na chęci się kończyło.



Gwiazdka 2014. Pod choinką prostokątny, spory prezent. Ciężki. Wiem, co to jest, bo poprosiłam Gwiazdora o Jadłonomię w wersji książkowej. Moja (r)ewolucja trwa. Stoję po kostki... w kuchni roślinnej, ale zamierzam wejść głębiej. Mam w domu lubczyk, cząber, wędzoną paprykę. Fasolę, soczewicę, groch, dużo czosnku i cebuli. UŻYWAM tego wszystkiego. Często. Zachwycam się pastami, zajadam buraczanym ciastem, zarażam tym zachwytem. Książkę przywiozłam do rodziców i wrócę już bez niej. Zamówię drugą! Raz - bo naprawdę mnie inspiruje, dwa - jest piękna. Trzy - oszałamiająco pachnie drukiem ;) Dzięki, Dziewczyny! Gdyby nie polecenie Agaty - nie wiem, kiedy bym trafiła na Jadłonomię, gdyby nie przepisy i fotografie Marty - w mojej kuchni nadal wiałoby nudą. I to nudą w wersji średnio zdrowej. Dzięki, Dziewczyny!




Jadłonomia, tekst i fotografie: Marta Dymek, Wydawnictwo Dwie Siostry KLIK

PS O mnie w kuchni pisałam też tu KLIK. I tu KLIK :)

To nie jest książka na Dzień Kobiet

$
0
0



Na Dzień Matki też nie, mimo że każdy znajdujący się w niej tekst zaczyna się od "Moja mama...". To książka na każdy dzień. Dla kobiet, dziewczynek, mężczyzn i chłopców. Dla wujków i cioć, babć i dziadków, wszystkich, którym wydaje się, że znają jedyny słuszny podział na zawody TYPOWO męskie i te, w których spełnią się tylko kobiety. Nie dość, że znają, to jeszcze bardzo chętnie swoją wiedzą dzielą się z najmłodszymi. Nawet, gdy ci o radę nie pytają, bo wypełnia ich dziecięca odwaga i wiara, że mogą wszystko... 




Kiedy rok temu poznawałyśmy  pierwszą część z serii PILOTKA - KosmonautkęKLIK, Ewa chciała leczyć zwierzęta. Dziś marzy jej się praca w przedszkolu. Ale też jeżdżenie po świecie i pomaganie wszystkim, którzy tej pomocy potrzebują. 




- Co tu jest napisane? Jaki tytuł? - zapytała Ewka. - Strażaczka - przeczytałam. - Strażaczka? Jak to? To dziewczyna może być strażakiem? - zdziwiła się. A ja bardziej! Nie tym, że dziewczyna może gasić pożary, ale tym, że mimo wszystkich rozmów i lektur ona dalej tego nie wie! Że ciężka praca, upór, pasja, a nie płeć decyduje o tym, jaką pracę będzie się wykonywać w przyszłości. No nie wie! Nie ukrywam, że trochę mnie to zabolało. Z drugiej strony - czy to nie najlepszy dowód na to, że druga część serii jest potrzebna? Trzecia też! I czwarta. Żeby przypominać takim zapominalskim! Dziewczyny! Możecie być strażaczkami. Choć nie musicie. Możecie wszystko! (Wy też, Chłopacy, Wy też możecie wszystko! :))
W drugim tomie serii PILOTKA szczęśliwa dwunastka to: strażaczka, cukierniczka, dyrygentka, elektryczka, fotografka, grabarka, himalaistka, informatyczka, konduktorka, ogrodniczka, reżyserka, rzeźbiarka. Od czasu, kiedy miałam przyjemność przeczytać tom pierwszy KLIK - moje zdanie się nie zmieniło. Mogłabym zabawić się w opcję kopiuj - wklej. Streszczę się zatem w kilku zdaniach. Teksty oferują bardzo smakowitą zabawę słowem, ilustracje są... Takie oszczędne, a takie bogate (moje zdjęcia absolutnie nie oddają ich urody, niestety)! Lowam Strażaczkę. Po prostu.  



Strażaczka, tekst: Piotr Wawrzeniuk, ilustracje: Dorota Wojciechowska 
Wydawnictwo Poławiacze Pereł KLIK
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz recenzencki! 

Nie ma jak...

$
0
0

Dwa tygodnie w magicznej krainie, wyobrażacie sobie? Tam, gdzie obiad robi się sam, a brudne naczynia znikają ze zlewu. Gdzie bezczelnie można podrzucić ubranie do kosza na pranie. Gdzie rano jest kawa i jogurt z płatkami i owocami. Gdzie nie trzeba planować posiłków, martwić się, czy jest marchewka, zastanawiać się, jakie zakupy zrobić. Gdzie można skorzystać z toalety W SAMOTNOŚCI i BEZ POŚPIECHU. Nawet kąpiel można wziąć, bo i wanna, i warunki sprzyjające. Gdzie mówią ci: - Idź się połóż jeszcze! Albo: - Co ci zrobić (do jedzenia)? Lub: - Herbaty się napijesz? U Rodziców byłam. Jak dobrze być dzieckiem! Dziękuję Mamo, dziękuję Tato!



Inny ten pobyt był. Po pierwsze długi - całe dwa tygodnie. Po drugie - jakiś taki rozleniwiony... Nie odhaczałam punktów z listy, nie próbowałam zaliczać atrakcji. Byłam. Mój organizm pozbawiony adrenaliny, wyrwany z codzienności, z jej rytmu - oszalał. Raz bolało mnie gardło, innym razem głowa, w końcu brzuch. Jakbym po intensywnym roku pracy w korporacji wybrała się na długi urlop. Zatrzymałam się, a ciało myślało, że nadal pędzę... Byłam na urlopie. Bardzo byłam





SHARE WEEK 2015

$
0
0


To już czwarta edycja tej akcji, ale ja biorę w niej udział po raz pierwszy - dzięki Asi, z bloga Mamą i żoną być, która nie tylko podzieliła się informacją o tym projekcie, ale i wskazała mój blog jako jeden z trzech, który ceni i chce polecić innym. Dziękuję! Lekturę bloga Asi polecam i to nie dlatego, że zasada wzajemności tego wymaga, bynajmniej. Lubię go nie od dziś i żadna to tajemnica. I tym sposobem (chytry plan!) zamiast trzech blogów - polecę cztery (choć z łatwością poleciłabym więcej!), zatem prócz Mamą i żoną być wskazuję Wam trzy adresy.  

Kaczka i jej On Her Majesty's Secret Service. Kaczka jest tylko jedna. Napisałabym więcej, ale to ona jest mistrzynią słowa. I organizacji czasu też. I na dodatek te ogromne serce... Obawiam się, że jest mistrzynią WSZYSTKIEGO. Irytujące! Próbowałam jej nie lubić, ale się nie da ;) Zazwyczaj, po przeczytaniu kolejnego wpisu, przychodzi mi do głowy jedno zdanie: Kocham Panią, Pani Kaczko!


Jarecka i jej Deszczowy Dom. Deszcz stuka o parapet, a ja się rozsiadam. Przy niej, Jaśnie Paniczu, Dwójce, Trójce, Czwórce i Piątku. Jarecki też tam jest. I wiecie, że ona nie dość, że sobie tam off-line żyje i wychowuje wesołą piąteczkę, to jeszcze cudnie pisze? Mało tego! Szydełkuje, szyje, sama-nie-wiem-co-jeszcze robi. No załamana jestem :D 


Asia i blog Mama w Centrum. U Asi... biorę głęboki oddech. Taki spokój od niej płynie i kobieca siła. Sama nie wiem, trudno mi zamknąć w kilku zdaniach, dlaczego ten adres jest dla mnie ważny. Podziwiam zdjęcia, myślę nad słowami. Cieszę się, że do niej trafiłam i  żałuję, że tak późno. Po prostu.


A Wy? Gdzie z chęcią zaglądacie i dlaczego? Dołączycie się do akcji?

PS Inicjatorem akcji jest Andrzej Tucholski z blogajestKultura żeby do niej dołączyć należy na swoim blogu/vlogu polecić trzy inspirujące Was blogi, wypełnić formularzKLIK i zostawić komentarz z linkiem do swojego wpisu pod wpisem Polecamy najlepsze blogi – SHARE WEEK 2015 KLIK

Targi Książka dla Dzieci i Młodzieży 2015

$
0
0


3, 2, 1... START! Jutro ruszają (choć właściwie już dzisiaj odbyło się wydarzenie z nimi związane) Targi Książka dla Dzieci i Młodzieży 2015. Od piątku do niedzieli na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich będzie można wąchać książki, ślinić się na widok ilustracji, podczytywać tekst, macać nowości książkowe i mieć nadzieję na rabaty ;) Udział zadeklarowało ponad 30 wydawców. W informacjach prasowych wyczytałam, że mogę spodziewać się stoisk wydawnictw: Dwie Siostry, Zakamarki, Nasza Księgarnia, EneDueRabe, Debit, Format, Literatura, Akapit Press, Ezop, Muchomor, Widnokrąg, Media Rodzina, Publicat, Wydawnictwo Miejskie POSNANIA, G&P, Zysk i Albus. Z Facebooka wiem, że nie zabraknie również Wydawnictwa BIS oraz Tako, które przytuli (zapewne czule) także książki z Wytwórni, Wydawnictwa Ładne Halo, Entliczka i Media Vaca. Reasumując - strach się bać ;) O ile tzw. czynniki zewnętrzne* mi pozwolą - zamierzam jutro wybrać się na rozpoznanie terenu. I nie planuję wsadzać do torebki portfela. Znajomych uprzejmie proszę o nie reagowanie na prośby o pożyczkę. Pierwszy dzień niech będzie dla mnie okazją do spokojnego** przeglądnięcia nowości i tytułów trochę starszych, które mi umknęły (bo ostatnie osiem miesięcy jednak nie sprzyjały ogarnianiu tematu książek, dziwne ;)). Będę macać. Obiecuję, że nie będę miała tłustych paluchów.



A jeśli książki, to... spotkania autorskie. Będzie ich około 50! Szczegółowe informacje znajdziecie tu KLIK. Tak tylko wspomnę, że będzie m.in. Bohdan Butenko (czyli znowu będę miała drżące kolanka ;)), Agnieszka Tyszko (m.in. Zosia z ulicy Kociej), Anna Czerwińska-Rydel (m.in. Wszystko gra! czy Co tu jest grane?), Magda Podbylska (m.in. Tajemnice Zatoki Delfinów), Wojciech Mikołuszko (m.in. Tato, a dlaczego? czy Tato, a po co?), Katarzyna Bajerowicz (ilustratorka np. serii Opowiem Ci, mamo... czy książki Tajemnice Zatoki Delfinów), Joanna Wachowiak (m.in. Kot kameleon), Wojciech Widłak (Pan Kuleczka!), Agnieszka Żelewska (autorka m.in. ilustracji w książkach o Wesołym Ryjku), ilustratorka Iwona Cała, autorka wielu książek Agnieszka Frączek, Tomasz Szwed (Klinika Małych Zwierząt!), Emilia Dziubak (ilustratorka wielu książek, które lowam :D) i - last but not least - Rose Lagercrantz, która będzie podpisywać książki o Duni!  

Jak już te łapska będą długie od toreb (torebeczek, torebuń) z książkami, to można odsapnąć i iść na wystawę. Lub dwie. Dwa stałe cykle to Salon Ilustratorów i Mistrzowie Ilustracji. Ta pierwsza to prezentacja polskich twórców (zazwyczaj tych, o których jeszcze jest cicho ;)) ilustracji i grafiki książkowej. W tym roku 39 ilustratorów zaprezentuje około 200 prac. Mistrzowie Ilustracji - w 2015 będzie okazja do zapoznania się z pracami Bożeny Truchanowskiej.

Okazji do rozmów też nie zabraknie - konferencje, spotkania, panele dyskusyjne (szczegółowy program KLIK), będzie się działo :) Z chęcią wybrałabym się na „Ratunku, czyli jak wybrać dziecku czasopismo i nie oszaleć”, „Książka w życiu dziecka chorego. Znaczenie, role, funkcje i doświadczenia” czy spotkanie z cyklu „Sztuka przekładu”. Stowarzyszenie Autorów ZAiKS organizuje warsztaty dla dzieci („I ty jesteś twórcą”) i młodzieży („ABC prawa autorskiego”). Fajnie!

Co jeszcze... Warsztaty! Gąszcz warsztatów! Szczegóły KLIK. O, na przykład te związane z książką Cztery żywioły i dwa koziołki, które poprowadzi autorka - Agnieszka Idziak. Albo „Czasopismo moich marzeń. Warsztaty graficzne dla dzieci.”. I jeszcze np. pokaz filmu nakręconego na podstawie książki Fajna ferajna (piątek, godz. 11, sala projekcyjna F, pawilon 7) czy przedpremierowy pokaz spektaklu Na wysokiej górze według tekstów Krystyny Miłobędzkiej, przygotowany przez Teatr BLUM (niedziela, pawilon 8). Tu znajdziecie szczegółowy program wydarzeń na scenie KLIK.

Zgodnie z tradycją gości targowych dowozić będzie „Bajkowy tramwaj z Piotrusiem Panem”, o który zadba Wydawnictwo Media Rodzina, a którym jeszcze nie miałam przyjemności jechać... Uda mi się? W tym roku? :)


* Patrz - Ewka właśnie zasnęła, stan podgorączkowy, jak miło... :/ Rok temu nie dotarłam, bo Ewka była chora.
** Targi książki! A ja spokojna? Z dziećmi? Mission impossible! ;)

Książkowy zawrót głowy (Targi Książka dla Dzieci i Młodzieży)

$
0
0
Miałam plan. Po pierwsze - nie biorę gotówki. Po drugie - karta płatnicza też zostaje w domu. Zero kupowania w pierwszy dzień targowy. Miałam wyjść z domu z Wojtkiem około południa. Wcześniej podszykować obiad. W koszyku wózka - nosidło. W termosie (U Konserve KLIK - powiadam Wam: zupa nadal ciepła po 6 godzinach!) obiad dla Wojtka. Jakieś pieluchy. Założyłam, że w szatni w jednym z pawilonów Międzynarodowych Targów Poznańskich uda mi się zostawić nie tylko kurtkę, ale i wózek. Że znajdę spokojne miejsce, żeby Wojtuchnę przewinąć, żeby go nakarmić... Że pomiędzy stoiskami będę z nim w nosidle się przemieszczać i że on zaśnie. Że zajrzę na większość (wszystkie?) stoisk. Że poznam kilka osób, z którymi miło koresponduję. Że przywitam się, przedstawię. Miałam jakoś zrobić zdjęcia, z tym Wojtkiem w nosidle. Tym nowościom, książkom, które w oko mi wpadną. I jeszcze wystawy obejrzeć, choćby w biegu. Z góry założyłam, że odpuszczam panele dyskusyjne, warsztaty, inne wydarzenia, bo z Wojtkiem, bo po Ewę zdążyć muszę. Miałam, miałam, miałam... Plany. Takie plany. I wiecie co? Wszystko mi się dziś udało :) Co prawda nie zajrzałam do wszystkich wystawiających się Wydawnictw, mam wrażenie, że gdzieś zgubiłam całą jedną alejkę, a przecież to nie są duże Targi! Ale tak poza tym - WSZYSTKO WEDŁUG PLANU. Lowam. Teraz mam plan wrócić tam w niedzielę. Z Ewą. Uda się? :) Poniżej zdjęcia nowości. I linki. Czasami pod zdjęciem są linki do książek, mimo że nie ma zdjęcia okładki - niestety niektóre zdjęcia wyszły, jakby ktoś mnie szturchał (ciekawe kto...) ;) Także zdjęć się nie czepiajcie, są jakie są. Wojtek świadkiem, że się starałam :)




ZAKAMARKI Chrum, chrum, Bolusiu!KLIK, Złodziej kuryKLIK


Miałam wrócić zrobić zdjęcia zakamarkowych premier i nie dotarłam. To macie okładki chociaż. Lowam Bolusia. I jego format! Jest DUŻY.


WYDAWNICTWO BIS Fajna FerajnaKLIK, Historyjki dla małych uszuKLIK,
Panda BoniaKLIK, Jak Krzyś i Bryś zdobywali haloKLIK,
Tajemnice Świstakowej PolanyKLIKJacek Placek. Odwiedziny wampiraKLIK

Tak sobie myślę, że Ewka najbardziej będzie czekać na Tajemnice Świstakowej Polany... - Mam teraz etap na zagadki - mawia ;)


LITERATURA Czary. Nieco szerszy wybór wierszyKLIK


WYDAWNICTWO MIEJSKIE POSNANIA Szneka z glancemKLIK

Musimy obowiązkowo przeczytać! Bo my w Poznaniu od kilku lat, gwary nie znamy, a wypadałoby choć trochę :)


ENEDUERABE Kochane ZooKLIK, Muminki komiksy Tove Jansson cz. 1 KLIK

Kochane Zoo to sztywniaczek z klapkami, od lat ten tytuł świetnie sprzedaje się na świecie. Jak tylko Wojtek przejdzie z żucia książek do choć minimalnego poziomu szacunku do słowa drukowanego - bierzemy! :) Komiksy... Piękne, piękne wydanie.



MULTICO Mrówka Zofia opowiadaKLIK, Z tatą w przyrodęKLIK 

Multico specjalizuje się w książkach o przyrodzie. Nie ma drugiego takiego wydawnictwa w Polsce, które miałoby tak szeroką ofertę książek na ten temat kierowanych do dzieci. Na dodatek - nie dość, że mają dobrych autorów, to jeszcze te książki są po prostu ładne. I różnorodne - z fotografiami, ilustracjami, małe, duże. Żałowałam, że nie mam jak przystanąć przy tym stoisku na dłużej i przyjrzeć się dokładnie ich książkom.



WIDNOKRĄG Las i jego zwykli-niezwykli mieszkańcyKLIK, PocztaKLIK

Tak się jakoś dziwnie złożyło, że nie mam żadnej książki z tego Wydawnictwa. A tymczasem... I Poczta piękna i bardzo starannie wydana, i naklejanka o lesie jedyna w swoim rodzaju, bo i ilustracje fajne, naklejek dużo, format poręczny...


TASHKA AlinkaKLIK, KLIK, KLIK

Alinki nie sposób nie zauważyć! Świetna grafika i dziura, w którą można ciekawskie paluchy wsadzać ;) Ale na mnie, na mnie z półek coraz bardziej natarczywie spoglądała książka o Ziuzi... KLIK



NASZA KSIĘGARNIA Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe KLIK
Gdybym był dorosłyKLIKInwazja bazgrołów. Blok rysunkowyKLIK
Biblia dla dzieci w obrazkach (sztywniaczek) KLIKKotek MamrotekKLIK

Nie wiem dlaczego, ale dawno, dawno temu utkwiło mi w głowie, że Nasza Księgarnia wydaje lektury szkolne. I że do tego wydawania średnio się przykłada. Tylko krowa zdania nie zmienia. Miałam chyba niepełne informacje, dawno to było. Aktualnie naprawdę jest w czym wybierać - bardzo różnorodna, ciekawa oferta.



MEDIA RODZINA Piotruś PanKLIK, Rok z FindusemKLIK
Straszny sen słoniaKLIK

Zdjęcie ze Strasznym snem słonia mi nie wyszło. A tam ilustracje Emiliii Dziubak! :) Piotruś Pan - PRZEPIĘKNY, Rok z Findusem - jak to Findus, wiadomo, że świetny. Całe stoisko bardzo ładne, wybór książek bardzo duży :) No ale ich bimbą znowu się nie przejechałam! 




WARSTWY FruwajkaKLIK, OczyKLIK
Śnieżne rymy białej zimy KLIK, Karty PiotruśKLIK


DWIE SIOSTRY Ćwir KLIK, Mamma mia KLIK, Co by tu wtrąbić? KLIK


MIND & DREAM Zarządzanie marzeniamiKLIK, Mądrość z naturyKLIK



BOO KIDS KLIK

Czyli nowe miejsce w Sieci, które oferuje książki anglojęzyczne. Na stoisku same cudeńka, na ich stronę boję się wejść :)


I jeszcze taka gra... Ładna!


I takie puzzle, które muszę koniecznie przytulić! EduMal KLIK


I taki Wojtek, co skarpety gubi ;)

PS Dziś już opadam z sił, jutro mnie nie ma. Literówki, linki, całość... sprawdzę w niedzielę. Miłego weekendu! Idźcie na Targi :)

7 życzeń (Książka dla Dzieci i Młodzieży)

$
0
0

Umówiłyśmy się, że najpierw odwiedzimy każde stoisko i Ewa pokaże mi, którymi książkami jest zainteresowana. Ja będę notować. Później miałyśmy usiąść, zjeść różowe M&M'sy (edycja na Wielkanoc, dzięki, N!), napić się wody i ustalić, które tytuły kupimy. I tak też się stało :) Świetny wspólny czas, ale i lekcja kupowania - takiego bez amoku, szaleństwa w oku, pośpiechu.
Zaraz przy wejściu było stoisko Zakamarków, a tam... seria Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai. I pozamiatane ;) Od razu kazała zapisać Tajemnicę hotelu, a potem, kiedy siedziałyśmy przy stoliku, powiedziała: - Na pewno kupimy Tajemnicę... Na pewno! Kupiłyśmy. Uwierzycie, że planowałam kupić jedną książkę dla Wojtka i jedną dla Ewy. Kogo ja chciałam oszukać... :D

Tytułem podsumowania - życzeniowo. Może ktoś przeczyta, może komuś się przyda taka garść spostrzeżeń gościa targów. W przyszłości chciałabym, żeby:
- przy wejściu każdy chętny mógł pobrać mapkę z oznaczonymi stoiskami wszystkich wydawnictw. Rewersem mapki powinna być tabelka, w której oznaczyć można numer interesującego nas stoiska i tytuły, które nam wpadły w oko. 
- nie było wysokich stołów/lady lub były ze zróżnicowaną wysokością. Te stoiska, które były duże i była możliwość podejścia do każdej półki - świetnie! Ewa podchodziła, sięgała po co chciała, oglądała (m.in. Papilon tak miał). Nie wszyscy mieli jednak tak dużą powierzchnię targową i ok - to trudne - zmieścić książki, kasę, plakaty, ulotki, jakąś butelkę wody czy torebkę z telefonem. Rozumiem. Ale podnoszenie co dwa metry dziecka, które waży prawie 19 kg, by mogło zobaczyć, co leży na stole? Auć. Bolało. Wydawnictwo Dwie Siostry część stołów miało wysoką, ale jakieś sztywniaczki czy inne propozycje dla młodszych (nie wszystkie) poukładane były na niższym stole - dobre rozwiązanie. 
- na terenie MTP, w każdym pawilonie, był dostęp do przewijaka i/czy miejsca, w którym można nakarmić malucha. Pierwszego dnia, z Wojtkiem w nosidle, zapytałam o przewijak i choć doceniam propozycję sympatycznych pań sprzątających, że mogę skorzystać z ich pokoju socjalnego... To jednak dobrze by było zauważyć, że rodzice małych dzieci czasem wychodzą z domu. Z dziećmi. Zdarza im się ;) I również są potencjalnymi klientami firm wystawiających się m.in. podczas Targów Książka dla Dzieci i Młodzieży czy Happy Baby.
- na stoiskach wydawnictw/sklepów nie było cukierków. Nie dlatego, że boję się o zęby czy nawyki żywieniowe dzieci. Nie dlatego, że uważam, że cukier to zło. Kiedy Ewa zaczęła oglądać okładki książek na półkach jednego ze stoisk i już miała wskazać, który tytuł chce poznać bliżej... bach! dostała cukierka. Tak się zdekoncentrowała, że właściwie już nie chciała żadnej książki oglądać, tylko jak najszybciej rozwinąć ten cholerny papierek i zjeść tego cukierka! ;) A że był z rodzaju klejącego zapychacza... Konsumowała go długo. Stojąc gdzieś z boku, o oglądanych książkach zapomniała. Czy kupiłyśmy jakąś książkę tego wydawnictwa? Czy w ogóle miałam ochotę tam wracać? Ano nie. 
- odwiedzający targi rodzice, nie traktowali tego wydarzenia w kategorii okazji do podrzucenia dziecka przy stoliku animatorów i szybkiego oddalenia się w kierunku... jakimkolwiek. Ja to się czepiam, co? :) Nie wiem, może się mylę, ale często miałam wrażenie, że celem jest balonik, kolorowanka odbita na ksero, jakikolwiek gratis. Ok, nikt nikogo nie zmusza do kupna książek, ale żeby tak w ogóle na nie nie spojrzeć?
- była możliwość wcześniejszego e-mailowego zapisania się na zestaw katalogów/ulotek informacyjnych wydawnictw. To już luksus, wiem. To wymagałoby idealnej współpracy organizatorów targów z wystawiającymi i później chociaż minimalnego zaangażowania w rozpropagowanie informacji o takiej możliwości. Ja bym chętnie skorzystała i odebrała zestaw katalogów, bo co zobaczę podczas imprezy to jedno, a jak wnikliwie przyjrzę się ofercie konkretnych wydawnictw, w domu, na spokojnie... To już zupełnie inna bajka. Część katalogów mam, ale myślę, że sporo mnie w tym książkowym amoku ominęło. 
- M. wziął w przyszłym roku urlop w targowy piątek, żebym mogła spędzić cały dzień na samotnym buszowaniu wśród książek... :)

Niezależnie jednak od życzeń - to była fajna impreza, mimo że korzystaliśmy z niej tylko dwa dni (piątek i niedziela). A Ewa, podczas podróży powrotnej, wyglądała tak:


PS W niedzielę byłam skupiona na wyborach Ewy, ale... Na prawo, na lewo - okiem rzucałam. I wypatrzyłam jeszcze nowsze i starsze:



MEDIA RODZINA Basałyk i Psotka idą do pracyKLIK
MEDIA RODZINA W kieszonceKLIK
FORMAT Historyjki na razKLIK
JEDNOŚĆ CalineczkaKLIK
GRUPA WYDAWNICZA FOKSAL (WILGA) Zbuduj sama, zbuduj sam. Moje Zoo KLIK 

Kolorujemy. I trenujemy

$
0
0
Na koniec dnia jeszcze dzisiaj nie usiadłam. Na chwilową panikę nie wiem, w co ręce włożyć. Na galop myśli, których nie można zatrzymać. Działa. W moim przypadku działa. Szczegół za szczególikiem - koloruję. I przypomina mi się, jak kiedyś starałam się coś pokolorować IDEALNIE. Wiecie - flamastrem. I stawiałam te kreseczki równiutko obok siebie, a i tak ostatecznie dwie warstwy nachodziły na siebie i kolor nie był idealnie rozmieszczony... Wtedy się tym denerwowałam, dziś uspokaja mnie po prostu samo kolorowanie. Skupiam się tylko na tym. Nie ma wtedy kolejnej wizyty u pediatry, braku pomysłu na obiad, kredytu we frankach. Jest kilka, kilkanaście minut na relaks. 









Trzy różne zeszyty. Każdy prawie 130 stron. Każdą kartkę można, dzięki bardzo wygodnej perforacji, bez problemu wyrwać. Gramatura papieru pozwoliła mi kolorować flamastrami (BIC Kid Couleur KLIK - polecam!) bez obawy, że tusz przebije na drugą stronę. Kolorowanie kredkami - też bez zarzutu, papier nie jest śliski. Kolorowanka idealna. Dla mnie - ze względu na te szczegóły, szczególiki i zróżnicowane, ciekawe ilustracje, perforacje i właściwości papieru. Dla Ewki - pewnie z tych samych względów + efekt łał ;) Dzielę się z nią. Siedzimy przy jednym stole i kolorujemy... A Wy? Lubicie kolorować?










Kolorowy trening antystresowy. Esy-floresyKLIK
Kolorowy trening antystresowy. Wzory i ornamentyKLIK
Kolorowy trening antystresowy. Wzory i wzorkiKLIK


Dwa słowa

$
0
0

- Nie ma mnie? Nie ma? - zapuszcza żurawia Wojtek. A nie ma. Nie zmieściłeś się. Cha, cha - taki żarcik. Wysokich lotów ;) Bo wiesz? Na początku był... Tramal. I to on przede wszystkim pojawiał się na zdjęciach publikowanych przeze mnie w necie (także za czasów przedblogowych). Później pojawiła się Ewka. Wywróciła nasze życie na lewą stronę i sprawiła, że zaczęłam się bacznie przyglądać... półkom z książkami dla dzieci. Jak zaczęłam pięć lat temu, tak mi nie mija. Dlatego oni są na nowym banerze. Jest też jaśniej, menu jest umiejscowione gdzie indziej, a i ikony do portali społecznościowych są chyba teraz bardziej widoczne i uzupełnione o link do Instagramu :)

Bardzo dobrze się tu czuję. Jestem gotowa do dalszych zmian. Bo to nie koniec. Teraz czas na kolejne. Przepoczwarzam się blogowo. Nie pytajcie o szczegóły, bo jeszcze ich nie znam :)

NIC by się nie zmieniło, NIC nie wyglądałoby tak, jak to sobie wymarzyłam, gdyby nie pomoc dwóch kobiet :) Za baner, logotyp, kolorystykę odpowiada Magda z my SIMPLE art KLIK (sklep KLIK). W silniku bloga, tradycyjnie już, grzebała Sroka KLIK. A ona to umie, oj umie... Dziękuję! Dziękuję. Dziękuję... 

PS Ten post ma numer 585. O tym, że... ma prawie 5 lat. Dziękuję, że tu zaglądacie!

NieKsiążki #1

$
0
0

NieKsiążki to nowy cykl poświęcony zeszytom kreatywnym. Od pewnego czasu zastanawiałam się, jak pokazać ciekawe kolorowanki, zeszyty z zadaniami i naklejanki. Szczególnie, że regularnie z takowych korzystamy. Myślę, że kilka zdjęć i krótki komentarz z informacją o wydawcy i linkiem będzie idealną formą dla prezentacji tego typu publikacji. Dziś odcinek pierwszy :)








LAS i jego zwykli-niezwykli mieszkańcy KLIK to bardzo ciekawa książka z naklejkami, zdobycz z ostatnich Targów Książka dla Dzieci i Młodzieży. Jest niewielkiego formatu (16,5 x 19,0 cm), w miękkiej oprawie. Jeśli zastanawiacie się, skąd znacie te ilustracje... Są po prostu wykonane tą samą metodą, co ilustracje w Bardzo głodnej gąsienicy KLIK. Bardzo mi się podoba ta metoda, to i ilustracje od razy przypadły mi do gustu :) Pomysł "stwarzania" zwierząt z naklejek z częściami ciała  - też jest świetny. Ewa czasem stara się, żeby lis faktycznie choć trochę wyglądał jak lis, innym razem robi z niedźwiedzia... sama nie wiem, "bardzo trudno jest mi orzec, czy to ptak, czy nosorożec". ;)






Moje zamki rysuję... KLIK wypatrzyłam na Instagramie Luny w chmurachKLIK i cieszę się, że miałam taką okazję, bo oferty wydawniczej Olesiejuka zwyczajnie nie ogarniam - za dużo tego i większość, jakby to powiedzieć, nie w moim typie :) Format A4, miękka oprawa. Z 94 stron (!) aż 72 to zadania. Pozostałe to elementy do wycinania i 250 naklejek. Zawartość jest bardzo różnorodna - są zadania związane z kolorowaniem, wycinaniem, przyklejaniem, rysowaniem, pisaniem... Uff! Zeszyt wystarczy na wiele dni. My nie robimy więcej niż 2-3 zadania dziennie. Jest też część Moje księżniczki rysuję… - nie widziałam jej, ale Monika z Luny... pisała, że Moje zamki... ciekawsze :)  









Siedmioróg... Podobna sytuacja, co z Wydawnictwem Olesiejuk - nie jestem w stanie być na bieżąco z ich ofertą. Te zeszyty Ewa dostała od cioci (i wujka, żeby nie było ;)), wydawnictwo już chyba ich nie ma, bo nie znalazłam tytułów na WWW. Zatem będzie bez linków (dla zainteresowanych - widziałam kilka sztuk na aros.pl) Akademia poznawania i malowania. Rysuję figury geometryczne od 4 lat Akademia poznawania i malowania. Piszę cyfry od 4 lat. Strzałki podpowiadające, jak zacząć pisać/rysować, wypukłe (i brokatowe - łał!) kontury pomagające stabilnie prowadzić flamaster - fajne. Niewielki format (20 x 20 cm), miękka oprawa, wygodne użytkowanie. Lubimy!

Jak przystało... (ballada o smutnym bucie)

$
0
0

Choć może nie ballada, bo i wierszowanego tekstu nie będzie i sama nie wiem, czy to takie niezwykłe wydarzenie... Nastrojowość? Dialogi? Może. Szczątkowe. Ale do rzeczy... Jak przystało na drugi dzień kwietnia (który lubuje się w przeplataniu), zza szyby obserwowaliśmy: ulewę, gradobicie, opady śniegu, śnieg z deszczem i piękne słońce na niebieskim niebie. M. wrócił z pracy i oznajmił: - Dziś spadło u nas więcej śniegu, niż przez całą zimę... No spadło, choć nie utrzymało się. Bałwana już nie ulepimy, sanek też raczej nie opłaca się wyjmować z piwnicy. W przedpokoju stoją śniegowce. Pogrążone w rozpaczy. Szlochające suchymi łzami. Uwierzycie, że stoją tam od grudnia i że Ewa miała okazję założyć je tylko raz? I pomyśleć, że w grudniu przyszło kilka zimniejszych dni i spanikowałam, że nie mamy butów na śnieg. Panika nie trwała jednak długo, bo Coqui przysłało nam zielone termobuty. Ewa miała testować. Miała śmigać w nich na sankach. Robić orły w śniegu (czy inne tam aniołki). Biegać w zaspach miała. Z takimi czerwonymi polikami, z przemoczonymi rękawiczkami... Bitwa na śnieżki miała być! Tymczasem... W lutym spadł śnieg (wcześniej też był przez jeden dzień, ale wtedy Ewa była chora). Niewiele. I przed końcem dnia już tego puchu nie było. Te zdjęcia dokumentują ten dzień. Nie ma testu, bo jak powiedzieć coś więcej o butach, które nosiło się przez jeden czy dwa dni? Poza tym - po co komu test śniegowców w kwietniu? :) Tak - są lekkie i wygodne do zakładania. Tak - odpowiada mi ich sportowy wygląd. Tak - Ewka na nie nie narzekała. Przez jeden dzień. Więcej nie wiem. Mogę tylko Was odesłać do wpisu o kaloszach Coqui - te znamy już dobrze i nadal nam służą KLIK.


Jak przystało na drugi dzień kwietnia świętowaliśmy Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci. Ewa przynosiła mi stertę książek, bo nie mogła zdecydować się, która jest jej najulubieńszą. Trochę o tym rozmawiałyśmy, sporo rozmyślałam o tym, które tytuły dla mnie są ważne i czy moje wybory pokrywają się z jej wyborami... Czasami :) Ale jest taka jedna książka, którą ja bardzo lubię, a ona w ogóle. Jest jej obojętna. Złamała mi tym serce! ;) Muszę w końcu pokazać ten tytuł na blogu... Bardzo jestem ciekawa, jaka jest Wasza ulubiona książka dla dzieci... Wasza. Nie Waszych dzieci. Dzieci to nawet mieć nie musicie, żeby odpowiedzieć na to pytanie :) To co? Jaka jest Wasza ulubiona książka dla dzieci? To stare wydanie? Coś współczesnego? W języku polskim?





Tam. I z powrotem.

$
0
0



Czego to nie wymyślą... Książki z dziurami (małymi i dużymi), z klapkami, z wielkimi rozkładówkami, z przesuwanymi elementami, z efektem 3D. Malutkie, średnie, kwadratowe, prostokątne, ze sprężynką, maleńkie, z uchem. Czego to nie wymyślą... A tu - obracanka. I nie śmiej się z dzieciaka, że trzyma książkę do góry nogami. Może i tytuł będzie stał wtedy na głowie, ale zawartość? Nigdy! Spójrz w jeden punkt, śledź wzrokiem strzałki, obracaj. Książkę lub siebie ;) Oglądaj. Czytaj napisy. Dopowiadaj. Baw się! Tak jak Otto i jego tata, którzy wyruszyli autem w trasę... Kiedy myślisz, że przygoda się kończy, wystarczy obrócić książkę. I jechać dalej.









Otto w mieście, ilustracje i tekst: Tom Schamp
Wydawnictwo Wilga

PS Jeśli chcecie podejrzeć prace Autora w lepszej jakości (polecam), zajrzyjcie na WWW ilustratora KLIK

Halo Poznań! (kwiecień 2015)

$
0
0

Halo Poznań to cykl comiesięcznych wpisów, w których zbierać będę kilka wydarzeń - tych, w których zamierzam wziąć udział lub wydają mi się interesujące, ale są dla innej grupy wiekowej.
  • 17 kwietnia o 12.05 - Wiosenna wycieczka wokół Starego Rynku dla rodziców niemowląt. Mile widziane mamy i tatusiowie z maluchami w wózkach, chustach i nosidełkach. Porozmawiamy o kwiatach, żywiołach i oczywiście o dzieciach. Tym razem trochę inaczej – w historii i w sztuce. Trasa bardzo łatwa, tylko w granicach Starego Rynku. Czas trwania ok. 1 godz. Miejsce zbiórki: przed ratuszem, przy fontannie Prozerpiny. I ja tam będę. Wojtek też. Ufam, że pogoda dopisze, oby nasze zdrowie też... Wydarzenie na FB KLIK, WWW KLIK 
  • 18 i 19 kwietnia, Teatr Animacji, spektakle siódmej edycji Festiwalu KONTEKSTY. Coś dla wielbicieli spektakli lalkowych! 
  • 19 kwietnia, 12.00 - kolejne spotkanie (czwarte) z cyklu 12 spotkań/12 książek/12% rabatu z okazji 12. URODZIN Czekolada Cafe (ul. Żydowska 29). Jaka książka będzie tym razem w roli głównej? TAJEMNICA! Wcześniej był Tuwim z Wytwórni, Bardzo głodna gąsienica i Laszlo boi się ciemności. Tym razem zamierzam tam dotrzeć, do czterech razy sztuka! ;) CzekoCzytanie prowadzi królowa Żelkożerców :)
  • 25 kwietnia, 11:00 PORUSZENIE W RODZINIE - Aniela Kokosza poprowadzi zajęcia dla dzieci w wieku od lat 3 do lat 4 wraz z opiekunami. Warsztaty odbywać się będą na drugim piętrze Słodowni w poznańskim Starym Browarze w ramach cyklu Stary Browar Nowy Taniec dla Dzieci i Rodziców. Wejściówki w cenie 10 zł (dziecko + opiekun) do nabycia w punktach informacyjnych w Atrium i Pasażu Starego Browaru oraz na ebilet.pl Więcej info KLIK.
  • Do 7 czerwca, Muzeum Narodowe w Poznaniu, wystawa Nocny Poznań w blasku neonówBilety: 12 zł (normalne), 8 zł (ulgowe), dzieci poniżej 6 lat nie płacą. 

Autorką zdjęcia jest Wanda Jędrzejczak

Strajk

$
0
0
Chciałabym napisać Wam, że moje milczenie tutaj to przez spontaniczny wyjazd. Na przykład nad morze. Lub w góry. Że wygrałam w LOTTO i oddałam się kompulsywnym zakupom. Że spodziewam się trzeciego dziecka. Że się przeprowadzam. Że brałam udział w półmaratonie. Że TYLE się dzieje. Chciałabym! Tymczasem strajk. Nie brak weny i nawet nie czasu (chociaż... hmm...). Strajk organizmu. Gorączki, ból głowy, bóle mięśni i inne dziadostwa. Jeden tydzień, drugi, trzeci... Organizm żąda podwyżki, premii, wolnych weekendów, służbowego auta, abonamentu w luksusowej przychodni. Ale przede wszystkim chyba chciał, żebym zwolniła. Nie miałam na to ochoty, ale musiałam. I jest już lepiej, ale przede mną jeszcze badania. Życzę sobie, żeby ten strajk to było zwykłe przesilenie. I mam nadzieję, że teraz to będzie tylko lepiej. Tymczasem wracam. Także tutaj. Mam masę zaległości! Ale i chęci, by je nadrobić :) 


Wdech, wydech. Uważność

$
0
0



Palec do budki, która z dumą rozliczała swój dzień, że tyle jej się udało zrobić, że taka wielozadaniowa, że nikt nie ogarnie lepiej domu, dziecka, siebie, wszechświata całego! Która jadła w biegu (zimne, rzecz jasna), gotowała - czytając, zabawiając, usypiając, sprzątała - robiąc kosi-kosi i a kuku? Wczoraj umyłam drzwi wejściowe, podłogi, posprzątałam komodę Wojtka i całe mieszkanie, wyprasowałam zaległe pranie, byłam po wyniki Ewki i u jej wychowawczyni na dyżurze, zaproponować spotkanie z autorką książek dla dzieci, w parku dałam zupę Wojtkowi, pokazałam mu gołębie, zabrałam gałązkę, którą jadł, napisałam trzy maile (reszta czeka), w aucie poobserwowałam w lusterku, jak Ewka śpiewa, uszykowałam jej sukienkę (dziś drugi etap konkursu!)... Mogłabym długo wymieniać, co jeszcze zrobiłam wczoraj. Taka jestem wielozadaniowa, taka dzielna, taka łał. Czy którąkolwiek z tych rzeczy robiłam uważnie? Czy się na niej skupiłam tak... stuprocentowo? Poczułam smak kawy? Czerpałam radość z szybkiego marszu z wózkiem? Przyjrzałam się brzozie za oknem, czy już jest zielona? Nie. Pędziłam. A dziś jestem potwornie zmęczona.  




Dlatego cieszę się, że powstały książki o uważności. I że mogę je czytać razem z Ewą. I uczyć się uważnego życia razem z nią, bo póki co najlepszego przykładu jej nie daję. Trochę czytamy, trochę się wyciszamy, można nawet powiedzieć, że odrobinę medytujemy...
- Zamknij oczy i poczuj jak wdychasz i wydychasz powietrze - powoli rozpoczęła kotka - wdech i wydech. Wsłuchaj się w moje słowa i powtarzaj je za mną w myślach: Wdycham powietrze i wyobrażam sobie, że jestem wspaniałym kwiatem, wydycham powietrze i czuję, że jestem piękna taka, jaka jestem. Wdech: kwiat, wydech: piękna.



Naszymi przewodnikami po Krainie Uważności są: nietoperzyca Kaja, kotka Wiktoria, tygrysek Erwinek, lew Staszek i szczurek Rysio. Według nich uważność daje siłę i spokój, przynosi równowagę, mądrość, samoakceptację, uczy rozpoznawania własnych emocji... Podczas jedzenia, ruchu czy obserwowania świata. Bo "...każdy z nich odnalazł swój własny, wyjątkowy dla siebie, sposób na bycie UWAŻNYM...". 



Oglądałam i czytałam te książki naprawdę uważnie. I... Tak - sądzę, że są potrzebne, że poruszają ważny temat. Tak - cieszę się, że je poznaliśmy, że do nich wracamy. Ale... Nie - nie podoba mi się ich szata graficzna. Nie - te ilustracje są zupełnie nie w moim stylu. Nie - nie pomogło im to, że są wydrukowane na błyszczącym papierze. Wiem, co mówię - widziałam je na papierze matowym, na wystawie prezentowanej podczas Targów Książka dla Dzieci i Młodzieży, wyglądały dużo lepiej!
Mam również zastrzeżenia do warstwy tekstowej - trochę zabrakło mi lekkości. Moim zdaniem teksty zyskałyby, gdyby były krótsze i traktowały temat, no... mniej "łopatologicznie"? ;) Takie moje zdanie, zabrakło mi trochę porządnej redakcji. Choć, jak już wspominałam, seria Kraina Uważności jest potrzebna, porusza ważny temat, cieszę się, że poznaliśmy te książki... No i Ewka nie zgłasza żadnych uwag - ani w temacie tekstu, ani ilustracji. Wojtek też milczy ;)


Seria Kraina Uważności, tekst: Agnieszka Pawłowska, ilustracje: Kinga Kałużna
Wydawnictwo Poznańskie KLIK

PS O tej serii możecie poczytać też m.in. u Kredki KLIK czy u Mamiczki KLIK :)

Dłubiemy w nosie

$
0
0


I w ogóle się z tym nie kryjemy. Nie chowamy się w łazience, nie szukamy ustronnego miejsca, nie zasłaniamy się ręką. Dłubiemy. Otwarcie i z przyjemnością. Krowie dłubiemy. Konikowi, żyrafie, dzikiej świni i żółwiowi. Tylko leniwiec bezpieczny - na ostatniej stronie jest i nie ma jak mu podłubać... A dłubalibyśmy, oj dłubalibyśmy!




Jakby wczoraj to było, pamiętacie? KLIK A to prawie roku już minął :) Ostrzyłam wtedy zęby na książeczki z twardymi stronami, które mnie i Ewkę ominęły. Między innymi na jeden z tytułów z serii Akademia Mądrego Dziecka. A to ciekawe. I proszę - pojawił się Wojtek, dorósł do siedzenia i rzucania książkami, można zacząć przytulać nowe sztywniaczki. No to przytulamy! Mamy tytuł o zwierzętach i zwierzątkach i ich... nosach? Nieeee, mimo wszystko więcej tam wiadomości o pełnych brzuszkach, przysmakach, buziach, które cały czas się ruszają. Lubimy. Dłubać w nosach, przeglądać i podczytywać. A Wojtek to nawet lubi sobie rzucić książką. I nic się z nią nie dzieje. Wiwat zaokrąglone rogi! Wiwat sztywniaczki! :) 




Zwierzęta i zwierzątka, tekst: Zbigniew Dmitroca, ilustracje: Cristiana Mesturini
Wydawnictwo Egmont KLIK

PS Macie inne tytuły z tej serii? Jakieś opinie? Polecenia? :)




Viewing all 654 articles
Browse latest View live