Quantcast
Channel: O tym, że...
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Inny niż wszyscy

$
0
0
Plan był taki, że najpierw przeczytam książkę sama, a później zasiądziemy do niej razem - ja i Ewa. Wieczór spędziłam z Dawidem i jego koleżankami i kolegami z klasy, z książką Inny niż wszyscy (tekst: Per Nilsson, ilustracje: Pija Lindenbaum, tłumaczenie: Marta Rey-Radlińska, Wydawnictwo Zakamarki). Ten niewielki tomik zostawiłam na oparciu kanapy. Nie mogłam go znaleźć następnego dnia, kolejnego też. Był w tornistrze Ewy. Wzięła książkę do szkoły i przeczytała. Gdzieś pomiędzy lekcjami, podczas przerwy obiadowej. A potem przeczytała ją jeszcze raz. W domu. Dokładnie wiedziałam, który fragment sprawi, że wybuchnie śmiechem (zobaczcie ostatnie zdjęcie), ale dodatkowo zauważyłam, że opowieść o Dawidzie, Oskarze, Milenie i innych dzieciach zmusiła ją do rozmyślań.







Oskar ma zespół Aspergera. Dawid i inne dzieci w klasie, zanim usłyszą tę nazwę, zauważą, że ich kolega jest inny, trochę dziwny. Będzie to budzić w nich całą masę emocji. Szczególnie w Dawidzie, który zastanawiając się nad tym wszystkim, już zupełnie nie będzie wiedział, czy on sam nie jest inny. Może nie jest zupełnie normalny? I co to w ogóle znaczy być normalnym?
Już mieliśmy wstawać z ławek, kiedy Anita podniosła rękę i zapytała:
- Czy on wyzdrowieje? To znaczy Oskar. Czy wyzdrowieje?
- Oskar będzie normalnie chodził do szkoły, jak dotychczas. Może będzie pomagał mu ktoś dorosły, czyli asystent. My też możemy mu pomóc. Jeśli będziemy dla niego mili, łatwiej mu będzie... być takim, jaki jest. Ale nie wyzdrowieje, bo nie jest chory. Tak jak ty nie wyzdrowiejesz z rudych włosów, prawda?
Pod tytułem jest napisane - "Opowiadanie o chłopcu, który chce wiedzieć, czy jest normalny". Ale też o pierwszej miłości, o tym, jak różne są dzieci w klasie i ich reakcje na "inność", o tym, jak Dawid poradził sobie - przy pomocy rozmów, z dorosłymi i rówieśnikami - z dręczącymi go myślami, o zespole Aspergera. Bardzo mądra książka, o dziwo nie zauważyłam jej w kanonie lektur szkolnych (tak żarcik, przez łzy). A szkoda, bo poruszając trudne tematy, pozostaje lekturą lekką i przyjemną, którą czyta się szybko, dobrze się bawiąc.

Książka dla Dzieci, Młodzieży i Rodziców 2017

$
0
0
Nie jestem zbyt dobra w robieniu zdjęć pod presją czasu i napierających na mnie ludzi, ale proszę - to książki, które wpadły mi w oko podczas wczorajszej wizyty na poznańskich targach Książka dla Dzieci, Młodzieży i Rodziców. Jeśli jesteście w mieście - idźcie koniecznie, jeśli nie na zakupy, to nacieszyć oko ilustracjami na wystawach. Albo po prostu - żeby się orientować, co tam nowego w wydawnictwach piszczy. Targi są bezpłatne, choć od tego roku płacimy za szatnię - 2 zł za okrycie, 5 zł za bagaż. Targi odbywają się na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, pawilon 7. Jeśli chcecie poznać listę wystawców - proszę tu znajdziecie najważniejsze informacje KLIK. Kolejność zdjęć przypadkowa, wieczorem uzupełnię wpis o linki :)





























  




Sonia / Spoiler Alert ;)

$
0
0

Pewnego dnia w klasie Soni, nieśmiałej, raczej cichej dziewczynki pojawia się nowa koleżanka. Celestyna na wiśniowy płaszczyk, ogniste włosy i wiele do powiedzenia. Już pierwszego dnia postanawia, że będą się z Sonią przyjaźnić i zaprasza ją na nocówkę.
W czeluściach telefonu mam takie zdjęcie z moją pięcioletnią Ewką, która idzie szeroko uśmiechnięta, ciągnąc za sobą walizkę, a w niej poduszeczkę z Parauszkiem, misia Manika, ulubioną piżamkę, jakieś ubrania i szczoteczkę do zębów. Idzie na nocówkę. Ta pewność, entuzjazm, wielkie oczekiwanie - wszystko jest na tym zdjęciu.
Obserwując Sonię, też to widzimy. Jest trochę magicznie, biało, wszędzie są świąteczne dekoracje (akcja filmu dzieje się w przededniu Dnia Świętej Łucji). Sonia jest spokojna, radosna, jedzie autobusem do nowej koleżanki, zaciekawiona ogląda widoki za oknem. Mniej pewny wydaje się jej tata, trochę niedowierzający, że to już ten czas, kiedy córka ma ochotę spędzić noc poza domem. Rzuca córce koło ratunkowe - karteczkę z zapisanym numerem telefonu. Żeby mogła zadzwonić, jeśli tylko przyjdzie jej na to ochota.
Dom Celestyny, jego mieszkańcy, feeria barw i wzorów - od progu trochę onieśmielają Sonię. Wszystko jest takie INNE. Nie tylko wnętrza, ale i rodzice, babcia mówiąca innym językiem, starszy brat słuchający głośno muzyki, dwie świnki morskie, wielki pies z bolesnym guzem na głowie i wreszcie Celestyna, zachowująca się trochę samolubnie. Zasada, że "na nocówce zawsze trzeba zjeść lody" i wykradnięte z kuchni pierniczki niewystarczająco osładzają ten wieczór. Sonia czuje się niekomfortowo. Widz czuje się niekomfortowo. Ten sześcioletni, kręcący się na fotelu, ale i ten dorosły, który już chciałby, żeby dziewczynka zadzwoniła do taty i wróciła do domu. Kiedy Sonia chce skorzystać z karteczki z numerem - nie ma takiej możliwości. Wzięła ją Celestyna. Wzięła i zniknęła. Nigdzie jej nie ma... Za to w mieszkaniu pojawiło się więcej drzwi i za każdymi czeka nowa przygoda.




Czy to wszystko to sen? Czy może Sonia to sobie wyobraża? Nie wiem, jak to będzie u Was, ale dla Ewy to nie miało żadnego znaczenia, w ogóle nie było tematem rozważań. Moja prawie siedmiolatka po prostu weszła bez mrugnięcia w świat Soni i towarzyszyła jej w każdej przygodzie, śmiejąc i denerwując się na zmianę. Trudniejsze emocje nie były aż tak intensywne, by chcieć przerwać oglądanie. Ot, taki kamyk w bucie, coś się dzieje, jest nie do końca komfortowo, ale trzeba iść dalej, bo nie wiemy, co za kolejnym zakrętem. Kino Dzieci po raz kolejny zafundowało nam mądry, interesujący seans, będący punktem wyjścia do wielu rozmów, może inicjujący kolejne podejście do nocówki? Bo Ewa, mimo tego entuzjazmu i radości, mimo że gospodarze starali się z całych sił, by stworzyć dla niej idealne warunki, skorzystała z koła ratunkowego - nie została na noc u koleżanki.



Sonia to adaptacja książki Piji Lindenbaum Sonia śpi gdzie indziej. Książkę możemy czytać w języku polskim dzięki Wydawnictwu Zakamarki, film wprowadziło do kin Stowarzyszenie Nowe Horyzonty w ramach inicjatywy Kino Dzieci Prezentuje. Premiera filmu odbyła się w ostatni piątek, 24 marca. Tu możecie sprawdzić, gdzie można wybrać się na Sonię do kina KLIK. Spieszcie się! W Poznaniu film grają jeszcze tylko dzisiaj i jutro! Jeśli widzieliście Sonię, chętnie poczytam o Waszych wrażeniach.

    Reżyseria: L. H. Clyne, C. Edfeldt / Rok produkcji: 2016 / Kraj: Szwecja / Czas: 79 min

Ekipa z ulicy Awanturników i zgraja z Bullerbyn

$
0
0
W poszukiwaniu dzieciństwa w wersji off-line czy nawet unplugged - sięgam po te dwa pewniaki. Ekipa z ulicy Garncarzy / Awanturników i zgraja z Bullerbyn. Wspólny mianownik - autorka, Astrid Lindgren; Wydawnictwo Nasza Księgarnia; piękne wydania. Coś jest w tych książkach, że się człowiek uśmiecha, jak tylko poczuje ich ciężar w dłoni, dotknie aksamitnej okładki, weźmie głębszy oddech i... zacznie czytać. Dobrze komponują się z kaloszami, ale i ciepłym kocem, chleb z miodem i kubkiem kakao. Czy to może być to modne hygge?




Przygody dzieci z ulicy Awanturników to zbiorowe wydanie dwóch książek: Dzieci z ulicy Awanturników i Lotta z ulicy Awanturników. Całość jest pięknie i kolorowo zilustrowana przez Ilon Wikland. Ekipa z ulicy Awanturników to przede wszystkim trójka rodzeństwa - Lotta, Mia Maria i Jonas. Jak można się domyślać - nie ma nudy. Zabawy jest dużo, a śmiech małych czytelników rozlega się prawie tak samo często, jak skoki ciśnienia u dorosłych, którzy wizualizują sobie swoje dzieci podczas "awanturniczych" psot... Wychylanie się z okna, opuszczanie pociągu podczas podróży do dziadków, wyprowadzka z domu - przy tych pomysłach pocięcie nowego swetra czy serwowanie lemoniady z piaskiem to drobnostka, nieprawdaż? Rozmiar psot - ogromny, ale i takie samo poczucie humoru i ciepło bijące z tych opowieści. Dodatkowo - duża czcionka, spore odstępy między wierszami. Przygody...świetnie nadają się do pierwszego podejścia do samodzielnego czytania gruuubyyych książek.







Dzieci z Bullerbyn to w moim prywatnym rankingu najpiękniejsza książka dla dzieci wydana w 2016. I właściwie na tym mogłabym zakończyć. Jakie to piękne tomisko jest (prawie 300 stron)! Bogato ilustrowane przez Magdę Kozieł-Nowak. Jeśli nie wiecie (czyżby?), to zgraję z Bullerbyn przede wszystkim tworzą: Lisa, Lasse, Bosse, Olle, Britta i Anna. A przy takiej paczce dzieciaków - wiecznie coś się dzieje, czyli znowu - nie ma nudy. Nie ma też potrzeby, by streszczać tu przebieg jakiejkolwiek z  przygód tych dzieciaków. Ogromna przyjemność z codziennej lektury, wielka radość z fenomenalnych ilustracji.








Nie roztrząsam za często, w jakich czasach dorastają moje dzieci, ile się zmieniło, od kiedy to ja wisiałam na trzepaku... Nie załamuję rąk nad laptopami, smartfonami, tabletami i odlotami (nad nimi), ale lubię poszukać dzieciństwa w wersji off-line czy nawet unplugged. Czasami mi się to udaje, szczególnie gdy spędzamy czas z jakąś fantastyczną, "dzieciatą" ekipą. Jeśli jednak mi nie wychodzi - sięgam po te dwa pewniaki. I czytam.  


Świerszczyk 6/2017

$
0
0
Z jęzorem na brodzie spieszę donieść, że jeśli macie ochotę na wiosenny numer magazynu dla dzieci "Świerszczyk" to jeszcze tylko dziś i jutro znajdziecie go w punktach sprzedaży. Bo 1 kwietnia to już numer świąteczny! Pisanki, zajączki, o-rany-zaraz-święta-a-ja-taka-niegotowa. Tymczasem w numerze wiosennym pszczółki, motylki, kwiatki, bociany, wiosna - proszę Państwa! Czujecie? Ja już tak, mimo że zieleni wciąż tak niewiele...






Czy muszę pracować?

$
0
0


 "- Ty, ale po co w ogóle pracować?" - zastanawia się dziewięcioletni Tomek, najlepszy kolega Bartka. To nie jedyne pytanie pojawiające się w tej książeczce. Jest okazja, by zastanowić się, jaką rolę odgrywają w naszym życiu pieniądze, jak wyglądałaby rzeczywistość bez nich i jak było kiedyś, zanim powstały pieniądze. Można zadumać się nad słowami trzynastoletniej Agnieszki, która jest przekonana, że pieniądze rządzą światem. Porozmawiać o tym, że dzięki zarobionym pieniądzom można spełnić marzenia, ale i że często trzeba wybierać najważniejsze potrzeby, analizować, dyskutować podczas rodzinnych narad. WCzy muszę pracować, czyli po co komu pieniądze?(tekst: Romek Pawlak, ilustracje: Magda Burdzyńska, Mac Edukacja) wszystko zaczyna się od takiej rodzinnej narady. Tata Jacek wraca do domu z wiadomością, że awansował, co w praktyce oznacza więcej: pracy, odpowiedzialności i... pieniędzy. Elektryzująca wiadomość staje się impulsem do snucia marzeń i dzielenia pieniędzy, których jeszcze nie ma. Lista potrzeb stale się wydłuża: smartfon, dom na przedmieściach, bajerancki model silnika spalinowego w przezroczystej obudowie, wysłanie babci na wczasy (w podziękowaniu za codzienną pomoc), nowa gitara, dwa tygodnie we Włoszech, wyjazd na festiwal w Glastonbury a dla psa Czakiego - wygodniejszy koszyk.






Nie będę ściemniać, że ta niewielkiej objętości książka wyczerpuje temat pracy, zarabiania i pieniędzy. Temat jest ledwie liźnięty. Zostawia nas z pytaniami (mnie dodatkowo z lekkim poirytowaniem dziewięcioletnim Bartkiem, ale co ja wiem - nie znam żadnego dziewięciolatka), ale i z kilkoma fajnymi zadaniami z pieniędzmi w roli głównej i krótką historią pieniądza. I wszystko przy okazji opowiadania o jednej dobie w życiu czteroosobowej rodziny.

PS W przyszłym tygodniu pokażę inną książkę, w której też pojawiają się pieniądze. A jeśli o nich mowa - jutro o 21.00 wystartuje tu, na blogu garażowa wyprzedaż #4. 

Garażowa wyprzedaż #4

$
0
0

Garażowa wyprzedaż nr 4 - START! Zasady są (tradycyjnie już) proste. W galerii są zdjęcia. Na każdym z nich numerek (czarny), jeśli chcecie coś kupić: w komentarzu - pod tym postem, na blogu - wpisujecie numer/numerki i adres e-mail. Jeśli oczywiście znajdzie się ktoś, kto będzie chciał coś kupić :) A teraz ceny. O ile na zdjęciu nie ma innej ceny (na biało, np. 7 czy 15 zł) to obowiązuje zasada, że zawartość zdjęcia = 10 zł. Jeśli chodzi o koszty wysyłki - najlepiej dogadywać się ze mną indywidualnie. Może być odbiór osobisty w Poznaniu (choć te spotkania kosztują mnie masę nerwów, pozdrawiam Was Dziewczyny! :*), wysyłka pocztą (polecony w przypadku jednej książki lub paczka, w zależności od wagi i formatu przesyłki), paczkomaty... Wszystko wg dostępnych on-line cenników. Dogadamy się. Książki są używane, ale zadbane. Czasem jakiś róg zbity, ale wtedy i cena niższa. Większość dla dzieci, kilka dla dorosłych. No. To ktoś? Coś? Wyprzedażowa galeria - KLIK!

 PS Jak co roku o tej porze... zbieram na urodzinowy piknik Ewy. Na komentarze/chęć kupna książek czekam do końca tygodnia, czyli do 9.04.2017 r., 23:59 . Postaram się na bieżąco (najczęściej wieczorową porą) pisać do Was wiadomości z potwierdzeniem zamówienia, zapytaniem o sposób wysyłki i danymi do przelewu. 

Mamy czas #1

$
0
0

Z tym tytułem to trochę zaklinam rzeczywistość, zarówno przy stwierdzeniu, że mam czas, jak i przy tym, że to mamy (tylko) czas. Tak jak i w przypadku jedynki, która sygnalizuje cykliczność. Czy mam czas na mamy czas - pokaże (niespodzianka!) czas. Ale do rzeczy. Mamy czas to cykl wpisów o książkach, które sprowadzam do domu z myślą o sobie. W tym roku jakby więcej - sprowadzam i czytam. Wracam z długiego wygnania, podczas którego czytanie mi po prostu nie wychodziło. Ale nie tylko do czytania wracam...











Kaligrafia. Możecie bić, ale uważam, że do rozpoczęcia przygody z kaligrafią potrzeba mniej odwagi, niż do wprawienia w życie postanowienia, że od dzisiaj zacznę rysować. Pewnie dlatego, że w przypadku kaligrafii odtwórczość nie jest źle widziana, ba, bywa nawet pożądana. Na książkę Johna Howarda Cromwella Co? Jak? Napisać (ART Egmont) czekałam od początku roku. Oj, jak ja czekałam! Mam - książkę i zeszyt i nie zawaham się ich użyć. W książce jest przykładowych 39 alfabetów, w zeszycie - 25. Książka została wydana po raz pierwszy w 1857 roku, a jej autor "opracował metodę, która pozwala w kilku nieskomplikowanych krokach nakreślić piękne litery w różnych stylach. Wystarczy kartka w kratkę i coś do pisania!"* Trzymam za słowo. Będę kreślić piękne litery - może jeszcze nie na kartkach wielkanocnych 2017, ale Boże Narodzenie... Jest w moim zasięgu. Challenge accepted!







W ofercie wydawnictwa Arkady - Liternictwo. Sztuka pięknego pisania (Laura Lavender, Julie Manwaring, Gabri Joy Kirkendall, Shauna Lynn Panczyszyn), czyli masa inspiracji i "niepowtarzalnych sposobów przemieniania słów i liter w zachwycające dzieła, które można wykorzystać jako prezenty, ozdoby domu i na wiele innych sposobów."** Ornamenty, zawijasy, iluminowanie negatywowe, inicjały, pisanie na porcelanie, pisanie kredą, wyszywanie monogramów, przywieszki do prezentów... No co za cuda w tej książce, która równocześnie bywa zeszytem ćwiczeń (są strony przeznaczone do treningu). Nie wiem, od czego zacząć, więc zacznę od zachwytu. Cud, miód i orzeszki.






Na fali odwagi i entuzjazmu - pojawiła się u mnie również pozycja Origami i dekoracje z papieru (Ghylenn Descamps, Maria Zawanowska, Jean-Bapt, również Arkady). Żeby było śmieszniej - mam kołkowate palce, takie co z trudem warkocza zaplatają. No ale tym bardziej! Tym bardziej się odważę. Mam już papier. Na razie dość przeciętnej urody, jeden tani, drugi zdobyczny - w sam raz na ćwiczenia. Mam też pewne doświadczenie, co prawda to były kółka i to Ewka składała, ale ja nadzorowałam, mogę nazwać się koordynatorem składania. Czy jakoś tak. Papier jest, książka z czytelnymi instrukcjami też, nie brakuje również chęci. Trzymajcie kciuki!


Jak oni pracują? Rozmowy z polskimi twórcami (Agata Napiórkowska, W.A.B / Grupa Wydawnicza Foksal) czytam - z ogromną przyjemnością - do poduszki. Czasami mam siłę tylko na jedną rozmowę, innym razem czytam ciurkiem kilka i odkładam wystraszona książkę na bok. Boję się, że jak się tak rozczytam, to za szybko skończę! A przyjemność warto sobie dawkować.

* oraz ** - z opisów wydawców



Słońcem na papierze

$
0
0

- Jaki to piękny i uroczysty zwyczaj łamania się z kimś dobrym słowem - zanotował wieczorem pisarz w swoim zeszycie. - List przyjazny, radośnie zdyszany, pomazany ślicznym uśmiechem, witany jest w pisarskim zaciszu jak ptak, co na wiosnę z dala przylata. List od czytelnika czyta pisarz skwapliwie. Jest wtedy naprawdę szczęśliwy i dumny, że ktoś jego książkę szczęśliwie przytulił do piersi. Za tę miłość - w następnej książce zapłaci. Najczęściej piszą do mnie dzieci. Wiem o wszystkim, co się dzieje w ich zaczarowanym, młodym świecie, bo przede mną nie ma tajemnic. Ja jestem swój. Ananas z tego samego ogrodu...
Po lekturze czuję, jakby podzielono się ze mną dobrym słowem podwójnie. Jak również dobrym projektem i takimi samymi ilustracjami. Wielka przyjemność. Czuję się obdarowana, poruszona i wzruszona. Oczywiście, że płakałam! Chcę natychmiast wrócić do książek Kornela Makuszyńskiego. Tych, które czytałam i innych - które pamiętam z półki mojego taty, ale nigdy nie było dobrego czasu na spotkanie z ich zawartością.




Słońcem na papierze. Niezwykłe losy Kornela Makuszyńskiego to opowieść o życiu słynnego pisarza napisana przez Annę Czerwińską-Rydel, zilustrowana przez Dorotę Wojciechowską i zaprojektowana oraz wydana przez Martę Woszczak. Kluczem do jej czytania są... kolory. Słoneczne myśli Makuszyńskiego, wiersze i cytaty z jego twórczości, cytaty z gazet i listy, akcja powieści - kolory splatają się w bardzo barwną, ciepłą, słoneczną opowieść o życiu pisarza, brata sześciu sióstr, syna, który zbyt wcześnie stracił ojca, "głowę tępą w matematyce, fizyce, logice, chemii...", wielbiciela teatru i bułek z kiełbasą otrzymywanych za pisanie innym wypracowań, człowieka o wielkim sercu.




Lekturę zaczynamy z panią Agnieszką Karpiel, kustosz Muzeum Kornela Makuszyńskiego w Zakopanem, która przed wyjściem do domu, przez nieuwagę, nie zamyka szafy z najważniejszymi dokumentami dotyczącymi słynnego pisarza. Zapomina również o oknie. Pod jej nieobecność w pokoju szaleje halny, a z szafy, z sekretnego schowka, wypada teczka z plikiem pożółkłych kartek... Pani Agnieszka zaczyna czytać, a my jej towarzyszymy w lekturze tej niezwykłej historii, która zaczyna się od tego dnia w środku zimy, kiedy zaświeci słońce i państwu Makuszyńskim urodzi się pierwszy - po sześciu córkach - syn, aż do  momentu, kiedy pewien chłopiec przyniesie do domu umierającego pisarza białą różę.



Czyta się świetnie, a lekturze towarzyszy uśmiech i wzruszenie. Młodszy odbiorca, gwarantuję, odnajdzie w książce wiele fragmentów, które bardzo go rozbawią i zachęcą po sięgnięcie do dzieł Kornela Makuszyńskiego. Starszy doceni barwną przeplatankę narracji, cytatów, odniesień, a znając realia historyczne, wiele razy się wzruszy. Na dodatek książka Słońcem na papierze jest pięknie zilustrowana, zaprojektowana, złożona, wydana... Czyż to nie jest przepis na idealną powieść biograficzną dla młodszych i tych trochę starszych dzieci?


PS Taka ciekawostka - Słońcem na papierze to wydanie drugie i pierwsze równocześnie. Drugie, bo historia ta ukazała się już drukiem w 2014 roku, pierwsze - bo teraz to jakby inna książka, w nowej szacie graficznej, z trochę innym tytułem (wygooglałam, podejrzałam, cieszę się, że ta opowieść o Kornelu Makuszyńskim doczekała się drugiej premiery, bo mogłabym w ogóle jej nie poznać...).
PS #2 Ta Awantura o Basię została wydana w 1957 roku i na jednej z pierwszych stron ma dedykację "Rysiowi w nagrodę za udział w VI-tym Konkursie Czytelniczym". Wtedy dziesięcioletni Rysiu, dziś - dziadek Rysiu. Taka to książka. Znowu czeka na przeczytanie...

Świerszczyk 7/2017

$
0
0



Tym razem zdążyłam! Daję znać, że od kilku dni w sprzedaży nowy numer magazynu "Świerszczyk". Jest bardzo świąteczny! Jest Dyngus w Krasnoludkowie, są zające i całe mnóstwo pisanek. Lekcja rysunku dotyczy owieczki, w ramach Kolorowych Zabaw możemy zrobić tekturową pisankę, Kotek Mamrotek, z małą pomocą profesora Jajo, uczy się o pisankach (szalona historia! :)), a w krzyżówce palma, bazie i mazurki. Jeśli - podobnie jak u nas - wielkanocny zajączek przynosi Waszym dzieciom jakąś słodkość i drobiazg - ten numer "Świerszczyka" będzie w sam raz :) Kolejny numer już 15 kwietnia! I zapomniałabym! Ruszył fanpage Czytanie lubi dzieci! Zapraszam do polubienia :)



Zdążyłam też z moją małą świąteczną tradycją i skończyłam pracę nad świątecznymi wytłaczankami. W tym roku takie, w 2013 było TAK, w 2014 TAK, 2015, 2016... Lubię!




PS Tak, kleju za dużo, papier się pomarszczył a nożyczki piękne, ale niewygodne ;)

Basia i przyjaciele. Titi / Basia i biblioteka

$
0
0
Dwie książki. Te same autorki, bohaterka, wydawnictwo, ten sam format, twarde okładki, pewnie znaków mniej więcej tyle samo, bo objętość podobna... Tylko ta waga. Jedna lektura lekka, radosna, po śniadaniu, przed obiadem, przed zaśnięciem - nie ma złej pory na jej lekturę. Druga - ciężka, z całą paletą barw, także tych bardzo ciemnych. Najpierw czytałam sama, czytałam i płakałam. Potem sięgnęła po nią Ewa i było jej ciężko, była smutna i zaskoczona. To chyba najtrudniejsza część z serii o przygodach Basi.







Basia i przyjaciele. Titi (tekst: Zofia Satnecka, ilustracje: Marianna Oklejak, Wydawnictwo Egmont) to opowieść o jednym popołudniu i poranku kolejnego dnia. Głównym bohaterem jest kolega Basi - Titi, który przeprowadził się do Polski z Haiti, gdzie stracił bliskich podczas trzęsienia ziemi. W Polsce znalazł nowy dom i przyjaciół, spotkały go dobre rzeczy, choć nie brakowało trudnych momentów. Tak jak tego popołudnia, kiedy szedł z rodzicami na plac zabaw i przypadkiem wpadł na starszego pana, z którego wysypał się potok słów: "czarnuch", "nierób", "brudas", "muslim", "uchodźca"... Titi nie wszystko zrozumiał, ale czuł, jakiego koloru są te słowa. I mimo obecności kochających rodziców, mimo ich uspokajających słów - nie mógł przestać myśleć o tym zdarzeniu.
- Czarnuch - powiedział Titi z trudem. Brudas. Muslim. - Podniósł głos i tym razem wykrzyczał to z siebie najgłośniej jak umiał: - Czarnuch! Brudas! Muslim! - Słowa wypadały z jego ust jak pozbawione barwy kamienie. Spadały na ziemię i toczyły się po niej głucho.
Anielka potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić natrętną muchę. Podeszła do Titiego, nucąc cicho pod nosem, i po prostu go przytuliła. (...) Wszyscy otoczyli Titiego i objęli go mocno ciepłym kokonem z ramion.
Basia i przyjaciele. Titi zostawiają nas z wieloma tematami do rozmów - o inności, tolerancji, strachu, o tym, jak mogą boleć słowa... Niełatwa to lektura, ale ważna.






W Basi i bibliotece towarzyszymy głównej bohaterce (i jej grupie przedszkolnej) podczas wycieczki do biblioteki, gdzie odbywają się warsztaty artystyczne i spotkanie z Różą Marcinek, autorką książki o Czwartej Śwince. Jest więc trochę o bibliotece i zasadach, jakie w niej obowiązują, ale i o wyobraźni, o wyrażaniu siebie w twórczości, o odwadze, o opowiadaniu i słuchaniu, o tym, że każdy może zostać twórcą i że każdy autor jest ważny. Ładna ta część, bardzo nam się podobała, pewnie nie bez znaczenia jest fakt, że bardzo lubimy naszą osiedlową bibliotekę, panie w niej pracujące, księgozbiór i wszelkie wydarzenia dla dzieci :)

Orkiestra krowy Zosi / Co słychać?

$
0
0
Mam w domu prawie siedmiolatkę, która z większym lub mniejszym zapałem zasiada do pianina i ćwiczy. Która opowiada mi o nutach, taktowaniu i pauzach. Która ma - już teraz - większą wiedzę muzyczną ode mnie. Tym bardziej, tym chętniej, tym bardziej uważnie - szukam książek, w których pojawia się muzyka. Tych, przy których można po prostu się zrelaksować lub pozycji, które nieco edukują... przede wszystkim mnie ;)









Orkiestra krowy Zosi (tekst i ilustracje: Geoffroy Pennart, tłumaczenie: Michał Radziwiłł, Wydawnictwo Muchomor KLIK). Zosia - krowa, która mieszka na wsi - jest bardzo muzykalna i często chętnie występuje dla swojej rodziny. Kiedy dowiaduje się, że w mieście organizowany jest konkurs muzyczny - postanawia wyjechać, by spróbować dostać się do jakiejś orkiestry i wziąć udział w konkursie. W mieście kupuje gazetę i wyrusza na - znalezione w dziale ogłoszeń - kolejne przesłuchania. Wielka Orkiestra Wyszczerzonych Zębów, Trawożerni Melomani, Królewska Harmonia Przeżuwaczy, Klub Muzyczny Zwierząt Rogatych, Bycza Orkiestra Symfoniczna, Muzykalne Kopytka... Wszystkie te orkiestry okazują się nie dla Zosi. Krowa nie spełnia ich, w ogóle nie związanych z muzyką, wymagań. Kiedy zniechęcona jest bliska powrotu do domu - poznaje Dominika, kelnera z Kawiarni Dworcowej, który również kiedyś jako muzyk został wielokrotnie odrzucony: "a to nie miałem dość długiej sierści, a to dość krótkiej; miałem zbyt obwisłe uszy albo zbyt spiczasty pysk; a to brakowało mi wzrostu, a to kolor był nie taki, a to pochodzenie...". Zosia i Dominik wpadają na pomysł - chcą założyć własny zespół, zatrudniający tylko dobrych muzyków. I tak właśnie robią, i biorą udział w konkursie jako Przyjaciele Muzyki.
Niewiele tekstu, duże litery i taki sam format książki. Twarda oprawa i spore ilustracje, na których czasami naprawdę dużo się dzieje. I jeszcze Zosia, która jest odważna i zdeterminowana, dla której ważna jest po prostu muzyka; która przeżywa całą masę emocji związanych z kolejnymi przesłuchaniami zakończonymi porażką, ale dzięki nim podejmuje decyzję, która uszczęśliwia nie tylko ją, ale i pozostałych członków zespołu Przyjaciele Muzyki i ich słuchaczy. Takie to krótkie przesłanie - jeśli masz talent, nie próbuj się na siłę wpasować gdzieś, gdzie nikomu na tobie nie zależy. You go girl! Bądź jak Zosia!








Co słychać? (tekst: Anna Czerwińska-Rydel, ilustracje, grafiki, projekt: Monika Hanulak, Małgorzata Gurowska, Wydawnictwo Wytwórnia KLIK). Pięcioosobowa rodzina Allegrich i ich codzienność - spożywanie na obiad makaronu, rozmowy, wieczorne rytuały - jako okazja do przybliżenia nam muzycznych pojęć związanych z tempem, dynamiką i artykulacją. Raczej do wielokrotnego wracania do lektury, niż do jednej lekcji naszpikowanej terminami. Lento, moderato, allegro, accelerando, rallentando - aż kręci się w głowie. Ale nie zrozumcie mnie źle, to nie jest niestrawna porcja wiedzy, to po prostu posiłek składający się z przystawki, kilku dań i deseru. Nie spieszmy się, czytajmy bardziej lento. Nasz egzemplarz jest z biblioteki, ale Ewa chce mieć książkę na swojej półce. I w ogóle się jej nie dziwię. Muszę zapisać na listę potrzeb i przy okazji nadrobić lekturę pozostałych tytułów z tej serii - Wszystko gra i Co tu jest grane?   

Rycerz Lwie Serce

$
0
0
Zanim doczytałam podtytuł "Książka-gra, której bohaterem jesteś ty!" już byłam zaciekawiona. Okładką, sporym i pionowym formatem połączonym z zaokrąglonymi rogami. Zanim doczytałam - już miałam ochotę na spotkanie z tą książką. A jak już doczytałam, to zanim przeczytałam całość, minęło sporo czasu.



Najpierw widziałam, że czytała ją na kanapie. Kolejna odsłona była na łóżku. Kiedy dowiedziała się, że będziemy się przemieszczać samochodem przez około godzinę, zatargała ją do auta. Czytała też na ławce, na placu zabaw. To nie tak, że lektura zajęła jej tyle czasu. Ona czytała od nowa, i jeszcze raz, kolejny, znowu od początku... Czytała i czytała, za każdym razem nieco inaczej.



Rycerz Lwie Serce. Książka-gra, której bohaterem jesteś ty! (Delphine Chedru, tłumaczenie: Joanna Wajs, Nasza Księgarnia) to - dokładnie tak, jak mówi nam podtytuł - książka-gra. Nie ma pionków, kostki, żetonów, kart. Nie wymaga obecności drugiego gracza, choć wspólna lektura też jest fajna. Nie trzeba także czytać zasad tej gry, od pierwszej strony po prostu w niej jesteśmy.


Oto Rycerz Lwie Serce, który chwilowo stracił odwagę. Stoisz z nim ramię w ramię w lesie. Możecie zejść w dół schodów widocznych w spróchniałym drzewie lub znaleźć linę i spuścić się bezszelestnie w głąb drzewa przez gniazdo czubatego ptaka. Co wybieracie? Każda decyzja to numer strony, na którą przeskakujecie. Rozkładówki łączy zazwyczaj ten schemat - zadanie i wybór. I zadania nie zawsze są proste, serio! Długą chwilę utknęłam na jednej ze stron. Nie mogłam znaleźć ukrytej cyfry i - ale wstyd - posiłkowałam się odpowiedziami podanymi na końcu książki. Chyba po raz pierwszy byłam zadowolona, że w książce zamieszczone są odpowiedzi!



Zadania są bardzo różne - szukanie ukrytych cyfr (i dodanie ich), wskazanie dwóch takich samych elementów lub pięciu różnic między obrazkami, znalezienie jakiegoś wzoru czy szczegółu, labirynt, sporo jest zadań, które wymagają nieco innego spojrzenia na ilustracje, bardziej całościowego, wyjścia poza schemat. Nawet jak już wszystkie zadania są rozwiązane (choć np. Ewa nie rozwiązywała wszystkich przy pierwszej lekturze), drogi do czekającego na końcu książki straszliwego zielonego smoka mogą być bardzo różne. Można od razu wykazywać się odwagą i zaimponować Rycerzowi Lwie Serce, wtedy droga będzie krótsza. Ale można też delektować się wspólną wędrówką i nie spiesząc się podążać w stronę przeznaczenia. Obojętnie, którą drogę wybierzecie, będziecie się dobrze bawić :)

Jak zwierzęta śpią?

$
0
0
Wojtek preferuje w towarzystwie, słuchając kołysanek duetu Turnau i Umer, na podusi w paski. Ewie od wielu miesięcy Jerzy Stuhr czyta o Pettsonie i Findusie, ona też ma swoją ulubioną poduszkę oraz pluszowego pieska i kotka w objęciach. Tak zasypiają. Śpią różnie, czasem śnią, w nocy łażą i zmieniają łóżka lub zdziwieni budzą się u siebie. A jak śpią zwierzęta?



Też mają swoje przyzwyczajenia, rytuały, sposoby na dobry sen. Koty na przykład śpią najdłużej ze wszystkich ssaków - nawet 16 godzin na dobę. Potwierdzamy. Podstawą kociego życia jest sen. Zaraz potem jedzenie i picie. Na końcu człowiek, ale to nie zawsze ;) Gdybym spała jak żyrafa - długo bym nie pożyła. Dwie godziny. Dzielone na pięciominutowe drzemki. Nie do wiary! Wydry śnią kołysane falami, małe na brzuchu mamy. Paw chętnie regeneruje się w koronie drzewa. Wielbłąd na klęczkach...




Jak zwierzęta śpią? (tekst: Jiří Dvořák, ilustracje: Marie Štumpfová, tłumaczenie: Julia Radziwiłł, Wydawnictwo Muchomor) to bardzo ciekawa pozycja dla dzieci w wieku od 3 lat. Twarda oprawa, poziomy, podłużny format i 16 rozkładówek ze zwierzakami i ich sennymi zwyczajami. Wybór zwierząt jest nieprzypadkowy, kluczem jest... różnorodność. Autorzy zadbali, byśmy poznali naprawdę różne okoliczności, w jakich zasypiają zwierzęta, ich pozycje, długość snu. Niby książka z ciekawostkami, taka edukacyjna, naukowa, a człowiek czyta - "Nad głową mają czarny koc z dziurami - gwiazdami, a pod grzbietem słone łóżko, które będzie je kołysać do rana" i od razu trochę sam odpływa... A potem kołysanki, podusia, piesek i kotek. Dobranoc!



PS A jeśli będziecie mieli okazję - dziś o 14.45 w programie Misia i Margolci (TVP ABC) będzie o tej książce :)

21. Biennale Sztuki dla Dziecka

$
0
0

Wiecie, co jest najlepsze? Że my dopiero się rozpędzamy. Dwa lata temu Ewa - jak pięciolatka - skorzystała tylko z części wydarzeń biennale. W tym roku mamy do wyboru jeszcze więcej spektakli, warsztatów, koncertów i seansów dla dzieci w jej grupie wiekowej. Za dwa lata - wciąż to będzie impreza dla nas. Ba, skorzystamy podwójnie, bo dorośnie do niej Wojciech!  Otwórzcie kajeciki i notujcie, że od 29 maja do 4 czerwca, Poznań, 21. Biennale Sztuki dla Dziecka. W tym roku hasło przewodnie to - Do śmiechu. Poznań zamieni się zatem w Krainę Śmiechoszków, a przewodnikami po tym miejscu zostaną: Hihilary, Hahanna, Hohonorata i Hehenryk. Będą nas prowadzić drogami do... śmiechu, oczywiście. Możecie wybrać drogę tradycji, muzykowania, radości i zabawy i wspólnego tworzenia. Podpowiem Wam, że nie warto ograniczać się do jednej drogi. Najlepiej do śmiechu pędzić każdą z nich. Dlatego - mimo szkoły, mimo obowiązków, zajęć dodatkowych... Mamy bardzo szczegółowy plan. Tak jak pisałam w tym wpisie -  tym razem to Ewa podejmowała większość decyzji w sprawie biletów na konkretne wydarzenia. Mamy to! Mamy opracowaną własną drogę, to będzie bardzo intensywny czas, ale jestem przekonana, że z uśmiechem damy radę każde popołudnie spędzać w Krainie Śmiechoszków. Kto jak nie my? :)
Wszystkie informacje o 21. Biennale Sztuki dla Dziecka znajdziecie na stronie WWW wydarzenia KLIK. Bilety już są w sprzedaży. Warto zacząć się nimi interesować już teraz, dobrze Wam radzę. Bilety są w naprawdę przystępnych cenach (najdroższe - 9 zł od osoby, z Kartą Dużej Rodziny - 5 zł!). A program jest fantastyczny i baaardzo zróżnicowany. Polecamy gorąco i nie możemy się doczekać.

PS I od razu wynotujcie sobie: 16-25 czerwca 2017 Malta Festival Poznań, 3-9 lipca 2017 Sztuka Szuka Malucha, 7-13 lipca 2017 Animator, 23 września - 3 października 2017 Festiwal Filmowy Kino Dzieci, 3-7 października 2017 Festiwal Literatura dla Dzieci, 3-10 grudnia 2017 Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino! Chyba o czymś zapomniałam...

Wyjdź z szuflady - konkurs dla ilustratorów

$
0
0


Mam tyle wiadomości, że nie wiem, od której zacząć! Może od początku. Kiełkuje, WZRASTA, nowe wydawnictwo. Wydawnictwo MOI. Na początku było ziarno, a były nim dzieci i miłość do książek. Wykiełkował z tego pomysł na książkę, na treść książki O wzrastaniu, ale i na własne wydawnictwo. Teraz potrzeba tylko ilustratora. By ta machina ruszyła, by pojawiły się kwiaty, zalążki liści, piękna roślina.
Czas na drugą wiadomość - jest konkurs, "skierowany do ilustratorów, projektantów, grafików – studentów, absolwentów i wszystkich innych, którym tworzenie ilustracji dla dzieci jest bliskie". Uczestnicy konkursu mają za zadanie stworzenie po jednej ilustracji do wybranego etapu życia tego samego, dowolnego kwiatu w trzech różnych miejscach: w szklarni, na łące, w rodzinnym ogrodzie. Trzy ilustracje. Czas na wysłanie prac mija 9 czerwca 2017. Wszelkie informacje o konkursie i jego regulamin znajdziecie tutaj - KLIK. Gorąco Was zapraszam do rozpowszechniania informacji o tym wydarzeniu lub do wzięcia w nim udziału.
Dlaczego w ogóle o tym piszę? Bo - werble, czas na news nr 3 - zaproszono mnie do zasiadania w jury tego konkursu. I mam ogromną nadzieję, że będziemy w czerwcu rwać włosy z głów i płakać rzewnie nad przesłanymi pracami. Że wszystkie takie cudne, że dlaczego musi wygrać jeden projekt oraz po co nam to było, to reklamowanie konkursu. Trzymajcie kciuki i podajcie dalej. Każdy ma w gronie znajomych osobę, która tworzy. Czasem po prostu w ogóle się do tego nie przyznaje...



Elementarz przyrodniczy

$
0
0
Z targów przyniosłam katalogi wydawnictw i właściwie nie powinnam być w ogóle zaskoczona, że będzie je kartkować i szukać interesujących pozycji. Wszak moja ci ona. - Mamo, zobacz, musimy kupić. Bo to kolejna część - stukała palcem w ilustrację z okładką kwietniowej premiery wydawnictwa Nasza Księgarnia. Trochę się zjeżyłam. Zawsze tak mam, kiedy widzę działanie prawa serii. Że skoro już coś mamy, a to jest częścią serii, to musimy koniecznie kupowanie kontynuować. Oczywiście WIEM, że tak to właśnie działa i próbuję jej tłumaczyć. Z różnym skutkiem. Jak się już zjeżyłam, rzuciłam okiem.




Po elementarzu z literkami i tym matematycznym Nasza Księgarnia wydała Elementarz przyrodniczy (tekst: Beata Ostrowicka, ilustracje: Katarzyna Kołodziej, Nasza Księgarnia). Format znam, wiem, jakiego układu się spodziewać, że okładki twarde, papier mięsisty, książka szyta. Wiem, że duża czcionka, opowiadania, sporo ilustracji. Ale co z zawartością?




Jest ciekawie! Obok zagadnień znanych przedszkolakom (czyli np. pory roku, podstawowe zagadnienia związane z ochroną środowiska, piramida żywienia), pojawiają się tematy nieco trudniejsze (skąd się bierze prąd, rola pszczoły, smog, przepis na "fasolkową plantację", sprawa wypalania traw). Wszystkie zagadnienia, podobnie jak w poprzednich elementarzach, pojawiają się w opowiadaniach o przygodach dzieci. Czasami jest dodatkowy wykres, podpisana ilustracja, komiks, ale to wciąż zbiór opowiadań, które samodzielnie czytające dziecko może poznawać bez naszego wprowadzenia. Według informacji na okładce - w elementarzu znajdziemy tematy dobrane zgodnie z podstawą programową pierwszego etapu edukacji (klasy 1-3). My lubimy takie lekcje "przy okazji" :)



Do czytania, oglądania i śpiewania

$
0
0
Czasami nie mogę sobie przypomnieć melodii, pamiętam jakiś skrawek tekstu, ale jak to szło... Pamięć zawodzi, szukam podpowiedzi w internecie. Są jednak takie melodie, takie piosenki, co o każdej porze dnia i nocy, wyrwana z głębokiego snu, z myślami gdzie indziej, kompletnie zawieszona - ale zanucę. Ja zanucę, moja mama zanuci, babcia pewnie też nie miałaby z tym problemu. Bo kto nie zna Gdzieżeś ty bywał, czarny baranie?, Stary niedźwiedź czy My jesteśmy krasnoludki?









Wydawnictwo Muchomor wydaje świetną serię sztywniaczków dla maluchów - do czytania, oglądania i śpiewania. Niewielki i lekki kwadrat (15 x 15 cm), osiem stron, zaokrąglone rogi, sympatyczna cena. W środku tradycyjna, wszystkim znana piosenka. Połączona z miłymi dla oka ilustracjami (do tej pory wszystkie części, prócz jednej, zilustrowała Agnieszka Żelewska; za ilustracje w Jedzie pociąg z daleka odpowiada Ewa Kozyra-Pawlak). No hit!






Lojalnie tylko uprzedzam, że nadchodzi taki moment, w którym czytający/śpiewający ma ochotę wyrzucić przez okno KAŻDĄ JEDNĄ książeczkę, a w środku nocy słyszy głosy. W głowie. I one zawodzą - "kluseczki z miseczki, kluseczki z miseczki...". Żeby nie było. Uprzedzałam. Jeśli chcecie mimo wszystko zaryzykować - zestaw książeczek z tego wpisu jest do zgarnięcia na FB KLIK :)

PS Z tej serii ukazały się także tytuły: Jadą, jadą misie!, Krakowiaczek jeden, Jedzie pociąg z daleka.

Co się stało? Małe wypadki

$
0
0
Co za pomysł! Jedno zdanie, jedna prosta ilustracja. I tyle niedopowiedzeń, historii, które wydarzyły się gdzieś poza kadrem, których domyślamy się, o których opowiadamy i zaśmiewamy się do łez. Nie, nie nachylamy się z troską nad każdym bandażem, plastrem czy gipsem w tej książce. Nie o to w tym chodzi. Tak samo robimy w naszym domu, najpierw jest chwila na przytulenie, a potem zawsze trochę śmiechu. Gdybyśmy umieli rysować - moglibyśmy dołożyć kilka rozkładówek. Na przykład taką: "Co ci się stało? Małpi gaj był za blisko" lub "Co ci się stało? Prawie umiem hamować na rowerze!" lub "Co ci się stało? Zjeżdżalnia była za krótka". Znacie to?


 
Ja znam bardzo dobrze. Upadki, wypadki, plasterki, bandaże. Życie! Czasami uda się otrzepać ręce i iść dalej. Innym razem są łzy jak grochy, szare od kurzu smarki na policzkach i dłuższa chwila przytulania. Albo jedziemy na izbę przyjęć, bo przecież bywa i tak. Zawsze udaje się nam jednak okrasić wypadek śmiechem. Ostatecznie. Chociażby wczoraj. Wnosząc po schodach Wojtka - zaliczyłam u ich szczytu spektakularny upadek. Ślizgiem na kolanie wjechałam z hukiem na trzecie piętro. Udało mi się utrzymać Wojtka. Odetchnęłam i co widzę? Ewkę w szerokim uśmiechu. Który to usilnie stara się pohamować, pytając - niemal bulgocząc od chichotu - czy nic mi się nie stało. Też się śmiałam!




Co się stało? Małe wypadki (Karolina i Hans Lijklema, Wydawnictwo Widnokrąg) to książka, która najpierw wywołuje konsternacjęi zdziwienie, ale stan ten trwa bardzo krótko; chwilę później rusza lawina opowieści i śmiechu. Nie wiem, jak reagują młodsze dzieci (dla Wojtka poziom abstrakcji, wiadomo, jest za duży), ale taka prawie siedmiolatka czytała i oglądała ją naprawdę wiele razy i czerpała przyjemność z opowiadania nam historii związanych z każdą ilustracją. Krztusząc się ze śmiechu. W przygotowaniu jest Co się stało? Wielkie plamy oraz Co się stało? Straszny bałagan. Myślę, że czeka nas wiele dobrej zabawy...




Świerszczyk 10/2017

$
0
0
Wyjmując dużą kopertę ze skrzynki, cicho westchnęłam. Ewa patrzyła na mnie pytająco. - To nowy "Świerszczyk". Kolejny. Tak chciałam systematycznie o nim pisać, ale brakuje mi czasu - wyjaśniłam. - Cieszę się z nowego numeru, ale żal mi, że nie opisałam dwóch ostatnich - dodałam. Ewa milczała. Ale tylko chwilę. Wszak u niej złotem jest mowa, milczenie zaś srebrem. Wpatrywała się intensywnie w kopertę. - Wiem, co musisz zrobić. Napisz do nich, żeby nie wysyłali priorytetem, to może zdążysz... ;)



Aktualny numer "Świerszczyka" ma bardzo wdzięczny, bliski nam temat główny - rodzeństwo. Wiersze, proza i zadania - wszystko łączy się z opowieściami o braciach i siostrach. Siostra, siostrzyczka, siostrunia, brat, braciszek, bratunio - odmieniamy na ponad 30 stronach. Wycinaamy też kolejną Kwadratową Grę Literową i Wiele Znaczące Odznaki. Jest też pomysł na prezent z okazji Dnia Mamy - wiem, że Ewa skorzystała z tej podpowiedzi, mimo że nie miała odpowiednich materiałów. Nie mogę się doczekać piątku!







PS Numery, których nie udało mi się opisać też były fajne, jeden dotyczył różnych regionów Polski, drugi opery. Ja nie mogę się doczekać kolejnego numeru, na którego okładce jest hasło "Zmieniam minusy na plusy" :)

Viewing all 654 articles
Browse latest View live