Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Utulić lekturą - OHANOWA MATKA

$
0
0

Zima, zima, zima, pada, pada śnieg! – drą się Potwory na tylnym siedzeniu samochodu, choć za oknem jeszcze bura, mokra liściasta breja zalega trawniki. Ale przecież już wiadomo – idzie, idzie zima, idzie z każdym krótszym wieczorem, z każdym zimniejszym porankiem. A zima, jak wiadomo, jest najwspanialszą porą roku - Precel stoi na tym stanowisku twardo.  Tak więc pewnego wyjątkowo ponurego, szarego dnia, zrobiliśmy generalny przegląd półek i wygrzebaliśmy wszystkie książki, które mają z zimą cokolwiek wspólnego.
I od razu zrobiło się jakoś śnieżniej i bielej.



Over and Under the Snow* to na pierwszy rzut oka książka cicha, przykryta grubą kołdrą śniegu. Jednak już po chwili okazuje się, że pod śniegiem toczy się życie w sekretnym królestwie zwierząt – życie czasami letargiczne, uśpione, czasem zaś pełne energii, gnane głodem. Obserwujemy tych, którzy pogrążyli się we śnie, tych, którzy drążą tunele i w końcu tych, którzy na górze polują bezszelestnie, czekając na najmniejszy tylko ruch pod śniegiem. Ilustracje, utrzymane w błękitno-szaro-brązowej palecie, pięknie oddają zimowy bezruch, przerwany nagle przez czerwoną plamę lisiego skoku. Tekstu nie ma tu wiele – ot, kilka zdań, jednak na końcu książki znajdziecie krótką informację o zimowych zwyczajach każdego ze zwierzęcych bohaterów oraz bibliografię (tak! Rzecz w dziecięcych książkach rzadka).




Tomten to taki dobry skrzat – mieszka na farmach i pomaga ludziom w domowych obowiązkach. Szczególną sympatią darzy dzieci, opiekując się nimi za dnia i strzegąc ich snu w nocy. Dokładnie taki jest też tomten z małej szwedzkiej wioski w książce Astrid Lindgren. Poznajemy go pewnej mroźnej, zimowej nocy, gdy robi obchód obejścia, opiekując się wszystkimi zwierzętami. Potem cichutko zagląda też do chaty – musi wszak upewnić się, czy ludzkie dzieci śpią spokojnie, by w końcu zaprosić do siebie zziębniętego czarnego kota. To wyciszająca, ciepła historia, przywołująca poczucie spokoju i bezpieczeństwa, idealna na zakończenie długiego zimowego wieczoru, tuż przed snem. Piękne, bardzo klasyczne ilustracje dodają jej uroku starej baśni, jednocześnie świetnie oddając atmosferę pogrążonej we śnie, zasypanej śniegiem wsi. I jeszcze dobre wieści na dobry początek zimy - Tomten w nieco innej oprawie graficznej, z ilustracjami Kitty Crowther, ukazał się u nas nakładem wydawnictwa Zakamarki jako Skrzat nie śpi.

Over and Under the Snow, tekst: Kate Messner, ilustracje: Christopher Silas Neal
Tomten, tekst: Astrid Lindgren, ilustracje: Harald Wiberg

O CYKLU. Gdy oglądałam dwie galerie zdjęć - pierwszą i drugą - pomyślałam o pustym miejscu przy stole, przy wigilijnym stole... O dziecku na tym miejscu. I o tym, że po tym, jak już będzie miało pełny brzuszek, będzie wykąpane i pod kocem będzie piło kakao - trzeba, po prostu trzeba mu coś przeczytać. Tylko jaką książkę wybrać... Zapytałam o to kilka wspaniałych, blogujących kobiet - takich, którym łatwiej byłoby mi wydłubać z gliny pomnik (serio) czy wyhaftować ołtarzyk, niż napisać w kilku słowach (no jak kilku??!), za co je cenię. Była już Jarecka z Deszczowego DomuiKaczka, dzOhanowa Matka– połowa tandemu hodowców Precla i Kluski (rodzina rpgowców, konsolowców, planszówkowców, karciankowców i fantastów, uff, uff, uff). Ponoć na ich blogu to "parenting okiem geeka". Ja tam nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem ;) Ale wiem (ha! poznałam! widziałam!), że to bardzo pozytywne stadko - grające, czytające, podróżujące, pięknie focące, kompletnie odjechane i bardzo się kochające :) 

*O Over and under the snow Kasia pisała też u siebie, o tu - klik klik.

Utulić lekturą - BEBELUSZEK

$
0
0


Kto zna Grudkę, ten wie, że jest tylko jedna słuszna lektura. Nie, nie jest to ulubiona książka MOJEGO dzieciństwa, ale jest to zdecydowanie ulubiona książka naszej mikro-rodziny. Pokazujemy ją gościom, przyjaciołom, rodzinie. Bierzemy ze sobą w podróże małe i wielkie. Dzięki niej przetrwaliśmy cienie szpitalnych korytarzy. Choć jest to książka ściśle obrazkowa, czytamy a nawet cytujemy. Za każdym razem inne historie.



 Gdzie jest Koko? - to trzecia część serii wykoncypowanej przez Dorotę Maciaszek, a narysowanej przez Joannę Bartosik dla "dla Małych Piratów, Okularników i Soczewkowych Zuchów", czyli dzieci z dysfunkcją wzroku. A że każdy nowy człowiek rodzi się z wizją nader ograniczoną - nadaje się fantastycznie dla niemowląt... i, jak u nas, zostaje na dłużej. 



A tu wyznanie: Przez pierwsze dwa miesiące z Koko tak byliśmy zajęci śledzeniem jego licznych przygód (place zabaw, jakże polskie grzybobranie, demonstracje uliczne, spotkania z Obłędnym Króliczkiem w Zoo, zakopywanie kolegów w piasku, sny o pirackich hulankach, słodka uczta u Babci, wspinaczka nadrzewna, plaża, bikini, koktajle....itd., itp.), że nie zauważyliśmy sedna! Gdzie jest Koko? to też Wimmelbilderbuch - takie Mamoko* dla najmłodszych. Koko na obrazku znaleźć to nie lada sztuka (dwuletni detektyw przetestował i ocenił: Level Master).

Gdzie jest Koko?, autorka: Dorota Maciaszek, ilustracje: Joanna Bartosik

O CYKLU. Gdy oglądałam dwie galerie zdjęć - pierwszą i drugą - pomyślałam o pustym miejscu przy stole, przy wigilijnym stole... O dziecku na tym miejscu. I o tym, że po tym, jak już będzie miało pełny brzuszek, będzie wykąpane i pod kocem będzie piło kakao - trzeba, po prostu trzeba mu coś przeczytać. Tylko jaką książkę wybrać... Zapytałam o to kilka wspaniałych, blogujących kobiet - takich, którym łatwiej byłoby mi wydłubać z gliny pomnik (serio) czy wyhaftować ołtarzyk, niż napisać w kilku słowach (no jak kilku??!), za co je cenię. Była już Jarecka z Deszczowego Domu,Kaczka, Ohanowa Matka, dziś Bebeluszek, która jak nie dopowie... to dorysuje!Ilustracje, kartki, przypinki i labirynty dla znajomych dzieci ;) Połowa komitetu organizacyjnego akcji Robótka. Mama Grudki, ciotka wszystkich dzieciaków. No Bebe po prostu!

*Mamoko - myślicie, że tytuł ten stanie się samodzielnym słowem, odpowiednikiem niemieckiego Wimmelbilderbuch, książki ze szczegółami do dokładnego oglądania? Fajnie byłoby.

Utulić lekturą - JOANNA

$
0
0



Jakbym już ochłonęła. Jakbym już doszła do siebie. Jakbym już wszystko sprawdziła. Jakbym już nakarmiła - to dziecko, które zastukało w wigilijny wieczór -  nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak, do naszych drzwi. Jakbym już to wszystko zrobiła i zobaczyła, że małe oczka się kleją i czas spać, to bym sięgnęła po tę książkę. Bez wahania.

To chyba najstarsza książka w naszych dziecięcych zbiorach. Kupiona "przypadkiem" (sam tytuł nic mi nie mówił) w grochowskim antykwariacie, bo przyciągnęły mnie kolory na okładce i nazwisko autorki.

Odkąd ją mamy, jesteśmy zaczarowani przez Leokadię i Joannę Kulmową. Jest w tej książce taki czar, taki urok, taka magia, że wracamy do niej regularnie. Jest w niej tak niezwykłe podejście do małego czytelnika, że moje dzieci lubią zaczynać tę książkę zaraz po tym, jak skończymy ją czytać.



Leokadia to koń. Dorożkarska szkapa, która wraz ze swoim przyjacielem - woźnicą Alojzym, przechodzi na przymusową emeryturę. Dorożki zostają zastąpione taksówkami (akcja książki dzieje się w Polsce lat 60. XX w.)

Leokadia i Alojzy zaczynają szukać swojego nowego miejsca na ziemi. Nie jest to łatwe, bo Leokadia ma...skrzydła.

Tak, tak - skrzydła. Swoje największe marzenie. Ale koń ze skrzydłami nie ma łatwego życia.

Bo koń ze skrzydłami jest Inny. Dziwny. Wzbudza popłoch albo zazdrość. Skrzydła utrudniają codzienne życie i poszukiwanie pracy. Skrzydła zwracają uwagę.

Ale Leokadia nigdy się swoich skrzydeł nie wyrzeknie i będzie robić wszystko, żeby jej i Alojzemu żyło się lepiej. A żyje im się czasem bardzo trudno i biednie. Będzie więc Leokadia opiekunką do dzieci, gońcem, gwiazdą filmową, cyrkowym dziwadłem, muzealnym eksponatem. Da się nawet zamknąć w zoologicznej klatce. Ale do wszystkiego będzie podchodzić z filozoficznym spokojem i próbą zrozumienia tego dziwnego świata. Oraz z wielką godności i radością życia.




O, co za dzień, wspaniały dzień,
słoneczny i pachnący!
Wolę być NIKIM w taki dzień
niż KIMŚ wśród ciemnej nocy.
Dzień dobrym światła! Serwus, cienie!
Cześć wędrującym smugom!
Już lepiej żyć przez JEDEN DZIEŃ
niż nie żyć BARDZO DŁUGO.
I tak jak Leokadia nigdy nie wyrzeknie się skrzydeł, tak Alojzy nigdy nie wyrzeknie się Leokadii.

Bo to, prócz opowieści o wewnętrznej wolności i godności, także przepiękna historia o przyjaźni. Takiej codziennej i bez wielkich słów. Nasza para czasem się nie rozumie, czasem się sprzecza, ale zawsze jest ze sobą. Ta lojalność jest niezwykle wzruszająca.



Czytając Wio Leokadio bardzo często doświadcza się właśnie wzruszenia, radości i...czułości.

Tego cudownego, lekkiego uczucia, które potrafi wiele uleczyć.

Jarosław Mikołajewski w tym artykule, tak podsumowuje swoje rozważania wokół Leokadii: "Gdybym na zakończenie miał powiedzieć, o czym jest cała ta książka, tobym powiedział, że o pięknej osobie, która ma trudne życie i która dzielnie sobie z nim radzi. Nie bez bólu, za to z wielką fantazją." I ja się z nim zgadzam.

A TU możecie przeczytać wywiad z Joanną Kulmową, w którym zdradza, kim tak naprawdę jest Leokadia :-)

Aha, no i zwróćcie uwagę na te genialne ilustracje!



Wierzę w leczniczą moc opowieści i dlatego temu małemu, zagubionemu dziecku przeczytałabym właśnie Wio Leokadio Joanny Kulmowej.

A potem, kiedy już by usnęło, zaczęłabym się zastanawiać, co dalej...

O CYKLU. Gdy oglądałam dwie galerie zdjęć - pierwszą i drugą - pomyślałam o pustym miejscu przy stole, przy wigilijnym stole... O dziecku na tym miejscu. I o tym, że po tym, jak już będzie miało pełny brzuszek, będzie wykąpane i pod kocem będzie piło kakao - trzeba, po prostu trzeba mu coś przeczytać. Tylko jaką książkę wybrać... Zapytałam o to kilka wspaniałych, blogujących kobiet - takich, którym łatwiej byłoby mi wydłubać z gliny pomnik (serio) czy wyhaftować ołtarzyk, niż napisać w kilku słowach (no jak kilku??!), za co je cenię. Była już Jarecka z Deszczowego Domu,Kaczka, Ohanowa Matka, Bebeluszek, dzJoanna znana jako Mama w Centrum lub Joanna w Kolorze. Kobieta, która niesie spokój. Taki przydomek bym jej dała. Jest ukojeniem. Mam wrażenie, że dałaby radę przytulić cały świat. Kobieta, która kobiecie nie jest wilkiem. Będzie, porozmawia, nie oceni. Kobieta, która wie, wie po co jest się matką... 

http://mamawcentrum.blogspot.com/

Utulić lekturą - GROMATKA

$
0
0
"Było raz czworo dzieci."

Jak dobrze się ta książka zaczyna. I ten tytuł: Lew, czarownica i stara szafa. Pamiętam do dziś niezwykły dreszcz ekscytacji, gdy po raz pierwszy odczytałam go, jakieś trzydzieści lat temu, w małej zakurzonej bibliotece miejskiej w moim małym, rodzinnym miasteczku.

Tak, ta książka ma wielką moc. Wiele lat później, „gdy byłam już dostatecznie stara, by znów do bajek wrócić”, sięgnęłam po nią w dość trudnym dla naszej rodziny momencie. Był to pierwszy poważniejszy pobyt w szpitalu z naszym dzieckiem – z naszym pierwszym dzieckiem, niespełna trzyletnim Ignasiem.

Do dziś jestem pewna, że nie ma lepszej książki na trudne chwile, czasy. Ignaś, malutki, wystraszony, w trakcie czytania wprost przenosił się do Narni. Ciągle nie było mu dość, w ciągu kilku dni skończyliśmy chyba trzy tomy opowieści (wszystkich jest siedem). Jakoś nie miałam wątpliwości, czy ten mały chłopczyk dorósł już do takiej prawdziwej lektury, a jeśli nawet miałam, to szybko zostały rozwiane. Aslan, i cały narnijski świat pomogły, przyniosły najlepszą otuchę i zapomnienie dla wszelkich chwilowych niedogodności.

Potem wracaliśmy do Narni, z każdym kolejnym podrastającym dzieckiem. Czytaliśmy Opowieści z Narni dla Różyczki, z malutką, niespełna roczną Hanią zasypiającą mi na kolanach. Więc i dla Hani trzeba było powtórzyć po kilku latach, tym razem na kolanach z Ludwiczkiem. Od ostatniego czytania minęło już chyba pięć lat, więc najwyższa pora, aby znów się wokół Lwa… zebrać. Trzymając małego, nieszczęsnego wędrowca, jeśli nie na kolanach, to choć w sercu.


Okres Bożego Narodzenia to chyba najlepszy czas na tę opowieść. Przypomnijmy pokrótce. Czwórka osamotnionego rodzeństwa, chroniącego się przed wojną w starym domu wuja, w trakcie zabawy w chowanego wchodzi do szafy, która okazuje się bramą do tonącego w śniegu, niezwykłego kraju (udało mi się kiedyś trafić na książkę z rozkładanymi obrazkami o Narni, i z niej pochodzą dalsze ilustracje; uwielbiamy je):


 

Już w pierwszym rozdziale uczestniczymy w spotkaniu z niezwykle uroczym Panem Tumnusem - faunem. Kolacja u niego, to jedna z moich ulubionych scen dotyczących jedzenia.


A już w trzecim rozdziale ona – Zła Czarownica. Wraz z nią kłamstwo, zdrada, okrucieństwo…


Ale jest też piękny portret Świętego Mikołaja, który zwiastuje zbliżające się Boże Narodzenie, święto zniszczone przez Czarownicę:
Na niektórych obrazkach w naszym świecie Święty Mikołaj wygląda śmiesznie i wesoło. Teraz, kiedy dzieci przed nim stały, mogły stwierdzić, że w rzeczywistości jest zupełnie inny. Był tak wielki, miły i tak prawdziwy, że choć czuły wielką radość z tego spotkania, stały onieśmielone i poważne.
I oczywiście sam Aslan. W dzieciństwie nie uświadamiałam sobie ewangelizacyjnego przesłania tej postaci, i samej książki. Dziś muszę przyznać, że Narnia jest moją ulubioną dźwignią wyobraźni.
A że nie da się przeczytać w jeden wieczór? Tym lepiej, nadzieja na kolejny, cudowny, wspólny wieczór przy lekturze przeradza się niemal w pewność.


O CYKLU. Gdy oglądałam dwie galerie zdjęć - pierwszą i drugą - pomyślałam o pustym miejscu przy stole, przy wigilijnym stole... O dziecku na tym miejscu. I o tym, że po tym, jak już będzie miało pełny brzuszek, będzie wykąpane i pod kocem będzie piło kakao - trzeba, po prostu trzeba mu coś przeczytać. Tylko jaką książkę wybrać... Zapytałam o to kilka wspaniałych, blogujących kobiet - takich, którym łatwiej byłoby mi wydłubać z gliny pomnik (serio) czy wyhaftować ołtarzyk, niż napisać w kilku słowach (no jak kilku??!), za co je cenię. Była już Jarecka z Deszczowego Domu,Kaczka, Ohanowa Matka, Bebeluszek,Joanna , dzGromatka - Iza. Tak po lekturze tego wpisu, po pobieżnym choć przeglądnięciu wpisów z jej bloga - czy muszę coś dodawać? Opisywać? Piękna wewnętrznie i zewnętrznie kobieta, mistrzyni utrzymywania ognia, tego w ognisku domowym. Tak ją widzę właśnie :)

http://gromatka.blogspot.com/

PS Dziękuję. Za to, że daliście się zaprosić - do udziału, do lektury, do mnie. To już koniec grudniowego cyklu, choć dopiero co się zaczął :) Życzę Wam spokojnych Świąt Bożego Narodzenia lub zupełnie odjechanych, jeśli to dla Was ważne. Z prezentami lub bez. Z dwunastoma potrawami podczas Wigilii lub z jedną, ale ulubioną.  Z najbliższymi. Bez pośpiechu, bez muszę/powinnam/tak wypada. Wypocznijcie. Do zobaczenia niebawem!

Hello 2016

$
0
0
 

Mniej siedzieć bokiem. Życzę sobie w tym nowym roku. Przed chwilką się na tym złapałam. Siedziałam bokiem nienaturalnie wykręcając kręgosłup w stronę monitora. Bo przecież na chwilkę usiadłam, na dwie minuty! Chciałabym mniej siedzieć bokiem. I - dodatkowo - mniej siedzieć w ogóle. Okiełznać czas na blogowanie. Porozkładać go w szufladkach, otwierać odpowiednie wtedy, kiedy mogę sobie na to pozwolić. Kiedy mogę usiąść prosto. Wtedy pisać, planować, na wiadomości odpowiadać. Ze stoperem w ręku, jeśli tak właśnie być musi. Tak to zaczynam rok życzeniowo-blogowo. Wracam. Jutro będzie nowe. Wszystkiego dobrego dla Was :)

Wieczorna krzątanina

$
0
0
 


Ta książka kojarzy mi się z wieczornym krzątaniem. Nie, nie myślę tu o tym momencie, kiedy biegami między jednym a drugim z szaleństwem w oku, kiedy ona chce pić, on nie chce spać, kanapka nie taka, a zmywarka piszczy. To ta chwila, w której przykrycie, spokojne i w zwolnionym tempie, kołderką nie jest równoznaczne z komendą "powstań i dramatyzuj". Kiedy naprawdę we wszystkich kątach rozsiada się sen. Półmrok, miarowy oddech, ciepła główka. Dzieci śpią, w kuchni ogarnięte, stosu ubrań do prasowania nie widzę, bo staram się być dla siebie dobra. Drepczę. Jak skrzat, choć wzrost nie taki, a i ścieżek nie wydeptuję małymi stopami. Ty coś poprawię, czasem coś zszyję, skleję, tam wygładzę.



Skrzat, który nie śpi mieszka w zagrodzie, w kącie na strychu stodoły, w głębi lasu. Jest bardzo stary i mimo że wychodzi każdej nocy - żaden człowiek jeszcze go nie widział. "Rano dzieci zobaczą jego ślady na śniegu, wąskie ścieżki wydeptane małymi stopami." Bo skrzat każdej nocy robi obchód - obora, stajnia, spiżarnia, szopa... Odwiedza krowy, konia, owce i jagnięta, zagląda do kur i psiej budy. Rozmawia ze zwierzętami, dba o nie. Do cichego domu ludzi też zagląda, chodzi na paluszkach, żeby nikogo nie zbudzić. Kiedy wraca do siebie, spotyka kota, który szuka ciepłego schronienia i miseczki mleka.



W Nowy Rok spadł śnieg a krajobraz widziany z okna jeszcze bardziej uprzyjemnił lekturę książki Skrzat nie śpi. Biało za oknem, biało w książce. Śnieg skrzypi, mróz trzaska, w sercu ciepło. Usypianie w rytm lektury, bo to książka-kołysanka, książka-utulanka. Wieczorna krzątanina... 

Skrzat nie śpitekst: Astrid Lindgren, ilustracje: Kitty Crowther
tłumaczenie: Anna Węgleńska Wydawnictwo Zakamarki KLIK




PS TU też było o skrzacie :)

Cuda, dziwy, kryminały

$
0
0
Kryminał dietetyczny (!), w którym właściwie brak konkretnej zagadki, ale jest postać detektywa i cała masa przestępstw... żywieniowych. Widzieliście kiedyś takie cudo? Taka jestem trochę rozerwana pomiędzy okrzykiem entuzjazmu a jękiem zawodu. To od plusów mam zacząć? Czy minusów? Których będzie więcej?


Jednak plusów. Pierwsze skojarzenia? Wiadomo - seria Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai. Jest seria z kryminałem w tle, detektyw, zbliżony format i styl okładki, rysunkowy indeks postaci (choć w tym przypadku umieszczony na końcu). Powierzchowne to podobieństwo, zupełnie mi nie przeszkadza, bynajmniej.



Walenty Węglowodan, Tęgomir Tłuszcz, Balbina i Błażej Białko, Wera Woda - czujecie to? To bohaterowie, nie wszyscy, ale ci z pierwszego planu. Muszę podpowiadać, że ich nazwiska są takie a nie inne nie bez przyczyny? Walenty Węglowodan stara się namówić dzieci na batoniki, cukierki, czekolady i lizaki (ale i pieczywo, makarony, płatki śniadaniowe, słodzone napoje, owoce itd.). Jak nie uda się przy półce, próbuje przy kasie. Tęgomir Tłuszcz poleca uwadze przede wszystkim chipsy i solone orzeszki. Strasznie jest zakompleksiony, zupełnie w siebie nie wierzy... Błażej Białko za to uważa się za lepszego. W końcu on zachęca do jedzenia jogurtów, serów, jaj. Do picia mleka... Zupełnie nie widzi problemu w tym, że wciska do koszyka także słodkie serki. Wera Woda - wiadomo, ma jedyną wizję tego, czym można gasić pragnienie. Są jeszcze dzieci, Detektyw Dietetyczny i Właściciel sklepu. A także babcia Basia czy Pablo Papaya... Nie, jednak nie będę ich tu wszystkich wymieniać ;) Porcja wiedzy na temat zdrowych nawyków - ogromna. Czy strawna?




Nie dla pięciolatki. Choć może źle to ujęłam. Nie, jeśli czytamy rozdział po rozdziale. Dla Ewy to było za dużo - za dużo nowych pojęć, za dużo "lekcji", pouczania i straszenia. Ja tu widzę szerokie pole manewru w temacie scenariuszy zajęć. Czytanie fragmentów książki połączone z kuchennymi (i sklepowymi) warsztatami. Bo skoro już dziecko składa literki, dlaczego nie przyjrzeć się etykietom? Nie porozmawiać o nich. Zaszczepić nawyk zwracania uwagi na to, co znajduje się na naszych talerzach. Odnieść się do książki. Zrobić spektakl w szkole na podstawie książki. Postaci w niej masa - połowa dzieci z klasy będzie obsadzona bez problemu, druga połowa może zagrać barwniki i konserwanty, bakterie (te kulturalne ;)), kwasy tłuszczowe omega3 itd. Wprowadzać pojęcia węglowodany, tłuszcze, białko posiłkując się ilustracjami i tekstem. Choć żadna lektura czy warsztaty nie będą miały takiej mocy jak... dawanie dobrego przykładu.


Może i pięciolatka przytłoczona, ale nie zmienia to faktu, że - bardzo dobrze, że taka książka powstała. Że Autorka wypełniła jej karty opowieścią o Walentym Węglowodanie, Tęgomirze Tłuszczu, Balbinie i Błażeju Białko, Werze Wodzie. Że pozwoliła Balbinie Białko na akty wandalizmu - ta pod osłoną nocy wywiesza na barach szybkiej obsługi plakaty z dowcipnymi hasłami (jestem przekonana, że stoi również za tymi z raportów detektywa! moje ulubione: "Biała buła cię zamula - po razowym wszystko hula!"), które troszeczkę kojarzą mi się z rodziną Borejków ("Kto mleka nie pije, ten z głodu zawyje" - Kwiat kalafiora). I znowu - pozytywne to skojarzenie.


To co z tymi minusami? Chodzi o to, że ta pierwsza część serii faktycznie nieco jest przeładowana. Traktuję ją jak pilot do dobrego serialu. Taki pierwszy odcinek, który nieco się dłuży, trzeba przedstawić postacie, zawiązać akcję, przybliżyć głównego bohatera... Bywa nudno, ale ma to swoje uzasadnienie - bez tego akcja nie może przyspieszyć. Czy faktycznie w drugim tomie będzie bardziej dynamicznie? Czy będzie konkretna zagadka? Zobaczymy. Napiszę o nim za około dwa tygodnie.

Walenty i spółka. Kryminał dietetyczny
tekst: Moniko Oworuszko, ilustracje: Małgorzata Banaś-Domińska
Wydawnictwo Mobuki KLIK


PS Żeby było jasne - jestem na TAK. To wartościowa i... ładna, zwyczajnie ładna książka. Fajnie wydana, z miłymi ilustracjami. Tyle wiedzy! Postaci, wątków (nawet miłosny jest ;))... Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia - czekam na kolejne tomy. Czytaliście? Jestem bardzo ciekawa, jakie są reakcje na lekturę u starszych dzieci :)

NieKsiążki #8

$
0
0
 

W grudniu myślałam, że jedyny śnieg, jaki zobaczę tej zimy, będzie tym na kartach naklejanki BIEGUNY i ich zwykli – niezwykli mieszkańcyKLIK... Pomyliłam się, całe szczęście. Ale wypełniona po okładki śniegiem książka z naklejkami wielokrotnego użytku, skutecznie umiliła nam ostatni miesiąc 2015 roku. Zresztą  - nadal jest w użyciu. Wciąż sobie to błocko na chodnikach rekompensujemy. Krótkie teksty o zwierzętach zamieszkujących Arktykę i Antarktydę, cztery arkusze naklejek, wygodny format i sposób łączenia kart (sprężyna). Podobnie jak pierwsza książka z serii „Zwykli – niezwykli mieszkańcy” jest gwarancją świetnej zabawy.







Średnio to istotna informacja, ale powtórzę się - Zuzię bardzo lubi Ewa, ja... ilustracje, postać - lubię, sposób, w jaki są opisywane jej przygody - jakby mniej, dużo mniej. Przygody Zuzi wypożyczamy z biblioteki bardzo regularnie, zatem nie mogłam przejść obojętnie obok Wielkiej księgi rysunków ZuziKLIK. Naprawdę fajny zeszyt kreatywny, taki narzucający temat, ale pozostawiający szerokie pole dla wyobraźni. Format A4 i wiele płaszczyzn do zagospodarowania. Lubię tak - czysto, przejrzyście, mało kolorowania, dużo rysowania.






To dopiero cacuszko - Drawing Book: Make a World. Sądząc z rozmów przeprowadzonych na temat tej pozycji - tytuł nie tylko dla dzieci, dla dorosłych również. Po prostu dla wszystkich, którzy mają opory przed postawieniem pierwszej kreski. Bo przecież nie umieją narysować - domku, psa, auta... Wstydzą się rezultatu swoich prób. A tu - kreseczka po kreseczce. Dosłownie. Uroczo! Świetna zabawa dla dużych i małych, świetny wstęp do bardziej samodzielnych prób. Dziękuję Edycie, że mi ją podesłała :*





NieKsiążki to nowy cykl poświęcony zeszytom kreatywnym. Od pewnego czasu zastanawiałam się, jak pokazać ciekawe kolorowanki, zeszyty z zadaniami i naklejanki. Szczególnie, że regularnie z takowych korzystamy. Myślę, że kilka zdjęć i krótki komentarz z informacją o wydawcy i linkiem będzie idealną formą dla prezentacji tego typu publikacji. Wszystkie odcinki można znaleźć tu KLIK.

Fruzia

$
0
0


Dwa wieczory spędziłyśmy z Fruzią. Spokojnie mógł to być jeden wieczór, bo mimo że stron 60, to tekstu wcale nie za dużo - tak akuratnie, w równowadze z ilustracjami. Zatem mógł to być jeden wieczór, ale szkoda mi było... Chciałam z Fruzią spędzić jeszcze trochę czasu. I nie zaglądałam między okładki sama, nie sprawdzałam, co będzie dalej. Czekałam. A kiedy zbliżał się wieczór okazało się, że muszę zająć się czymś innym a czytanie przejął jej tata... - Tata mi chyba przeczyta coś innego, bo mama chce skończyć Fruzię, prawda? Przeczytamy jutro.
To aż tak widać? :) Tak, chciałam ją przeczytać ja. Ja jej. Doczekałam się ja, doczekała się ona. Kolejny wieczór należał do nas. I do Fruzi. I jak się okazało w drugiej połowie książki - także do pana Franciszka...



Fruzia to stonoga. Urocza, obdarzona pięknymi rudymi lokami wielbicielka zapachu maciejki, której codzienność wypełnia dzierganie kolorowych skarpetek na drutach... nogami (nie może narzekać na powolne tempo pracy, wszak jest właścicielką 50 par odnóży). Fruzia ma kłopot - zbliżają się wakacje, chciałaby pojechać w góry, ale jej 50 par butów jest w naprawdę kiepskim stanie. Fruzia musi kupić nowe. W małym sklepie obuwniczym znajduje trapery idealnie nadające się na górską wędrówkę, ale sprzedawczyni ma tylko dwie pary... Duży sklep, taki z magazynem, może sprzedać jej jedynie cztery pary. U szewca okazuje się, że zrobienie obuwia na wymiar jest możliwe, ale w przypadku 44 par potrwa to zdecydowanie za długo. Szewc podpowiada wizytę w fabryce butów w pobliskim mieście. Fruzia jeszcze nie pojechała w góry, a już rozpoczęła wędrówkę... W sklepie firmowym działającym przy fabryce butów Fruzia znajduje nie tylko 44 pary butów, poznaje również pana stonogę, jak się później okazuje - Franciszka. On również lubi wędrówki...






Bardzo polubiłyśmy Fruzię. Jej wyprawę, wnikliwość w obserwowaniu świata, otwartość, radosne usposobienie, spontaniczność. Ilustracje cudownie uzupełniają się z tekstem, nie wyobrażam sobie, że mogłyby być inne. Bardzo, bardzo zgrany duet Autorki i Ilustratorki. Przy okazji - ładne wydanie. Ciepła, smakowita lektura. Zamiast porcji słodkiego kakao. Albo chwilę po kubku nim wypełnionego.

Sto nóg stonogi Fruzi, tekst: Agnieszka Horubała, ilustracje: Zosia Dzierżawska  
Wydawnictwo Dwie Siostry KLIK




O Wojtku

$
0
0



Miałam taki plan, że jak Wojtek będzie już umiał obchodzić się z książkami (wiecie - taki czas, kiedy każde oglądanie nie oznacza szkody i metrów taśmy klejącej przeznaczonych na naprawę przerwanych stron), kupię jakieś stare wydanie Jak Wojtek został strażakiem. Najchętniej z ilustracjami Bohdana Bocianowskiego (Nasza Księgarnia), bo takie pamiętam ze swojego dzieciństwa. Choć wydanie zilustrowane przez Jerzego Flisaka (Wydawnictwo Poznańskie) też ładne i znajome... Taki plan miałam, bo przecież Wojtek, bo podbiera wóz strażacki Ewy i co rusz odpala syreny. Uznałam, że to nasz must have i co jakiś czas zaglądałam na ofertę serwisu aukcyjnego. Były Wojtki..., czekały, w różnym stanie, niedrogie.
 



A tymczasem Nasza Księgarnia zgotowała nam taką niespodziankę! Wydanie kultowej (nie boję się tego słowa, nie boję) historii o Wojtku - autorstwa ojca Misia Uszatka (tak, tak, Czesław Janczarski opisał przygody Misia Uszatka, był także twórcą i redaktorem czasopisma "Miś") - z zupełnie nowymi ilustracjami Marianny Sztymy. Z całym szacunkiem dla autorów ilustracji w starych wydaniach - te podobają mi się najbardziej. Wydanie zeszytowe, format - mój ulubiony - bardzo wygodny: 200 x 250 mm. Zawartość - taka znajoma! Co z tego, że ostatnio czytałam Jak Wojtek został strażakiem ponad 20 lat temu? Dokładnie pamiętam opowieść o chłopięcym marzeniu i sytuację, dzięki której to marzenie się spełnia. Nadszedł czas, by poznały ją moje dzieci :)






 Jak Wojtek został strażakiem, tekst: Czesław Janczarski, ilustracje: Marianna Sztyma
Wydawnictwo Nasza Księgarnia KLIK 

PS W serii Moje Poczytajki, z nowymi ilustracjami ukazały się także książki Czarna owieczka (ilustracje: Anna Wielbut) oraz Zaczarowana zagroda (ilustracje: Agnieszka Żelewska).

Bartek, Lenka i... debiut

$
0
0

bardzo podola misie ta ksiarzka. bardzo podobalo misie opowiadanie halaser. opowiadanie sekretne zyce butuf jest bardzo cekawe .takjak podruznik w czasie . zasi o mikolaju jest grube* ijeszcz o krulewiczulewiczu jest ciekewe. bartek ma5 lat i bardzolubje tego bohatra


* - Taki żart, mamo.
Ewa, lat 5 i 8 miesięcy
_________________________________________________________________________

- Pisałaś, mamo, o Bartku i Lence? - zapytała znienacka. Pokręciłam głową: - Nie, dopiero skończyłyśmy czytać, jeszcze nie zdążyłam - odpowiedziałam. A ona na to, że to dobrze, bo ona wpis napisze. Najpierw zrobiła zdjęcia. Zamknęła się u siebie, wróciła z aparatem. Pomogłam jej w zrzucaniu zdjęć, a ona wskazała palcem, które kadry wybiera. Usiadła i zaczęła pisać. Nie wie, jak na klawiaturze wystukać wszystkie te litery z ogonkami, nie zna się zupełnie na wielkiej literze, a ortografię... traktuje z dużą nonszalancją ;) 19 stycznie napisała pierwszą wiadomość e-mail - do dziadka, dwa dni później zamarzyło jej się opisanie książki. Bardzo jestem dumna!

Dorzucę jeszcze tylko dwa słowa o książce i kilka dodatkowych zdjęć i znikam, dobrze? Bartek, podobnie jak Ewa, chodzi do przedszkola. Na dodatek od niedawna jest starszym bratem. Myślę, że te podobieństwa sprawiły, że Ewie ta część o przygodach Bartka spodobała się najbardziej (wcześniej ukazały się książki O czym nie śniło się dorosłym i Ja chyba śnię). Słuchała z zaciekawieniem. Najpierw przez kilka wieczorów mojego czytania, później o Bartku czytał jej Jacek Kawalec (często jej czytał, kilkakrotnie w ciągu jednego dnia), do książki dołączona jest bowiem płyta w formacie audio. Na rozdziały, do poduszki, polecamy :)

Bartek, Lenka i sny, tekst: Joanna Wachowiak, ilustracje: Jola Richter-Magnuszewska  
Wydawnictwo BIS








Tullet dla maluchów

$
0
0




Z łatwością potrafię sobie wyobrazić osobę, która sięga w księgarni po książkę Hervé Tulleta (jakąkolwiek), kartkuje ją i prycha z niedowierzaniem. Brew unosi się wysoko, pojawia się uśmiech niedowierzania. Może nawet, jeśli ma towarzystwo, ta osoba szturchnie znajomego łokciem i brodą wskaże na książkę. Przewróci oczami i pośpiesznie odłoży książkę na półkę. Takie to niedorysowane, te teksty jakieś takie... Czy to się w ogóle dziecku spodoba?
Wyobrażam sobie to z łatwością, bo gdyby nie lata (no tak, już lata) doświadczeń, obserwacji spotkań dziecka z książkami tego Autora, to ja może i podobnie bym reagowała. Ale sama widziałam, jak to działa. I wiem, że... działa. I kropki działają (bez prądu), gadające postaci też, potrząsanie książką również, mieszanie kolorów na sucho, liczenie... wszystkiego. Działa. Nie nudzi się.
Czy zadziała też w przypadku maluchów? W drugiej połowie ubiegłego roku Wydawnictwo Babaryba wypuściło na rynek "sztywniaczki" Hervé Tulleta, serię czterech książek o identycznym formacie i... konstrukcji. Od listopada testuje je Wojtek - sam, z naszą pomocą, z siostrą. Aktualnie to zdecydowanie czołówka, podium, najnaje z jego półeczki. Przynosi je nam bardzo często, a że nie umie delikatnie podać i rzuca... auć, to naprawdę konkretne "sztywniaczki", potrafią zadać ból ;)



tekst i ilustracje: Hervé Tullet
Wydawnictwo Babaryba KLIK

PS A dlaczego na naszym filmiku jest akurat książka Już jadę!? O tym w kolejnym wpisie :)

Nie pytajcie

$
0
0
 

Nie pytajcie mnie, jaką książkę kupić dla pięciolatki, sześciolatka czy roczniaka. Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Wiele razy zdarzało mi się odpowiedzieć na takie zapytanie, próbować coś doradzić, zawsze z dużym dyskomfortem. Kilka razy zapewne zostawiłam mail z zapytaniem bez odpowiedzi, bo - muszę zdementować plotki - moja doba wcale nie ma 30 godzin. Ma tyle samo, co Wasza. Muszę w niej zmieścić wszystko. Niespodzianka! :) Blog to nie moja praca, nie mam na niego pół etatu. Ba, nawet 1/8 etatu nie mam na blogowanie. Ale to nie jest najważniejsze. Chodzi mi o to, że kupowanie książki na prezent to nie jest pójście na łatwiznę. Nie jest tak, że "skoro nie wiem co kupić, to kupię książkę!". To duża odpowiedzialność i nie ma jednego wzorca - nie każda pięciolatka polubi Basię lub zakocha się w ekipie z pewnej kliniki. Nie wszystkie dzieci przekonają się do książek Mizielińskich. Nie każde będzie widziało sens w zwiedzaniu ulicy Czereśniowej. Po prostu. Nie znam tych dzieci, o które pytacie. Nie wiem, co u nich na półce. Co lubią? Czy rodzice im czytają? Kto dobiera dla nich lektury i w jaki sposób? I wreszcie - JAKI chcecie kupić im prezent? Czy chcecie, żeby oczy zaświeciły im od razu po rozerwaniu papieru? To musicie znać ich aktualne zainteresowania. Nie łudzić się, że to co było rok temu, trwa nadal. Zaktualizować dane. Czy zależy Wam, żeby rodzice obdarowywanego byli szczęśliwi? Pewnie kupicie coś edukacyjnego. Możecie poszperać, znaleźć książki, które prócz ciekawie podanej wiedzy, są atrakcyjnie wydane, świetnie zilustrowane, ładne po prostu. No tak. Ale co to znaczy ładne? Ilu ludzi, tyle definicji. Czy to ma być książka do nauki samodzielnego czytania? A może już coś dłuższego, "na zaś"? Nie wiem. Wiecie? Znacie to dziecko? To Wasze czy znajomych? Może traficie, może nie. Ja też nie zawsze trafiam. Ale szukam, rozglądam się, przyglądam się ilustracjom, zaglądam między okładki. Wchodzę do księgarń, preferując te mniejsze, z charyzmatycznymi sprzedawcami, z ciekawą zawartością półek. Kartkuję, podczytuję, obserwuję, co przyciąga wzrok dzieci. I zawsze, zawsze kupując książkę denerwuję się, czy się spodoba. W okresie wczesnoszkolnym dostałam od koleżanek kilka książek, nie mam pewności, ale wydaje mi się, że nigdy nie wybierały ich same. Żadnej z nich nie miałam ochoty czytać, żadnej nie skończyłam. One były takie... za poważne, za ambitne. Wiecie o czym mówię? W ogóle mnie nie zaciekawiły! Całe szczęście w bibliotece wybierałam książki, które mnie interesowały i czytałam. Ewa w bibliotece sięga po książki, których nigdy bym nie kupiła. Pewnie nawet bym ich nie wzięła do ręki. To bardziej ulotki reklamowe opakowane w twarde okładki. Nie zabraniam, nie panikuję, choć tłumaczę, że ciężko nam się czyta te książki, że są według nas źle napisane (czy one mają w ogóle autora? czy tylko zespół z działu marketingu?). I wypożyczam na moje konto kilka innych tytułów. A jak już są w domu... To ona chce je też przeczytać. Czy to jest jakiś sposób na to, by miała otwarte oczy na różnego rodzaju książki? Nie wiem. Nie pytajcie mnie, jaką książkę kupić dla pięciolatki, sześciolatka czy roczniaka. Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Czuję się wtedy jak sprzedawca bielizny, który dostał jeden parametr i właściwie niewiele może zrobić. Jaka jest szansa, że bielizna, którą sprzeda będzie idealnie pasować? Bardzo mała. A Wy? Jak u Was z kupowaniem książek na prezent? Macie swoje patenty?

PS Zdjęcie z września 2013 roku. Nadal bardzo lubi książki Tulleta.

Dziś na warsztacie - Stary Browar

$
0
0


Z tymi warsztatami to jest tak, że można trafić różnie. Bywa, że warsztatami nazywa się udostępnienie dzieciom kilku kredek ołówkowych (i cóż, że tępe?) i odbitej na ksero kolorowanki. Znacie to? My znamy. Poziom mojego zażenowania i nudy Ewki osiąga wtedy podobne wartości. Raz zrażone, nie wracamy w takie miejsce. Bo i po co?
W związku z naszą przeprowadzką zaczęłam bardziej przyglądać się ofercie Starego Browaru, gdzie do tej pory bywałam przede wszystkim na spektaklach teatru Atofri, wystawach czy wydarzeniach organizowanych w przylegającym do Browaru parku (i ta ich zjeżdżalnia! i kolorowa piaskownica! w 2013 :)). Zimowe ferie, które zamierzaliśmy spędzić w mieście, stały się doskonałym pretekstem, by skorzystać z ich oferty dla dzieci. Od początku byłam entuzjastycznie nastawiona, bo przez pierwszy tydzień zajęcia miała prowadzić Iza Rutkowska, której projekty w przestrzeni publicznej bardzo mi się podobają. Nie wiem, czy kojarzycie, na przykład tego misia albo tego jeża. Uwielbiam tego typu realizacje! Cóż zatem mogło być na tapecie, jeśli nie zwierzaki i przestrzeń? Punktem wyjścia każdych warsztatów był rzut budynku Starego Browaru z lotu ptaka, tematem hasło: Jakie to zwierzę? Podczas warsztatów dzieci miały za zadanie zaprojektować wielką "zwierzęcą" rzeźbę, na której będą mogły bawić się latem w parku. Wyszło super. To były najlepsze warsztaty, jakie do tej pory obserwowałam*. Wszystko bardzo slow, prowadzące szczerze ciekawe pomysłów dzieci, rozmawiające z nimi, dopytujące. Po prostu świetne warsztaty.




Drugi tydzień ferii był zarezerwowany na zajęcia z Kurą Domową. Każdy dzień to inny temat i bardzo różne techniki nad nim pracowania + uśmiechnięta, błyskawicznie nawiązująca kontakt z dziećmi prowadząca. Byliśmy na zajęciach, podczas których robiony był amulet i na tych z własnym kartonowym akwarium. I naprawdę bardzo mi przykro, że choroba dzieci uniemożliwiła nam uczęszczanie na warsztaty przez cały tydzień... Sporo fanatycznej zabawy nas ominęło.





Fajne, polecam. Wypatruję kolejnych - szukam na Dzieci Poznań, na stronie Starego Browaru (także FB) i w postach grupy Stary Browar dla Dzieci. Nie wiem, czy to reguła, ale te warsztaty były bezpłatne. Obowiązywały zapisy.

  fot. Wittchen Jakub dla Starego Browaru 
Bardzo dziękuję 
zespołowi działu marketingu i PR Starego Browaru 
za udostępnienie mi zdjęć. Ale pamiątka! :)

* choć moje uczestnictwo polegało na tym, że krążyłam po orbicie wyznaczonej przez Wojtka, który to podśpiewywał swoją wersję "Idę tam, gdzie idę..."

Porządek musi być ;)

$
0
0


Mama nauczyła mnie, prócz wielu bardzo różnorodnych umiejętności, świadomej organizacji przestrzeni. Szukania takich rozwiązań, żeby było i ładnie, i praktycznie. Spojrzenia na dodatki także pod kątem - czy to się łatwo utrzymuje w czystości? Czy to klasyka, która zawsze będzie pasować i sprawiać mi radość? Nauczyła też moją córkę składać bieliznę. I, musicie mi uwierzyć na słowo, Ewka nie ma żadnego problemu z utrzymaniem porządku w szufladach komody. Wszystko równiutko, łatwo dostępne, z przodu rzeczy najulubieńsze, z tyłu te rzadziej używane. Przez ostatnich prawie sześć lat wciąż się uczę, jak jeszcze lepiej zorganizować przestrzeń - własną, ale i dziecięcą*. Czytam teksty, takie jak TEN KLIK, które podrzucają mi garść wskazówek na temat zaprowadzania ładu. Nie zakładam, że wiem wszystko - szukam.




Niektóre wskazówki to dla mnie takie oczywistości... Inne sprawiają, że - chcę spróbować tak! Może faktycznie będzie lepiej? Przeczytałam Magię sprzątania**, mimo że domyślałam się (i to się sprawdziło), że ta lektura nie będzie dla mnie rewolucyjna. Nie robię tego, by otrzymać order perfekcyjnej gospodyni, ale by zaoszczędzić czas. Żeby ogarnianie po jednym dniu zabawy dwójki dzieci nie trwało dwóch godzin. Segregatory są na naklejanki i kolorowanki. Gry, w które najczęściej gramy są na wierzchu. Półka z książkami jest tęczowa, raz na tydzień wyrównuje książki, a codziennie wieczorem te czytane/oglądane są po prostu odkładane na miejsce. Zabawkowe naczynia mają własny pojemnik. Długonogie lalki są w błękitnej walizce. Ale już wszelkie do nich dodatki kryją się w różowym pojemniku. Druga walizka to dziurkacze i kleje brokatowe. Puzzle, które aktualnie są na topie są w koszyku. Aktualnie na wysokiej komodzie, bo nie miałam siły codziennie bawić się w Kopciuszka po tym, jak ukochany braciszek wysypał zawartość wszystkich pudełek. Jeszcze z pół roku, z rok i wrócą gdzieś niżej. Płyty z muzyką i słuchowiskami zajęły jeden pokój w drewnianym domku. Tak jest wygodniej - tuż obok stoi radioodtwarzacz. Klocki Lego Duplo mieszkają w półprzezroczystym pojemniku. Rzadko wszystkie mieszkają tam równocześnie. Najczęściej w weekend powstaje nowa budowla, która potem codziennie najpierw ulega dekonstrukcji (nie ja) i jest rekonstruowana (ja) chwilę przed powrotem Ewy. Szuflady kryją pozostałe gry, puzzle, edukacyjne zabawki. Kryją skutecznie, czasami zupełnie zapominamy, co tam się schowało ;)





Chętnie podczytuję artykuły o sprzątaniu i bardzo często korzystam z gotowych list (odhaczanie zadań z tej KLIK wciąż jest przede mną ;)). Lubię, lubię, jak jest porządek. Nie za wszelką cenę, nie zamiast wspólnego czasu, ale jednak. Niech będzie tak, żeby było łatwiej i przyjemniej. Żeby się dobrze wypoczywało, bawiło, no żyło po prostu. Aktualnie przeczesuje internetowe zasoby jakby bardziej. Bardzo powoli przygotowuję się do zmian. Dzielimy sypialnię z Wojtkiem, ale za kilka miesięcy... Rodzeństwo zamieszka w jednym pokoju. Na kilka lat. I to jest wyzwanie - ta ich przestrzeń wspólna. Szkolniaka i malucha. Czy to się uda? Szperam, czytam, zapisuję zdjęcia, zastanawiam się nad dodatkami. Główka pracuje. Gotowych rozwiązań nie chcę, ale gdyby ktoś z Was miał jakieś praktyczne porady, sugestie, doświadczenie w temacie - będę wdzięczna za wskazówki :)



* pamiętacie poprzedni kącik Ewki? Był mały, ale myślę, że udało mi się - na tamte warunki - stworzyć przytulne, należące tylko do niej, miejsce. Kiedy zaglądam do tego wpisu sprzed trzech lat, cieszę się, że te przedmioty nadal nam służą i cieszą oko - regał, fotel, plakat w ramie, komoda, półki... Nawet E owinięte szarą włóczką! :)
** Magia sprzątania, Marie Kondo, Wydawnictwo Muza.


PS Linki z tego tekstu prowadzą do artykułów poradnikowo-inspirujących Magazynu Westwing Home and Living. Tak, wpis jest efektem współpracy. Tak, wszystko co napisałam to prawda. Tak, czytam artykuły z tego magazynu. Oglądam też trwające i nadchodzące kampanie. Taka ze mnie masochistka ;D


NieKsiążki #9

$
0
0
 


Dzień dobry, cześć i czołem. Dziś witam wydawnictwo Adamada i macham w stronę Gdańska! Premierowo, pierwszy raz u mnie, i mimo że w ofercie jest sporo książek - zacznę od... NieKsiążki. Taki drobiażdżek, notesik, maleństwo. Do kieszeni, do małej torebki, do auta, do kolejki w poczekalni do lekarza. Dla dzieci i ich znajomych, dorośli też mogą się dołączyć. Zrobimy zawody? Ciach, ciach - wyrywamy kartki z łamigłówką (łatwo! jest perforacja!), rozdajemy, jeszcze po ołówku i już. Zabawa! Na końcu zeszyciku są odpowiedzi, które zaraz po obfotografowaniu całości - wyrwałam. Co będą kusić... ;) Wyrwałam i mam. Jakby jednak miała Ewka problem z którymś zadaniem, ale i dlatego, że papier nielichy - można te karteluchy wykorzystać (odwroty), nie tylko na listę zakupów, ale i na rysunki, również te wykonane flamastrem czy farbkami. Nie zmarnują się u nas. Wybraliśmy zeszyt Łamigłówki. Szukaj różnic, ale są też: Przejdź labirynt, Znajdź taki sam obrazek, Grupuj piątki, Idź do celu czy Podstaw liczbę. Wszystkie TU. Jak widać na okładce - sugerowany wiek użytkownika to 8+, nie przejmujcie się za bardzo wskazaną grupą wiekową, tak? :) Polecamy zamiast kolejnej paczki słodkości.



 


PS Pudełka zapałek nie ma w zestawie ;) Pojawiło się tylko po to, żebyście wiedzieli, jakiej wielkości są te łamigłówki. 


Wielkie małe książki

$
0
0


Powolna lektura pozwala smakować książkę, powracać do tych jej partii, które wywoływały jakieś szczególne doznania. Naturalną potrzebę powolnej lektury unicestwia ciągły pośpiech - pośpiech, by więcej z siebie dać, by szybciej się przemieszczać, by więcej zakupów robić jednorazowo, szybciej wypoczywać, szybciej kroczyć ścieżką awansu zawodowego i szybciej osiągać wyznaczone cele. A gdzie długie jesienne i zimowe wieczory, w czasie których przez całą zastygłą w bezruchu wieczność bajarze, bajarki, wędrowcy i gawędziarze prawili baśnie? Małe dziecko każe czytać sobie lub opowiadać wciąż od nowa te same historyjki: baśnie, bajeczki, scenki z życia rodzinnego albo z życia zwierząt. To pozwala mu na zagłębienie się w świecie przedstawionym, powracanie do postaci i przeżyć, do zdarzeń i prawd, które za zdarzeniami tymi się kryją. 
 Jeśli mam być szczera - nie zawsze mi to powolne czytanie wychodzi. O ile czytanie dziecku na dobranoc faktycznie celebrujemy, bawimy się intonacją, robimy przerwy na wytłumaczenie jakiegoś słowa czy z uwagą przyglądamy się ilustracji, o tyle czytanie sobie nie wygląda już tak optymistycznie. Gonitwa myśli przeszkadza - trochę spraw do dokończenia, zaplanowanie kolejnego dnia. Albo zmęczenie, takie zwykłe, po całym dniu. Może chociaż kilka stron? Albo - jeszcze lepiej - wędrówka po indeksie tytułów i czytanie na wyrywki? I tak czytam już - dwa miesiące? Stoi na parapecie, tuż przy fotelu. Czasami przeczytam większy fragment, innym razem przyglądam się wszystkim ilustracjom. Albo czytam same cytaty i próbuję - nie podglądając - odgadnąć tytuł książki. Nie, nie nudzę się. Nie czyta się źle. Bynajmniej. Nie spieszę się, to nie jest jeden z punktów jakiegoś postanowienia, ile książek przeczytam w tym roku. Nie chcę przez nią biec na przełaj. Truchtam sobie. W moim tempie. Wszak lektura tej książki to jeden kroczek w kierunku spełnienia mojego marzenia, prawda? Jej Autor jest związany z Wydziałem Polonistyki UW, na którym studiować można podyplomowo na kierunku Literatura i książka dla dzieci i młodzieży. A jeśli te studia chwilowo nieosiągalne - czytam.
"Profesor Grzegorz Leszczyński - historyk literatury, badacz i krytyk literatury dla dzieci i młodzieży – dzieli się swoją miłością do książek dla młodego czytelnika, stawiając już na początku niemal hamletowskie pytanie: „Nie czytać? Czytać?”. I prowadzi czytelnika od kołysanek, przez poezję liryczną dla dzieci, rymowanki dydaktyczne i baśnie po literaturę fantastyczną. Na licznych przykładach pokazuje, jak przez lata rozwijała się literatura dla dzieci, wokół czego się ogniskowała, uświadamia, jakie bogactwo nosimy w sobie, mając w pamięci lektury dzieciństwa." - to opis z WWW wydawnictwa. I jak tu nie czytać? :) Jak tu nie skorzystać z okazji do spotkania? W najbliższy czwartek (25 II 2016), w Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu o godz. 18.00, odbędzie się spotkanie z prof. Grzegorzem Leszczyńskim, które poprowadzi Joanna Olech. Spotkanie to odbędzie się w ramach całorocznego programu ZAMEK Z KSIĄŻEK. Z kolei o 15.15, tego samego dnia, w Salonie Mickiewicza (IV piętro Collegium Maius, ul. Fredry 10) można będzie wysłuchać wykładu Joanny Olech - Ściąganie krzepi! Pożyteczna ściągawka z nowej literatury dla młodych. Na oba wydarzenia się wybieram. Słyszycie wirusy i bakterie? Wara od naszej rodziny! Mam bardzo ciekawe plany na czwartek :)  






PS Streszczać książki nie zamierzam, nie da się, po prostu. Ale nie mogę się powstrzymać, by wrzucić jeszcze jeden fragment. Często go sobie przypominam, domyślcie się dlaczego :)
Więc... po co to wszystko dziecku czytać? Po nic. Sztuka jest po nic, poezja jest po nic, po to, żeby była, żebyśmy mogli - my, dzieci, i my, dorośli - cieszyć się nią, zanurzać się w jej świat, w którym ciotka, "zacna i słodka", została ostatecznie zdetronizowana. Dydaktyczne wierszydła przepadły, została czysta radość, która zwyciężyła świat, została poezja, która nie uczy, nie wychowuje, nie nakazuje i nie przestrzega, tylko "śmieszy, tumani, przestrasza" i jednoczy we wspólnej lekturze, wspólnej zabawie i wspólnym śmiechu. Wszyscy jesteśmy w tym kabarecie, wszyscy, o ile dystans do nas samych na to pozwoli, o ile "zrzucimy z ramion płaszcz Konrada", płaszcz dorosłej wszechwiedzy i świadomości "pożytków" lektury, o ile śmiejemy się beztrosko z tych samych "bzdurzeń", z tych samych językowych zakrętasów, z tej samej beztroski wyobraźni, które prowadzą w zaświaty realizmu, wprost ku czystej radości śmiechu, zabawy, żartu, parodii i satyry.
Wyróżnione cytaty pochodzą z książki:
 Wielkie małe książki. Lektury dzieci i nie tylko, Grzegorz Leszczyński, Media Rodzina 

Nie tylko książki. Zagadnienia wybrane #1

$
0
0
Zagadnienia wybrane. Kluczem jestem ja (bywam również klucznikiem, kluczę też bardzo regularnie). Coś nowego, coś ładnego. Wydarzenia, w których wezmę udział i te, które pozostają w strefie westchnień. Książki. I książki jeszcze. W skrócie:
Wystawa Tu czy tam? - jestem pewna, że to największe tego typu wydarzenie w Polsce w tym roku. Sama wystawa, ale i warsztaty jej towarzyszące. Mistrzostwo! Możecie się wybrać? Bardzo Wam zazdroszczę :) Ja z kolei już w najbliższy czwartek zobaczę Salon Ilustratorów i wysłucham dwóch ciekawych wykładów. Wrócę kiedyś do Pana Tadeusza? Szczerze mówiąc - nie wiem. Ale to wydanie z ilustracjami Józefa Wilkonia bardzo chętnie poznam. Piękne! Nowe wydawnictwo i premiera, czyli Przygotowalnia i Dzieci korzeni. Jest coś w tej okładce, coś tajemniczego i nieco (w moim odczuciu) niepokojącego. Chcę. Czytać i oglądać. Ilustrowane przygody Harrego Pottera. Tu miejsce na coming out - nie czytałam ani jednej części. Mam nadzieję, że przeczytam z Ewą, chętnie zaczniemy od tego wydania. Na koniec trochę niebieskości, z tęsknoty za latem - Płetwal błękitny i Morze. Piękne, prawda? :)



20.02-08.05.2016, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki (Warszawa), Tu czy tam?
Współczesna polska ilustracja dla dzieci.
Na wystawie przedstawiamy prace 14 ilustratorów i projektantów graficznych. Są wśród nich ci  już rozpoznawalni w Polsce i na świecie, zdobywcy  krajowych i międzynarodowych nagród. Są też tacy, w których dostrzegamy potencjał i liczymy na ich dalszy rozwój. (...) Składająca się z trzech części wystawa ma angażować najmłodszych widzów, pobudzać ich kreatywność, aby sami poczuli się jak artyści.  W pierwszej części dzieci dowiedzą się, czym jest ilustracja oraz będą miały okazję sprawdzić się jako ilustratorzy. W drugiej— wejdą w świat książki, w którym Ilustracje stają się scenografią interaktywnego labiryntu. Trzecia część to wielka czytelnia, gdzie spotykamy się oko w oko z ilustratorami i ich dziełami. Dzieci zwiedzające wystawę będą mogły skorzystać z kreatywnego zeszytu z zadaniami, dzięki którym utrwalą wiedzę o ilustracji i odkryją ukryte tajemnice wystawy.


Wydanie Pana Tadeusza z ilustracjami Józefa Wilkonia.
Polska epopeja z narodowa ze słynnymi, wielokrotnie nagradzanymi ilustracjami malarza i rzeźbiarza Józefa Wilkonia, który plamą barwną i fantazyjną kreską powołuje do życia świat "Pana Tadeusza". Artysta nie odtworzył treści dzieła, zilustrował natomiast romantyczny krajobraz dzieciństwa poety: wielkie drzewa i bujną roślinność, w której niemal giną ludzie i zwierzęta. Ponad połowa ilustracji z tej edycji nie była dotychczas publikowana! (...) Edycja w twardej, płóciennej oprawie z obwolutą.

20.02-10.03.2016, Centrum Kultury ZAMEK (Poznań), 18.03-20.03.2016, Międzynarodowe Targi Poznańskie (pawilon nr 7), Salon Ilustratorów - wystawa ilustracji książkowej dla dzieci i młodzieży.
Celem Salonu Ilustratorów jest prezentacja i promocja polskich twórców ilustracji i grafiki książkowej (zwłaszcza reprezentantów młodego pokolenia, stojących u progu kariery), a także umożliwienie im bezpośrednich kontaktów ze środowiskiem wydawców, dlatego też Salon usytuowany jest bezpośrednio na ekspozycji targowej.
Wystawa Salon Ilustratorów 2016, towarzyszyć  będzie jubileuszowym XV  POZNAŃSKIM  SPOTKANIOM  TARGOWYM – KSIĄŻKA  DLA  DZIECI, MŁODZIEŻY i RODZICÓW odbywającym się w dniach  18 - 20 marca 2016 r. w Poznaniu, na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich (pawilon nr 7).

 Zapowiedź - Dzieci korzeni, tekst i ilustracje: Sibylle von Olfers. Wydawnictwo Przygotowalnia.
 Młode wydawnictwo Przygotowalnia wydaje swoją pierwszą książkę dla dzieci. Jest to czarujący i baśniowy picturebook napisany i zilustrowany przez niemiecką artystkę Sibille von Olfers, którą śmiało można zestawić z Elsą Beskow. Książka należy do klasyki niemieckiej literatury dziecięcej i miała blisko 100 wydań. Po raz pierwszy na język polski została przetłumaczona dopiero teraz przez Martę Woszczak, doktorantkę Uniwersytetu Jagiellońskiego, związaną z Ośrodkiem Badań Literatury Dziecięcej i Młodzieżowej Wydziału Polonistyki.
Dzieci korzeni, jak przystało na klasykę, to eleganckie wydanie, na wysokiej jakości papierze, w twardej oprawie, z półpłótnem i tłoczeniem na grzbiecie. Okładka jest przyjemna w dotyku. Subtelne, oryginalne akwarelowe ilustracje autorki i ilustratorki zostały przygotowane z najwyższą starannością. Picturebook trafi do sprzedaży 21 marca 2016 r., czyli pierwszego dnia wiosny.
Pogodna i ciepła opowieść o zmianach pór roku i budzącej się do życia przyrodzie. Pełna barwnych kwiatów i ruchliwych owadów. Głównym i tytułowym bohaterem są sympatyczne a jednak tajemnicze małe istotki, które podczas zimy śpią ukryte głęboko pod ziemią, wśród korzeni. Zanim nadejdzie wiosna przecierają zaspane oczęta i zabierają się do pracy. A co stanie się dalej? Sprawdźcie sami…
 

Bogato ilustrowane wydanie książki Harry Potter i Kamień Filozoficzny.

Długo oczekiwane ilustrowane wydanie pierwszej części cyklu „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” ukazuje się z ponad 100 ilustracjami. Ich autorem jest Brytyjczyk Jim Kay, zdobywca nagrody Kate Greenway Medal.(...) Autor szaty graficznej zdradził, że każdej ilustracji nie mógł poświęcić więcej niż kilka dni, bo stworzył ich ponad 100 (ilustrowana jest każda strona książki!). Kay szukał inspiracji wśród ludzi i miejsc, które dobrze zna. Postać Hermiony, na przykład, wzorowana jest na jego siostrzenicy! (...) Ilustrowane przez Jima Kaya, wydanie ukazało się w twardej oprawie, z zakładką-wstążeczką oraz kapitałką.
 
Już jest! Płetwal błękitny, tekst i ilustracje: Jenni Desmond. Wydawnictwo Łajka
Kołysanka o największym stworzeniu na naszej planecie. Zapraszamy w podróż do świata, w którym rośnie się w tempie czterech kilogramów na godzinę i nigdy nie zasypia. Pięknie ilustrowana książka popularnonaukowa, która wprowadza dzieci w świat ogromnego wieloryba. Przedstawione w niej fakty zestawione są z codziennymi sprawami, dzięki czemu informacje łatwo zapadają w pamięć i uwrażliwiają na niesamowitość świata przyrody.

 Zapowiedź - Morze, tekst Ricardo Henriques, ilustracje André Letria. Wydawnictwo Tako
Błyskotliwy leksykon, który bawi się znaczeniami figur i słów związanych z morzem. Przedstawia ogrom morza w wielu aspektach: faunę i florę, ludzi morza i ich kulturę. Podaje fakty i liczby, sięga po folklor, poezję i humor. Nie brakuje też praktycznych wskazówkach, zachęcających dzieci do przeprowadzania eksperymentów z wodą czy do konstruowania prostych urządzeń. Projekt graficzny, kolory i duży format książki komponują się doskonale z jej tematem.

Źródła zdjęć 1  /  2  /  3  /  4  /  5  /  6  /  7
Cytaty pochodzą z materiałów promocyjnych organizatorów/Wydawnictw

Rok zamknięty w okładkach (PRINTU)

$
0
0



Fakty są takie - nie wiem, na ile takie wydrukowane w książce zdjęcia są trwałe. W sensie - w porównaniu z papierem fotograficznym, który to wytrzyma wiele i właściwie... czy nie jest tak, że zaszkodzić mu mogą tylko żywioły typu woda lub ogień? Może też przesadna ekspozycja na słońce... Jest to jednak inna jakość. Z drugiej strony, taka fotoksiążka większość czasu jest zamknięta, leży w suchym miejscu; zakładam, że też będzie w dobrej formie przez lata.
Fakty są takie - ta sama ilość zdjęć włożona do tradycyjnego albumu zabiera dużo więcej miejsca. Fakty są takie - kiedy zamawiałam tradycyjne odbitki, nie umiałam się ograniczyć. A weźcie jeszcze pod uwagę sytuację pt. pierwsze dziecko. Ewa ma z 2010 roku wywołane stosy zdjęć, setki portretów różniących się minimalnie, jednym gestem, miną, spojrzeniem... W fotoksiążce trzeba zachować dyscyplinę, umieć wziąć się w garść i dokonać selekcji. A potem jeszcze jednej. I jeszcze.
Fakty są też takie, że tych stosów zdjęć, które mam luzem w kartoniku - nie wyciągam zbyt często. Trzy (teraz czwarta!) fotoksiążki leżą pod ręką. Oglądałam je ostatnio tydzień temu. Wszyscy oglądaliśmy.




Fakty są takie, że to moja kolejna współpraca z PRINTU (pierwsza, druga, trzecia), ale pierwszy raz skorzystałam z gotowego szablonu i podjęłam wyzwanie - zamknięcia w jednej książce całego roku. I trochę oszukałam... Ale malutko! Bo bardzo chciałam, żeby w zestawieniu znalazła się choć kapka śniegu, a ten pojawił się u nas dopiero 6 stycznia, tego roku. Takie to małe oszustwo. Album zaczyna się w styczniu 2015 a kończy na początku roku 2016. Na początku wybrałam chyba z 300 zdjęć. A potem ograniczałam, wyrzucałam, rezygnowałam, cały czas tasując te kadry, układając rozkładówki, zastanawiając się, które zdjęcie ma mieć całą stronę, a które można pokazać w galerii. Skorzystałam nawet (też pierwszy raz!) z filtrów dostępnych w edytorze. Narobiłam się po łokcie ;) Ale najbardziej przy wybieraniu zdjęć, bo samo wrzucanie i dostosowywanie do szablonu jest proste. I wiecie co? Nie mam zbyt dobrej pamięci, szczególnie do dat. Ale mam zamknięty między twardymi okładkami rok. I widzę, ile się w tym 2015 wydarzyło! Ewa poszła na kurs pływania, pierwszy raz korzysta z oferty MDK, byliśmy wiele razy nad jeziorem tego lata. Wojtek zaczął raczkować, później chodzić. 30 października Ewa śmigała w adidasach, Wojtek raczkował bez kurtki. Uszyłam spódniczkę i pierwszy raz zrobiłam pastę z zielonego groszku. Trochę nam dzieci chorowały podczas wakacji nad morzem. W Bledzewie codziennie wychodziliśmy na wczesny spacer do lasu. I Ewa pływała na kajaku! Nie podobało jej się ;D Przeprowadziliśmy się i odkrywaliśmy nową dzielnicę. Byliśmy we Wrocławiu i spotkałam się z takimi ludźmi, że ich zdjęcia też nie mogło zabraknąć w tej książce i życzę sobie, żeby i w 2016 wyszło nam takie spotkanie. Internety zbliżają ludzi ;) O, i jeszcze lodowisko. Tej zimy Ewa ma własne łyżwy i udało się nam kilkakrotnie zostawić ją na lodzie ;) A jeszcze zaczęła czytać, jest coraz lepsza z pisania, wypadł jej pierwszy mleczny ząb... No co to był za rok :)))




PS Jeśli chcecie, macie okazję na skorzystanie ze zniżki - 39 proc.! - na fotoksążki PRINTU. Wystarczy wejść tu KLIK i pobrać kod. Oferta ważna jest do końca marca 2016. Jakby były jakieś problemy, dajcie mi znać, coś poradzimy ;)

Nie tylko książki. Zagadnienia wybrane #2

$
0
0
 
W marcu jak w garncu. Ja do gara wrzucam całą masę urodzin bliższych i dalszych (i moje!), święta i kolorową wytłaczankę wypełnioną drobiazgami oraz - tradycyjnie już* - Poznańskie Spotkania Targowe - Książka dla Dzieci, Młodzieży i Rodziców (to już piętnasta edycja!). W planach mam samotne snucie się między stoiskami w piątek i sobotni najazd na imprezę z panią biorę-wszystkie-ulotki-widzę-każde-warsztaty. Celowo zamierzam nie śledzić zapowiedzi i marcowych dat premier. Idę z wolną głową i ograniczonym budżetem. Będzie co ma być (nie, nie pożyczajcie mi kasy, jak będę sterczeć przy szatni i robić oczy kota ze Shreka). Oczywiście mogłabym zabrać na targi i Wojciecha, ale ponieważ aktualnie specjalizuje się w uciekaniu, wspinaniu, dzikim chichocie i taranowaniu wszystkich i wszystkiego - obawiam się, że mógłby przyćmić to wydarzenie i stać się główną atrakcją. Ujmując atrakcji innym, zuchwale i z rozmachem ujmując. I atrakcyjności (tu już o sobie piszę) - spocone czoło, rozbiegane oczka, niemożność podtrzymania nawet bardzo niezobowiązującej konwersacji. Sorry, Wojtek, zostajesz w domu. Jakby co - gadaj z tatą.

18-20 marca 2016, godz. 10.00-18.00 (w niedzielę do 16.00), Poznańskie Spotkania Targowe - Książka dla Dzieci, Młodzieży i Rodziców, Międzynarodowe Targi Poznańskie. Wstęp wolny.

Jeśli macie możliwość, idźcie. Można pomacać, powąchać, klepnąć. Książki. Dużo książek. Porozmawiać z pracownikami działów promocji wydawnictw, nierzadko po prostu z wydawcami. Ale i z ilustratorami i autorami. Jeśli ponownie targi odwiedzi Bohdan Butenko - znowu zaliczę trzęsące się nóżki ;) To dla mnie zawsze ogromne przeżycie. I wspinam się na wyżyny odwagi podchodząc do Niego i mówiąc, jak bardzo cenię jego twórczość. Mistrz!
Ewa z kolei miło wspomina piosenki i zabawy zorganizowane przez Tomasza Szweda i autografy otrzymane od Magdy Podbylskiej i Katarzyny Bajerowicz. Nie było jej, kiedy polowałam na podpis Emilii Dziubak. Może tym razem się uda? Jeśli w ogóle będzie, bo nie znam jeszcze szczegółowego programu Targów. Prócz WWW - można dołączyć do wydarzenia na FB KLIK.
Podczas poznańskich targów tradycyjnie organizowane są wystawy „Mistrz Ilustracji”  oraz Salon Ilustratorów, na którym pokazywane są prace młodych artystów plastyków.
Wraz z Targami Książka dla Dzieci, Młodzieży i Rodziców odbywają się Targi Edukacyjne, na których swoją ofertę prezentują szkoły i instytucje oświatowe różnych szczebli i specjalności – również spoza Polski. Ekspozycję Targów Edukacyjnych wzbogaca Salon Wyposażenia Szkół i Przedszkoli. [materiały promocyjne]

 
5 marca, 2 kwietnia, 7 maja i 4 czerwca 2016, godz. 11.00 i 13.00, Warsztaty dla dzieci z Młodym Uniwersytetem Artystycznym, Słodownia, Stary Browar (Poznań). Zajęcia bezpłatne (obowiązują zapisy, tel. 61 667 14 00) dla dzieci w wieku 6-10 lat.
„Arty” to autorski pomysł kadry Młodego Uniwersytetu Artystycznego, doświadczonej w organizowaniu rozbudzających kreatywność i edukujących artystycznie warsztatów dla dzieci, młodzieży i dorosłych. MUA to inicjatywa powstała na Wydziale Edukacji Artystycznej Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, przy pracowniach zajmujących się projektami i działaniami twórczo-edukacyjnymi. Oficjalnie istnieje od października 2014 roku, jednak wszyscy członkowie posiadają wieloletnie doświadczenie w prowadzeniu warsztatów. W ciągu minionego roku MUA wziął udział w kilkudziesięciu projektach, m.in. Festiwalu Malta, Poznań Design Days, zaprojektował i przeprowadził cykl warsztatów dla Muzeum Narodowego w Poznaniu czy Starego Browaru (np. w ramach akcji Lato w mieście by Stary Browar). Działa pod patronatem UAP, Fundacji UAP oraz Polskiego Komitetu Międzynarodowego Stowarzyszenia Wychowania Przez Sztukę InSEA. [materiały promocyjne]
A jak już jesteśmy w Starym Browarze... Wiecie, że już są Zające? :) Od 26.02. stoją i będą kicać (jak nikt nie patrzy) do 26.03.2016. Wejściówek na warsztaty malowania zajęcy już nie ma, podobno rozeszły się w 1,5 godziny! Szaleństwo! Sprzedaż Zajęcy będzie odbywać się 12 (26 cm) i 19 (46 cm) marca. Dodatkowo 13 marca o godz. 12.00 i  14.00 w Pasażu odbędzie się Wielkanocy spektakl dla dzieci (wstęp wolny), a od 11 marca na Szachownicy będzie można podziwiać prace przedszkolaków.

6 i 13 marca 2016, godz. 12.00, seans filmu Jill i Joy w ramach akcji Dzieciaki do kina!, Kino Muza (Poznań). Bilety - 12 zł.
Pierwszy dzień wakacji jest magiczny. No bo jak inaczej nazwać dzień, w którym Jill i Joy znajdują na ulicy pieniądze, chwilę później spotykają tajemniczą kobietę, która chce sprzedać dom właśnie za taką kwotę, jak ta znaleziona, a kupiony dom okazuje się zaprojektowany tak, by był idealną kryjówką dla dwóch małych i ciekawskich dziewczynek, właśnie takich jak Jill i Joy. Jill i Joy to film o przyjaźni i magii, którą znaleźć można w codziennym życiu. Adaptacja książki Marjatty Kurenniemi to historia dwóch dziewczynek, które spędzają razem wakacje. Są niemal niewidoczne dla zabieganych i zapracowanych rodziców, więc same organizują sobie czas. [materiały promocyjne]

12 marca 2016, godz. 12.15, Cztery żywioły zapraszają do ratusza, wycieczkę zorganizowana przez Agnieszkę Idziak, autorkę książki Cztery żywioły i dwa koziołki, historyka i licencjonowaną przewodniczkę po Poznaniu.
Czy znacie odważnych, mężnych ludzi? Tacy byli dawni Poznaniacy, którzy opiekowali się swoim miastem! Spróbujemy ich bliżej poznać i sprawdzimy jak byśmy sobie poradzili żyjąc tak ja oni… Cztery żywioły już obmyślają zagadki, które przypomną Wam nasze żywiołowe wycieczki!
Spotkamy się w ratuszowej szatni, zaraz po „koziołkach”. Czas wycieczki: ok. 60 min + ok. 30 min przeznaczone na dodatkowe atrakcje. Wielkość grupy: ok. 20 dzieci z rodzicami. Cena: 20 zł/dziecko (Uwaga! 15 zł za bilet dla dziecka, które pochwali nam się dokończoną przez siebie ilustracją z własnej książki „Cztery żywioły i dwa koziołki”). Dorośli towarzyszący dziecku nie płacą. Obowiązują zapisy: tel. 504 152 120, e-mail: pikinini@pikinini.pl [materiały promocyjne]

19-20 marca 2016 r. w godz. 11.00-17.00, XV Jarmark Wielkanocny w Muzeum Narodowym Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie.

Już po raz piętnasty Muzeum zaprasza do odwiedzenia Jarmarku Wielkanocnego w Szreniawie. Na zwiedzających, jak co roku, czekać będzie wiele atrakcji, które pozwolą miło i efektywnie spędzić czas na terenie naszej placówki. Impreza nawiązuje do tradycji jarmarków małomiasteczkowych, które odbywały się dawniej przed ważnymi świętami dorocznymi. Podczas Jarmarku Wielkanocnego tradycyjnie będzie można przyjrzeć się pracy twórców ludowych i rzemieślników z różnych regionów kraju i zakupić ich wyroby, a także poznać zwyczaje i obrzędy ludowe związane ze zbliżającymi się świętami oraz wiosną. Stanowiska te będzie można znaleźć na terenie całego Muzeum: na placu głównym, na terenie parku podworskiego, w pawilonie nr 8 oraz na terenie folwarku: w stodołach i oborach. W programie przewidziano m.in.: pokazy prac polowych z wykorzystaniem siły pociągowej zwierząt, pokazy wypieku chleba oraz wędzenia wędlin, pokazy pracy twórców ludowych i rzemieślników wraz ze sprzedażą ich wyrobów, stoiska interaktywne dla dzieci. [materiały promocyjne]
To może książka na koniec? :)
Właśnie ukazała się druga część książki o przygodach Basałyka i Psotki. Nie widziałam jej, nie oglądałam, ale... Coś Wam opowiem. W okolicach premiery części pierwszej uznałam, że to jeszcze nie lektura dla Ewki. Ewka podrosła, ja zapisałam się do kolejnej biblioteki dla dzieci i kiedy ona nurkowała między książkami w poszukiwaniu tytułów związanych z blondynką o nienaturalnie wąskiej talii, ja wypatrzyłam Basałyk i Psotka idą do pracy. Część I. Chwyciłam, nie wypuściłam. Ewka wyglądała na zupełnie nie zainteresowaną moim wyborem. Do czasu. Rany, jaka to jest fajna książka! Tu macie opis części pierwszej KLIK, tu drugiej KLIK. Codziennie czytałyśmy jeden rozdział i zawsze, ZAWSZE był on kolejnego dnia pretekstem do konkretnej zabawy (każdy rozdział to fabuła = przedstawienie zawodu, słowniczek pojęć, propozycja zabawy plastycznej). Książkę już oddałam, ale tak - to jeden z tych tytułów, do którego chcę wrócić. I koniecznie przeczytać jej drugą część. Ilustracje-rozkładówki pochodzą z części pierwszej, więcej możecie znaleźć tu KLIK, część druga tu KLIK.




* 2012, 2013, 2015

Źródła zdjęć: materiały promocyjne MTP, Wittchen Jakub dla Starego Browaru, poznandladzieci.pl, www.polskailustracjadladzieci.pl
Viewing all 654 articles
Browse latest View live