Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

O dzieciach, które kochają książki*

$
0
0



Dlaczego nie mieli domu i mieszkali w przyczepie? Telewizora też nie mieli, samochodu również... To jak ta przyczepa tam? Skąd? Dlaczego pozbyli się wszystkich książek, kiedy zaczęło brakować miejsca? To było niemądre! Oddali je? Sprzedali? I jak, do diaska, doszło do tego, że rodzice byli zdziwieni książką wypożyczoną przez Lusię z biblioteki? Nie znali takiej instytucji? I ostatnie pytanie. Ostatnia dyskusja. - Myślę, że to księgarnia - mówi Ewa. - Ja myślę, że to biblioteka, no bo zobacz - nie mieli miejsca i pozbyli się książek, czy znowu chcieliby doprowadzić do takiej samej sytuacji? Myślę, że ta książka to trochę pochwała bibliotek - twierdzę ja. Ale ona wie swoje, według niej poszli do księgarni.




O dzieciach, które kochają książki (tekst i ilustracje: Peter Carnavas, tłumaczenie: Ewa Chmielewska-Tomczak, Wydawnictwo Adamada KLIK) to niewielka książeczka z małą ilością tekstu. Mało tekstu, ale dużo pytań. Jakieś kwestie, które dorosły mógłby uznać za absurdalne, u dzieci po prostu budzą ciekawość. I rodzi się temat do rozmowy. I nie miejcie nadziei, że książka za Was na te wszystkie pytania odpowie :) Sami się gimnastykujcie (jak i ja musiałam). Najkrócej mówiąc, według mnie, ta książka to opowieść o tym, że czytanie może wypełnić pustkę, że zbliża, że leczy, że rodzinne czytanie jest fajne. Po prostu. No i to pochwała biblioteki. Ale Ewka się ze mną nie zgadza...


* choć bardziej - o RODZINIE, która kochała książki ;)

Ahoj, piraci! Ahoj, przygodo!*

$
0
0

Poszarzało, mgły przyszły, jakby bardziej mokro i na pewno trochę zimniej. No i ciemność nadchodzi szybciej... To co? Wyjmujemy gry! Rozsypujemy puzzle! Chlapiemy farbami! Ahoj, przygodo!
Nowa propozycja od Wydawnictwa Egmont przyszła w samą porę. Stęskniliśmy się już za wspólnym czasem nad planszą i nie mogliśmy się doczekać rozgrywek. Wieczorem przeczytaliśmy instrukcję Ahoj, piraci! i rozłożyliśmy planszę. Wyjęliśmy pionki. I wtedy się zaczęło... Wojtek niczym tornado wpadł na stół (sic!) i porwał wszystkie statki. Bo musicie wiedzieć, że mocną stroną gier z Egmontu są właśnie pionki - w tym konkretnym przypadku: drewniane statki. Kapitan Wojtek przejął wszystkie i zatopił paluchy w skarbach. I tak zakończyła się rozgrywka. Niestety.




Czy można nam się dziwić, że na wiadomość o wyjeździe chłopaków na weekend zareagowałyśmy entuzjastycznie? W planach były puzzle, gry i wszystkie-rzeczy-których-nie-można-robić-z-Wojtkiem. Jadłyśmy też czekoladę, choć akurat przy tej czynności Wojtek wspaniale współpracuje. Póki ma po jednej kostce w każdej łapie i co najmniej dwie w buzi... Oczywiście. I pojechali. A my ponownie rozłożyłyśmy planszę.



W skrócie - gra polega na tym, by wypłynąć z portu i wrócić do niego z łupem. Żeby nie było tak prosto, aby wygrać trzeba mieć w porcie co najmniej dziewięć skarbów, ale statek może przewozić ich maksymalnie siedem. Żegluje między wyspami, a symbole na nich wskazują, ile może lub MUSI załadować skarbów. Bywa, że statek jest przeładowany i się wywraca, tracąc większość skarbów. Bywa, że drugi statek czyha na jego skarby. Czasami pojawia się tornado... Są emocje! Ale, ale - ale nie podczas rozgrywki w dwie osoby. Kurczę, no! Tak czekałyśmy na rozgrywkę i zabrakło nam jednej osoby do lepszej zabawy. Gra w dwie osoby traci dynamikę, ci piraci wtedy tacy uprzejmi, mieszczą się na jednym polu, abordaże takie sporadyczne. Czekamy na kolejne rozgrywki, póki co w trójkę; pewnie wieczorową porą, jak pirat Wojtek odleci, znaczy się odpłynie ;)
Ale ogólnie - fajna. Plansza z ruchomą strzałką, cztery drewniane statki z miejscem na skarby (jakie ćwiczenie dla małych paluszków - to ładowanie skarbów), 64 krążki skarbów, znacznik tornada (z maluchami można grać bez opcji tornada) i drewniana kostka. Statki przeżyły atak pirata, mimo że ten próbował wyrwać im żagle. Są solidne, podobnie jak akcesoria do gry w Dzielne myszki.


* W temacie piratów - Ewa to fanka Rabarbara, animacji Jake i piraci z Nibylandii oraz matematycznych zagadek w opowieściach z Bractwa-piractwa :)

Świąteczna Basia

$
0
0



Skoro mamy już listopad - to już prawie Święta, tak? Ja tam już wybiegam myślami w stronę grudnia. Troszkę po to, by ten zazwyczaj szary i zimny listopad ocieplić, odczarować, mniej słyszeć, że to najgorszy miesiąc w roku. Proszę Państwa! Listopad jest super! To w listopadzie zarywam noc, by kleić kalendarz adwentowy (choć czasem - często? - jest to ostatni dzień miesiąca ;)), to w listopadzie szukam pomysłów na prezenty gwiazdkowe. I wreszcie - listopad 2016 przyniesie mi powrót ładu i dobrej organizacji. Tak postanowiłam. I już.



Ładną cegłę na Mikołajki ktoś zamawiał? To proszę - pierwsza propozycja. Nowa Basia*. Inna. Zaskakująca. Choć przecież taka znajoma. Format ten sam, ale tym razem nie mamy do czynienia z tak znajomą czerwoną okładką. Aksamitna okładka ze złotymi gwiazdkami kryje w sobie dwa elementy. Świąteczną opowieść o rodzinie Basi i nawiązujące do tej opowieści plansze do kreatywnej zabawy (16 plansz zawierających 68 zwierząt, paśnik i zagrodę do samodzielnego złożenia oraz sześć arkuszy naklejek do ozdabiania zwierząt). Za ilustracje odpowiada, jak zwykle, Marianna Oklejak, zatem chyba nie muszę więcej mówić o części kreatywnej. Ja i Ewa nie zgłaszamy żadnych uwag :) Zwierzaki nam się podobają, grubość stron jest dobrze dopasowana (na tyle miękkie, że sześciolatka sama szaleje z nożyczkami i na tyle sztywne, że zwierzaki w wersji stojącej - trzymają pion).




Tekst. Z tą Basią to jest tak, że każdy ma jakieś ulubione części i te, które jakby mniej podeszły, jakby rzadziej są brane do czytania. I reguły żadnej nie ma, w każdym domu jest inaczej. Bardzo mnie ciekawi odzew na część Basia i zwierzaki. Oto za dwa dni Boże Narodzenie, tata Basi idzie na dyżur, mama zostaje w domu z ambitnymi planami - gotowanie, sprzątanie, trochę pracy przy komputerze i ogarnięcie swojej gromadki, oczywiście. Czujecie co nastąpi? Ja od razu czułam. Z życia wzięte... Kuchnia zmienia się w pobojowisko, mama wybucha, dzieci płaczą, drżą im wargi, robią się czerwone. Matko, jak ja rozumiem mamę Basi. Sama co roku zaliczam ten punkt programu. Kiedy zapominam, że bardzo lubię grudzień i te przygotowania. Kiedy jestem zmęczona i - cyk - przypominam odbezpieczony granat. Znacie to? W każdym razie - mama Basi odpuszcza. Rzuca wszystko, by wycinać z dziećmi papierowe zwierzaki. By rozmawiać. By być. I by powiedzieć dzieciom na przykład, że w czasie świąt każdy może się cieszyć na swój sposób. Życzę sobie tego w tym roku, żebym umiała trochę odpuścić, żeby ta poprzeczka nie była tak cholernie wysoko. A do Basi i zwierzaków będziemy często wracać. Tyle emocji w niej. I takie piękne wzruszenie na końcu, że aż się chce od razu włączyć kolędy i patrzeć na powoli padający śnieg (marzy mi się ten śnieg na koniec grudnia...).


Wady? Cena wydawcy to... Siedzicie? ;) 49,99. Dużo. Zwłaszcza, że seria o Basi przyzwyczaiła nas do naprawdę miłych cen. I że jednak spora część tej księgi to wycinanki. I wciąż nie wiem, jak się ta twarda okładka zachowa, jak znikną z niej wszystkie strony z wykrojami zwierząt, bo to nieuniknione... Domyślam się, że może się wyginać, przesuwać. No nie wiem. Ale warto i tak. Zamówić od Świętego Mikołaja lub poszukać samemu w lepszej cenie (Aros - 32,49, Gigant - 33,99, Bonito - 37,49, Nieprzeczytane - 31,84).


* O Basi pisałam już wiele razy... Ale jeśli jakimś cudem spotykacie się z nią po raz pierwszy - zerknijcie na inne moje wpisy o książkach z tą bohaterką:Basia i taniec, Basia i wyprawa do lasu, Basia i remont, Basia i przedszkole, Basiomania, Basia uczy i bawiBasia i piłka nożna, Basia i pieniądze, Basia i wolność, Basia i przyjaciele.

OGŁOSZENIE DROBNE Basiomaniacy mogą już zacierać rączki - w 2017 pojawi się Basia i biblioteka :)

Raz, dwa, trzy. Trylogia sztywniaczków

$
0
0
Jakby wczoraj - a przecież to w sierpniu było - zachwycałam się pierwszą książką z serii RAZ/DWA/TRZY wydaną przez Widnokrąg. Aktualnie w sprzedaży jest już cała trylogia tych kartonowych książeczek. Tom drugi to Raz, DWA, trzy - słyszymy - wprowadzający dziecko w świat wyrazów dźwiękonaśladowczych; natomiast tom trzeci Raz, dwa, TRZY - mówimy - wspiera naukę i rozwój mowy u dwu- i trzylatków. Za ilustracje i teksty we wszystkich książkach serii odpowiada Joanna Bartosik. Patrzcie i cieszcie oko. Ta trylogia to kawał dobrej roboty.











PS Czuję wewnętrzną potrzebę skomentowania tej serii trochę inaczej niż zwykle. To chyba mój pierwszy taki raz. Wybaczcie. Muszę. Oto co myślę:



NieKsiążki #14

$
0
0
Co robi Ewa w szkolnej stołówce, kiedy nie je obiadu. Krzyżówki rozwiązuje! Wespół. Najpierw z jednym kolegą, a teraz to już ponoć kolejka bywa i zasada silniejszego łokcia obowiązuje. Hit stołówki - krzyżówki obrazkowe. Zgadują hasła i wpisują je w odpowiednie rubryczki na zmianę. Ołówkiem. Czasem coś wymazują, robią rozkoszne błędy ortograficzne, niekiedy zostawiają puste pole i Ewa szuka pomocy u mnie. Szaleni krzyżówkowicze :)
Krzyżówki obrazkowe (napisała: Aleksandra Golecka-Mazur, Wydawnictwo Adamada, aktualnie trzy części) - kryją w sobie dwa rodzaje krzyżówek i odpowiedzi (które ja od razu wycięłam i podkleiłam strony taśmą, by zeszyt się nie rozpadał). Są krzyżówki bardziej tradycyjne z oznaczonym numerkiem obrazkiem i wskazanym miejscem w diagramie i te, w których znamy hasło, lecz nie wiemy, gdzie należy je wpisać - taka trochę Jolka dla najmłodszych ;) Jest przejrzyście, kratki krzyżówki są duże, jest czytelnie, hasła są zilustrowane fotografiami. Pierwszoklasiści dają radę i mają frajdę :) Cena u wydawcy to 8,90 (Aros - 5,79, Bonito 6,68, Nieprzeczytane - 5,47, Czytam - 5,81). 





 
Drugą propozycję podpowiedziała mi w wakacje (już nie tylko internetowa ;)) koleżanka. Dziękuję! Technopol Częstochowa wydaje miesięcznik dla dzieci "Co to?" I chyba nie muszę pisać, że graficznie to nie do końca moja bajka? ;) Ale - zadania są zróżnicowane i ciekawe, a ich samodzielne rozwiązywanie, przynosi Ewie sporo radości i satysfakcji. Zeszyty można kupić w kioskach, salonach prasowych, stoiskach z prasą. Cena - 3,80 (około 40 zadań).






NieKsiążki to cykl poświęcony zeszytom kreatywnym - ciekawym kolorowankom, zeszytom z zadaniami i naklejankom. Wszystkie odcinki cyklu można znaleźć tu KLIK.

Sezon na Wirusy

$
0
0

Och, gdybym była bardziej przebojowa - wpis o tej książce ukazałby się ponad tydzień temu, kiedy to wirusy różnej maści faktycznie męczyły moją rodzinę. Tyle że one były tak mało spektakularne, takie pospolite, nudne. Żadnej efektownej wysypki, nic nie spuchło i nie swędziało. Ot, niewysoka gorączka i jakieś wymiotki (jak mawia Ewa). Odpuściliśmy zatem prezentowanie książki na rzecz drzemek pod kocem, dogadzania sobie i przedawkowania filmów animowanych. Jak to w chorobie.
Nasze wirusy były nudnawe, ale te Wirusy (tekst: Ewa i Natalia Karpińskie, ilustracje: Joanna Lenart, Wydawnictwo Przygotowalnia) są świetne! No nie na tyle, bym chciała odtwarzać wszystkie w domowych warunkach... Ale czytać o nich, oglądać, jak zmieniają ciało i w końcu wymądrzać się na ich temat każdemu napotkanemu człowiekowi? To możemy zrobić. W drużynie są: różyczka, ospa wietrzna, świnka, choroba bostońska, opryszczka, grypa żołądkowa i odra. Wirusy mówią za siebie. No dosłownie. każdy wirus opowiada o sobie.
Jestem mały, ale bardzo zaraźliwy i wyjątkowo złośliwy. Nazywam się wirus rota, czyli rotawirus. Grypa żołądkowa to moja sprawka. Jeśli masz gorące czoło oraz ręce i nóżki, boli cię głowa i czujesz jakby w twoim brzuszku buszowało stado dzikich słoni, to na pewno się do ciebie przyczepiłem. (...)
Wirusy mówią nam, kiedy atakują, jak poznać, z kim mamy do czynienia, jak przebiega leczenie i co można zrobić, żeby nie zachorować.







Książka jest niewielkich rozmiarów, w twardej oprawie, strony mocowane są na sprężynie. Między zwykłymi kartkami są folie* z nadrukiem, dzięki nim możemy zobaczyć zmiany naszego ciała, które spowodowane są działaniem konkretnych wirusów. Fajne to. Tak jak i pomysł na temat książki. Większość dzieci znajomych (ale i moje, osobiste ;)) lubuje się w opowieściach o chorobach, swoich czy rodziców, im więcej detali, tym większa frajda. Ogromnie się cieszę, że jak do tej pory (tfu, tfuuuu oraz bleee i fuj) uniknęliśmy owsików i wszy ;)


* Taka folia to akurat dla nas nie nowość, mamy upolowaną przez dziadków na Flohmarkcie książkę Die Farbe, gdzie folie pokazują m.in. wynik łączenia kolorów :) 

PS Na stronie wydawnictwa można również kupić wirusy w wersji pluszowej. Nie ma to jak przytulić się przed snem do wirusa bostonki... ;) Są też wirusowe otulacze, koszulki czy torby.

Halo Poznań! Ale Kino!

$
0
0

No to teraz wszyscy (którzy mieszkają w Poznaniu lub mają wielką ochotę odwiedzić to urocze miasto) otwierają kalendarz książkowy, stają przy jego ściennej wersji, włączają odpowiednią aplikację w telefonie i wpisują. 27 listopada - 4 grudnia 2016. Można zakreślać, pogrubiać, nakleić kwiatka i narysować ramkę. Albo na mapie zaznaczyć pinezkami - Multikino 51, CK Zamek i Scena Wspólna. I koniecznie zarezerwować czas. Na 34. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!








Program, który możecie przeglądać filtrując go na przykład wiekiem dziecka lub blokiem tematycznym, znajdziecie tu KLIK. Bilety są w bardzo miłych cenach - najdroższe kosztują 8 zł, średnie 5 zł, najtańsze 1 zł. Od wczoraj można je kupować i naprawdę nie ma co czekać do ostatniej chwili (dostępne w kasach lub on-line na bilety24.pl). Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony internetowej organizatora Festiwalu :)

PS Taka mała podpowiedź, może i Wy skorzystacie... Ostatnie cztery dni Festiwalu wypadają w grudniu... Wiecie już, co mam na myśli? Kalendarz adwentowy! Bilety do kina jako prezent. Ja już mam. Bilety na wyjście z Ewą i rezerwację na seans z Wojtkiem. Ale będzie! Ale Kino!

Jedyne takie mapy

$
0
0




Wcale się nie dziwię, że Wydawnictwo Dwie Siostry postanowiło świętować swoje dziesiąte urodziny między innymi specjalnym wydaniem Map (tekst i ilustracje: Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Wydawnictwo Dwie Siostry). To według mnie najlepsza książka popularnonaukowa dla dzieci (bo chyba atlas, szczególnie taki, można zaliczyć do literatury popularnonaukowej? czy to bardziej literatura stosowana? dobra, już nie będę bardziej wnikać ;)). Chciałam napisać jakiś okres czasu, ostatnie dziesięć lat, ale... Właściwie nie, zostawię to tak jak jest. Najlepsza książka popularnonaukowa dla dzieci. Dla dzieci i dorosłych. Dla rodziny. To moja opinia, ale chyba kilka osób też ją podziela... ;) Mapy to międzynarodowy bestseller, wydany łącznie w ponad dwóch milionach egzemplarzy w 25 krajach. Serce rośnie, gdy podczas zagranicznych wojaży w witrynie księgarni dojrzy się tę wielką książkę. Nasze to! Nasz duet autorów, nasze wydawnictwo! Duma.
Pierwsza edycja Map ukazała się w 2012, aktualnie można kupić zarówno tamto wydanie, jak i nową, edycję pomarańczową, która zawiera mapy 16 dodatkowych krajów (Argentyna, Dania, Estonia, Gruzja, Irlandia, Korea Południowa, Litwa, Łotwa, Norwegia, Portugalia, Słowacja, Tajwan, Turcja, Ukraina, Węgry oraz Wietnam). Nakład wydania jest limitowany - po jego wyczerpaniu wydawnictwo nie przewiduje dodruków. Po cichu liczę, że po tym jak nakład się wyczerpie, Dwie Siostry jednak wydadzą te 16 map w formie pewnego rodzaju suplementu, dodatku, dopowiedzenia dla tych, którzy mają pierwsze Mapy i nie widzieli potrzeby/nie mieli budżetu, by zakupić edycję pomarańczową. Co myślicie?







A Mapy - niezależnie od edycji - to długie godziny zabawy, planowania podróży, czytania ciekawostek, poznawania miejsc, w których się było lub będzie, podróżowania palcem... Mapy to miks tradycyjnego atlasu geograficznego, ale i przewodnika, atlasu zwierząt, rożnego rodzaju słowników, książki obrazkowej i encyklopedii. Może i nie zmieszczą się do podręcznego bagażu. Są wielkie i ciężkie. Taaakie nieporęczne. Ale świetne. Jedyne takie. Bardzo polecamy :)

Nasz egzemplarz limitowanej edycji otrzymaliśmy od sklepu Natuli KLIK, w którego ofercie znajdziecie nie tylko świetne książki, ale i zabawki, akcesoria związane z dziećmi i zdrową żywność. Dziękujemy za wspaniały prezent :)





6 lat - urodziny otymze.pl

$
0
0

205, 417, 411, 763, 534, 706. Setki zdjęć, złapanych min, pierwszych razów. A przecież to tylko wybór z pewnej całości. Fragmenty życia Ewulczity. W ilu kadrach zostanie zatrzymana do swoich pierwszych urodzin? Pojęcia nie mam. Pojęcie mam za to, jak trudno z tych setek zdjęć wybrać po kilkanaście z każdego miesiąca. Bo taki jest zamysł na ewkowy album. K I L K A N A Ś C I E zdjęć z każdego miesiąca. Diabeł stworzył aparat cyfrowy, pojemne karty pamięci aparatu i jeszcze pojemniejsze dyski w komputerze. Brak ograniczeń w 36 klatkach (a czasem nawet 40, jak klisza pozwoliła) zupełnie mnie rozpuścił. Ale czy wróciłabym teraz do analogowego aparatu, zupełnie porzucając cyfrowy? NIGDY. I tak to siedzę i patrzę na zdjęcia. Nie że tak nagle mnie naszło i w listopadowy dzień myślę o przemijaniu. Nie, nie, nie... W TV pojawiły się świąteczne reklamy Wiadomego-Napoju, zatem coraz bliżej święta, coraz bliżej święta... Niedługo w Trójce zabrzmi karpiowa piosenka, a ja przebudzę się z gulą w gardle i bolesną świadomością, że w temacie prezentów jestem w malinowej dupie. - W tym roku tak nie będzie! - krzyknę raźno i umilknę zastanawiając się, skąd znam ten okrzyk... Z ubiegłego roku? :)
Siebie cytuje, ale numer! To wpis sprzed sześciu lat. Dokładnie z 13 listopada 2010. Pierwszy wpis tutaj. KLIK. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, w którą stronę pójdzie ta moja pisanina. Trochę pamiętniczkowałam, ale mi przeszło... Jeszcze w listopadzie, tym sześć lat temu, zaczęłam pisać o książkach. Pierwszy wpis był... No sami zobaczcie KLIK. Taki formalny, jakbym na siłę chciała recenzję pisać. Czas pokazał, że żebym czuła się dobrze i u siebie - nie mogą mnie uwierać jakieś ramy, zasady pisania recenzji, reguły itd. My się po prostu spotykamy nad książką. Ja, moje dzieci, Wy. Nachylamy się nad nią. Czasem się rozpiszę, innym razem zupełnie nie. Zawsze zależy mi na tym, by na zdjęciach było mniej więcej widać, ile jest tekstu, jakie są ilustracje. Zależy mi, bo często sama tego szukam w internecie. Niektóre wydawnictwa mają na swoich WWW opcję - zobacz fragment. I bardzo to lubię. Jak nie ma - szukam grafik i najczęściej podglądy znajduję na blogach :)
Minęło sześć lat. Listopad stał się dla mnie miesiącem powrotu do regularności. Jeszcze nie wiem, czy to taki zryw związany z tym, że przeczuwam koniec... Nie zaraz, nie teraz. Ale za rok, jesienią - jak wszystko pójdzie dobrze z Wojtkową aklimatyzacją w przedszkolu - będę pracować więcej i częściej. Taką mam nadzieję ;) I nie wiem, co będzie z tym miejscem. Czas pokaże. Na razie świętuję. W tym roku bez konkursu, bo jakoś tak się utarło, że duże konkursy organizuję co dwa lata. Rok temu był, w tym roku jest kameralnie. Dmucham po prostu świeczki i życzę sobie... Was tutaj :) I jeszcze pięknych książek. I zapału do blogowania. I łaskawości Wojtka, gdy chcę coś dopisać czy opublikować ;) I chciałabym nowy aparat. I będę miała, choć sama nie wiem kiedy. No. To kolejnego roku dla otymze.pl!

PS A jutro - w ramach świętowania - będzie wpis o wydawnictwach (i mojej wiedzy o nich) sześć lat temu i dzisiaj :)

Wczoraj i dziś (wydawnictwa)

$
0
0

Wiecie co pamiętam z moich pierwszych poznańskich targów książki? Pana Maluśkiewicza i to, że książkę kupowałam od jednej z Dwóch (trzech) Sióstr. I że - jak zwykle - miałam ograniczony budżet i tak trochę się wahałam. No ale! Butenko! Tuwim! Ten format! I jeszcze uwaga, że kończy się nakład. Kupiłam. Mam. Nie dam! ;)
A jakby cofnąć się wcześniej (uczciwie uprzedzam, że mogę się powtarzać)... Kilka dni po zdaniu matury stwierdziłam, że w sumie to chciałabym gdzieś pracować. I tak szłam z mamą i mówiłam, że w sumie to tu bym chciała, w tej księgarni. Weszłyśmy. Ja w dżinsach i zielonej koszuli w kratkę. Nazajutrz zaczynałam. I pracowałam tam w każde wakacje, weekendy, okresy przedświąteczne... Bardzo miło wspominam. Szczególnie inwentaryzacje podczas których wyżerałam czekoladowe cukierki z ogromnej choinki ;) To było fajne miejsce z dobrą ekipą... Książki dla dzieci zajmowały dwa stoły pod oknem, kilka niewysokich regalików przy ścianie i dodatkowe półki przy podręcznikach - lektury szkolne. Nie było to trudne do ogarnięcia. Lektury - wydawnictwo Greg, dla małych dzieci wydawała Wilga, ale też Podsiedlik-Raniowski i S-ka (teraz to chyba Publicat), Egmont - jeśli dobrze kojarzę - specjalizował się w książkach z disnejowskimi ilustracjami, była też Zielona Sowa, Media Rodzina, Siedmioróg... Kupiłam sobie wtedy Nie kończącą się historię z Siedmiorogu (bodajże 2001 rok). Nie jest to najładniej wydana książka na mojej półce ;) Zwróciłam uwagę na wydawnictwo Ezop i Muchomor. Choć wtedy jeszcze literatura dla dzieci nie była mi specjalnie bliska... Minęło kilka lat, zmieniłam pracę, znowu zmieniłam, przeprowadziłam się, znowu się przeprowadziłam, urodziła się Ewa. Moje pierwsze zakupy książkowe dla niej bywały różne. Kupiłam kilka naprawdę brzydkich książek (nie, nie znajdziecie ich na otymze.pl ;)), takich co nawet głupio powiedzieć, że zostały WYDANE. Ktoś po prostu coś wydrukował i skleił do kupy. Tak było. Ale zaczęłam się interesować tym, co dzieje się w temacie - książka dla dzieci. I wciąż nie poświęcam temu tyle czasu, ile bym chciała, ale gdybym miała taką propozycję pracy - żeby orientować się w tym, co i kto wydaje - to mogę zacząć jutro. Gdzieś tego Wojtka upchnę na szybko ;)
Ile ja tam wymieniłam tych wydawnictw przed chwilą? Jakoś koło dziesięciu. Mamy rok 2016 i muszę/chcę ogarniać nieco więcej. Zerkam/zerkałam na (alfabetycznie):

A
Adamada
Afera
Agora
Akapit-Press
Aksjomat
Albus
Alegoria
Alfabet
Amea
Arkady

B
Babaryba
Bajka
BIS
Bona
Buchmann (Grupa Wydawnicza Foksal)
Burda Książki

C
Centrala
Centrum Edukacji Dziecięcej (Publicat)
Chybaryba
Czarna Owieczka
Czerwony Konik
Czuły Barbarzyńca
CzyTam

D
Debit
Dreams
Dwie Siostry
Dookoła Świata
Dragon

E
Egmont
Eneduerabe
Entliczek
Ezop

F
Format

G
GWP

H
Hokus-Pokus

I
Ilustratornia
IUVI

J
Jaguar
Jedność
Jung-off-ska
Jupi

K
Kocur Bury
Krytyka Polityczna
Kultura Gniewu
Kwiaty Orientu

L
Literackie 
Literatura
Literówka

Ł
Ładne Halo
Łajka

M
Mac
Mamania
Mała Kurka
Media Rodzina
Mila
Mobuki
Muchomor
Multico
Muza

N
Namas
Nasza Księgarnia
National Geographic
Nisza

O
Oculino
Oficyna Wydawnicza G&P
Oficyna Wydawnicza Oryginały
Olesiejuk
Ongrys

P
Papierówka
Papilon (Publicat)
Poławiacze Pereł
Poradnia K
Powergraph
Prószyński i S-ka
Pryzmat
Przygotowalnia

R
Raducha

S
Siedmioróg
Skrzat
Stentor

T
Tadam
Tako
Tashka
Tatarak

W
WAB(Grupa Wydawnicza Foksal)
WAM
Warstwy
Widnokrąg
Wilga (Grupa Wydawnicza Foksal)
Wydawnictwo Poznańskie
Wytwórnia

Z
Zakamarki
Zielona Sowa
Znak
Zysk

I to wcale nie są wszystkie wydawnictwa, które mają w swojej ofercie (tylko lub między innymi) książki dla dzieci... :) Naprawdę. Ogarniacie? ;)

PS Miało być zdjęcie z tej mojej księgarni, ale noc nastała a ja nie mam skanera. Jutro poszukam i dorzucę na koniec wpisu :)

Księżniczki, kucyki, magiczne zwierzątka

$
0
0
Do trzeciego roku życia Ewy miałam stuprocentową kontrolę nad jej półką z książkami. Taki był ze mnie strażnik książek. Za wybory w 95 procentach odpowiadałam ja, pozostałe typy... też zazwyczaj miałam pod kontrolą. Choć przyznaję - mało kto miał odwagę kupować Ewie książkę. Strach się wychylać, skoro strażnik czuwa ;)
A potem przyszło przedszkole, grupa rówieśników, więcej reklam telewizyjnych, gazetek reklamowych itp. Świat wyciągnął łapska po moją Ewę, a ja znoszę to zmniejszą lub większą pokorą. I robię swoje. Kiedy ona wypożycza kolejną część przygód jakiegoś magicznego zwierzątka, ja chwytam np. Babcię na jabłoni. Książki czytamy dwie. Jej i moją. Ona opowiada, co polecają jej koleżanki, ja zostawiam na ławie coś, co mi wpadło w oko. Przejdzie obojętnie? Nie, nie przejdzie. Weźmie, otworzy, podczyta, poogląda. Robię swoje.





Tymczasem My Little Pony wciąż na tapecie. Bardziej figurki i artykuły papiernicze, mniej animowany serial czy komiks (no dobra, nie przyznałam się jej, że są również komiksy). Kupuje raz w miesiącu magazyn, za swoje pieniądze. Pilnuje, kiedy pojawia się nowy numer i bierze udział w konkursach plastycznych (nic nie wygrywa, ale nie traci nadziei). Jej kolekcja figurek to mieszanina dodatków do magazynu "Mój Kucyk Pony" i te, które ukazały się w serii Teczka z prezentem. A teraz... Teraz ma My Little Pony Kalendarz 2017. I ten 2016 zupełnie jej już zbrzydł! ;)






Kartkuje, czyta opisy świąt (bo tam są takie specjalne, związane z byciem kucykiem, wiecie-rozumiecie ;)), planuje, co tam będzie zapisywać, czyta ciekawostki i porady. Cienka okładka, niewielki, poręczny format. Oczekuje na biurku na akcję - wpisywanie urodzin i imienin i na swoją kolej - na razie aktualnym pozostaje kalendarz z ilustracjami Rotraut Susanne Berner. Ja w jej wieku nie miałam żadnego kalendarza, a potem to już kilka lat Kalendarz Szalonego Małolata, kto pamięta?






Z kolei Złotą księgą bajek do słuchania. Księżniczki* to ja dwie pieczenie na jednym ogniu. A może nawet i trzy. Trochę nadrabiamy te disnejowskie panny, bo okazuje się, że nie widziałyśmy wszystkich filmów animowanych związanych z księżniczkami. Zatem to nawet dobrze, że opowieści w tej książce takie oszczędne, takie hasłowe nawet. Wybaczamy, szczególnie, że w wersji audio słuchamy je w wykonaniu Anny Dymnej i Marii Seweryn. Znaczy się ja słuchałam raz, ona włącza sobie regularnie. Włącza i otwiera książkę. A ja wtedy myk, a ja wtedy na paluszkach... ;)
Dość gruby, ale niewielki kwadrat, okładka zintegrowana. Zawiera sześć bajek związanych z księżniczkami - do oglądania, czytania i słuchania (do książki dołączona jest płyta CD).





  * pierwszy raz mam problem ze znalezieniem konkretnej książki w sklepie wydawnictwa. Tym razem linkuje do czytam.pl

PS Wpis dedykuję wszystkim, którzy piszą do mnie wiadomości, że moje dzieci to same takie mądre książki, takie ładne, a ich... kicz, plastik, fantastik ;) Taaa. Jasne. Róbcie swoje, jako i ja robię :)

A w grudniu będę...

$
0
0
...bardzo zmęczona. Bardzo! Każdy dzień będę zamykać spektakularnym upadkiem twarzą w poduszkę. Otwierać z kolei - na pewno, na bank, na 200 proc. - zespołem niedootwartego oka. Jak już zrzucę te nogi z łóżka i nie trafię w kapcie (zimna podłoga, auć, auć, auć!), jak poszuram w kierunku jeszcze pustej śniadaniówki. Będę wzdychać i powłóczyć. Wszystkim. Ciemno za oknem, ciemno wszędzie, czajnik taki zmęczony, ledwie gwiżdże. Ja taka marudząca... Albo i nie.


Bo ta poduszka, w którą upadnę (zasypiając w locie) - skrywać będzie uśmiech. I rano faktycznie będę miała problem z otwarciem oczu, jak zawsze. Ale będę też czekać - aż ona wstanie i bosa przytupta w okolice parapetu szukając odpowiedniej choinki w kalendarzu adwentowym. Bo ona bardzo czeka! Na pierwszy dzień grudnia, na pierwszą choinkę i na... szukanki. W kalendarzu ukryta jest karteczka a na niej np. pralka. To ona biegiem do pralki. W pralce kolejna karteczka, tym razem narysowane są kalosze. Galop do przedpokoju. W kaloszu znowu rysunek. Z garnkiem. Z szufladą z majtkami. Z konkretną książką. Im więcej punktów na trasie, tym większa zabawa. Na końcu szukanki czasami drobiazg, innym razem książkowy konkret. I ja sobie będę czerpać z tej jej codziennej radości. Z ich radości, bo coś czuję, że w tym roku udzieli się i Wojtkowi. Będzie biegał z piskiem za siostrą (oddalam myśl o bitwie o podarunki, oddalam, oddycham głęboko). Będę czerpać z ich radości. Łychą wielką. I będę celebrować. Odliczać. Czekać. Bo to czekanie jest właśnie najlepsze.



Będę czekać robiąc kartki, wycinając pierniczki i przypalając tylko jedną blachę, lukrując pół stołu. Będę czekać czytając wszystkie świąteczne książki, które już za moment wyjmę z szafy. Będę czekać przeglądając zdjęcia. Nasza najnowsza fotoksiążka Printu to album, w którym poupychałam mnóstwo kadrów z kończącego się niebawem roku. Album bardzo specjalny. Niby taki zwykły, taki zabałaganiony, wypełniony mniej lub bardziej udanymi zdjęciami. A tak naprawdę - bardzo ważny. On odczarowuje ten 2016. Tłoczą się w nim zdjęcia bardzo radosnych wydarzeń, wielkich zmian, małych radości. Tak się tłoczą, że prawie można przegapić... Tylko bardzo wnikliwie przyglądające się oko wyłapie, że bywało ciężko. Ja jeszcze pamiętam. Ale każda podróż od okładki do okładki oddala mnie od wspomnień gorszych dni. Hej, ale bywało kolorowo! Ależ dużo się wydarzyło! A jakie wakacje mieliśmy udane! I na zakończeniu przedszkola Ewa tak ładnie występowała. W szkole taka uśmiechnięta. I te ewolucja jej uśmiechu! Naprawdę przez chwilę była szczerbata! ;)








Ale teraz przeglądam propozycje zadań do kalendarza adwentowego i tak jak w ubiegłym roku bardzo ostrożnie wybieram kilka. Nie dam się. Nie zrobię sobie grudnia wypełnionego wyrzutami, że miałam to, tamto i jeszcze owamto. Że nie zdążyłam. Że nie tak miało być. Mam już część prezentów, kompletuje pozostałe, kalendarz będzie ten sam. Część konkretnych porządków już za mną. Bo w grudniu to ja będę celebrować. Odliczać. Czekać. Bo to czekanie jest właśnie najlepsze.


PS I tradycyjnie - jeśli marzy się Wam taka fotoksiążka, która odczarowuje Wasz rok 2016, tutaj dla Was zniżka 40% na fotoksiążki :)

Kalendarze (coraz bliżej święta)

$
0
0
U mnie są w cyklu dwuletnim. Kalendarze. I króluje papier. Pewnie dlatego, że nie umiem szyć, szydełkować, robić na drutach... Za to lubię kleić, wycinać, papiery oglądać. 2016 to druga odsłona choinek na parapecie. Wcześniej były przez dwa lata domki, jeszcze wcześniej choinka z pudełek po zapałkach. Jeśli przygotowujecie kalendarze - śmiało pochwalcie się zdjęciem (czy to na FB w komentarzu czy linkiem do bloga :)). A jeśli nie macie kalendarza, ale chcielibyście jakiś przygotować - jest jeszcze czas. Może skorzystacie z jednej z moich propozycji? :)

 1  /  2  /  3
 
 1  /  2  /  3  /  4 


1  /  2  /  3  /  4  

A jeśli Wam mało propozycji, patrzcie na to KLIK :) 

PS I pamiętajcie, by w kalendarzu jedno miejsce zostawić na akcję Robótka 2016 KLIK 
 


Zapytaj taty

$
0
0
Myślę, że ostatnio to jest najbardziej nadużywana przeze mnie kwestia (i jeszcze: - Nie skacz na kanapie. Oraz: - Nie mlaskaj. A także: - Nie trzaskaj drzwiami). I jakoś tak naturalnie wyszło, że w temacie zagadnień związanych z fizyką, chemią, matematyką (a ostatnio także gry na pianinie, bo nic nie rozumiem z tych nutek, literek i taktów) - odsyłam do taty. "Tata będzie wiedział.""Jak wróci tata, to zapytamy.""Nie wiem, ale może tata?"* Chyba że... Chyba że jest dobry moment i czas na szukanie odpowiedzi w książce. Ostatnio sprawdzałyśmy razem pisownię wyrazu "księżniczka" w słowniku ortograficznym. Nie takim on-line! Takiej tradycyjnej cegle, wielkiej, ciężkiej i po brzegi najeżonej: u, ó, ż, rz, ch i h ;) Okazało się, że jednak pisze się przez ż. Książka nam tak powiedziała.



Żeby tak nie biegać między encyklopediami, podręcznikami i różnymi książkami popularnonaukowymi, powstała książka Jak to możliwe?Autorką tekstu jest Kathy Wollard, za ilustracje odpowiada Debra Solomon (Wydawnictwo Prószyński i S-ka). Jednak książka nie powstałaby, gdyby dzieci nie zadawały pytań :) Dzieci z całego świata! 175 pytań, które przesyłały dzieci do autorki rubryki Jak to możliwe?, ukazującej się na łamach amerykańskiego dziennika "Newsdays". 175 pytań i odpowiedzi podzielonych na siedem działów:
1. Sztuczki ze światłem i dźwiękiem,
2. Niewidzialne siły, niewidoczne cząstki,
3. Wielki kosmos,
4. Nasza planeta,
5. Jaka jest pogoda?,
6. Świat zwierząt (i roślin),
7. Wszystko o mnie (i o tobie).




Można zatem przeglądać interesującą nas aktualnie tematykę, można czytać wyrywkowo i można - cieszy mnie to bardzo, często brakuje tego elementu w książkach popularnonaukowych dla dzieci - sprawdzać hasła wg indeksu. Jedyne, co mnie w tej publikacji niepokoi - to połączenie ponad 400 stron i klejonego grzbietu pod cienką okładką. Czas pokaże, czy ten klej wytrzyma częste przeglądanie...


Napisałabym, że polecam ciekawskim dzieciakom, ale to przecież bardzo rodzinna rozrywka, czytanie takiej książki. Jeśli, oczywiście, nie macie w małym paluszku wiedzy dotyczącej wszystkich tych zagadnień. Ja nie mam. Ja najpierw szczerze odpowiadam, że nie wiem, a potem idziemy szukać odpowiedzi. Albo czekamy na tatę... ;)

* Za to w temacie prac plastycznych i ortografii... Jestem! I tylko bardzo muszę się pilnować, by - szczególnie przy wszelkiego rodzaju rękodziełach - widać było jej samodzielność ;)

Święta dzieci z dachów

$
0
0

Chwilę przed północą, na moment przed pierwszym grudnia, z pociągu wysiada troje dzieci. To Mago, Stella i Issa. Właśnie uciekli z domu dziecka. Stoją w ogromnym holu dworca w Sztokholmie i rozglądają się. Mago liczy, że niebawem zajmie się nimi jej tata, właściciel kopalni złota w Afryce Południowej. Pisze do niego listy, bardzo dużo listów. Tymczasem na dworcu spotykają grubego staruszka, żebraka, który zbiera na jedzenie...



Tak to się wszystko zaczyna. Wielka przygoda trójki uciekinierów. Dom dziecka, ucieczka, żebrak, bezdomne dzieci, głód, jakby tego było mało - pojawia się także temat przemocy, picia rodziców... Nie dajcie się zwieść, nie dajcie się wystraszyć. Mimo że niektóre tematy są tak ciężkie, że nie sposób zostawić ich bez wieczornej rozmowy z dzieckiem i utulenia go do snu - to naprawdę piękna, ciepła opowieść. O miłości, przyjaźni, wolności i wierze.


 
Ilustracje trochę takie ciemne, odrobinę niepokojące. Nie każdy je polubi. Przy pierwszym czytaniu pomyślałam, że jednak wolę te z Cebulki. Ale kiedy już zamknęłam książkę, wzruszona opowieścią  doszłam do wniosku, że wszystko tu jest na miejscu. Te ilustracje do tej historii pasują. Niby straszno, niby smutno, ale w powietrzu unosi się zapach kakao, szafranowych bułeczek, zupy z dzikiej róży (z bitą śmietaną i migdałowymi ciasteczkami!), ryżu na mleku z cynamonem. A do soku wrzucane są rodzynki :) Wydawać by się mogło, że z tymi wszystkimi tematami będzie niewygodnie, ale jest... przytulnie, bardzo przytulnie.



Na początku są tylko te dzieci, nowe w mieście. I dzieci z dachów - cała banda brudnych, często głodnych, w podartych ubraniach. Ale od razu wiadomo, że nic się nie dzieje bez przyczyny, że to spotkanie, ten przyjazd do Sztokholmu to początek. Nie, nie będę Wam streszczać fabuły. Przygotujcie się na odrobinę świątecznej magii (spotkacie Buske, Hyske i Fnyske - trzy skrzaty z lasów na Północy, dowiecie się, gdzie ostatnio spędzali czas napowierzni bieguni), trochę literackich odniesień (Karlsson, czy pojawi się tam Karlsson?), nawet na zagadkę kryminalną bądźcie gotowi (i kombinujcie, dedukujcie, rozmawiajcie)! I przede wszystkim na dobre zakończenie. Nie mogło być inaczej...


Święta dzieci z dachów, tekst: Mårten Sandén, ilustracje: Lina Bodén, tłumaczenie: Agnieszka Stróżyk, Wydawnictwo Zakamarki KLIK. Spora (25 x 27 cm) książka w twardej oprawie z 24 rozdziałami - do czytania w grudniu, jeśli wystarczy silnej woli - po jednym rozdziale dziennie ;)

PS 1/24 Tym wpisem nieśmiało rozpoczynam grudniowy cykl #kalendarzotymze, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - codziennie, aż do Wigilii, będzie pojawiać się nowy wpis.

Gang fałszywych Mikołajów (NieKsiążki #15)

$
0
0
Ej, patrzcie na to! Naprawdę mam chęć kiwnąć na Was ręką, żebyście się nachylili, spojrzeli. Łokciem bym Was nawet szturchała, brodą wskazując niektóre detale. I boki zrywając. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam, może i coś w tym stylu... Ale nie takie, i nie świąteczne!



Co my tu mamy? Zeszyt, całkiem spory (29,7 x 21  cm, 56 stron), w nim opowieść w idealnych proporcjach narysowaną i nie dorysowaną. Bo chodzi o to, by w stopce - prócz Niki Jaworowskiej-Duchlińskiej - znalazło się nazwisko/portret dziecka (mniej lub bardziej dorosłego - domyślacie się, że trochę Ewce zazdroszczę?). Dziecka, które staje się współautorem nie tylko ilustracji, ale i ogólnie - fabuły. Mało tego! Jest również wakat detektywa. I żeby szybciej młodego człowieka wprowadzić w obowiązki - na samym początku pojawia się słowniczek (a w nim: dedukcja, rebus, śledztwo, rekonstrukcja, dochodzenie itd., itp.). A jak już wszystko jest jasne - zaczyna się zabawa. Bo musicie wiedzieć, że na świecie grasuje gang fałszywych Mikołajów. Prawdziwi z nich hultaje! Zimą podszywają się pod Mikołaja, wiosną przebierają się za tę pannę od topienia w rzece, latem za robaczki świętojańskie, jesienią za dynie... Na dodatek - nie szanują przyrody i śmiecą. W każdym razie - trzeba ich znaleźć, zdemaskować i ukarać.


Każda rozkładówka ma jakiś punkt zaczepienia, fragment historii, zadanie mniej lub bardziej konkretne. Strony wypełniają fragmenty reniferów, bałwanów i Mikołajów. Jest pole do wypełnienia. I pole do popisu ;) I jeszcze trzeba założyć, że straci się trochę czasu na śmichy-chichy. No bo weź tu człowieku rysuj według takich wskazówek:
Ubierz ponownie Renifery! Renifer po lewej ma 32 zęby, a Renifer po prawej 34 w tym jeden złamany na pierniku sprzed 5 lat.
Dorysuj oczy oraz zęby, wszystkie zdrowe, różnej wielkości, więcej informacji na górze strony.
Ja już widzę - oczyma duszy - to, co się wydarzy na tej stronie. To będzie czyste szaleństwo, te stada zębów. I ciekawe, który będzie złamany! :) Nie mogę się doczekać Ewkowych ilustracji! Myślicie, że pozwoli mi uczestniczyć w tworzeniu? Zawsze mogę zostać asystentką detektywki!





Gang fałszywych Mikołajów, tekst i ilustracje: Nika Jaworowska-Duchlińska (oraz Ty, Ty, jeszcze Ty, Ewa, ja...), Wydawnictwo Widnokrąg KLIK. Nie znalazłam informacji, jakiej gramatury jest użyty w tym zeszycie papier, ale - moim zdaniem - jest wystarczająco gruby, na tyle, że przeżyje również atak pisakami/flamastrami/mazakami.

PS 2/24 To już drugi wpis z grudniowego cyklu #kalendarzotymze. Wojtek robił wczoraj wszystko, bym nie miała czasu usiąść przy komputerze, ale dałam radę. Po 22.00 już byłam wolna ;D I jeszcze, ku pamięci, NieKsiążki to cykl poświęcony zeszytom kreatywnym - ciekawym kolorowankom, zeszytom z zadaniami i naklejankom. Wszystkie odcinki cyklu można znaleźć tu KLIK

Pikotek chce być odkryty

$
0
0

Gdybym miała rozdawać jakieś tytuły, książkom z naszych półek przyznawać nagrody w kategoriach NAJ - to byłaby zdecydowanie NAJdłuższa książka 2016 roku... Siedem metrów książki. Siedmiometrowa ilustracja. Złożona w harmonijkę. 



Nie mogę się powstrzymać i wstawiam tutaj kącik edukacyjny. Taki format - harmonijki, to inaczej leporello, czyli rodzaj publikacji poligraficznej "w postaci arkusza (lub wstęgi) grubego papieru lub kartonu, kilkakrotnie, równolegle, naprzemiennie złamywanego do postaci harmonijki. Format leporello jest stosowany w ulotkach, folderach, programach, prospektach itp."*


W tej definicji jest również napisane, że to publikacja bezoprawowa, tymczasem Pikotek chce być odkryty (autor: Tomasz Samojlik, Wydawnictwo Widnokrąg KLIK) to harmonijka, ale zamknięta w twardej oprawie. I słusznie, bo ta gigantyczna rozkładówka wydrukowana jest na dość cienkim papierze, co powoduje, że na przykład szalonym dwulatkom bym Pikotka nie sprezentowała. I to jedyny problem, jaki mam z tą książką. Że muszę nadzorować jej przeglądanie, gdy Wojtek jest w pobliżu... Czyli problem mam z dwulatkiem, nie z książką ;)



Pikotek to nieznane nauce zwierzątko leśne (trochę większe od jeża, czerwone futerko, długi ogon z pętelką), którego marzeniem jest zostać odkrytym. Przez siedem metrów ilustracji Pikotek wędruje przez las i pyta wszystkich, czy wiedzą kim jest. Można śledzić losy Pikotka, ale nie tylko, bo w lesie wiele się dzieje. Historii mnóstwo, ale słów zero. Zwierzaki rozmawiają za pomocą dymków z piktogramami. Gdyby ktoś narzekał na warunki mieszkaniowe, które uniemożliwiają oglądanie przygód Pikotka - książkę można oglądać w formie rozłożonej lub złożonej - przeglądanie jest bardzo wygodne, tym bardziej, że harmonijka jest zadrukowana jednostronnie. No ale jeśli chce się uzyskać efekt podwójnego ŁAŁ - to lepiej rozłożyć :)


Dodam tylko, że między okładkami Pikotka, mimo że słów brak, kryje się mnóstwo informacji o leśnym życiu i historii do opowiedzenia. Niektóre są bardzo zabawne :)

* za Wikipedią KLIK

PS 3/24 Zdjęcia do trzeciego wpisu z grudniowego cyklu #kalendarzotymze były robione w październiku. Taki tam mały poślizg ;)

W domu, w dziczy, na ulicy

$
0
0
Skoro wczoraj była NAJdłuższa książka 2016 roku (z naszych półek), dziś czas na NAJgrubszego sztywniaczka goszczącego w naszym domu. W domu, w dziczy, na ulicy to kartonowy słownik obrazkowy dla maluchów, z uroczymi ilustracjami słynnej holenderskiej graficzki - Fiep Westendorp. Cieszą moje oko te ilustracje, bardzo je lubię. Próbuję nacieszyć się nimi podwójnie - ubolewając, że niestety nie mam ilustrowanej przez Westendorp a wydanej przez Wydawnictwo Hokus-Pokus książki Pluk z wieżyczki (którą aktualnie można kupić tylko w serwisie aukcyjnym za około 150 zł). No sami zobaczcie...











4/24 W kolejnym odcinku grudniowego cyklu #kalendarzotymze występuje książka kartonowa W domu, w dziczy, na ulicy (Fiep Westendorp, z języka niderlandzkiego przełożyła Jadwiga Jędryas, Wydawnictwo Dwie Siostry KLIK), w której na aż 50 stronach zebrano wybrane ilustracje z twórczości Fiep Westendorp.

Czajniczek

$
0
0
Ja wiem, że to takie mało wygodne, że nie wciśnie się do bagażu podręcznego, spod poduszki będzie wystawać, nie ma szans, by weszło - nawet do tej największej - torebki! Co poradzę, że mam wielką słabość do dużego formatu? Za moich czasów... format o połowę mniejszy robił na mnie kolosalne wrażenie! I tak mi zostało. Nie złoszczę się, że książka nie mieści się na półce, cieszę się, że jak nad rozkładówką nachylają się dwie płowe główki, to i ja coś dojrzę, nie wszystko mi zasłonią.




Czajniczek (autor: Etsuko Watanabe, tłumaczenie z języka francuskiego* Iwona Baturo, Wydawnictwo Dragon KLIK, FB KLIK, twarda oprawa ze złoceniami, 285 x 365 mm) to opowieść o małej Biance, którą mama wysłała na zakupy po czajniczek. Jeśli myślicie, że Bianka po prostu wyszła z domu, pokonała ulicę lub dwie, weszła do sklepu i czajniczek kupiła - jesteście w błędzie. Wędrówka dziewczynki zaczyna się na wzgórzu nad doliną, trasa przebiega przez las, nad rzeką (po której można pływać na liściu), przez ogromne drzewo, zamek żabiego króla, grzbiet dinozaura... Wiecie, że w tym wyliczaniu nie doszłam jeszcze nawet do połowy? A Bianka wciąż wędruje! Spotyka różne stworzenia i pomaga im jak tylko umie. A one pomagają jej. Ale kiedy dociera do sklepu z czajniczkami okazuje się, że ma za mało pieniędzy, by kupić jeden. Potem wpada do dziury, która jest wejściem do Podziemnego Hotelu, pokonuje labirynt i spotyka olbrzyma, który ma czajniczek na sprzedaż. I przeżywa jeszcze wiele przygód, by ostatecznie wrócić do domu z niewielkim, zgrabnym czajniczkiem, zostawiając za sobą pana, który był bardzo smutny, ale dzięki spotkaniu z Bianką - jego los może się odmienić. Trochę to wszystko brzmi jak sen szaleńca, prawda? Ale gwarantuję Wam, że każdy z nas chciałby mieć kiedyś taki sen. Kolorowy, pełen przygód, z dobrym zakończeniem.




I wiecie - kiedyś obserwowałam na ulicy małego chłopca, chyba niewiele starszego od Ewy, który - tak sobie myślę - wracał samodzielnie ze szkoły. Szedł dwa kroki, robił jakieś tajemnicze obroty, coś tam sobie wyliczał i mówił do siebie, by za chwilę poprawić tornister i żwawo ruszyć w znanym sobie kierunku. Myślę, że właśnie wędrował przez podobną krainę, w której była Bianka. Wiwat wyobraźnia, chwała marzycielom! :)



5/24 #kalendarzotymze - myślałam, że po książce NAJdłuższej i NAJgrubszym sztywniaczku będzie książka NAJwiększa. Naprawdę byłam pewna, że Czajniczek jest większy od Map z Dwóch Sióstr! Nie jest. Jest tego samego formatu :) I obie te książki są... mniejsze od dużego wydania Pana Maluśkiewicza! Na podium stoi zatem Pan Maluśkiewicz i wieloryb, zaraz za nim Czajniczek, Mapy oraz Pod ziemią, pod wodą.

* autorka książki pochodzi z Japonii, ale mieszka we Francji.

Zima, Święta, książki

$
0
0


Cały rok większość tych książek mieszka w szafie i dopiero na początku grudnia, kiedy je wyciągam, dociera do mnie, ile tego przez sześć lat się nazbierało! Książki zimowe, książki świąteczne... Niekwestionowanym liderem w tej tematyce są Zakamarki. Zaczynaliśmy od O zimie, chwilę później były Zimowa wyprawa Ollego, Patrz, Madika, pada śnieg!, Boże Narodzenie w Bullerbyn... Każdego roku przybywa jeden, dwa, czasami nawet trzy tytuły. Stosik rośnie. A w nim, od dołu:

Gąska Zuzia i pierwsza gwiazdka
Basia i zwierzaki
Święta dzieci z dachów
Prezent dla Cebulki
Patrz, Madika, pada śnieg!
Zimowa wyprawa Ollego
Yeti
O zimie
Boże Narodzenie w Bullerbyn
Skrzat nie śpi
Wigilia Misia i Tygryska
Basia i Boże Narodzenie
Basia i narty
Weihnachten im Winterwald
O Mikołaju, który zgubił prezenty 
Choinka
Filomena. Bajka na dobranoc

Sezon świąteczno-zimowy 2016 przyniósł kolejne tytuły. Zeszyt kreatywny Gang fałszywych Mikołajów, nieco zapomnianą przez nas Kicię Kocię (pisałam o niej TU), tym razem w wersji zimowej i świątecznego Alberta, którego przegapiłam, kiedy Ewka przerzuciła się na Lassego i Maję ;) Cieszą mnie te powroty do wcześniej poznanych bohaterów, Wojtek korzysta podwójnie, bo teraz także Ewa mu czyta :)



Co cieszy Alberta?, tekst i ilustracje: Gunilla Bergström, tłumaczenie: Katarzyna Skalska,
Wydawnictwo Zakamarki KLIK



Kicia Kocia. Zima, tekst i ilustracje: Anita Głowińska, Wydawnictwo Media Rodzina KLIK

Czy temat zimowo-świątecznych książek uważam za wyczerpany? A skąd! Gdybym mogła - zaprosiłabym jeszcze do domu:


1  /  2  /  3  /  4


5  /  6  /  7  /  8


9  /  10  /  11  /  12

PS Czy odcinek 6/24 cyklu #kalendarzotymze mógł wyglądać inaczej? :) Co czytacie? :)
Viewing all 654 articles
Browse latest View live