Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Ala ma kota

$
0
0
15 marca 2017 roku poznamy wyniki drugiej edycji konkursu Jasnowidze. Ten międzynarodowy - cykliczny, organizowany co dwa lata - konkurs na projekt ilustrowanej książki dla dzieci to sprawka Wydawnictwa Dwie Siostry. W tym roku jury wybiera wśród 380 projektów, które zostały nadesłane z 34 krajów. Aż 280 projektów jest z Polski. Czekam na wyniki, cierpliwie czekam, przeglądając książkę Ala ma kota. A Ali?, projekt nagrodzony przez jury Wydawnictwa przy okazji pierwszej edycji konkursu.
"Ala ma kota" - czy to zdanie było pierwszym do samodzielnego czytania w moim elementarzu? Nie pamiętam. Ale gdyby ktoś zapytał, chyba tak bym odpowiedziała. Ala ma kota. "To Ola i mama" - takie zdanie pojawia się w szkolnym podręczniku Ewy. Takim wydaniu broszurowym, elementarzu podzielonym na części. - A gdyby to od ciebie zależało, Ewa? Jakie pierwsze zdanie czytałyby dzieci? - zapytałam znienacka. Odpowiedziała błyskawicznie: - Ola je ogórka.



Ala ma kota. A Ali?Zdanka pierwsza klasa (tekst: Jolanta Nowaczyk, ilustracje: Daria Solak, Wydawnictwo Dwie Siostry) to podróż przez elementarze z różnych stron świata. 25 państw, 25 rozkładówek - kraj, oryginalny zapis zdania, tłumaczenie na język polski, ilustracja. Niewielka książka, niewiele tekstu, ale wiele tematów do omówienia, pytań do zadania, powodów, by wyjąć atlas i śmiechu przy próbie czytania w obcym języku (- Mamo, mamo, wiem, jak są wiśnie po japońsku! SAKURA!).





 
Bardzo mi się podoba ten pomysł na książkę i jego realizacja. Wiecie, jakie jest pierwsze zdanie w elementarzu w Australii? "Kot usiadł na wycieraczce". A w Tanzanii? "Dzisiaj czytamy książkę". Wspaniale! Dzisiaj czytamy książkę. Jakie to proste. To chyba moje ulubione zdanie w tym przewodniku po elementarzach :)




Komiksy. Wierzchołek

$
0
0
Z komiksami to mam tak, że im więcej o nich czytam, im więcej ich poznaję - tym większą mam  świadomość o mojej niewiedzy. Widzę jakiś wierzchołek, który jest jednym z wielu! Dodatkowo jest mgła, smog, pełne zachmurzenie i akurat leci sterowiec. Tyle widzę. Malutką część. I jeszcze - zanim Ewa nauczyła się samodzielnie czytać - miałam ogromny problem z czytaniem komiksów na głos (o czym pisałam TU i TU, naprawdę mam z tym problem)! I właściwie dopiero teraz, malutkimi kroczkami, wchodzimy w świat komiksów. Nie czytam na głos. Ona czyta sama, ja czytam sama, Wojtek przegląda. A co czytamy?
 





Tim i Miki: W Krainie Psikusów (scenariusz: Dominik Szcześniak, rysunki: Piotr Nowacki, kolor: Sebastian Skrobol, Wydawnictwo Ongrys). Historia mrożąca krew w żyłach! Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której znikają wszyscy rodzice małych dzieci? No chyba że ta historia dzieje się w krainie, w której wszystko jest na opak, wtedy ta historia jest... rozgrzewająca?
Za szafą a dokładnie między szafą a ścianą i pod parapetem. Dokładnie tam jest przejście do niesamowitego świata - Krainy Psikusów/Krainy Na Opak. Właśnie tam wybierają się Tim i Miki. I tam spotykają Kapitana Marszczybrewkę, który wcale nie jest straszny; napadają ich buziakowcy, którzy mieli być najbardziej przerażający z przerażających, ale nie są... Ale nie będę tu opisywać każdej rozkładówki. Powiem tylko, że podczas lektury czułam się jak na seansie dobrej animacji. Wiecie, niby oglądacie to samo, co dzieci, ale doświadczenie i wiedza sprawia, że widzicie więcej. Śmiejecie się nawet częściej niż dzieci - na przykład wyłapując różne nawiązania (Lord Valdemar, Frodo Baggins, Kermit w kolejce do Ośmiornicy Weroniki itd.). Świetnie się bawiliśmy w miejscu, gdzie wszystko jest na opak :)





Pippi się wprowadza i inne komiksy oraz Pippi zawsze sobie poradzi i inne komiksy (tekst: Astrid Lindgren, ilustracje: Ingrid Vang Nyman, tłumaczenie: Anna Węgleńska, Wydawnictwo Zakamarki). Tej pani to ja chyba nie muszę przedstawiać... O Pippi czytamy od... 2013 roku KLIK. Tylko teraz przerzuciłyśmy się na komiksy, które powstały w latach 1957-1959 i były publikowane w odcinkach w szwedzkim czasopiśmie dla dzieci. Zakamarki wydały już dwa z trzech tomów komiksów, zawierających ponad 30 historyjek o najsilniejszej dziewczynce świata. Historyjki bazują na opowiadaniach z wydanych wcześniej książek.




Yerp (scenariusz i rysunki: Piotr Nowacki, okładka: Piotr Nowacki/Łukasz Mazur, Pokembry) to komiks bez słów, komiks niemy. Na dodatek cały, prócz okładki, jest czarno-biały. Czy taki zabieg powoduje, że komiks staje się mniej atrakcyjny dla małego odbiorcy? Bynajmniej. Mały odbiorca nie zamyka paszczy dopowiadając dialogi. Mały odbiorca siedzi na dłoniach, żeby: 1. nie narysować ołówkiem 2B chmurek dialogowych i nie wypełnić go swoimi krzywulcami, 2. nie połamać miliona kredek podczas kolorowania każdej rozkładówki. Czy mały człowiek ma problem z tym, że przygody małego kosmity bywają nieco abstrakcyjne? Nie, nie ma.                          



Hilda i Nocny Olbrzym (autor: Luke Pearson, tłumaczenie: Hubert Brychczyński, Centrala) to komiks, do którego Ewa dojrzewała latami (tak, wiem, jak śmiesznie to brzmi w przypadku prawie siedmiolatki). O ile ja pokochałam Hildę od pierwszego wejrzenia (i to wydanie! PRZEPIĘKNE! kolory, mieniący się, materiałowy grzbiet, wszystko!), o tyle Ewa odczuwała przy lekturze tak duży niepokój, że na dłuższy moment odłożyliśmy komiks na wyższą półkę. Do czasu. Witamy Hildę z powrotem. Minęły ponad trzy lata od pierwszej lektury o Hildzie. Trudno się dziwić Ewce, że trochę się bała podczas lektury - mała dziewczynka mieszka z mamą w chatce pośrodku magicznej krainy pełnej dziwnych stworzeń, nęka ją Nocny Olbrzym, a niewidzialne karzełki chcą ją wyeksmitować z własnego domu. Tak to się zaczyna. Nie powiem, jak kończy. Ogromna przyjemność z lektury, bardzo polecam. Hilda i Nocny Olbrzym to tom drugi przygód tej dziewczynki. Do tej pory Centrala wydała cztery tomy tego pięknego komiksu.   

A jeśli chcecie więcej komiksów, dużo więcej, to odsyłam do ludzi, którzy wiedzą dużo więcej ode mnie. Na przykład do Macieja, który prowadzi Kopiec kretaKLIK a na FB fan page Są komiksy dla dzieciKLIK. Ale też do Marty, Staśka i BrataKLIK (nie tylko komiksy!).

PS Zdjęcia do tego wpisu powstały we wrześniu 2016, zapisałam jego wersję roboczą i zupełnie zapomniałam o publikacji...

Dzień dobry, poczta!

$
0
0



Na dźwięk dzwonka, kiedy przez domofon upewnię się, że to listonosz, Wojtek nie kryje entuzjazmu. Stoi w progu, wisi na klamce, piszczy. W urzędzie pocztowym Ewa skupiona kreśli po ulotce, nie pozwalam jej zużywać czystych druków pocztowych, ale zupełnie jej to nie przeszkadza - adresuje skrawki papieru, rysuje znaczki. Moje dzieci są zdecydowanie pocztolubne. Właściwie to nie znam dzieci, które nie lubiłyby zabawy w pocztę. Sama zawsze marzyłam o grze Mała poczta...
Dzień dobry, poczta! (tekst i ilustracje: Marianne Dubuc, tłumaczenie: Magdalena Wanielista, Wydawnictwo Entliczek) to opowieść o jednym dniu pracy Pana Listomysza. Jest poniedziałek, Pan Listomysz pakuje na wózeczek pokaźnych rozmiarów stertę przesyłek i wyrusza w drogę. Na nudę raczej nie narzeka - jego rejon jest bardzo zróżnicowany. Wdrapuje się na drzewa do Ptaków, zostawia paczki zwierzętom mieszkającym pod ziemią, odwiedza mokry dom rodziny Krokodyli, nurkuje do Koralowców, trochę marznie u Pingwinów... Odwiedza naprawdę dużo domów, a my możemy do każdego z nich zaglądnąć. Urocza książka pełna zabawnych szczegółów. Niby tylko 32 strony, ale spędza się nad nimi sporo czasu. A potem można się iść bawić. W pocztę.






PS Inna "pocztowa" książka, którą lubimy to - Zagadkowa koperta listonosza ArturaKLIK. Z niej pochodzą znaczki, które wciąż wykorzystujemy (oszczędzamy!) do zabawy.

Super zwierzaki

$
0
0


 
Korciło mnie, by tak zostawić. Bez słowa wstępu, bez wyjaśnienia. Szkoda tylko, że nie widziałabym Waszych min ;) Zatem - tytułem wstępu. Tekst poniżej napisała Ewa, lat 6,5. Siedziała przy komputerze z książką Super zwierzaki (Raphael Martin, Guillaume Planevin, tłumaczenie: Joanna Józefowicz-Pacuła, Wydawnictwo Babaryba) i opisywała ją. Bo chciała, bo bardzo jej się ta książka - przedstawiająca zwierzaki niczym superbohaterów, posiadających supermoce - podoba. 
Tego popołudnia nauczyła się, że komputer podkreśla błędy na czerwono i że nie jest nieomylny, bo na przykład nie zna żaby kokoa, nie akceptuje określenia "krokuś" na krokodyla i uparcie podkreśla "włosiastość" pająka ;) Czytała mi ten swój tekst, wielce z siebie zadowolona, zaśmiewając się do rozpuku. Wysłuchałam. Perlistego śmiechu również. Nie potrafię określić, ile z tego zrozumiałam... Ale... Może Wy ogarniecie tę recenzję lepiej? Oto i ona:
oho nadchodzi lew. Wielki drapieżnik. książka opowiada o tym jak zwierzęta są super bohaterami. raz-dwa i już mają pożywienie.Lubie czytać tę książkę. Bo jest  bardzo ciekawa.  rooaar ryczy lew. aaaaaaa  krzyczą  ofiary. bójcie się łososie nadchodzi niedźwiedź  stojąc 3 metrowy. psy uciekajcie krokuś  jest głodny. halo rekin radio się pyta co pod wodą bo nie wie co powiedzieć w radiu  orki!!!przyjdzie nowa orka. cześć twardy przyjacielu hipopotam żyje50 lat. trąba w górę słoniu! 4m.? 20km/h? 15 gramów błękitny największy na świecie. ooo bardzo szybki kot. onager uciekaj pociąg. skacz kangur. antylopa je zieleninę? szybko leć! aaa idzie włosiasty  pirania bzdura  wasza wysokość ! aaaaaaaaaaa  wampir!!!         myszko idzie lis! aaaaa mam szczura w domu! ooo 8 ramienna aaaaa sieć! 6kg.? aaaa płynie osa! aaa płynie kolec  aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaAAAAAAAAAAAAAA  KOKOA  OTRUJE  [a więc widzicie jak to  jest]  




 
 PS Niezależnie od poziomu przejrzystości tego tekstu, od błędów, od wszystkiego - chyba da się wyczuć, że ta naszpikowana ciekawostkami książka bardzo jej się podoba?

Księga Ludensona

$
0
0


Podczas lektury - po raz pierwszy od długiego czasu - świadomość, że te wspólne czytanie teraz ma więcej literek a mniej ilustracji, nie uderzyła mnie boleśnie. Bynajmniej. Na stronie 223 przeczytałam coś, o czym niby wiedziałam, ale przez dłuższy moment tak skupiłam się na żalu za tymi wszystkimi pięknie ilustrowanymi pozycjami, że zapomniałam się cieszyć tym, co tuż przed nami. A przecież właśnie zaczyna się nasza kolejna, wspaniała przygoda.
...każda, nawet najzwyklejsza książka, gdy zostanie przeczytana w odpowiednim miejscu i czasie, może na zawsze zmienić świat
- przeczytałam. I nie, Księga Ludensona (tekst: Zofia Stanecka, ilustracje: Marianna Oklejak, Wydawnictwo Wilga / Grupa Wydawnicza Foksal) nie jest najzwyklejsza. Zmieniła świat. Nasz prywatny, czytelniczy świat. Jesteśmy na kolejnym poziomie. Możemy czytać grubaśne księgi (ponad 270 stron), w których jest co najmniej szóstka głównych bohaterów, akcja pokazywana jest z różnych perspektyw, równolegle obserwujemy kilka miejsc, dzieje się naprawdę dużo, są przypisy (!) a niektórzy bohaterowie mówią bardzo dziwnym językiem... TYLE się tam dzieje.



W prologu poznajemy rodzinę trolli, jest rok 1806, w pierwszym rozdziale jesteśmy z kolei w Jastrzębiej Górze w roku 2010 - przyjechaliśmy z rodziną Osmołowskich na wakacje do starej willi "Jaskółka". Tak to się wszystko zaczyna.
Nie, Księgi Ludensona się nie czyta, ją się pożera. Najchętniej - jeśli czas i siły pozwolą - w całości, przy jednym posiedzeniu. Góra przy trzech. Przygody, które łączą losy dzieci, trolla, półolbrzyma i bibliotekarki nie pozwalają ot tak odłożyć książki. No bo - co dalej?! Moment, w którym na plaży unosi się piasek... A tu kończy się rozdział. Jak wtedy przestać czytać? Mimo że zaschło w gardle?  Co tam się wydarzy?! Bardzo polecamy dzieciom, których nie wystraszy byle troll, stolem czy olbrzymka; dzieciom, które tylko na chwilę wstrzymają oddech, gdy wystrzeli pistolet; dzieciom, które będą słuchać z otwartą buzią, a potem pójdą do biblioteki sprawdzić, czy nie ma tam żadnej książki z posklejanymi kartkami...


PS Książka jest z 2013 roku, jeszcze można ją znaleźć (na przykład na portalu aukcyjnym) w normalnej cenie. Tak tylko mówię.

Świerszczyk 3/2017

$
0
0


Prawda jest taka, że nie ma drugiego takiego magazynu dla dzieci w Polsce. Przygotowywanego z taką starannością. Pisanego przez Autorów, redagowanego przez Redaktorów i wreszcie - ilustrowanego przez Ilustratorów. Kioskowe wystawy, półki z prasą wypełnione są setkami tytułów kolorowych magazynów dla dzieci. Każda animacja ma swój jeden, dwa tytuły, do większości z nich dołączane są plastikowe gadżety. Wiem to, widzę, daję się naciągnąć lub pozwalam Ewie wydawać swoje pieniądze na te... zabawki. To nie są czasopisma. To takie zabawki z kolorową ulotką.




Co innego "Świerszczyk".  Ponad 30 stron do czytania, oglądania i zabawy. Cały wachlarz rodzajów literackich - są wiersze, bajki, komiks. Możemy wspólnie uczyć się rysować, rozwiązywać krzyżówki, zadania, szukać szczegółów. Są ILUSTRACJE. Różne i dużo. Można czytać na głos, można oddać czytającemu już dziecku (Ewa jest wielką fanką Kotka Mamrotka). Co dwa tygodnie.



A od stycznia 2017 można też cieszyć się z przynależności do Świerszczykowego Klubu Książkowego i grać w Kwadratową Grę Baśniową. Bo "Świerszczyk" się zmienia. Sporo już widział, od kiedy ukazał się pierwszy numer, a było to 1 maja 1945 roku. Tyle się wydarzyło, a on wciąż jest. Największym sentymentem darzę numery wydawane w latach osiemdziesiątych. To jest mój"Świerszczyk", zupełnie inny od tego, który teraz podczytuje Ewa. Nie gorszy. Inny. A ja, czy mogłam odmówić propozycji przynależności do Rady Czytających Wiedźm? Nie mogłam. Nie chciałam! Bo czuję się zaszczycona. I będę Wam teraz regularnie donosić, co w "Świerszczyku" piszczy. Bo warto. A niebawem zaproszę Was na fanpage Rady, gdzie będzie dużo się działo! I będzie się dużo czytało! Bardzo to lubię i z dziką satysfakcją wpiszę w swoje CV, które planuję niebawem odkurzyć, Radę Czytających Wiedźm :)


PS Każdy numer to inny temat przewodni, aktualny - który możecie kupić jeszcze tylko przez kilka dni - wypełniony jest dinozaurami. A o książce widocznej na pierwszym zdjęciu pisałam tu KLIK.

Moja pierwsza encyklopedia Polski

$
0
0


Jakoś tak zawsze sceptycznie podchodziłam do PIERWSZYCH encyklopedii. Miałam wrażenie, że tych informacji za mało, że takie to wszystko mało pogłębione, że po co to w ogóle i dla kogo. Może lepiej od razu coś obszerniejszego - kalkulowałam i ostatecznie żadnej encyklopedii dla dzieci do domu nie zapraszałam*. Tymczasem trafiła do nas Moja pierwsza encyklopedia Polski (Joanna Kalinowska, Centrum Edukacji Dziecięcej, Wydawnictwo Publicat), która jest dedykowana przedszkolakom... Mam tu w domu kurdupla, który do przedszkola nie chodzi, bardzo poważną, samodzielną pierwszoklasistkę, dwie osoby uważane za dorosłe i kota. Kot z tej książki nie skorzysta**, ale pozostali członkowie rodziny i owszem.




Bardzo fajna ta encyklopedia! Nie tylko porządkuje podstawowe wiadomości o Polsce (symbole narodowe, najważniejsze tradycje, stolica, parki narodowe, polskie krainy, miasta, województwa i ich atrakcje), ale i umila planowanie wyjazdów i wspominanie, gdzie już byliśmy i co widzieliśmy. Ogromnym plusem jest to, że książka po brzegi wypełniona jest fotografiami (ponad 300), które ogląda się z przyjemnością. Wiadomo - to jakiś wybór, dokonany przez osobę czy zespół osób, zawsze można westchnąć, że przy konkretnym mieście mogło być pokazane coś innego. Ja tak - przyznaję szczerze - wzdycham przy rozkładówce z moim rodzinnym miastem - Gorzowem Wielkopolskim. Pajączek? Serio? Musiał znaleźć się w tej książce? ;) No tak wybrali. Nic nie poradzę. Ale to detal, czepiam się po prostu. ODROBINKĘ. Ale już przestaję.




Tekstu jest niewiele. I to bardzo dobrze! Podstawowe wiadomości, nazwy zabytków, ciekawostki, wskazówki dla turystów. To encyklopedia, nie szczegółowy przewodnik. Widzicie te zakładki? Nie są poukładane przypadkowo, "do zdjęcia"... To miejsca, które zamierzamy odwiedzić w tym roku, bo nie wiem jak Wy, ale u nas już sporo wyjazdów zaplanowanych. Trochę już w kwietniu, później czerwiec i na koniec wakacji też mamy plan. Polska. Tradycyjnie już Polska. Kierunek północ, kierunek południe - będzie się działo. Moja pierwsza encyklopedia Polski będzie jeszcze wielokrotnie kartkowana. Nie boję się o nią - to grube tomisko (ponad 220 stron) w twardej oprawie, szyte - niestraszne mu rozginanie, szybkie przeglądanie i inne książkowe aktywności. I coś czuję, że ta książka przyda się jeszcze podczas szkolnej przygody Ewy...

* A nie, jedną mam, obrazkową - dla maluchów.
** Za mała, by na niej spać.

Kawalerka

$
0
0
A dziś taki drobiazg, cacuszko, malutka książeczka mieszcząca się w dłoni. Odrobinę tylko większa od mojego telefonu komórkowego. To książka z mojej półki. Bardzo chciałam ją mieć i w końcu do mnie trafiła. Pomieszkuje w szufladzie, stoi na biurku, jest pod ręką. Historia pana Józka, kawalera mieszkającego w malutkiej kawalerce, przypomina mi nasze pierwsze mieszkanie, spanie na materacu przy lodówce, zamalowywanie groszkowych ścian i ten moment, kiedy w końcu pojawił się stół.
Kawalerka (Weronika Przybylska, Wydawnictwo Dwie Siostry) zdobyła główną nagrodę konkursu JASNOWIDZE na projekt ilustrowanej książki dla dzieci. Zdobyła również moje serce, tym jak pięknie współgra jej format z zawartością, historią i kreską :)









Atlas miast

$
0
0



To taka książka z gatunku rozłożystych, podłogowych, wieloszczegółowych i kuprzygodowych. Bo jak zostać w domu, kiedy świat czeka? A jeśli cały świat trudno myślą ogarnąć - skupmy się na miastach.
Już okładka do mnie krzyczy: - Jedź gdzieś! Zwiedzaj! Kartki kupuj, znaczki naklejaj! I te znaczki z okładki i spisu treści uwielbiam. Mam ogromny sentyment do tych prostokącików. Choć sama ich nie zbierałam, w domu zawsze były klasery, a w nich małe cuda. A jak się trafił zagraniczny znaczek, choćby był ostemplowany - to dopiero było wydarzenie! Niczym mandarynki i butelka coli w święta...


Atlas miast (tekst: Georgia Cherry, ilustracje: Martin Haake, tłumaczenie: Anna Garbal, Wydawnictwo Nasza Księgarnia) prowadzi nas po 30 metropoliach. Każde miasto to osobna rozkładówka, na której prócz informacji o położeniu, języku, fladze i populacji znaleźć można mnóstwo ciekawostek. Są przedstawieni słynni ludzie, znane budynki, ośrodki kultury, lokalne przysmaki, miejsca przyjazne dzieciom. Właśnie to spojrzenie przez pryzmat małych turystów sprawia, że Atlas miast jest taki ciekawy. To nie jest standardowy przewodnik, w nich zazwyczaj pokazane są te same zabytki, punkty do odwiedzenia - trasa wycieczki, na której najmłodsze towarzystwo umiera z nudów i "zalicza" kolejne atrakcje motywowane obiecaną porcją lodów ;) Spójrzmy choćby na Berlin. Są stałe punkty programu - gmach Reichstagu, Brama Brandenburska, Wieża Telewizyjna na Alexanderplatz, ale są też między innymi warsztaty artystyczne w La Bastellerie, propozycja wypożyczenia kajaka na szlaku wodnym, zaproszenie do zabawy w MACHmit!, wycieczki żółtym autobusem nr 100 i zjedzenia (wiadomo!) currywursta. Fajnie! Ciekawie! Zachęcająco! Nic tylko się pakować :)






PS Na każdej rozkładówce jest też zabawa w szukanie. Na przykład na warszawskich stronach trzeba znaleźć pięć wiewiórek, rozkładówka berlińska ukrywa pięć pączków, itd. :)

Świerszczyk 4/2017

$
0
0

Już od jakiegoś czasu JEST! Numer bardzo koci, który sprawił, że moja mała czytelniczka mruczała z zadowolenia. Ja również. Jak tylko zobaczyłam okładkę, tego kota Eli Wasiuczyńskiej... A tak przy okazji zapytam, śledzicie bloga tej ilustratorki? Jeśli nie, koniecznie idźcie zobaczyć, jakie tam smaczki - zarówno w warstwie ilustracyjnej, jak i tekstowej. Szaleństwo. Wskazuje kierunek wycieczki KLIK. Co wrażliwsi mogą zostać przytłoczeni talentami Autorki. Uczciwie uprzedzam. Maluje, wyszywa, wycina, klei, przyszywa, zestawia. Zagarnęła talenty z tuzina osób, no mówię Wam!





A numer czwarty "Świerszczyka" przynosi tradycyjnie sporo lektury, krzyżówkę, różnego rodzaju zadania i kolejny odcinek kursu rysowania, Świerszczykowy Klub Książkowy. Jest super :) Wyczytaliśmy go już wzdłuż i wszerz. Czekamy na kolejny - dostępny w sprzedaży od 1 marca :)
PS Ten numer przyniósł też WZRUSZ. - Patrz, mamo, Natalia Usenko to napisała. Ta od Bractwa-piractwa!
Bardzo to lubię - to, że zwraca uwagę na to, kto jest autorem :)

NieKsiążki #18

$
0
0
Na początek - anegdotka. Ewa stoi przy domowej półce z książkowymi nowościami. - Mamo, czy kojarzysz może nazwisko Skłodowska? - pyta wyszczerzona w uśmiechu. Ja nie dość, że kojarzę, to jeszcze puchnę z dumy. Moja mądra główka! - Uhm - kończy Ewka - Ja też kojarzę. Moja pani z przedszkola miała tak na nazwisko.
Kurtyna.


Cieszy nas bardzo, że Wydawnictwo Widnokrąg dba, by nazwisko Skłodowska nie było zarezerwowane tylko dla pani z przedszkola. Maria Skłodowska-Curie (tekst, ilustracje: Justyna Styszyńska, Wydawnictwo Widnokrąg) to pierwsza książka z serii "IDOL". Wydawnictwo chce pokazać, że nie tylko (strzelam) piosenkarka, piłkarz czy aktorka (?) może być osobą będąca obiektem czyjegoś szczególnego podziwu, graniczącego z kultem (definicja PWN). Pokażmy dzieciom ludzi, którzy "wnieśli wkład do światowej nauki, kultury i sztuki, i którzy mogą być wzorem do naśladowania". Jestem za. Pokażmy. Jeśli się nie uda i Skłodowska-Curie idolką nie zostanie, to i tak ze spotkania z tym kreatywnym zeszytem pozostanie wiedza o jej biografii, informacje o jej osiągnięciach, zabawa z naklejaniem i kolorowaniem oraz pomysł na eksperyment. Fajnie! Podejrzałam na fanpage'u Justyny Styszyńskiej, że kolejny zeszyt z tej serii będzie o Mikołaju Koperniku. Bomba!






A gdyby tak na warsztat wziąć dzieła sztuki? I nie mówię tu o postawieniu dziecka w muzeum przed obrazem i rzuceniu hasła: - Patrz i podziwiaj. Bo czasem trzeba trochę ukierunkować, palcem pokazać, nachylić się nad płótnem. Nauczyć podziwiać. Pan Rama to bohater serii "W ramie". Razem z nim możemy próbować interpretować dzieła. W pierwszym zeszycie serii zatytułowanym Nad wodą (Maria Biardzka, Matylda Dębska, iTON Society Sp. z o.o.) znajdziemy 15 reprodukcji różnych obrazów (m.in. Paula Gauguina, Pietera Bruegla Starszego, Vincenta van Gogha czy Jana Stanisławskiego), mozaikę z Pompei i fresk asyryjski, a do tego kolorowanki, wyklejanki i ćwiczenia logiczne. Wszystko po to, żeby zachęcić dziecka do uważności i refleksji nad dziełem. I by odbywało się to w atmosferze zabawy, by spotkanie ze sztuką było czymś przyjemnym, a nie okraszonym zasadami (nie dotykaj, nie podchodź, nie biegaj). Bardzo interesując propozycja, nie tylko dla dzieci :) Z rozrzewnieniem wspominam moją pierwszą wizytę z Ewą w muzeum... Była bardzo podekscytowana! Siedzeniami. Biegała od jednego do drugiego, slalomem mijając dzieła ;)






Na koniec propozycja dla: 1. Dzieci, które lubią pisanie po śladzie, 2. Rodziców, którzy chcą podsunąć dzieciom ćwiczenia z pisania literek i cyferek. Jak tam Wasze uczucia do szlaczków? ;) Ja nie znosiłam. Ewa "odbębniała", bez entuzjazmu. Ale był czas, kiedy bardzo chętnie wykonywała ćwiczenia z pisania po śladzie. Szczególnie, że ja - bojąc się wprowadzania do jej umiejętności pisania złych nawyków - nie chciałam samodzielnie pokazywać jej, jak wyglądają "pisane" litery. Moje pisane litery, a szkolne pisane litery... To dwie różne bajki. Dlatego unikałam tematu. Co innego Pierwsze literki i Pierwsze cyferki z Centrum Edukacji Dziecięcej... Na szerokiej liniaturze siedzą spore litery i cyfry, całość okraszona jest prostymi ilustracjami. Literka duża, literka mała, wyraz, ilustracja. I tak na każdej stronie. Prosto i czytelnie - tego właśnie oczekuję od tego typu zeszytów. I to otrzymałam. Dla maluchów, które wyrywają się do prób samodzielnego pisania i są wyraźnie znudzone sadzeniem drukowanych liter - polecam :) Uczniakom chyba bym nie dawała, mają wystarczająco dużo ćwiczeń z pisania w szkole.





PS NieKsiążki to cykl poświęcony zeszytom kreatywnym - ciekawym kolorowankom, zeszytom z zadaniami i naklejankom. Wszystkie odcinki cyklu można znaleźć tu KLIK

Dlaczego? Skąd się bierze...

$
0
0
Daleko nie mamy. Tak spacerem z dziećmi to z pół godziny. Może trochę dłużej. Wychodzimy ze szkoły, drzwi się zamykają, ja - niezależnie od pogody - zaczynam tonąć. W morzu jej słów. Matko, ile ona gada! Buzia jej się nie zamyka! O ile skupia się na sprawach koleżeńsko-szkolnych - daję radę słuchać ze zrozumieniem. Jakieś 10 minut. Potem ona odpływa i ja odpływam. Biały szum. Idę na wewnętrzną drzemkę, a kiedy się ocknę i słyszę, że nadal omawiamy sprawę jakiegoś kucyka, drzemię dalej. Ulica huczy, Wojtek coś mamrocze, Ewka podskakuje i mówi, mówi, mówi... Wtem... DLACZEGO? PO CO? JAK TO? SKĄD? No i koniec spania.


Dlaczego? Księga najlepszych pytań i odpowiedzi na temat nauki, przyrody i świata (tekst: Catherine Ripley, ilustracje: Scot Ritchie, tłumaczenie: Lucyna Wierzbowska, Wydawnictwo Prószyński i S-ka) to bogato ilustrowany zbiór odpowiedzi na ponad 70 pytań, które podzielono na sześć grup. Są tu pytania dotyczące czasu kąpieli, wizyty w sklepie, nocy i czasu przed snem, zwierząt gospodarskich, kuchni i przyrody. Na końcu każdego rozdziału jest strona z ciekawostkami, całą książkę zamyka indeks haseł. Pytania są fajne. Dziecięce, choć w ogóle nie dziecinne ;) Ciekawe. Odpowiedzi na nie są krótkie, proste, niedrążące zbyt głęboko - skrojone na miarę dziecka. W jakim wieku jest odbiorca tej książki? Okładka wskazuje 4+, zgadzam się. Choć świetnie nadaje się do samodzielnego czytania także przez 6-, 7-latków :)






Skąd się bierze... to wszystko, z czego korzystamy na co dzień (Anna Michalak, Maria Szarf, Centrum Edukacji Dziecięcej / Publicat) to pozycja dla nieco starszych dzieci. 160 pytań podzielonych jest na osiem działów: jedzenie, w domu, ubrania, technika, sport i zabawa, szkoła, medycyna i kosmetyka oraz przemysł. Tu już pytania są trudniejsze, a odpowiedzi na nie obszerniejsze, napisane trudniejszym językiem, bardziej szczegółowe. Zamiast ilustracji są fotografie i schematy. Wiek odbiorcy? Okładka wskazuje 6+ i tak, raczej nie ma sensu kupować tej pozycji młodszemu dziecku. Tak naprawdę wiedza zgromadzona w tej książce przydać się może dziecku w wieku szkolnym (na każdym etapie edukacji) oraz... dorosłym. Jako ratunek przed lawiną "dlaczego?", uzupełnienie wiadomości czy po prostu ciekawa lektura. Skąd się bierze... to druga część książki Dlaczego... odpowiedzi na pozornie łatwe pytania.






W poszukiwaniu Niebieskiej Marchewki

$
0
0




Kiedy ślęczę nad kolejną rozkładówką w poszukiwaniu Niebieskiej Marchewki, czuję się jak wtedy, gdy córka wysyła mnie do swojego pokoju, żebym znalazła "przyssawkę kiwi". Albo "tego kucyka z niebieskim rogiem". Albo karteczkę. No przecież pisała coś na niej dwa tygodnie temu! Czyli - łatwo nie jest. Człowiek trochę głupieje, próbuje ogarnąć wzrokiem całość, skacze od sceny do sceny, karcąc samego siebie, że nie podszedł do tego systemowo. Wreszcie wpada na to, że będzie sunął wzrokiem od góry, ciasnym zygzakiem, ale kiedy zaczyna - zawiesza się na scenie z bykiem i kiedy wreszcie dokładnie pozna każdy jej szczegół... zapomina, gdzie był i czego właściwie szuka. Marchewki! Niebieskiej Marchewki!



W poszukiwaniu Niebieskiej Marchewki (Sébastien Telleschi, tłumaczenie: Jolanta Sztuczyńska, Wydawnictwo Nasza Księgarnia) to wielkoformatowe* wyzwanie. W twardych okładkach zamkniętych jest tysiące królików, setki tysięcy detali wokół nich się znajdujących i miliony możliwych opowieści. Jak to wszystko się zaczyna? Otóż plemię wesołych królików zwariowało na punkcie mitycznej Niebieskiej Marchewki. Wiecznie jej szuka, odnajduje i znowu traci z oczu. A my razem z nim.



Szukają już w czasach prehistorycznych, kiedy na ziemi sieją grozę wełniste królikowce, królikozaurusy i królikogrysy szablozębne. Szukają w Górnym Egipcie, kiedy stary faraon Królikothep II otwiera swój nowy szpiczasty pałac. Szukają w Antycznym Rzymie, kiedy w amfiteatrze odbywa się walka gladiatorów: Królikolosa i Tytusa Królikozatora. W Zamku Warownym, w Epoce Wielkich Odkryć Geograficznych, Podboju Zachodu, podczas Rewolucji Przemysłowej, w czasie wojny i w kosmosie...  I my szukamy, łzawią nam oczy, nie tylko od intensywnego wpatrywania się w każdą stronę, ale i ze śmiechu. Chlipiąc - poznajemy nowe miejsca, pociągając nosem - wędrujemy w czasie...




Wieki później, kiedy wszystkie Niebieskie Marchewki zostały odnalezione i wymęczeni (ale z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku) chcemy trzasnąć okładką, wpada nam w oko napis: "Trochę szalone plemię wesołych królików! Każdy ma inny temperament i cechy szczególne! Do ciebie należy odnalezienie tych bohaterów na poprzednich stronach." Aaahhhaaa, no to od nowa ;)


* 272 x 370 mm

Abdet (Albert)

$
0
0


O Albercie* pierwszy raz pisałam pięć lat temu. Potem trzy lata temu. I wracam do tematu. Bo Was przybyło, a u mnie - nic się nie zmieniło... Moje uczucia do tego chłopca i jego taty wciąż takie same. Ewa sięga raczej po poważniejszą lekturę, ale Wojtek... Nie ma dnia, żeby nie biegł do mnie z jedną z książek, wołając: - Abdet! Abdet! I wcale nie musimy zaczynać czytać, wystarczy, że poogląda i opowie po swojemu. Jeśli jednak zaczniemy lekturę... Musimy przeczytać wszystkie. Po kolei. Ciągiem. Wszystkie osiem książek. Nie ma, że chrypa, nie ma, że pić się chce. Czytasz albo w łeb dostajesz (a okładka twarda). Czasami odpuści najdłuższą - Hokus-pokus, Albercie, ale wtedy muszę włączyć film. Ten film to u nas też na okrągło... Dążę do tego, że warto. Poznać Alberta, sprawdzić, czy się go polubi i nie zakładać, że to chłopacka lektura.
* Wszystkie książki o Albercie w Polsce wydały Zakamarki (w ich sklepie on-line są też maskotki i gra/puzzle).











PS Zajączek sprezentuje Wojtkowi kolejne dwie części. Stracę głos, niechybnie stracę głos...

Spacerkiem przez rok

$
0
0


Wiecie, ja nie będę się kłócić. Wiem, że Matka Natura to najpiękniej odmalowała - kwiaty, liście na drzewach, ptaki, owoce i warzywa. A jak już machnie zimą wzorki na szybach... No grand prix, złoty pas i medal, honorowe obywatelstwo i czek. Ale zaraz za nią - Elżbieta Wasiuczyńska. Kompletnie nie umiem sfotografować tych ilustracji. Nie daję rady ja, nie ogarnia mój aparat. Dlatego polecam wędrówkę - niedaleko, nie musicie butów ubierać. Na blogu ilustratorki jest prawie 20 wpisów, w których pojawiają się ilustracje z tej książki, TU znajdziecie je wszystkie. Co to są za ilustracje! Obłędne. Każda mogłaby w wielkim formacie na mojej ścianie wisieć. No każda! Długo nie mogłam wziąć się za lekturę, bo co sięgałam po książkę - zawieszałam się na ilustracjach. Utknęłam, utonęłam, przepadłam. Piękne są!





Spacerkiem przez rok (tekst: Małgorzata Strzałkowska, ilustracje: Elżbieta Wasiuczyńska, Media Rodzina) to - jak sam tytuł wskazuje - zamknięta w twardych okładkach podróż w czasie. Zaczynamy ją wiosną, w marcu. I powolutku, miesiąc po miesiącu zataczamy koło... Każdy wierszowany utwór, prócz charakterystyki danego miesiąca, cudownie zilustrowanej lekcji przyrody - przynosi smaczną porcję wiedzy o tym, skąd wzięły się nazwy miesięcy. Taki czerwiec na przykład:
W czerwcu z łąk zbierano skrzętnie
czerwca drobne larwy,
z których barwnik wyrabiano
do czerwonej farby. (...)
Albo luty:
Luty zsyła nam zawieje
albo snieżkiem prószy,
a mróz luty, czyli srogi
chwyta nas za uszy.



W tomiku - prócz wierszy o każdym miesiącu - znajdują się również utwory o porach roku, słowiku, który nie mógł przestać wąchać kwiatów bzu, krasnoludku mieszkającym na barwnej łące, kotku, który chciał przegonić deszczowe chmury i wigilijnej nocy. Cudowna pozycja, przepiękna i mądra.*


* I mówię to ja - od lat omijająca tomiki poezji dla dzieci szerokim łukiem. Ewa też się "nawróciła" i zaczęła chętnie czytać wiersze :)

Świerszczyk 5/2017

$
0
0


O kulturze - sprawy małe i duże. Takie jest hasło przewodnie piątego numeru "Świerszczyka" w 2017 roku. Nie idziemy - tym razem - do muzeum, teatru, kina, na koncert. Skupiamy się raczej na (za PWN): umiejętności obcowania z ludźmi. Czyli kultura OSOBISTA. Kultura w komiksie, poezji i prozie. Nawet w historii o kotku Mamrotku pojawia się Kultura, koza Kultura :) Zewsząd słychać "dzień dobry", "proszę" i "dziękuję", z każdej Świerszczowej strony.





Świerszczykowy Klub Książkowy tradycyjnie zaprasza już do gry. Tym razem zasiadamy do Kwadratowej Gry Przygodowej. A ja podbieram Ewce taką zakładkę. Nie wydajcie mnie!


Następny numer "Świerszczyka" już 15 marca 2017! Będzie wiosennie! :)

NieKsiążki #19

$
0
0
W niedzielę Ewa była na urodzinach koleżanki, z którą zna się* z piaskownicy. Kiedyś raczkowały po piasku i robiły wyścigi po porzuconego w trawie kiepa. Bawiły się foremkami. Lalkami. Ludzikami Playmobil. Kosmetykami. Jeździły razem na rowerkach biegowych. Biegały. Pożyczały sobie książki. Teraz chodzą do innych szkół i nie mieszkają zbyt blisko siebie, ale czasem udaje się nam spotkać. Bawią się w księżniczki, wymyślają, szepczą coś do siebie. Ogromnie jestem ciekawa, co zapamiętają z dzieciństwa. Jakie zabawy zapełnią strony tego typu książeczki za dwadzieścia i więcej lat.




Uśmiecham się do zeszytu Gdy rodzice byli dziećmi. Zima (tekst: Izabela Łazarczyk-Kaczmarek, ilustracje: Tomasz Kozłowski, Wydawnictwo MAC Edukacja). Do całej serii się uśmiecham, wszystkich sześciu części! Jest zabawa, wspomnienia, łezka w oku i morze tematów do omówienia z dziećmi. A dlaczego tak? Jak to? Co to?  Uwielbiam te stare kadry, literki jak u Bohdana Butenki, ilustracje. Ewka lubi krzyżówki, labirynty, zadania ze spostrzegawczości, naklejki. Razem czytamy, choć każda zwraca uwagę na coś innego. Bardzo miły ten wehikuł do wspólnej podróży w czasie...







* Wpis z 2013 - cytat: "Jedna ma brata, druga jej zazdrości" :) Teraz obie mają po jednym bracie. I dla żadnej to nie jest powód do zazdrości ;D


PS NieKsiążki to cykl poświęcony zeszytom kreatywnym - ciekawym kolorowankom, zeszytom z zadaniami i naklejankom. Wszystkie odcinki cyklu można znaleźć tu KLIK.  

Chińskie cienie

$
0
0




Ciemno wszędzie, co to będzie? Jeśli mamy lampkę lub - w wersji ekskluzywnej - rzutnik Ania, będzie teatr cieni. Możemy sami wycinać kształty potrzebne do naszego spektaklu lub skorzystać z wycinanek. Możemy sami układać dłonie tak, by ich cienie wyglądały jak zwierzęta czy postaci. Nie wiem, jak Wy, ale ja mam spore doświadczenie w profesjonalnym rzucaniu cieni na ścianę. Umiem zajączka, powiedzmy-że-słonia oraz chyba-kaczkę. Ale najlepiej, bezkonkurencyjnie wychodzi mi głaz. Siądę i jestem. Głazem. Perfekcyjnie to robię.
Jednak żeby awansować na totalnego wymiatacza w dziedzinie rzucania cieni, zaopatrzyłam się w książkę Chińskie cienie oraz zeszyt Teatrzyk cieni. Wycinankę(opracowanie graficzne i skład: Adelina Sandecka, rymowanki: Gaba Baja, Wydawnictwo Egmont). W gratisie było też przekonanie, że skoro wszystko jest pokazane, a ja mam dwie ręce... To prościzna będzie. Bynajmniej. Patrzysz sobie na jedną z ponad dwudziestu rozkładówek, wszystko niby rozumiesz, ale kiedy próbujesz odpowiednio ułożyć dłonie... Oj, nie jest łatwo. Zakwasy murowane, powiadam Wam.
Ale warto i to nie tylko dlatego, że to takie fit i modne - ćwiczyć, choćby same dłonie (edit: ręce! i plecy! hurra!), ale dlatego, że zabawa jest naprawdę świetna. Nawet, jeśli nieudolnie, nawet jeśli na ścianie stado bliżej-niezidentyfikowanych-postaci, jeśli przez godzinę próbujecie i to jeszcze nie jest to. Fajne to jest! I na dodatek - zawsze aktualne. Póki te ręce dają radę, póki jakaś lampka...




W książce, prócz schematów układania dłoni, ukrywają się króciutkie rymowanki. Sporo z nich wspaniale sprawdzi się w roli zagadek. Na chętnych do samodzielnego stworzenia wycinanek, czekają czarne kartki, z których wyciąć można dowolne kształty. Przede mną sporo pracy i jeszcze więcej dobrej zabawy. Będę totalnym wymiataczem w dziedzinie rzucania cieni. Zobaczycie! A potem wykształcę kolejne pokolenie cień-asów ;)






Zwariowane pojazdy

$
0
0



Jednak Wojtek to tradycjonalista. Podsunęłam mu, wielce z siebie zadowolona, książkę Zwariowane pojazdy (koncepcja i ilustracje: Artur Gulewicz, Wydawnictwo Nasza Księgarnia) i oczekiwałam na piski zachwytu, fanfary i niekończące się oklaski. Nie było. Wzgardził! Nie jest gotowy na takie szaleństwo. Koparka ma być koparką, lokomotywa lokomotywą i czym do diaska jest amfibia?!
Trochę byłoby mi smutno, ale ze szkoły wróciła Ewka, która nie tylko porwała książkę i zniknęła z nią na niepokojąco długą chwilę w pokoju, ale i głośno się śmiała, miksując pojazdy, ich zadania i miejsca, w których się znajdują.




Bo to taka książka do miksowania! Może i okładka jest w jednym kawałku, ale wnętrze pocięte (zepsuta książka, zepsuta ;)). Pojazdów jest osiem, miejsc i zadań tyle samo. Policzcie, ile to daje kombinacji, no nie będę Was we wszystkim wyręczać przecież! Z jednej strony jest ilustracja, z drugiej wyrazy, które układają się w zdania. Jeśli chcemy szybko znaleźć pojazd w jego... ekhm... tradycyjnej roli, podpowiedzią jest tło ilustracji lub powtarzające się na elementach z wyrazami detale. Tylko po co się ograniczać? Lepiej trochę się pośmiać przy tworzeniu zwariowanych pojazdów i wymyślaniu szalonych historii o nich.



Zwariowane pojazdy to książka całokartonowa z dość prostymi, przejrzystymi, bardzo czytelnymi rozkładówkami. Może to sugerować, że jej odbiorcy mają być bardzo małoletni... Jak widać na naszym przykładzie, także starsze dzieci, samodzielnie czytające, mogą mieć przy niej dużo zabawy.

SHARE WEEK 2017

$
0
0

Już po raz trzeci dołączam do zabawy w polecanie. W 2015 roku moje typy wyglądały tak KLIK, rok później typowałam w taki sposób KLIK. Ten wybór jest zawsze trudny, mimo że zbiór adresów miejsc, w które zaglądam, wcale nie jest imponujący. Co ważne - jestem z tych przywiązujących się, wracających. Nie lubię zmieniać fryzjera, ginekologa i listy blogów, które czytam ;) Jeśli podawałam jakiś adres rok temu - nadal czytam, dwa lata temu - yep, wciąż jestem wierna. W swoim spisie ulubionych miejsc mam też takie, które ogłosiły przerwę lub jakoś tak naturalnie wygasły. I wciąż czekam, może autorki wrócą do pisania. Ale do rzeczy... W tym roku stawiam na KSIĄŻKI.

 
Maja i Maki w Giverny. Nie pamiętam już od jak dawna tam zaglądam. Ostatnio jakby bardziej rozkwitły te Maki. Zdjęciowo i w sprawie częstotliwości wpisów. Bardzo mnie to cieszy i korzystając z okazji zapewniam, że zawsze czytam, choć jestem z tej największej grupy - milczących (wcale nie posępnie!) czytelników. Świetna robota, Maju!


Marta i jej Mała Ka(f)ka. Podobna historia - tyle lat już tam zaglądam...  Nigdy nie poznałam Marty osobiście, ale obserwując jej styl blogowania - jej pracowitość, systematyczność i dokładność, jestem pod wrażeniem. Jest co poczytać! U Marty znajdziecie bowiem recenzje, nie to co u mnie - takie tam relacje ze spotkania z książką. Super!


Mioda i Psotnik, czyli Strefa Psotnika. To blog, który czytam najkrócej, najmłodszy z tego zestawienia. Genialne zdjęcia, ilustracje, które powstają specjalnie na bloga, trzymanie ręki na pulsie w sprawie zapowiedzi i nowości wydawniczych, mnóstwo konkursów książkowych. Łał.   

PS Inicjatorem akcji jest Andrzej Tucholski, żeby do niej dołączyć należy na swoim blogu/vlogu polecić trzy inspirujące Was blogi, wypełnić formularzi zostawić komentarz z linkiem do swojego wpisu pod postem Twórcy polecają twórców KLIK
Viewing all 654 articles
Browse latest View live