Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Idzie wiosna

$
0
0



Od zawsze wiedziałam, że za zmianami w przyrodzie ktoś stoi. Ktoś, o kim nie uczą na lekcji przyrody (biologii, geografii, fizyki, chemii...).  Od zawsze też wpatrywałam się w korzenie drzew. Sposób, w jaki tworzą różne labirynty, groty, ukrywają zwierzęta i owady. Jak wyłaniają się z ziemi daleko od pnia drzewa. Wychylają się z piasku, ukrywają na dnie jeziora, kukają z wysokiej trawy. Jak kurczowo trzymają niektóre rośliny. Jak marnieją, wyrwane z ziemi nawałnicą. Ja wiedziałam, domyślałam się, milcząco obserwowałam, Sybille von Olfers opisała i zilustrowała. Ponad sto lat temu. Żyła 34 lata, stworzyła dziewięć książek. W tym po praz pierwszy wydane w Polsce Dzieci korzeni, które w kraju swojego pochodzenia (Niemcy) doczekały się już ponad osiemdziesięciu wydań!




Nowe wydawnictwo - Przygotowalnia - i odważna premiera, klasyka literatury dla dzieci, której właściwie nie znamy. Pięknie wydana, naprawdę, aż miło trzymać ją w dłoniach. Aksamitna okładka, materiałowy grzbiet, na którym umieszczone są srebrne litery, na każdej rozkładówce duża ilustracja. Temat wdzięczny - oto głęboko pod ziemią, ukryte w korzeniach, żyją duszki/krasnoludki, które czekają tylko na znak Matki Ziemi, by przygotować przyrodę do zmiany pory roku. Zmieniają szaty na kolorowe, malują chrząszcze... I wychodzą na powierzchnię, a wraz z nimi kwiaty, trawy i owady. Tak rozpoczyna się wiosna. Latem tańczą na skraju łąki, a gdy nadchodzi jesień biegną do swojej mamy, by znów ułożyć się na miękkich posłaniach w oczekiwaniu na wiosnę. Urocza historia, która jest opowieścią o tajemniczych istotkach, o zmianach pór roku, ale i o życiu, po prostu. Tekstu naprawdę niewiele, na dodatek rymowany (wciąż nie kocham rymów ;)). Według mnie aż się prosi o przerobienie na scenariusz krótkiego spektaklu tanecznego. Role główne (solówki?) - Matka Ziemia, Fiołek, Niezabudka, Konwalia i Grążel (przyznaję się, musiałam sprawdzić, jak wygląda). Mnóstwo ról drugoplanowych - owady, trawy, pozostałe kwiaty. No kto się podejmie? :) Premiera książki 21 marca 2016 r., nie zapomnijcie zerknąć wtedy w stronę korzeni, może akurat uda Wam się zobaczyć niewielkie istotki w kolorowych szatkach? ;)




Dzieci korzeni, tekst i ilustracje: Sibylle von Olfers, tłumaczenie: Marta Woszczak
Wydawnictwo Przygotowalnia KLIK
Strona WWW książki (piękna!) KLIK

Stan na marzec

$
0
0


Rarity to kucyk (- Nie kucyk! Jednorożec! - poprawiłaby mnie zapewne Ewka), który reprezentuje Klejnot Szczodrości (cokolwiek to znaczy). W Ponyville pracuje jako krawcowa i projektantka, jest jedyną kreatorką mody w tym mieście. Ma własny butik. Z kolei Blythe Baxter jest zwykłą dziewczynką. No może nie do końca zwykłą skoro umie porozumiewać się ze zwierzętami. Jej pasją jest moda, projekty tworzy przede wszystkim z myślą o zwierzętach, które poznała w sklepie zoologicznym Littlest Pet Shop. Sama nie wiem, jakie są moje odczucia w związku z tym, że znam Rarity i Blythe Baxter i bez problemu dopasowuje te postaci do odpowiedniej animacji (tudzież komiksu), ale nie o mnie będzie tu mowa. Ewa (stan na marzec 2016, dokładnie 16 marca 2016) chce zostać projektantką mody. Choć właściwie mogłaby też "projektować" puzzle. A skoro na przykład ilustratorka może swoją pracę umieścić również na puzzlach, to może... Zapyta podczas Targów Książki jakąś ilustratorkę, jak ma zacząć? Zresztą, nieważne. Projektantka czy ilustratorka. Byle sławna była i żeby dużo ją chwalili. Skoro tak - już zaczęłam. Chwalić. I podrzucać coś na "rozbieg".


 



 
Pamiętacie Teczkę Inspiracji - Najsłynniejsze Obrazy Świata? Teczka Moda to jej młodsza siostra :) Ten sam format (A3) i grubaśne kartki, które opierają się nawet kolorowaniu "na bogato" - nic nie przebija. Ponownie teczka, w której znajduje się 15 kart ze strojami charakterystycznymi dla danej epoki, po drugiej stronie każdej karty – wzór tkaniny lub biżuteria z epoki do pokolorowania. Każda strona ma w tym samym miejscu perforację - po oderwaniu paska z 15 historiami ubrań, uzyskuje się książeczkę w formie wachlarza. W teczce znajduje się również 91 modowych naklejek. Ilustracje wykonała Marianna Sztyma.
Zatem niech drżą kopytka Rarity, a Blythe niech czuje już oddech na plecach. Oddech konkurencji, która rośnie i projektuje. Bo ma plan. Aktualnie (stan na marzec 2016, dokładnie 16 marca 2016) chce zostać projektantką mody...
 


Pan Pech

$
0
0


Dokładnie pamiętam, kiedy się wprowadził. Na początku stycznia - w środku nocy. Czasami zapominaliśmy, że z nami jest, ale wtedy się pokazywał. I dokazywał. Zgrzytanie zębami, bezsenność, gonitwa myśli, wieczne oczekiwanie - to tylko kilka reakcji na jego wizytę. Blog dostał rykoszetem. Nie miałam nastroju, energii, chęci. Poważnie zastanawiałam się nad zniknięciem, tak po prostu. To przez tego gościa. Tak nam dawał popalić. Bo gdybym chciała tak napisać, co tam u nas - to byłby elegia bardziej. I gdzie ta elegia tutaj... Do tego kotka, blondyny, książek, gier i wydarzeń. Wolałam zmilczeć. A gość wciąż był. Mało tego - pojechał z nami na święta! I karygodnie się zachowywał. Miarka się przebrała. Dość mam. Jestem już potwornie tym wszystkim zmęczona. Idzie wiosna, chcę mieć jasne myśli i proste czoło. Chcę wrócić do blogowania. Stosik książek rośnie. Jeśli nie działają aluzje, prośby, znaczące chrząknięcia... Jeśli Pan Pech wciąż jest i trudno mi go okiełznać. Powiem mu wprost - Spieprzaj, dziadu. Nie chcę cię tu widzieć.

NieKsiążki #10

$
0
0



Skoro są księżniczki, to i róż na okładce... Zaczyna się odrobinę stereotypowo, choć ja już dawno różu się nie boję, a ten odcień wyjątkowo mi się podoba. Poza tym - te księżniczki (a dokładnie dziewięć księżniczek: Bella, Zorella, Julla, Fiorella, Mella, Ulla, Nella, Stella i... Jagódka) to nie tylko wybór sukienek i pasujących do nich wstążek we włosach. Nie to, że leżą, pachną i czekają, aż je pokolorujemy. To labirynty, zadania na spostrzegawczość, łączenie punktów, zabawa w cukiernika, dobieranie w pary, mnóstwo (64 strony!) zadań kreatywnych i kolorowania naprawdę szczegółowych ilustracji. Wszystko to, podobnie jak w innych blokach wydawanych przez Naszą Księgarnię, na bardzo solidnej tekturowej podkładce, która sprawia, że korzystać z zeszytu można w każdych warunkach. Takie KsiężniczkiKLIK to my lubimy.





NieKsiążki to cykl poświęcony zeszytom kreatywnym. Od pewnego czasu zastanawiałam się, jak pokazać ciekawe kolorowanki, zeszyty z zadaniami i naklejanki. Szczególnie, że regularnie z takowych korzystamy. Myślę, że kilka zdjęć i krótki komentarz z informacją o wydawcy i linkiem będzie idealną formą dla prezentacji tego typu publikacji. Wszystkie odcinki można znaleźć tu KLIK.

SHARE WEEK 2016

$
0
0


Rzutem na taśmę, ale zdążyłam! Pamiętacie ten wpis KLIK? Tam pisałam na czym polega akcja, przypomnę może, tak króciutko - jej inicjatorem jest Andrzej Tucholski, żeby do niej dołączyć należy na swoim blogu/vlogu polecić trzy inspirujące Was blogi, wypełnić formularz KLIK i zostawić komentarz z linkiem do swojego wpisu pod wpisem Autorzy polecają Autorów KLIK. Czasu jest niewiele... Bo akcja kończy się dzisiaj. Zagapiłam się! Rok temu wyróżniłam blog Kaczki, Jareckiej i Asi. Żadnego z nich nie porzuciłam, z opóźnieniem lub na bieżąco czytam i oglądam. No lowam to i wierna jestem ;)
Czy jest jakiś klucz pasujący do moich wyborów w tym roku? Może i był. Ale zgubiłam. Albo wyrzuciłam, jak taki jeden kiedyś do Warty. A pierścionek to do Kłodawki ciapnęłam. Nie, nie był zaręczynowy. Rany, skąd ta dygresja?? Do rzeczy. Mogę wskazać tylko trzy i to boli. Trenerzy mówią (podobno, tak słyszałam), że ma boleć. To jazda!

Precle, Kluski i inni tacy prawie-skryto-pizzo-żercy, czyli ekipa z bloga Ohana. Bardzo pozytywnie, bez zadęcia. Studiuję dokładnie zdjęcia, dopytuje o szczegóły i zaśmiewam się przy opisach. Uwielbiam ich relacje z podróży!


Brulion kulturalny regularnie przypomina mi, że nie samą literaturą dla dzieci człowiek żyje. Dziękuję za wszystkie polecenia!


Przy Izie (blog Gromatka) to ja się po prostu grzeję. Zaglądam do jej domu i jest mi tam dobrze. No czego chcieć więcej? Chyba tylko częstszych wpisów...


A Wy? Gdzie zaglądacie? Kogo podczytujecie? :)

Szkoła

$
0
0

Złota, najbardziej złota, błyszcząca i lśniąca rada, jaką mogę dać Wam w temacie szkolnym brzmi następująco: - Odetnijcie się od rad innych. O, po prostu. Jak przyszedł czas zmian i lud (rodzice) odzyskał wolność wyboru (sześcio- czy siedmiolatki do szkoły), to zaczął się młyn. Zewsząd atakowały mnie nagłówki na temat tego, dlaczego sześć lat to dobry wybór na rozpoczęcie przygody ze szkołą. I te drugie - dlaczego właśnie warto poczekać jeszcze jeden rok. Wykrzykniki, dowody, badania, eksperymenty. Zaczęłam wszystkich wypytywać, co zrobią i dlaczego tak, a nie inaczej. To było silniejsze ode mnie, niemal czyhałam na każdego rodzica dziecka, które mi wyglądało na sześciolatka. Wieczorami bolała mnie głowa. Procesor miałam przeciążony tymi wiecznymi analizami! A potem - ciach. Odcięłam się. Jak mogłam zapomnieć, że to nie ma najmniejszego znaczenia, kiedy do szkoły pójdzie Jasiu, Stasiu, Kasia, Zosia? Kalkulować, który rocznik będzie pełniejszy, kiedy to będzie dla mnie wygodniejsze? A wystarczyło uważnie spojrzeć na Ewę. Jej gotowość. Może trochę naiwną, wypełnioną oczekiwaniem na same przyjemności, ale gotowość. Podniesioną głowę, uśmiech i śmiały krok w kierunku kolejnego etapu. Nie wiem, kiedy ona tak dojrzała. Pewnie wczoraj, najdalej przedwczoraj :) A właśnie - wczoraj. Wczoraj miała przesłuchania do szkoły muzycznej. Najpierw trochę się wytarzała z kumpelkami na korytarzu, zmieniając status rajstopek ze śnieżnobiałe na szarawe. Potem napchała buzię zdobycznymi paluszkami. A kiedy z sekretariatu wyszła obca nam pani i wyczytała jej imię i nazwisko, to po prostu poszła. Sukienkę poprawiła, proste plecy, sprężysty krok. Nawet się nie obejrzała. I jak ja mogłam odpowiedzi szukać u wszystkich, ale nie u niej? Tak, Ewa kończy w maju sześć lat,. a we wrześniu zaczyna przygodę ze szkołą. Mamy nadzieję, że z tą którą wybraliśmy wspólnie. W poniedziałek się dowiemy. To nasza wspólna decyzja i nie podpowiem Wam, co Wy macie zrobić. Do wewnątrz patrzcie, do wewnątrz... :)
PS A jutro pokażę Wam, jakie szkolne książki zamieszkały na naszej półce :)

Dla pierwszaków

$
0
0

Z tych początkowych lat to ja pamiętam najbardziej ławkowe kłótnie i godzenie się podaniem sobie dłoni, na której napisane było "Zgoda?". I tego chłopaka, który siedział w rzędzie po prawej, w pierwszej ławce. Mundurek z falbanką i tarczą. Mleko na drugiej przerwie - gorące w kubku bez ucha. I te nerwy podczas odpytywania z tabliczki mnożenia... Drogę do szkoły, którą mogłam pokonywać na różne sposoby, raz się szło "dołem", raz "górą". Szatnię w piwnicy. Szerokie korytarze i ogromną salę gimnastyczną. I lekcję pływania, z której wyszłam z płaczem. I ten pierwszy apel, jak przez mgłę. Szary plecak z czerwoną lamówką i wyszytym szopem. Przezroczyste okładki i próbę dopasowania ich do podręczników. Dzienniczek ucznia. Nauczyciele? Pamiętam imię i nazwisko, gdyby nie klasowe zdjęcie - nie pamiętałabym twarzy. Zawsze jakoś tak na drugim planie, na pierwszym - koleżanki i koledzy. Przygody.









 
"ksioszka pszed stawjonca duzo scen ze szkoly. oskar ciogle sie spuzinia. ela ciogle placze. jeszcze jest iwonka i antek" - napisała Ewa po lekturze książkiZając zostaje!I nie wiedziała, co jeszcze dodać. Pewnie dlatego, że każdy z czternastu rozdziałów to inna fabuła i emocje. Trochę jak kolejne dni w szkole, jak dzieci w klasie. Miejsce to samo, bohaterowie różni - tyle może się wydarzyć! Jest dużo śmiechu, ale i łzy, stres i strach. Bo tak to właśnie jest, pamiętacie jeszcze? ;) Książka zaczyna się w momencie, kiedy Antek budzi się wcześnie rano, trochę zdenerwowany, swoim pierwszym dniem w szkole. Babcia opowiada mu, jak to było gdy jego mama była mała i ze strachu przed szkołą schowała się w szafie. W tym trudnym dniu Antkowi brakuje taty, który na co dzień mieszka i pracuje w Irlandii, odwagi dodaje chłopcu zapakowany do tornistra pluszowy zając August. Na kartach książki towarzyszymy Antkowi, gdy poznaje dzieci ze swojej klasy, w bibliotece, gdy odwiedza Pana Tomka, swojego sąsiada, podczas ustalania obowiązków dyżurnego, na lekcji informatyki, podczas bitwy na śnieżki, w Święta... I tak aż do wakacji. Te wakacje to przyszły nie wiadomo kiedy! Tak jak koniec książki. Najlepszą rekomendacją niech będzie to, że na targach Książka dla Dzieci, Młodzieży i Rodziców Ewa za własną kasę kupiła kolejną książkę z serii Tornister Pełen Przygód. Szkoła dla początkujących (i szkoła w ogóle) jeszcze przed nami, książka czeka na swoją kolej i dzielenie jej na kolejne wieczory (20 dość krótkich rozdziałów). Mam przeczucie, że będzie dobrze. No dobra, podglądałam... ;)



Skoro do przygody z przedszkolem przygotowywały nas książki, przyjściu na świat rodzeństwa też towarzyszyły, to jak mogłoby ich zabraknąć przy kolejnym etapie życia? Trochę teorii jeszcze nikomu nie zaszkodziło, choć praktyka, praktyka ponad wszystko. A jeśli o teorii mowa - taka forma, jak w serii Tornister Pełen Przygód, bardziej mi odpowiada od wszelkiego rodzaju poradników czy słowników. Dlatego do książki Wiem i potrafię. Lubię szkołę podchodziłam z taką trochę nieśmiałością. To taki zestaw porad, wskazówek, słowniczek pojęć - wspólnym mianownikiem jest szkoła. Nie nadaje się do wieczornego czytania, nie wyobrażam sobie, że czytamy każdy rozdział po kolei. Z doskoku, przy okazji, kartkujemy i czytamy hasła. Niektóre kwestie nie do końca mi się podobają, np. atlas szkolnych gagatków: "Nie próbuj naśladować tych uczniów! Unikaj ich, jeśli tylko możesz.", te etykiety i ocenianie... Ale ogólnie jest sporo materiału, który można dobrze wykorzystać w domu, ale i w przedszkolu. O, taka na przykład odezwa do pierwszaka, że ma prawo być zdziwionym, zagubionym, o wszystko pytać i prosić o pomoc. Niby oczywistość, ale... :)
Wygrzebałam jeszcze takie tytuły, ale prócz Franklina nie znam ich zawartości... Polecacie jeszcze jakieś tytuły dla przyszłych pierwszoklasistów? :)  



PS Ewa się ostatnio spakowała. Pytam się jej, co tam ma, a ona, że przybory szkolne. Takie o: 


(pióro do pisania, Tajemnica szkoły, kredki ;))



Nie tylko książki. Zagadnienia wybrane #3

$
0
0


I ponownie, w trzeciej odsłonie - zagadnienia wybrane. Kluczem jestem ja (bywam również klucznikiem, kluczę też bardzo regularnie). Coś nowego, coś ładnego. Wydarzenia, w których wezmę udział i te, które pozostają w strefie westchnień. Książki. I książki jeszcze. W skrócie:


17 kwietnia 2016, godz. 17.00 PREMIERA spektaklu Dziób w dziób w Teatrze Animacji (bilety -  26, 24, karta dużej rodziny 15 zł). To zdecydowanie wydarzenie miesiąca! Premierowa to ja nie jestem, ale na pewno będę polować na bilety na jeden z późniejszych spektakli. Słuchajcie tego – autorką sztuki jest Malina Prześluga (kojarzycie np. książkę Ziuzia?), reżyserem i autorem inscenizacji – Ireneusz Maciejewski, scenografii i kostiumów – Robert Romanowicz (tu z kolei podpowiadam, że to autor ilustracji m.in. do Małych opowiadaczy czy książki Skarpety i papiloty), a muzycznej oprawy – Łukasz Pospieszalski. Jeśli korzystacie z FB, zerknijcie sobie na profil Tashki, tam kilka zdjęć scenografii/kostiumów, cuuudoo. O tu popatrzcie KLIK. I jeszcze kilka słów o fabule:
Od zawsze każdym miejskim podwórkiem rządzi jakaś Banda gołębi. Waleczne, odważne, honorowe, co chwila wznoszą dumne okrzyki: "Rządzą gołębie, zawsze gołębie, tylko gołębie!" Przerywają tylko wtedy, gdy ktoś sypnie bułką... Albo gdy na rewir wkroczy ich odwieczny wróg - kot. I właśnie kot rozbił Bandę Zbigniewa: Pożarł gołębia Janusza. Nikt tego nie widział. Nie zostały ślady. Dowodów brak. Ale gołębie nie potrzebują dowodów, by się zemścić. Na szczęście w odpowiednim (a może najmniej odpowiednim?) momencie na podwórko wkracza Przemek, samotny, młody wróbel. Przemek jest dobroduszny i niewinny. Słabeusz bez własnej Zgrai. Nigdzie nie pasuje i nie ma prawa głosu, bo przecież nie jest gołębiem! A jednak jego dobre serce i wiara w ptaki pozwalają mu uchronić Bandę przed katastrofą i dociec prawdy. Przemek raz na zawsze zmieni zasady i udowodni, że warto iść przez życie razem, dziób w dziób. Bo przecież ptak to ptak, a każdy problem da się rozwiązać pokojowo... albo odkryć, że tak naprawdę problemu nie ma!

17 i 24 kwietnia 2016, godz. 12.00, CK Zamek, Poranek dla dzieci - Dzieci z Bullerbyn i Nowe przygody dzieci z Bullerbyn  (10 zł). Och! :)


17 kwietnia 2016, godz. 11.00-15.00, park Starego Browaru - Poznański Piknik Rodzinny Prudential, a na terenie całego miasta 15-17 kwietnia - Poznańskie Dni Rodzinne Prudential. Wstęp wolny, na warsztaty zazwyczaj obowiązują zapisy.
W jeden weekend miasto i jego okolice zmieniają się w wielki, radosny plac zabaw z licznymi atrakcjami dla rodzin z dziećmi. Wszystko po to, żeby pokazać rodzicom jak ciekawa jest oferta miasta pod kątem przyjaznych im miejsc. Koncepcja logistyczna jest podobna do Nocy Muzeów, w ciągu jednego weekendu jest organizowanych kilkaset darmowych wydarzeń, w tym warsztaty, pokazy, przedstawienia, pikniki… wszystko dla rodzin z dziećmi! Do udziału w wydarzeniu zaproszone są wszystkie miejskie instytucje, kafejki oraz firmy, z którymi ponownie stworzymy w 2016 roku wyjątkową ofertę – trzydniowy program gier, zabaw i innych atrakcji dla najmłodszych.
 
24 kwietnia 2016, godz. 12.00, Kino Muza, z cyklu Dzieciaki do Kina! - Zestaw filmów krótkich: różne strony świata (12 zł). Wśród filmów m.in. Prezenty Astona :)
Filmy wybrane do tego zestawu pochodzą z różnych stron świata i odkrywają przed młodymi widzami jego nieznane zakątki. Dlaczego warto podróżować i poznawać inne kultury, obyczaje, tradycje? Czy podróż zawsze musi być realna? Czy czytanie książek, podziwianie obrazów, zdjęć i oglądanie filmów również można nazwać podróżowaniem? Z tekstów kultury możemy bardzo wiele nauczyć się o naszych rówieśnikach żyjących w innych, dalekich krajach. 
23-24 kwietnia, Pixel Poznań (ul. Grunwaldzka 182), Akademia Duckie Deck. Większość warsztatów - wstęp wolny, obowiązują zapisy.
Najlepszym sposobem na naukę jest doświadczanie świata na własnej skórze już od najmłodszych lat. Dlatego powołaliśmy do życia AKADEMIĘ DUCKIE DECK z cyklem aktywności i warsztatów dla dzieci. Ich głównym celem jest rozbudzanie dziecięcej ciekawości oraz odkrywanie pasji w sobie i otaczającym świecie.


Miłość, tekst: Astrid Desbordes, ilustracje: Pauline Martin, tłumaczenie: Paweł Łapiński, Wydawnictwo Entliczek.
Pewnego dnia Archibald pyta: „Powiedz, mamo, czy będziesz mnie kochać całe życie?” „Hmm, no cóż, zdradzę ci pewien sekret…”, odpowiada mama i czule wylicza chwile spędzone razem, kiedy wszystko jest okazją do wyrażenia miłości. Każda rozkładówka przedstawia przeciwstawne sytuacje z codziennego życia rodziny i odkrywa prostą prawdę, że miłość mamy do dziecka jest bezwarunkowa. Ale największy sekret poznajemy na końcu.
Cytaty i zdjęcia pochodzą z materiałów promocyjnych organizatorów/Wydawnictw

Basia i wolność

$
0
0

Dobra, dobra - wiem, że to wydanie jubileuszowe, poprzedzające 225 rocznicę uchwalenia konstytucji 3 maja. Wiem, czytałam notkę wydawcy. Ale nic nie poradzę, że moment, w którym zobaczyłam okładkę i przeczytałam tytuł, zbiegł się z tym, w którym królował hashtag #popieramdziewuchy i kobiety maszerowały z wieszakami. Skojarzenie zostało, tytuł pasował. Pomyślałam o mamie Basi i zastanowiłam się, czy spotkałabym ją na jednym z kwietniowych marszów. A potem wróciłam do lektury.



Rodzina Basi wybiera się na wystawę, ale Basia nie bardzo ma ochotę na tę wyprawę. Tak to się wszystko zaczyna, a potem zanim zdążymy z Baśką obejrzeć wystawę (powygłupiać się w autobusie, zjeść drożdżówkę z lukrem, wskoczyć w topniejącą zaspę, zrobić ślizg w muzealnej szatni i stworzyć papierową paćkę w toalecie...) zbombardują nas - czy raczej naszego przedszkolaka - pojęcia: nakazy, zakazy, zasady, wolność, odpowiedzialność, konsekwencje... Można pomyśleć, że to strasznie ciężkostrawne połączenie, ale gdzie tam - jak to u Baśki, suniemy ślizgiem, z przyjemnością. Niektórzy z chichotem. Szczególnie na stronie ze szczerbatą Basią ;)


Okropna nuda, że mnie ta Baśka nie nudzi, prawda? No lubię ją. Ewa, całe szczęście też, choć już zaczyna się dziwić, że Basia wciąż w przedszkolu. - Ale pójdzie, pójdzie do szkoły niedługo? - pyta mnie. - Napisz do autorki - podpowiada. - Dolnej jedynki już nie ma, to znaczy, że szkoła blisko - rozumuje. Autorko, Ilustratorko, Wydawco! Niech Baśka idzie do szkoły! Trzeba tylko zmienić kolor okładek i wypuścić nową serię. Co? Wy nie dacie rady? ;) Może niepotrzebny ten apel jednak... Bo w zapowiedziach na maj widzę książkę Basia i przyjaciele. Anielka, w której opisie jest:
Nowa seria przygotowana specjalnie dla trochę starszych czytelników Basi, którzy choć nieco już podrośli, wciąż kochają świat ulubionej bohaterki i chętnie poznają bliżej jej przyjaciół – Antka, Anielkę, Titiego, Janka, Lulę, Zuzię, i ich codzienne problemy. To przepełnione całą gamą emocji historie o relacjach z rówieśnikami i rodziną.
Hurra! Czekamy! W sam raz na urodziny Ewki :) A jeśli jakimś cudem spotykacie się z Basią po raz pierwszy - zerknijcie na inne wpisy o książkach z tą bohaterką:Basia i taniec, Basia i wyprawa do lasu, Basia i remont, Basia i przedszkole, Basiomania, Basia uczy i bawiBasia i piłka nożna, Basia i pieniądze.

Basia i wolność, tekst: Zofia Stanecka, ilustracje: Marianna Oklejak, Wydawnictwo Egmont 



PS Hmmm, czy Tata zmienił sposób noszenia Franka w chuście? ;)
PS #2 Zerknijcie wieczorem na instagramowe konto Otymze, pojawi się konkurs! Książkowo-spinkowy. Tyle powiem :)

Mój cień

$
0
0
Wzrusz. Tyle powiem. I nie, nie dlatego, że ja tę książkę znalazłam w szafie, po tym jak taki jeden gamoń - Zajączek ją tam schował i zapomniał wyjąć przed Wielkanocą. Wzrusz podczas lektury. To taka książka... Wiecie - ja czytam, gula w gardle jest, ale się trzymam. Bo ten mój Króliczek dorasta tak szybko! Ona słucha - pełen relaks i to zaskoczenie totalne, gdy żołnierz ściąga hełm. Fantastyczne doświadczenie - ta nasza wspólna lektura. I te ilustracje cudowne! Bez streszczania, po prostu przywołam notatkę wydawcy i pokażę kilka ujęć. Naprawdę więcej nie trzeba. Polecam dla małych i dużych :)
Napisana i zilustrowana przez Mélanie Rutten książka Mój Cień opowiada historię nietypowej pary, Jelenia i Króliczka, których pewnego dnia łączy los, a ich relacja ojciec-syn zostaje wkrótce poddana próbie. Króliczek poszukuje swojej niezależności i często zostawia swojego kompana w tyle. Po drodze doświadcza różnych przygód, których tak bardzo szuka. Jednakże to wciąż ich wspólna podróż, w której często polegają na sobie i innych.
Mój Cień jest piękną, liryczną i filozoficzną opowieścią o dorastaniu dzieci, o rodzicach, którzy pewnego dnia muszą je „wypuścić w świat”, o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Prosta poetycka narracja i olśniewające ilustracje czynią z niej kojącą lekturę, a historia ta wkrada się głęboko w nasze serca. Można do niej nieustannie wracać.*
 









Mój cień, Melanie Rutten
tłumaczenie: Jacek Mulczyk-Skarżyński, redakcja: Joanna Olech 
Wydawnictwo Wytwórnia


Tekst ze strony WWW Wydawnictwa Wytwórnia KLIK. Tam też ilustracje do podejrzenia.

NieKsiążki #11

$
0
0



Opowiem Wam, jak to było z tymi Dorysowankami... Jak już wychodziłyśmy z Targów Książki (przy budżecie przekroczonym o jeden kawałek przepieczonej szarlotki) i pakowałyśmy do torby ostatnią wybraną przez Ewę książkę - zagadał do nas przyjaźnie pan ze stoiska wydawnictwa Adamada. Konkretnie do Ewki zagadał. Ona akurat chciała kolejny zeszycik łamigłówek (z tej serii), a ja uważałam, że akurat ten, który wybrała jest nieco za trudny. Pan przyszedł mi z pomocą i podsunął jej coś zupełnie innego, długo opowiadając o pokazywanym zeszycie. Ewa kiwała głową dość intensywnie, a na koniec rzuciła mi spojrzenie kota ze Shreka / szczeniaczka. Ja niestety nie słuchałam, o czym była mowa (przepraszam!) - było tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli, a bardzo chciałam je usłyszeć, bo właśnie liczyłam, czy jak kupimy jeszcze jedną rzecz, to czy będę miała gotówkę na chleb na śniadanie ;) Kupiłyśmy. Wyszłyśmy, wsiadłyśmy do tramwaju i Ewa zapytała: - O czym ten pan do mnie mówił? Bo nic nie słyszałam... 





Może i obie nie słuchałyśmy, ale po powrocie do domu Ewa usiadła i zaczęła wypełniać - stronę po stronie - Dorysowanki. Rozwijaj wyobraźnię. Tak szczelnie zapełniła zeszyt swoimi kulfonikami, że nie miałam okazji zrobić zdjęć "na czysto". Co w środku? Obrazki do kolorowania (na razie zignorowane), pytania i polecenia (tzw. uzupełnianki - wszystkie pola wypełnione) i miejsce na własne rysunki (też wypełnione). Trochę mi się skojarzyło to jej uzupełnianie z zeszytami Złotych Myśli, pamiętacie takie cuda? Tu podglądy KLIK. Chyba, jak już Ewa osiągnie jako taką biegłość w pisaniu, zaproponuję jej założenie takiego zeszytu :) A Dorysowanki fajne, szczególnie dla dzieci, które zaczynają pisać i każdy skrawek papieru zapełniają kulfonami (od prawa do lewa, w lustrzanym odbiciu, poprzestawiane, bez niektórych samogłosek... ;))

NieKsiążki to cykl poświęcony zeszytom kreatywnym. Od pewnego czasu zastanawiałam się, jak pokazać ciekawe kolorowanki, zeszyty z zadaniami i naklejanki. Szczególnie, że regularnie z takowych korzystamy. Myślę, że kilka zdjęć i krótki komentarz z informacją o wydawcy i linkiem będzie idealną formą dla prezentacji tego typu publikacji. Wszystkie odcinki można znaleźć tu KLIK

PS Jeszcze nie mam nowego papieru na tło cyklu...

Królowa nauk

$
0
0


Im wyraźniej pamiętam stres przed lekcją matematyki, podczas której byliśmy odpytywani z tabliczki mnożenia, tym uważniej przyglądam się książkom, które w atrakcyjny sposób traktują o zagadnieniach matematycznych. Co pamiętacie z lekcji matematyki? Nie pytam o wzory, twierdzenia, definicje. O takie pierwsze skojarzenia i wspomnienia. Moje pierwsze to ból brzucha. Nauczycielka odpytywała nas z tej nieszczęsnej tabliczki mnożenia i w przypadku złej odpowiedzi (lub jej braku) trzeba było stać. Za karę. Kolejne wyraźne wspomnienia to klejenie brył geometrycznych z brystolu. To akurat było ciekawe, ale bardzo denerwowałam się, jak klej nie chciał trzymać lub gdy ufajdałam swój model odciskami palców ;) Później wcale nie było lepiej. Czasami dawałam radę, ale matematyka zawsze już mnie stresowała. Nie rozumiałam, nie dopytałam, zaległości rosły... Do czasu. W czwartej klasie liceum zapowiadało się, że po pierwszym półroczu dostanę niedostateczny. A przede mną była matura z matematyki! Poprosiłam o pomoc. Z odpowiednią dozą dramatyzmu poprosiłam (czytaj - siedząc na kanapie i wyjąc przyznałam się rodzicom, że ja tej matmy to nie kumam). Dotknęłam matematycznego dna i się odbiłam. Korepetycje i moja naprawdę ciężka, tytaniczna wręcz praca. Nie wyolbrzymiam - codziennie siedziałam nad zadaniami. Pierwszym sukcesem było to, że sama zgłosiłam się, żeby rozwiązać zadanie przy tablicy. Rozwiązałam. Nogi miałam z galarety, łapy mi się trzęsły! Potem piątka z próbnej matury i czwórka z prawdziwej. Z zagrożenia do dobrych ocen. I przede wszystkim  -do zrozumienia! Szkoda, że tak późno...



I taki to przydługawy wstęp, kawałek mojego życia, żeby wyjaśnić, dlaczego Elementarz matematyczny po prostu musiałam mieć. Krótkie rozdziały - opowiadania (ponad 30), a w nich: cyfry i liczby, mnożenie, dodawanie, odejmowanie, ułamki, oś symetrii, zbiory, jednostki miary, masy i objętości i wiele innych zagadnień. Na okładce informacja, że to zakres merytoryczny materiału zgodny z podstawą programową klas 1-3. Ale to nie jest ważne, jaka podstawa programowa, jakie klasy... To są po prostu solidne PODSTAWY. Po prostu. Dzięki nim nie tylko będzie łatwiej podczas lekcji matematyki, one po prostu pomagają zrozumieć świat. To nie jest tak, że teraz to usiądziemy i będziemy odrabiać lekcję po lekcji. Nie. Myślę, że te przygody Antka, Lenki, Ady, Julka i Krzysia pozwolą nam wyraźniej zauważyć codzienną matematykę - działania na ułamkach przy okazji jedzenia pizzy, jednostki masy przy zakupach, dodawanie przy sprawdzaniu zawartości skarbonki ;) Niby takie oczywistości, ale czasem nie dostrzegam wielu okazji do ciekawej lekcji. Ewa we wrześniu zaczyna szkołę i bardzo chciałabym, by miała odwagę zapytać, poprosić o pomoc. By lekcje były ciekawe. By wiedziała, że może nie rozumieć. I że może liczyć. Na nas.





tekst: Beata Ostrowicka, ilustracje: Katarzyna Kołodziej
Wydawnictwo Nasza Księgarnia

PS W piątkowy wieczór, o godz. 21.00, zapraszam na drugą edycję kiermaszu książkowego :)

Dzień Matki

$
0
0

Jest rok 1977. Sytuacja w Polsce nie jest najłatwiejsza. Ona czeka na swoje pierwsze dziecko. Ktoś dzierga sweterek na drutach, jej brat robi drewnianą kołyskę. Z wielkim, wielkim brzuchem odmaluje jeszcze ściany w tym domu na wsi, bo takie przy rurach brudne. W lipcu rodzi. Poród jak poród. Myślała, że umrze. I kiedy już zdrowy syn był na świecie, kiedy wiadomo, że już po wszystkim... Pięć minut minęło! Urodziła drugiego syna. Taka to niespodzianka. Moja mama, moi bracia. A kołyska jedna, a sweterek...
Długo, bardzo długo ta opowieść była dla mnie taką... wesołą anegdotą. Jakoś z 30 lat do mnie nie docierało, że to było niełatwe. Potem urodziłam pierwsze dziecko. Poród jak poród. Myślałam, że umrę. Może nawet, że obie umrzemy. Kilka lat później drugie dziecko. Dużo lepszy poród, bardzo dobry nawet. Tak jak u niej - ten drugi bardziej oswojony, lepszy. Ja znałam płeć, wiedziałam, że w brzuchu jest jedno dziecko, i znowu jedno. Miałam jako taką świadomość, że wszystko jest w porządku. Ona w drugiej ciąży słuchała jeszcze żartów, że chyba drugie tętno słychać. Ha, ha, hi, hi - taki żarcik, bo brzuch tak samo ogromny. A to ja tylko tam siedziałam.


A jej mama? Próbowała do skutku - urodzić córkę. Po czterech synach pojawiała się wreszcie. Wyczekiwana i jedyna. A potem jeszcze jeden syn. Matka, córka, matka, córka, matka, córka... Od kilku lat gryzę się w okolicach Dnia Matki jakby bardziej. W wigilię tego święta urodziłam córkę, która zdominowała cały majowy czas. I ten Dzień Matki... Wstyd. Taki po łebkach, na szybko, w galopie. Nie, nigdy się nie skarżyła. Nie dała odczuć, że jej przykro. Ale już pora się poprawić.
W tym roku przygotowałam album - pomnik macierzyństwa. Który to już mój album Printu? Która współpraca? Chyba zamykam zdjęcia w twardej okładce już po raz piąty. To najlepszy album, jaki udało mi się złożyć. Subtelny szablon O MAMO, taki specjalny z okazji święta Mam, uroczy. Warto było siedzieć do późna w nocy, warto było zamęczać braci o aktualne kadry. Cztery pokolenia kobiet, szczególne zbliżenie na Moją Mamę.  Na jej trójkę dzieci i pięcioro wnucząt. Nie byłoby nas, nie było... Dziękuję, Mamo. Jesteś najlepsza.




PS Tradycyjnie już, przy okazji współpracy z PRINTU, mam dla Was zniżkę. Tu KLIK znajdziecie jednorazowy kod 40 proc. na wszystkie fotoksiążki, na cały koszyk, ważne 14 dni od momentu pobrania. Link będzie aktywny do końca czerwca. Gwarancja dostawy na Dzień Matki przy zamówieniach złożonych i opłaconych do 15 maja!

Garażowa wyprzedaż #2

$
0
0

Garażową wyprzedaż nr 2 czas zacząć! Zasady są proste. W galerii są zdjęcia. Na każdym z nich numerek (czarny), jeśli chcecie coś kupić w komentarzu - pod tym postem, na blogu - wpisujecie numer/numerki i adres e-mail (odblokowałam możliwość komentowania dla anonimowych) :)). Jeśli oczywiście znajdzie się ktoś, kto będzie chciał coś kupić :) A teraz ceny. O ile na zdjęciu nie ma innej ceny (na biało, np. 5 czy 20 zł) to obowiązuje zasada: zawartość zdjęcia = 10 zł. Obojętne, czy na zdjęciu jest jedna czy dwie książki. Zdjęcie = 10 zł. Mam niespodzianki-gratisy (też książki) dla osób, które kupią kilka książek. W temacie kosztów wysyłki - najlepiej się dogadywać indywidualnie. Może być odbiór osobisty (Poznań), wysyłka pocztą (polecony w przypadku jednej książki lub paczka, w zależności od wagi i formatu przesyłki), paczkomaty... Dogadamy się. Prócz książek są jakieś puzzle, jedna kurtka 68 (choć wg wymiarów raczej większa, nawet 80), kalosze Ewkowe - tego typu rzeczy zazwyczaj od razu wydaję, te zostały i szukają domu. Są w bardzo dobrym stanie. No. To ktoś? Coś? Wyprzedażowa galeria -KLIK.

PS W ubiegłym roku zbieraliśmy na lody, tym razem kasa idzie na urodzinowy piknik Ewy :) Na komentarze/chęć kupna książek czekam tydzień, czyli do 13.05.2016 r., 23:59 :) W weekend nie będę odpowiadać na wiadomości, jakby co - będę on-line od poniedziałku.

Nasz czas. Lego Elves

$
0
0

Bardzo łatwo jest stracić uważność. Nawet jeśli chodzi o własne dziecko. Biegiem, biegiem, szybko, szybko, odhaczanie kolejnych punktów dnia. Nie o atrakcjach mowa, ale o takiej zwykłej codzienności: pranie-sprzątanie-gotowanie. Przychodzą godziny popołudniowe i zamiast po prostu cieszyć się wspólnym czasem - opadam z sił. - Bziuuuu - schodzi ze mnie powietrze, jak z balonika. A ona chce. Bawić się, śpiewać, występować, pokazywać... Zostać zauważona, po prostu. Ile razy bez sensu warknęłam, oczami wywróciłam, szorstko odpowiedziałam. Zbyt wiele. I zawsze na końcu czai się wstyd. I niesmak. I nieśmiała obietnica, że następnym razem znajdę siły, znajdę cierpliwość. Uważność. Bo jak się udaje - to ja nie poznaję własnego dziecka. Dwa tygodnie temu udało nam się wyszarpać kilka godzin tylko dla siebie, takie babskie wyjście. Oglądałyśmy łóżka piętrowe, wybierałyśmy materiał na zasłonki, zjadłyśmy frytki :) Nie spieszyłyśmy się. Byłam tylko dla niej. Ile ja się rzeczy od niej dowiedziałam! Jak fajnie było móc patrzeć tylko na nią. Nie szukać wzrokiem uciekającego Wojtka, nie biegać wte i wewte...





Tydzień temu dostałyśmy prezent od Lego. Zestawy Jaskinia Smoka Ognia (41175) i Szkoła Smoków w Elvendale (41173) pochłonęły nas na długie godziny. Przez dwa dni, nie spiesząc się - układałyśmy. Z przerwami na spacery, przekąski, codzienne obowiązki. Odchodziłyśmy od stołu i wracałyśmy. Opowiedziałam jej, że nie miałam takich klocków, ale że moja najlepsza koleżanka miała cały karton i że chodziłam do niej układać. I że zazdrościłam jej trochę. I o jej pokoju z plakatami Michaela Jacksona i piętrowym łóżkiem, i że siedziałyśmy w jednej szkolnej ławce przez osiem lat. Słuchała. A czasami nie słuchała, przerywała, zmieniała temat. Zupełnie jak ja. Przewracała kolejne strony instrukcji, skupiona układała. Jeden żółty klocek, drugi, jakiś różowy... Setki maluczkich części, z których wyłoniła się wspaniała smoczyca. - Jest najpiękniejsza - westchnęła. Naprawdę jest piękna - muszę się zgodzić. Gdzie leci? Po co? Kogo wiezie na grzbiecie? Opowiadała. Otwierała magiczne drzwi, nie tylko te z zestawu klocków - drzwi do swojego niespełna sześcioletniego świata. Pokręconego, szalonego i cudownego. Tworzyła dialogi, odgrywała scenki, budowała świat od nowa - bez podpowiedzi, bez scenariusza, bez instrukcji. A ja mogłam być obok i bardzo się z tego cieszyłam. I to nic, że musiałam zamknąć drzwi i że przez szybę widać było dobijającego się Wojtka. Trzeba, po prostu trzeba wyszarpać te kilka chwil 1:1. I choć wcale nie trzeba mieć klocków, żeby naprawdę być razem, to miło było spędzić ten czas w krainie elfów...


 


PS Wpis powstał przy współpracy z Lego. Wielka radość taka współpraca :) Więcej o produktach z serii Lego Elves możecie dowiedzieć się z tej strony WWW KLIK. Nam marzy się jeszcze jeden smok, niebieski. Myślicie, że przyleci w okolicach urodzin Ewy? ;)


Kreatywnie z Fabryką Wafelków

$
0
0



Z radością dołączam do akcji sklepu Fabryka Wafelków i portalu Pomysłowy Rodzic
- Kreatywnie z Fabryką Wafelków. O co chodzi? Na przykład o to, by zamiast sterty zabawek wybrać jedną, ale taką, która daje wiele możliwości. Dla dziecka, ale i dla nas, by wspólnie i kreatywnie  spędzić czas. Nasza propozycja na prezent z okazji Dnia Dziecka to... Tablica wisząca 3w1 marki Janod. 3w1? A gdzie tam! 10w1 - ze spokojem. A nawet wiele, wiele więcej. Przykłady? Proszę bardzo:
  1. Przestawianka. Z liter układam wyraz, w których przestawiam dwie lub więcej liter. Dziecko czyta i stara się ułożyć litery we właściwej kolejności.
  2. Grupowanie. Tworzymy zbiory z liter tego samego koloru i sprawdzamy, czy uda się w obrębie jakiejkolwiek grupy stworzyć jakiś wyraz.
  3. Książkowe kalambury. Jedna osoba wybiera z półki książkę, nie pokazując swojego wyboru rysuje postać lub scenkę z książki. Druga osoba odgaduje, można zadawać dodatkowe pytania do rysunku.
  4. Rebusy. Czy muszę to tłumaczyć? I ja musiałam się wysilić, by wymyślić rebus i ona, by go odczytać. Dałyśmy radę!
  5. Znikające ślady. Jedna osoba rysuje drogę z zakrętami (dwie linie z zapasem miejsca między nimi), a na jej środku - ślad (np. przerywaną linię), druga musi wymazywać ślady, starając się nie zmazać drogi. Nie takie łatwe :)
  6. Dopisywanki. Magnesy to pierwsze litery - do jakich wyrazów? To już musi wymyślić druga osoba. Ze starszym dzieckiem można ćwiczyć, wymagając konkretnych części mowy!
  7. Krzyżówka. Czyli po prostu - stworzenie krzyżówki dla dziecka. Jedyny minus takiej zabawy jest taki, że pisząc trzeba uważać, by nie rozmazać dłonią krzyżówki...
  8. Sekretne wiadomości. To dla starszego rodzeństwa, które chce coś ukryć przed nieczytającym bratem/siostrą ;) 











Wymieniać dalej? Zabawa w szkołę, układanie alfabetu, losowanie literek i zapisywanie wyrazów, które się od niej zaczynają (kto zna więcej - wygrywa), po prostu rysowanie - także kredą!, zadania matematyczne itd. A niby to tylko tablica 3w1... :) Na hasło „otymze” przez najbliższy tydzień w sklepie Fabryka Wafelków otrzymacie 10 procent rabatu na Tablicę wiszącą 3w1 marki Janod.

PS Do każdego zamówienia powyżej 150 zł otrzymacie taką bawełnianą torbę. Fajna! :)



Post powstał we współpracy ze sklepem Fabryka Wafelków :)

Nasz piknik

$
0
0


Wpis jest długi. Tak tylko uprzedzam. I do lektury zapraszam tych, którzy nie mają możliwości zorganizowania przyjęcia urodzinowego w przydomowym ogródku czy lokalu. Piknik w przestrzeni miejskiej, bez kuchennego zaplecza. Taki jest nasz piknik.
MIEJSCE: Park, tereny zielone. Raczej te mało popularne i na pewno utrzymane w czystości. Fajnie, jak jest w pobliżu toaleta. Do ubiegłego roku wyprawialiśmy urodziny w uroczym, zupełnie niepopularnym parku położonym tuż obok obleganego Jeziora Maltańskiego w Poznaniu. Po przeprowadzce mieliśmy do wyboru pobliski park i teren domu kultury. Wybraliśmy drugą opcję i to był strzał w dychę. Nikt tam nie wyprowadza psów, teren jest czysty, ogrodzony, położony w miłej dolince i... ogólnodostępny. Upewniłam się tylko, czy na wybrany przez nas weekend nie ma zaplanowanej jakiejś imprezy zamkniętej. I tyle. Nie trzeba rezerwować, płacić, zero formalności. Wybrałam miejsce z odrobiną cienia i ławkami w pobliżu. Z ławek nie skorzystaliśmy, i tak siedzieliśmy na matach i klanzie.
WYPOSAŻENIE: Za stoły od lat służą nam kartony po bananach. Dwa tej samej wielkości. Są świetne, bo najpierw w nie pakuję wszystkie potrzebne rzeczy, transportuje, obracam, przykrywam obrusem i voila! Bufet gotowy. Jedyne jednorazówki, jakich używam to papierowe talerzyki (najfajniejsze, jednokolorowe w dobrej cenie kupowałam w Realu). Moja zastawa to foliowe obrusy,  plastikowe talerze i miseczki kupione jakiś czas temu w Ikei. Wykorzystuję je nie tylko podczas pikników urodzinowych. To po prostu nasza zastawa wyjazdowo-piknikowa. Już drugi raz przygotowałam kartonową paterę na słodkości. Tu KLIK"przepis" na nią. Swoją oczywiście obkleiłam kolorowymi papierami. Za stojak na lizaki posłużył jakiś kartonowy odrzut z opakowania łóżka piętrowego. Na ciacha od zawsze jest puszka. Wykorzystuję także papierowe kubeczki (np. na kabanosy czy suche rurki) i jakieś zgrabne kartoniki. Do siedzenia i zabawy - chusta animacyjna i maty/koce. Jakaś piłka (koniecznie) i sprzęt sportowy, jakikolwiek. My mamy też piknikowy namiot. Takie zwykłe, najtańsze igloo, które mój bart kupił za kilka euro. ZAWSZE jakaś zgraja w nim siedzi ;)



JEDZENIE: Jestem potwornie nudna w tym temacie! Podczas układania menu zadaję sobie kilka pytań - czy jest szansa, że dzieciakom zasmakuje, czy to będzie wygodne w transporcie, czy to będzie bezpieczne... No tak - bezpieczne. Dlatego napoje to soczki w małym kartoniku ze słomką i przede wszystkim woda w małych butelkach. Mało ekologicznie... Ale gdyby były kubeczki i duże butelki czy karton z sokiem - martwiłabym się o przypadkowe wypicie soku z wkładką z pszczoły/osy. Ze względów bezpieczeństwa unikam również sałatek, również owocowych czy wszelkiego rodzaju kremów (torty, babeczki z kremem odpadają). Raz się taką owocową sałatką zatrułam. Nie, dziękuję, nie zaryzykuję. Wszak urodziny trwają kilka godzin, jest gorąco, słońce wędruje... Bezpieczeństwo. Nuda, jak kto woli ;) Zatem - co jest w menu? Od zawsze - ciasto marchewkowe w polewie czekoladowej w roli tortu. Od zawsze - ciasteczka owsiane. I jeszcze jeden rodzaj ciasta - w tym roku były myszki, czyli brownie dla dzieci (przepis stąd KLIK). Co ponadto: szyszki z ryżu preparowanego (z tego przepisu KLIK), rurki bez nadzienia, słomka ptysiowa, cukierki m&m, które mi zostały z dekoracji ciasta ;), małe lizaki, jedna paczka żelek, jedna paczka pianek, galaretkowe cukierki. To ze słodkości. Prócz tego, jak zawsze - jabłka, banany, papryka pokrojona w paski, pomidorki koktajlowe, winogrono, cienkie kabanosy, małe bułki i roladki z ciasta francuskiego (tu np. przepis KLIK, ja dałam, zamiast keczupu, domowy sos paprykowy i zrobiłam wersję z szynką oraz z salami). Nie zdążyłam w tym roku zrobić sezamków (te KLIK, pycha!), ale na życzenie Ewki pierwszy raz był popcorn, który podałam poporcjowany w kubeczkach. Do picia soczki i woda. Zgadnijcie co zostało... Przede wszystkim żelki :D Roladek nie miałam okazji spróbować... Wnioski na przyszłość - więcej kabanosów i jeszcze więcej popcornu. To zeszło najszybciej. A w temacie propozycji, które już kiedyś wykorzystywałam - bardzo fajne są te nuggetsy KLIK. I znam jeszcze jeden hit, który jednak wymaga inwestycji w... strzykawki. U kumpeli Ewy były na urodzinach strzykawki wypełnione galaretką. Hit!
MUST HAVE: To wcale nie pastelowe dodatki czy słój na lemoniadę... Must have przy tego rodzaju plenerowej imprezie to: nóż do pokrojenia ciasta/tortu, chusteczki mokre i suche, świeczki i zapałki/zapalniczka i worek na śmieci :)
ZBYTKI: Dla chętnych - coś, co dzieci zabiorą do domu. W tym roku zaplanowałam dwie rzeczy. W środku imprezy dzieci dostały hmmm... no takie amatorskie szarfy gimnastyczne. Oczywiście można zamówić gotowce, ale można też kupić patyczki do balonów (same, bez koszyczków, koszt - około 0,15 zł za sztukę) i kupić wąskie wstążki - metr na osobę, około 0,80 zł za jeden kolor). U nas szarfy były z dwóch wstążek. Najpierw supełkiem trzeba połączyć wstążki, potem np. szydełkiem - pętelkę wcisnąć w środek patyczka do balonów. Jeśli macie możliwość i czas - dobrze byłoby zalać ten supełek kroplą kleju na gorąco. I opalić wstążki, żeby się nie pruło. Fajne i niedrogie. Na koniec imprezy przygotowałam zabawę w nawlekanie. W Tigerze kupiłam jeden słoiczek drewnianych koralików i opakowanie koralików... do prasowania. W pasmanterii dokupiłam dwa metry cienkiej gumki, a potem dokupiłam jeszcze trzy :D Koszt całości - około 30 zł. Wystarczyło dla trzynastoosobowej ekipy. Każdy wyszedł z urodzin z bransoletką, pierścionkiem i sama-nie-wiem-czym-jeszcze :) 





KOSZTY: Jedzenie i picie dla ponad 12 osób zaproszonych na nasz piknik to mniej niż 200 zł. Wiem, bo zbierałam paragony. Liczyłam składniki do pieczenia, słodkości, owoce, WSZYSTKO. Zbytki to około 50 zł. Mało? Dużo? Nie wiem. Wiem, że bardzo wspomogliście urodzinowy budżet, biorąc udział w kiermaszu, dziękuję :)
WNIOSKI: Na przyszłość, przy takiej ilości gości, kupię więcej kabanosów, dorobię popcornu, zrobię dwa razy więcej roladek i upiekę jeszcze jedno ciacho, bananowe na przykład :) Chciałabym napisać, że nie będę się denerwować, wrzucę na luz, ale nie, tego obiecać nie mogę :) Jeśli macie jakieś rady czy chcecie podzielić się swoimi doświadczeniami - śmiało, chętnie poczytam :)



PS Z zabawami miałam problem i podpytywałam Was na FB. I dostałam sporo podpowiedzi! Może uda mi się stworzyć osobny wpis na ten temat :)

Basia i przyjaciele

$
0
0


To nie jest tak, że jestem rozczarowana... Po prostu, kiedy zobaczyłam zapowiedzi nowej serii, która jest przeznaczona do trochę starszych czytelników Basi - wyobraziłam sobie nie wiadomo co! Właściwie to wiadomo. Pomyślałam sobie, że to będzie taki przeskok, jak z na przykład książki Dobranoc, Albercie Albertsonie do Hokus-pokus, Albercie. Tu 28 stron, tam 60. Tu duże, kolorowe ilustracje, tam więcej tekstu i czerń z bielą. Rozumiecie? Jeszcze lepiej - ja sobie wymarzyłam, że dostanę Basię w opasłym tomisku, z rozdziałami, że to będzie taki polski odpowiednik Dzieci z Bullerbyn! Ja to mam wyobraźnię, prawda? ;)
Tymczasem - porozmawiajmy o nowej serii Basia i przyjaciele w odniesieniu do starych Baś. Autorki te same, format ten sam, okładka ponownie twarda, rogi okładki tym razem nie zaokrąglone, fonty chyba tej samej wielkości, stosunek tekstu do ilustracji - nie wiem, znaków nie liczyłam, ale rzucającej się w oczy różnicy nie widzę, cena tak samo miła. Co zatem się zmieniło? Na przykład to, że Basia nie jest główną postacią. Dwa pierwsze tomy należą do Anielki i Antka. I jeszcze to, że - w stosunku do wcześniejszych książek o Baśce - tu jest więcej trudnych emocji. Trudno mi dobrać słowa. Czytelnicy, którzy znają Basię - wiedzą, jaki jest jej dom. No taki trochę... modelowy. Mama i tata. Mama pracuje w domu, tata jest lekarzem, Basia ma dwóch braci. Mają też żółwia. Kochają się i mają po prostu szczęśliwe, spokojne życie. Tak bardzo uogólniając, oczywiście. Seria dotycząca przyjaciół pozwala wprowadzić trochę... inności. Ale nie zrozumcie mnie źle - to nie tak, że ta inność w opozycji do rodziny Basi jest gorsza. Bynajmniej. To po prostu inne rodziny, inne dzieci. Życie.





Anielka na przykład mieszka na poddaszu starej kamienicy z mamą - ilustratorką i psem Paszczakiem, który trochę śmierdzi, ale jest wspaniałym pocieszycielem dziecięcych serc. "Tata Anielki był artystą performerem i czasem znikał na dłuższy czas. Zjawiał się potem niespodziewanie i wywracał życie na poddaszu do góry nogami - jak wiatr, który zrywa się po to, żeby pognać dalej i zostawić za sobą poprzewracane drzewa i wspomnienie czegoś potężnego i nieuniknionego." Anielka właśnie czeka na swojego tatę. Od wczesnego poranka wypatruje go przez okno. A jej mama stara się ze wszelkich sił trochę odwrócić uwagę córki od tego biernego oczekiwania. Robią placuszki jaglane (brawo za lokowanie produktu!), idą na spacer z Paszczakiem i... zapraszają Basię na n o c o w a n i e! Dzikie harce dziewczyn przeplatają się ze smuteczkami przed zaśnięciem i rozmyślaniem o przyjaźni, nazajutrz zjawia się wyczekiwany tata.





Antka zastajemy w momencie, kiedy wściekły na mamę trzaska drzwiami i wywala język. Nie pozwoliła mu korzystać z tabletu, bo kilka razy zdarzyło mu się nie odrobić lekcji i nie wspomnieć o tym rodzicom. Teraz ma odrobić wszystko, co ma zadane, bo popołudniu odwiedzi go Janek. Trochę się miota, rzuca po łóżku na bardzo długie... sekundy, aż w końcu lekcje są odrobione, a on nie może doczekać się zabawy w piratów. Tymczasem z Jankiem przychodzi Basia, a jej widok wcale nie cieszy Antka - "Tak, młodsze kuzynki były zdecydowanie koszmarnym wynalazkiem." Chłopcy dość szybko wyganiają pięciolatkę, ale zamiast wspólnie się bawić - kłócą się o to, kto będzie kapitanem statku. Wygląda na to, że jedynie Basia w roli majtka może rozładować sytuację. Ale mniejsza o zabawę - w opowieści o Antku jest tablet i sprawa (nad)używania go, jest stanowcza mama, są pracujący przy komputerze rodzice, jest dzień, który zaczął się koszmarnie a kończy się cudowną zabawą - bez tabletu, ale za to z rodzicami, którzy wchodzą na pokład po skończeniu pracy.
Tak, wciąż czekam na polski odpowiednik Dzieci z Bullerbyn. Na szczerbatą Baśkę, która z przyjaciółmi przeżywa masę przygód na setkach stron. Na te współczesne, ale i po prostu polskie realia, za które cenię książki o Baśce. Bardzo bym chciała. Takie tomisko od duetu Stanecka / Oklejak. Nie ze "sklejonymi" wcześniejszymi przygodami. Nowe, ze szkolną Basią i jej przyjaciółmi. Czekając - poczytam nową serię Basia i przyjaciele. Mogę też pooglądać serial o Basi, jeśli w końcu ten projekt zostanie skończony...

tekst: Zofia Stanecka, ilustracje Marianna Oklejak
Wydawnictwo Egmont KLIK

Wszystko robi SAMO

$
0
0


Sama nie wiem, z czego bardziej się śmieję... Czy z przygód Samuela "Samo" Dzielnego? Czy z siebie sprzed kilku lat, kiedy to pewnie czepiałabym się nadużywania w książce określenia "głupi" i tego, w jaki sposób mówi główny bohater ("l" zamiast "r")? Na 100 procent bym nosem kręciła! A teraz? Zwyczajnie cieszy mnie ta pochwała samodzielności i kreatywności trzylatka. Myślicie, że dlatego, że w domu nie mam już/jeszcze trzylatka? Zmądrzeć może i zmądrzałam, nie wiem. Wiem na pewno, że trochę sobie gumkę poluzowałam, tak, tę w gaciach, co uwierała ;) Gdybym miała czas - przeglądnęłabym wszystkie swoje stare wpisy i pośmiała się z samej siebie.
Jakie to dzikie przygody przeżywa Samo pewnego słonecznego poranka? Godne trzylatka! Podskoki, wywrotki, stłuczenie pupy, opatrzenie jej plasterkami (z ferrari, wtedy boli mniej!) i watą, radzenie sobie (również plasterkami) z bólem głowy, siusianie do nocnika, prawie celnie... Chłopiec zdążył jeszcze wytrzeć podłogę spodniami od piżamy i zanieść pełny nocnik do rodziców. Do sypialni. Na łóżko. Duma! Taki samodzielny! Potem jeszcze chwilę porządził w kuchni - zgniótł trochę płatków i wylał sok, pozbierał resztki szufelką, ubrudził górę od piżamy i poszedł ją uprać. Zrobił nieco za dużo piany... No to umył zlew i lustro. I zęby. Ale to już pastą. Nos też pastą. Potem postanowił się ubrać i tak się zmęczył, że zasnął.




Wiecie co? Tyle się wydarzyło, ale jestem pewna, że cała akcja zamyka się w 15 minutach. Idealny scenariusz do krótkiej animacji! Rodzice spali, a Samo... samodzielny był, towarzyszyła mu w tym kotka Kluska. Nie mam w domu trzylatka, nie wiem, jak zareagowałby na książkę o Samo. Niespełna dwulatek na razie w nosie ma tak "długie" fabuły, sześciolatka rechocze w głos, a i ja trzęsę się od śmiechu. Fajny ten nowy duet Stanecka / Samojlik.



Samo dzielny Wstaje sam
tekst: Zofia Stanecka, ilustracje: Tomasz Samojlik
Wydawnictwo Egmont KLIK

PS Na końcu książki umieszczone są wskazówki dla rodziców, jak wspierać trzylatka i co powinien umieć. Jest też strona do pokolorowania. W serii - do tej pory - ukazały się dwa tytuły KLIK.



Historie kuchenne (kontynuacja)

$
0
0
Krach. W kuchni. Znacie to? Mnie dopada regularnie. Nie tyle męczy mnie gotowanie, co cała ta logistyka. Wymyśl obiad, sprawdź czy masz składniki, kup. I pomnóż te wszystkie czynności przez siedem. Dni. I kolejne siedem. Kolejne... Miewam dni, kiedy naprawdę uda mi się wyszukać i przygotować coś ciekawego i takie, kiedy jęczę do telefonu, że trzeba kupić pierogi... Brałabym dyżury przy żelazku, podwójne nawet, jeśli ktoś chciałby w zamian organizować mi zdrowe obiady. Ale lasu rąk nie widzę ;)



Przepisy wynalezione w internecie upycham po zakładkach. Po kilku miesiącach okazuje się, że wypróbowałam kilka i te - jeśli zasłużyły - przepisuję do kuchennego zeszytu. Mimo wszystko preferuje książki kucharskie, ale... Wcale nie jest mi łatwo znaleźć książki kucharskie, w których przepisy nie będą przekombinowane a składniki zbyt wyszukane. I żeby jeszcze ładna była! Na mojej półce Na moim blacie wciąż króluje Jadłonomia, jest też jabłkowa pozycja Liski, Alfabet ciast i Ciasta, ciastka i takie tam. Ostatnio dołączyła pozycja Julity Bator Zamień chemię na jedzenie i Gotuj zdrowo dla dzieci Darii Ładochy. 
O tej ostatniej pozycji dzisiaj :) Podobno była jakaś ogólnopolska akcja i konkurs... Tak czytam. Że na stronie MiniMini+ się działo. Że celem była "promocja zbilansowanej diety maluchów i wzrost świadomości i wiedzy rodziców na temat prawidłowego żywienia dzieci w wieku przedszkolnym". I w tej książce są między innymi najlepsze przepisy nadsyłane na konkurs, ale przede wszystkim pomysły na posiłki Darii Ładochy. Rzecz się dzieje niesłychana. Zazwyczaj najpierw czytam bloga, by później kupić książkę jego autorki. Tym razem jest na odwrót - z okładki książki dowiaduję się, że autorka prowadzi bloga Mamałyga. Nie znałam, nie wiedziałam, nie kojarzyłam - jeszcze nie zdecydowałam, czy będę się tym przejmować ;)





Wracając do książki - 85 przepisów podzielonych na grupy: śniadania, przekąski, obiad, podwieczorek, kolacja. Faktycznie zdrowo, prosto i pysznie. Pomyślałam, że nie napiszę o książce, póki nie wypróbuję choć kilku przepisów. Ambitnie chciałam zdjęcia potraw zrobić... Okazało się, że nie będę blogerką kulinarną. Po prostu. Potrawy/ciasta - wyszły. Sesje - nie. No nie i koniec. Ale szybkie ciasto cynamonowe - przepyszne! I jak pachnie! Muffiny jajeczne - świetne (choć Ewa nie dała się nabrać, że ta cukinia to ogórek ;)) Ryż smażony z warzywami, muffiny z żurawiną czy choćby zapomniany przez mnie omlet biszkoptowy - jak do tej pory gotuję/piekę bez wtopy :) To nie jest pozycja, która zrewolucjonizuje kuchnie polskie, ale na krach, na taką codzienną załamkę przy otwartej lodówce - działa. Jest różnorodnie, są ładne zdjęcia, składniki nie są wymyślne. Korzystam.
Viewing all 654 articles
Browse latest View live